Rower pozwala zobaczyć, jakie są defekty w organizmie. Na jazdę na rowerze namówiłem między innymi mojego lekarza. Pewnego dnia zasłabł, ale już na terenie szpitala, do którego dojeżdżał rowerem. Wyszło na jaw, że miał chorobę wieńcową i można było w porę przeciwdziałać. Do dziś, gdy tylko wspomina ten moment, mówi mi: „Tadek, to dzięki tobie, dzięki rowerowi. Gdybym tylko chodził, mogłoby być różnie” – mówi Tadeusz Mytnik w rozmowie z Magdaleną Szymerowską.
Porozmawiajmy o aktywności fizycznej. Kolarze zgodnie twierdza, że najlepszy jest rower..
Bo to prawda. Rower to nie tylko zdrowie fizyczne, bo pracuje układ krwionośny, oddechowy, pracują mięśnie, organizm jest dotleniony, ale również psychika się regeneruje. Znika stres. Każdemu powtarzam; gdy wsiądziesz na rower, przejedziesz tylko kawałek drogi, to o wszystkim zapomnisz. Człowiek jest wtedy sam ze sobą, przypominają mu się ciekawe myśli, słowa. Jest to rodzaj kontemplacji, wyciszenia. Ile problemów można rozwiązać, jadąc.
Dobrze też pracuje serce.
Postawa siedząca, lekko pochylona do przodu jest idealna dla serca – tak mówią kardiolodzy. Rower pozwala zobaczyć, jakie są defekty w organizmie. Na jazdę na rowerze namówiłem między innymi mojego lekarza. Pewnego dnia zasłabł, ale już na terenie szpitala, do którego dojeżdżał rowerem. Wyszło na jaw, że miał chorobę wieńcową i można było w porę przeciwdziałać. Do dziś, gdy tylko wspomina ten moment, mówi mi: „Tadek, to dzięki tobie, dzięki rowerowi. Gdybym tylko chodził, mogłoby być różnie”.
Pochodzi pan z gminy Jaworzyna Śląska. Co roku w pana miejscowości Nowicach odbywa się memoriał Tadeusza Mytnika. Czy dużo osób startuje w tym wyścigu?
W wyścigu mogą wziąć udział zawodnicy w każdym wieku – zrzeszeni, którzy posiadają aktualną licencję kolarską i ważne badania lekarskie, oraz niezrzeszeni po wypełnieniu oświadczenia. Dzieci startują za pisemną zgodą rodziców lub opiekunów, w ich obecności. Startuje nawet kilkuset zawodników. Ale najlepsze są dzieci na swoich rowerkach. Bo to kibicują im dziadek, babcia, rodzice, pies.. No i te dzieciątka stoją na starcie na tych rowerkach, ujadą może ze 100 metrów, ale jaka to dla nich radość. Każde dziecko dostaje medal z moim wizerunkiem.
ŚNIADANIE MISTRZA
Tadeusz Mytnik: Wieczorem zawsze parzę siemię lniane, które rano wypijam. Na śniadanie przygotowuję swoją miksturę: rozgniatam banan, dodaję pestki dyni, słonecznika, żurawinę, pokrojone suszone śliwki, płatki owsiane, rodzynki, sok z cytryny, jedną łyżkę oleju lnianego, szczyptę imbiru w proszku i pół startego jabłka.
Do tego piję herbatę liściastą z miodem. Po takim śniadaniu jestem syty i do obiadu nic więcej nie jem.
Dlaczego trzeba promować sport?
Chodzi o to, żeby znaleźć czas dla siebie, dla sportu. Bo ludzie zaniedbują aktywność fizyczną. Przypominają sobie dopiero wtedy gdy zaboli ich serce, wątroba lub zachorują.
Ważne jest też szukanie talentów sportowych.
Tak. Sam pierwszy raz pojechałem na tego typu wyścig, było to z okazji 650-lecia Piotrowic. Startowali tam też zawodnicy z klubów kolarskich. No i wszystkich pokonałem, ale gdy podniosłem ręce do góry przed metą, przewróciłem się. Zająłem drugie miejsce, bo zanim się pozbierałem, metę minął Mieczysław Cielecki, później wybitny przełajowiec. To on mnie namówił do treningów w klubie sportowym Karolina Jaworzyna Śląska. I tak się zaczęła moja przygoda z kolarstwem.
Jak wygląda dzisiaj pana aktywność fizyczna?
Rano, gdy się budzę, nie wstaję od razu. Budzę oczy, serce, jelita, mięśnie. To trzeba zrobić. I wtedy dopiero wstać. Gimnastyka poranna, to przede wszystkim rozciąganie. Kładę się na dywan robię krzyżowe ćwiczenia, potem robię rozciągające „kocie ćwiczenia” – wyciągam ręce, jedną nogę odciągnę potem drugą, zawsze zrobię dziesięć pompek i co jest bardzo ważne, otwieram drzwi balkonowe i wymieniam dwutlenek węgla w organizmie na świeże powietrze. Codziennie to robię. Głęboki oddech i trzymam powietrze, ile tylko mogę i je wydycham. Chodzi o to, żeby w obieg wszedł tlen, a szybciej wyszedł dwutlenek węgla. To jest ćwiczenie tybetańskie.
A rower?
Na rower wsiadam trzy razy w tygodniu. Jeżdżę od 60 do 100 kilometrów. Bo tego starego diabła, co jest we mnie w środku, to czterdziestoma kilometrami nie rozruszam. Jeżdżę nawet, gdy pada deszcz. I po powrocie do domu, mogę góry przenosić, jestem tak naładowany.
Projekt wykonano dzięki partnerstwu z Fundacją LOTTO im. Haliny Konopackiej