2,8 C
Warszawa
piątek, 26 kwietnia, 2024

Dywersanci pozarządowi – Jerzy Pawlas

26,463FaniLubię

Można cieszyć się z rozwoju społeczeństwa obywatelskiego, ale nie wtedy, gdy przybiera ono formy patologiczne, gdy organizacje pozarządowe (zresztą często za rządowe pieniądze) stają się antyrządowymi.

R. Trzaskowski, zaniedbując swe stołeczne obowiązki, podróżuje sobie po kraju, korzystając z dobrodziejstw Fundacji Roberta Schumana i Fundacji Konrada Adenauera. Montuje „ruch społeczny” wśród młodzieży, ogłupiałej przez niemieckie media polskojęzyczne. Cokolwiek by mówić, jest to nawiązanie do tradycji, którą w Polskiej Rzeczpospolitej Grubokreskowej zapoczątkował D. Tusk.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Progresywne stowarzyszenia przekonują o nieuchronności wprowadzenie edukacji seksualnej do przedszkoli, podpierając się autorytetem UNICEF, który ogłosił, że nie ma dowodów na szkodliwość pornografii dla dzieci. Co więcej, ograniczanie dostępu do niej to ograniczanie praw człowieka. Podobnie argumentują feministki w sprawie aborcji czy lewicowi aktywiści o dostępie do „rekreacyjnej” marihuany.

Ponoć lewicową kandydatkę na Rzecznika Praw Obywatelskich poparło tysiąc organizacji pozarządowych. Liczba ta, mająca świadczyć o niezwykłej popularności kandydatki, mogła przekonać tylko tych, którzy nie mieli świadomości, że takich organizacji naliczono już chyba sto tysięcy. Z drugiej strony, jeżeli ta mnogość nie przekłada się na powszechną świadomość – to skutki takiej aktywności społecznej raczej żałosne. Można więc zastanawiać się, czemu faktycznie służy działalność takich organizacji – zaspokajaniu indywidualnych ambicji, zarabianiu na utrzymanie, niesieniu pomocy innym, nie mówiąc o zwierzętach czy przyrodzie.

Samozwańcza przywódczyni feministek, która sprowadziła debatę publiczną do rynsztokowego chamstwa, wyżaliła się w mediach, że znajduje się w fatalnej sytuacji finansowej. Brzmi to niewiarygodnie, zważywszy hojność ofiarodawców (1,5 mln zł ze zbiórki) oraz jej pomysłowość w antydemokratycznych poczynaniach ulicznych. Tym bardziej, że w antyrządowych przedsięwzięciach łatwo znaleźć sponsora – krajowego bądź zagranicznego. Świadczy o tym znaczna część organizacji pozarządowych, która wyspecjalizowała się jako antyrządowa.

Niemiecki św. Mikołaj

Trzeba przyznać, że R. Trzaskowski metodycznie przygotowywał się do organizacji swego ruchu młodzieżowego. Poprzedziły ją spotkania z politykami niemieckiej chadecji (jak ustaliła „Gazeta Polska”), przedstawicielami młodzieżówki tej orientacji politycznej, a także Fundacji Adenauera – pod czujnym okiem niemieckiego ambasadora w naszym kraju (b. wicedyrektora BND).

Fundacja Adenauera nie pierwszy raz sprzyja przedsięwzięciom stołecznego prezydenta. Czyniła to już przed wyborami samorządowymi w 2018 roku. Finansowana z niemieckiego budżetu, mogła mieć wpływ na kampanię wyborczą, tak jak niemiecka prasa polskojęzyczna kształtowała latami elektorat na Ziemiach Odzyskanych.

Tak więc, nie dość, że niemieckie fundusze kształtują polski ruch młodzieżowy, forsowany przez R. Trzaskowskiego, to jeszcze na stołecznych obywatelach zarabiają niemieckie firmy. Dopiero po wypadkach miejskich autobusów okazało się, że firma Arriva jest własnością niemieckich kolei państwowych, a tymi zarządzają byli niemieccy politycy koalicji rządzącej.

Warszawski system kanalizacyjny ma to do siebie, że podczas ulewnych deszczów miasto jest zalewane i podtapiane. Kosztem 60 mln zł niemiecka firma ma temu przeciwdziałać. Jak na razie nie widać rezultatów.

W ten sposób niemiecki kapitał i politycy hodują sobie w naszym kraju następców D. Tuska (i jego partii KLD), ku obojętności polskich służb, elektoratu i podatników. Organizowane przez Rafała Trzaskowskiego olsztyńskie spotkania młodzieży przewidują 7-dniowe szkolenia możliwości działań antyrządowych. Antydemokratyczna partyzantka może liczyć nie tylko na niemieckie pieniądze, ale także międzynarodowe (International Republican Instutute).

Hojność i sprawiedliwość

Cokolwiek by mówić o badaniach opinii publicznej, ponad połowa respondentów ufa organizacjom pozarządowym (tzw. ngo-sy). Ponoć skuteczniej pomagają potrzebującym, niż instytucje państwowe. Ngo-sy jako organizacje pożytku publicznego (fundacje, stowarzyszenia) nie działają dla zysku, jeżeli nie mierzyć go działaniami indoktrynacyjnymi, wpływami politycznymi czy promocją neomarksistowskiej rewolucji obyczajowej. Ich ambitna działalność ma rozwijać współpracę między pokoleniami, sprzyjać aktywności obywatelskiej, bronić praw człowieka, jak również wpierać osoby niepełnosprawne, inicjatywy lokalne, kulturę regionalną czy edukację antydyskryminacyjną.

Tak więc, nic tylko wspierać ngo-sy, tym bardziej gdy organizują sąsiedzkie kręgi wsparcia, oddziałują na rady miejskie (aktywiści miejscy). Poza tym skupiają ludzi godnych pomocnego gestu – bezrobotnych, literatów-filozofów, sportowców, miłośników przyrody, pacjentów, filantropów, lokalnych demokratów, różne mniejszości. I nic to, że bronią praw człowieka, a nie bronią prześladowanych katolików, że bronią praw dziecka, ale nie chronią go przed seksualizacją. Niemniej spośród ok. 17 tys. fundacji i ok. 86 tys. stowarzyszeń, najwięcej zajmuje się sportem i turystyką, rekreacją i hobby (34%).

Każdy ngo-s może uzyskać 1 proc. podatku dochodowego od osób fizycznych. Z tego przywileju korzysta 23 proc. ngo-sów (np. w 2019 roku było to ponad 900 mln zł dla 14,8 tys. organizacji). Jednak najwięcej ngo-ów (60 proc.) uzyskuje dotacje samorządów i administracji centralnej. Niezależnie od tego 18 proc. ngo-sów wykorzystuje zagraniczne środki. Ich publiczny rejestr ma ujawnić dobrodziejstwo zagranicznych sponsorów, bo o ich wykluczeniu (możliwość zewnętrznego oddziaływania na sytuacje w kraju) dopiero się dyskutuje.

Dotychczas rządowe środki przyznawano ngo-som po resortowym uważaniu. Sytuację zmienił radykalnie rząd PiS powołując Narodowy Instytut Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego. To on ogłasza konkursy na projekty i przydziela dotacje (w latach 2018-2020 ponad 422 mln zł), przestrzegając zasad transparentności. Niemniej organizacje o profilu lewicowo-liberalnym, niegdyś uprzywilejowane, nie ustają w narzekaniach, choć korzystają przecież z dotacji.

Lewacka ideologizacja antydemokratyczna

Po wyborach 2015 roku namnożyło się samozwańczych strażników, a nawet obrońców – demokracji, występujących pod szyldem zatroskanych organizacji pożytku publicznego, choć – jak wiadomo – demokracji pilnuje elektorat przy urnach. Reakcja podobna do sędziowskiej obstrukcji przy reformie wymiaru sprawiedliwości, gdy stowarzyszenia sędziowskie zabawiały się działalnością antypaństwową.

Chociaż aborcja eugeniczna jest niekonstytucyjna, co zresztą potwierdziło orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, zaprotestowali przedstawiciele Fundacji Batorego i „Krytyki Politycznej”, jak również przeciwnicy antysemityzmu i homofonii oraz uliczni obrońcy demokracji – jakby inne zdanie w tej kwestii było w ogóle możliwe. Niemniej ich solidaryzowanie się z protestującymi feministkami skutkowało płomiennymi apelami do zagranicznych instytucji, zajmujących się prawami obywatelskimi. Nie zauważyli, że prawo do aborcji nie jest prawem człowieka.

Wśród protestujących znalazło się stowarzyszenie Sieć Obywatelska Watchdog Polska, które już w 2018 roku dało znać o sobie w proteście przeciw nowelizacji ustawy o IPN (przewidywała odpowiedzialność karną za fałszowanie historii, np. „polskie obozy śmierci”). Protestujący przypisali ustawodawcom chęć ukrycia „polskiego udziału w holokauście”.

Niezrażona haniebnymi insynuacjami Watchdog Polska, zaatakowała Fundację Lux Veritatis, właściciela ogólnopolskich mediów katolickich, domagając się ujawnienia finansów, które nie są tajemnicą, a więc skierowanie sprawy do sądu ma skutkować blokowaniem działalności tych mediów. Lewicowo-liberalny monopol w eterze ma być zachowany.

Watchdog Polska funkcjonuje dzięki wsparciu nieocenionego stowarzyszenia tzw. społeczeństwa otwartego, funduszy brukselskich i norweskich, fundacji niemieckich. Jednak na Węgrzech zlikwidowano dobrodziejstwa G. Sorosa – i świat nie zawalił się.

Odbierzemy wam wasze dzieci

Lewacka rewolucja zaczyna się od zmian w języku. Wszelkie wulgaryzmy uprawnione, tak jak podmiana znaczeń w tradycyjnych pojęciach. W konsekwencji dochodzi do negacji zdrowego rozsądku – ale właśnie o to chodzi. Trzeba zrewoltować szkolnictwo, bo młodzież to najłatwiejszy materiał do manipulacji.

Pod pretekstem walki z przemocą, wprowadza się lewackie ideologie. Pod pretekstem wychowania równościowego promuje się elgiebetyckie uprzywilejowanie. Zaś nauczyciele też chcą być postępowi, więc przychylnie odnoszą się do elgiebetyckiego genderowania, wpuszczając do szkół seksedukatorów.

Mnogość ngo-sów, atakujących szkoły wszelkimi sposobami, by indoktrynować już od przedszkola, świadczy o powadze sytuacji. Tym bardziej, że trzeba zrewidować także podręczniki (szczególnie do języka polskiego i historii), nasycone treściami ahistorycznymi, kwestionujące tradycję i dziedzictwo kulturowe.

Genderowa propaganda nie może zastępować edukacji, ale brukselski przykład (eurodeputowani forsują unijną strefę wolności osób lgbt) pokazuje, że nie jest to takie oczywiste.

Zielony biznes

Warszawscy miłośnicy przyrody (żeby nie powiedzieć – terroryści-ekologiści) chcą przekształcić miasto w zieloną europejską stolicę. Wyrugować samochody, zlikwidować przejścia podziemne, by zalesić ulice i uczynić je alejami spacerowymi, co najwyżej z towarzyszącymi im ścieżkami rowerowymi.

Z drugiej strony, ekologiści wydają się traktować przyrodę jako kartę przetargową w protestach przeciw planowanym inwestycjom. W końcu i tak jakoś ustępują biznesmenom, deweloperom czy politykom. Stołeczna obwodnica nie może się domknąć, bo w Wesołej pojawili się obrońcy sosnowego lasku. Zaś w Dolinie Służewieckiej ratusz planuje jakąś małą architekturę, wbrew mieszkańcom, a ku obojętności ekologistów, którzy – jak widać- nie widzą w tym interesu.

Ekologiści przeszkadzali naprawie Puszczy Białowieskiej – nie ponieśli jednak żadnej odpowiedzialności. Nikt też nie dochodzi źródeł ich finansowania, gdy krążą legendy o zarobkach miłośników przyrody. Przecież ktoś im płaci, by blokowali polskie inwestycje. Centrum Informacji Rządu podaje, że powstaje projekt ustawy o sprawozdawczości organizacji pozarządowych.

Jednak – czy same informacje o dotacjach czy grantach – są wystarczające? Czy nie można wprowadzić zakazu finansowanie ngo-sów z zagranicy, tym bardziej, gdy szkodzą polskim interesom?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content