O nowych, choć starych kłamstw ach o aborcji rozmawiamy z Wojciechem
Ziębą, prezesem Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka.
Czy sprawa Roe przeciw Wade to wyjątek, czy może znamy więcej takich przykładów?
Stany Zjednoczone nie były jedynym krajem, w którym legalizacja aborcji została wprowadzona m.in. za pomocą kłamstwa. W 1960 r. w Wielkiej Brytanii organizacje proaborcyjne podawały, że skala podziemia aborcyjnego sięga 250 tys. nielegalnych aborcji rocznie. Tymczasem Rada Królewskiego Towarzystwa Ginekologicznego i Położniczego napisała w oświadczeniu z 1966 r.: „Wielokrotnie podawano, że liczba nielegalnych aborcji wynosi 100 tys. rocznie, najnowsze szacunki mówią nawet o 250 tys. Te liczby – podobnie jak wcześniejsze szacunki mówiące o 50 tys. nielegalnych aborcji rocznie – nie mają żadnych rzeczywistych podstaw”. Z kolei niemieccy działacze proaborcyjni w latach 70. podawali, że wskutek nielegalnej aborcji umiera od 10 tys. do 40 tys. Niemek rocznie. Tymczasem ze wszystkich przyczyn (naturalnych i losowych) rocznie umierało w tym kraju średnio 13 tys. kobiet w wieku rozrodczym!

A jak było w Polsce?
Sytuacja w Polsce w latach 50. wyglądała podobnie. Niesławna „Trybuna Ludu”, przygotowując grunt w przeddzień zalegalizowania przerywania ciąży, podawała: „Według oceny Ministerstwa Zdrowia liczba zabiegów dokonywanych z naruszeniem dotychczas obowiązujących przepisów sięga ok. 300 tys. rocznie lub jest nawet wyższa”. Tymczasem po legalizacji w 1956 r. liczba aborcji wynosiła: w 1957 r. – 36 368, w 1958 r. – 44 233.
Smutne jest to, że strategia radykalnego zawyżania skali podziemia aborcyjnego dalej jest w użyciu. Wciąż krążą po Polsce nieprawdopodobne liczby typu 200 tys. nielegalnych aborcji co roku. Na szczęście te liczby kompromitują się same, a film Wyrok na niewinnych przyczyni się do ich demaskacji. Przypomnę tylko, że eksperci naszego stowarzyszenia w raportach do Sejmu wykazali, że nie jest możliwe, żeby ta liczba przekroczyła 14 tys.

Dlaczego zwolennicy aborcji posuwają się do takich działań?
Nie chciałbym nikomu przypisywać intencji. Mogę jedynie zacytować to, co mówił dr Bernard Nathanson: „W 1968 r. [w czasie działań na rzecz legalizacji aborcji – przyp. red.] wiedzieliśmy, że uczciwe przeprowadzenie wśród Amerykanów ankiety na temat przerywania ciąży oznaczałoby dla nas druzgocącą klęskę. Zdecydowaliśmy się więc działać inaczej: posługując się środkami masowego przekazu, rozpowszechnialiśmy wyniki przeprowadzonych przez nas rzekomo ankiet, twierdząc, że 50 lub 60% Amerykanów chce legalizacji przerywania ciąży. Była to niezwykle skuteczna «taktyka samospełniających się proroctw». Gdyby dostatecznie długo wmawiać amerykańskiej opinii publicznej, że wszyscy są za legalizacją aborcji, większość nabrałaby przekonania o słuszności takiego poglądu. Niewielu ludzi bowiem lubi należeć do mniejszości”.
Jak przeciwdziałać takim kłamstwom?
Nasza odpowiedź to: edukacja, modlitwa, realne wsparcie rodzin i osób w kryzysie. Edukacja w zakresie medycznych czy historycznych faktów, ale i wzbudzania empatii, np. wobec dzieci z niepełnosprawnością, którym należy się prawo do życia – jak każdemu człowiekowi, bez wyjątków.
Modlitwa to fundament naszych działań – bez płynącej z niej nadziei trudno byłoby działać ruchowi pro -life na całym świecie. Świecie, który dopuszczając legalność aborcji, odwrócił się od najbardziej bezbronnych.
Ale to też by nie wystarczyło bez konkretnej pomocy. Opublikowaliśmy ostatnio raport o sytuacji dzieci z niepełnosprawnością. Wynika z niego jednoznacznie, że skrajne ubóstwo dotyczy niemal dwukrotnie częściej rodzin, w których żyje osoba niepełnosprawna. Brakuje pieniędzy na leczenie, lekarstwa i rehabilitację. Musimy to zmienić! Bardzo nas cieszy, że dzięki naszym darczyńcom możemy wspierać także finansowo wiele rodzin z chorymi dziećmi. Ale przecież ani nasze stowarzyszenie, ani żadna inna organizacja pozarządowa nie mogą wyręczać państwa w jego misji ochrony życia najbardziej zagrożonego. Nasze postulaty popiera cała Polska: z badań CBOS dla naszego stowarzyszenia wynika, że 92% Polaków popiera zwiększenie pomocy finansowej dla osób niepełnosprawnych z budżetu państwa. I do tego będziemy dążyć!

Wielu się nawróciło pod wpływem obrazu z USG. A jak działają zdjęcia dzieci poczętych wykonane przecież lata temu?
Często słyszymy, że żyjemy w epoce obrazu. Zdjęcia mają ogromną siłę oddziaływania, stąd z wielką dumą dzielimy się naszymi zdjęciami dzieci przed narodzeniem ze wszystkimi organizacjami pro-life, jakie się do nas zgłoszą. To komplet dwudziestu zdjęć opracowanych we współpracy z naukowcami z Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego około 20 lat temu. Ukazują rozwój dziecka od 7. tygodnia do 6. miesiąca życia. Na zdjęciach z 7. tygodnia widać wyraźnie ukształtowane dłonie z każdym paluszkiem, a na zdjęciach z 5. miesiąca – twarz dziecka niemal nie do odróżnienia od twarzy dziecka urodzonego. Na powiekach widać rzęsy, nad oczami brwi… Te wyjątkowe zdjęcia obiegły świat: wisiały na billboardach w Waszyngtonie, widniały na znaczkach pocztowych jednego z krajów Afryki. Ostatnio „nasze” zdjęcie nóżek dziecka w 11. tygodniu życia wisiało na billboardach w całej Polsce.
Dziś każdy może włączyć komputer i nawet bez wychodzenia do kina, w domu oglądnąć film Wyrok na niewinnych. Dlaczego jest on tak ważny?
Film jest ważny ze względu na odkłamywanie historii. Nie możemy iść do przodu jako społeczeństwo, jeśli kłamstwa z przeszłości nie zostaną nazwane i pokazane. Historia legalizacji aborcji w USA jest oparta na łańcuchu kłamstw, które film w jednoznaczny sposób punktuje. I to jest jego siła.
Ważne dla mnie było także przedstawienie amerykańskiej ikony ruchu pro-life dr Mildfred Jefferson, będącą pierwszą czarnoskórą kobietą, która skończyła Harvard Medical School! Z filmu dowiedziałem się też o związkach Margaret Sanger z Klu-Klux-Klanem (w filmie zacytowana jest jej autobiografia w tym względzie). Wiedziałem, że ta aktywistka aborcyjna, od której zaczął się ten ruch, miała poglądy eugeniczne i rasistowskie, ale że do tego stopnia, to było dla mnie spore zaskoczenie!
Najbardziej poruszająca była dla mnie scena, gdy cytowany już dr Bernard Nathanson, który uczestniczył w około 70 tys. aborcji (w tym własnego dziecka), odkrywa prawdę o tej procedurze. Film dr. Nathansona Niemy krzyk, w którym po nawróceniu pokazywał on prawdę o aborcji, był niezwykle ceniony przez mojego Ojca dr. inż. Antoniego Ziębę. W czasach komunizmu jeździł z nim od parafii do parafii. Do dziś zdarza mi się słuchać osób, które 30 lat temu uczestniczyły w tych na wpół legalnych projekcjach! Pamiętam czarny, ciężki projektor do puszczania tych filmów, który był nieodłącznym meblem w naszym domu rodzinnym, oraz szpule z filmem w metalowych kasetach. Stąd ujrzeć na filmie scenę, w której do dr. Nathansona dociera prawda, że zabił własną córkę, było dla mnie wstrząsające.
Dziękuję za rozmowę.
Małgorzata Pabis
