Na każdej wojnie dochodzi do niecelnych ostrzałów i przypadkowych, niechcianych ofiar. Są one skutkiem mylących działań przeciwnika oraz błędów, będących skutkiem krańcowych emocji i czasem wręcz piekielnego chaosu na polu walki, w związku z którym ogień kierowany bywa w odruchu samoobrony i całkowicie na oślep.
W przypadku konwoju humanitarnego, przed paroma dniami zaatakowanego przez siły zbrojne Izraela, absolutnie żadna z powyższych okoliczności nie miała miejsca. Przede wszystkim strona izraelska została bardzo dokładnie poinformowana o miejscu i czasie, w którym przemieszczać się będą pojazdy z pomocą medyczną i żywnościową. Każdy z tych pojazdów nie tylko był samochodem cywilnym, ale też wyraźnie oznakowanym. Pociski, które na pojazdy te spadły, nie zostały wystrzelone przez jakiegoś rozemocjonowanego żołnierza w związku z prowadzonymi na tym obszarze działaniami wojennymi. Był to bowiem ostrzał dronowy, charakteryzujący się komfortowym, chłodnym wyborem celów ataku. Najdosłowniej polega to na tym, że operator broni dronowej siedzi sobie w miejscu bezpiecznym, często w warunkach przypominających relaks domowy. Śledząc wydarzenia na ekranie cele do zniszczenia wybiera sobie najdosłowniej tak, jak to się robi w przypadku gry komputerowej.
Mamy więc do czynienia z sytuacją, w której poinformowani o konwoju operatorzy broni dronowej wybrali jako cele ataku cywilne pojazdy z pomocą humanitarną. I niszczyli je jeden po drugim nie przerywając ostrzału nawet wtedy, gdy pasażerowie samochodu, który jeszcze nie został trafiony, rzucili się do ratowania kolegów znajdujących się w pojeździe obejmowanym przez płomienie spowodowane izraelską rakietą. Nikt z nich nie miał żadnej broni, nikt z nich nie przypominał żołnierza. A i tak zginęli zabici kolejną, wystrzeloną w ich kierunku rakietą.
Wszystko, co jak dotąd wiadomo na temat tej tragedii wskazuje na to, że mamy do czynienia ze zbrodnią przemyślaną, zaplanowaną i zrealizowaną z zimną krwią. A odpowiedź na pytanie o jej cel musi być w swej logice przerażająco straszliwa. Totalne usunięcie Palestyńczyków ze Strefy Gazy jest koncepcją rzadko artykułowaną wprost, choć na różne sposoby mówi się o tym od dziesięcioleci. A przede wszystkim – bardzo wiele się w tym kierunku robi z premedytacją krok po kroku wytwarzając w niej warunki niemożliwe do życia. Zakazy kopania studni, zakazy rybołówstwa egzekwowane strzałami z broni maszynowej wprost do ludzi rzucających ze swych łodzi sieci, odcinanie murami dróg do miejsc pracy czy służby zdrowia itd. itp. Aż trudno wskazać cokolwiek, czego Izrael nie zrobił w celu uniemożliwienia Palestyńczykom zamieszkiwania w Strefie Gazy. Konsekwentnie realizowane działania mają na celu to, by Palestyńczycy stamtąd się wynieśli. Na pytanie dokąd niektórzy odpowiadają wprost, że na Synaj. Półwysep ten w ogromnej większości jest jednak niemożliwą do zamieszkania pustynią a do tego należy do Egiptu. I cała możliwa do zamieszkania jego część jest gospodarczo wykorzystywana właśnie przez państwo egipskie.
Wojna trwająca od ubiegłorocznego ataku terrorystów Hamasu coraz bardziej układa się w skrajnie koszmarny scenariusz. Wygląda na to, że premier Netaniahu, któremu z bezliku powodów grunt w Izraelu palił się pod nogami, postanowił wykorzystać pojawienie się konfliktu do osiągnięcia dwóch celów. Pierwszy, najściślej osobisty, to wyzyskanie terrorystycznego ataku do rozpętania krwawej wojny i tym samym odwrócenie uwagi od własnych problemów z prawem. Cel drugi i o całe piekło gorszy to doprowadzenie do gigantycznej czystki etnicznej – wyrzucenia raz na zawsze wszystkich Palestyńczyków ze Strefy Gazy. Już, z miesiąca na miesiąc, zamieniana jest ona w morze ruin. W momencie wybuchu walk w całej Strefie zamieszkiwały ponad dwa miliony Palestyńczyków, z czego blisko sześćset tysięcy w samym mieście Gaza. W marcu oficjalna liczba zabitych zbliżała się do czterdziestu tysięcy a ciężko rannych było ponad dwa razy tyle. Katastrofa humanitarna polega tam na codziennych licznych zgonach z powodu braku już nie tylko szpitali, lekarzy i lekarstw, ale też niedostatku wody i żywności. Sytuację próbowały ratować zagraniczne organizacje spieszące z konwojami wiozącymi przede wszystkim najpotrzebniejsze medykamenty. Jeden z tych konwojów właśnie został przez wojska izraelskie zaatakowany. Wszystko wskazuje na to, że siedmiu jadących nim ludzi, w tym Polak, zostało z premedytacją zamordowanych. I oczywiste skutki już są – pomoc humanitarna dla Strefy Gazy została wstrzymana. Co znaczy, że liczba śmiertelnych ofiar będzie coraz większa.
Wszystkie media świata islamskiego to, co od kilku miesięcy dzieje się w Strefie Gazy, nazywają ludobójstwem. I coraz częściej tak definiuje się to w świecie zachodnim. A jaki jest do tego oficjalny stosunek państwa izraelskiego dowiedzieć się można było z ponad dwugodzinnej rozmowy Roberta Mazurka z ambasadorem Izraela Yacovem Livinem. Pomimo wyrażanych na wszystkie możliwe sposoby pytania o to, czy Polska i Polacy usłyszą słowo „przepraszam” za zabicie polskiego obywatela – słowo to nie padło. Zamiast tego wysłuchiwać mogliśmy nie kończących się tyrad o rzekomym polskim antysemityzmie. Redaktor Mazurek w czasie tej rozmowy był na tyle miły, że mówił także o wielkim sukcesie, jakim jest zbudowanie państwa izraelskiego. Jeśli jednak pominąć osiągnięcia militarne i gospodarcze to stwierdzić przecież trzeba, że państwo izraelskie pod paroma względami jest jedną wielką klęską. To, że jest klęską moralną, dla nikogo nie może podlegać jakimkolwiek wątpliwościom. A w wielkiej mierze jest też Izrael wielką klęską polityczną. Otoczony państwami, z których zrobił sobie śmiertelnych wrogów od lat robi też wszystko, by nie mieć przyjaciół także w innych częściach świata. W Polsce miał kiedyś niezliczone rzesze przyjaciół. W 1967 roku Polacy masowo trzymali kciuki za „naszymi Żydami”, tym bardziej że kraje, z którymi Izrael się wtedy ścierał, kojarzone były jako przyjaciele Sowietów. Nie inaczej było w czasie kolejnych wojen. Przez parę dziesięcioleci rozwijały się w Polsce inicjatywy mające na celu zbliżenie z Izraelem czy choćby pielęgnujące dziedzictwo polskich Żydów. Z roku na rok coraz częściej Polacy byli jednak wstrząsani przejawami izraelskiego antypolonizmu. Antypolskie narracje coraz bardziej porażały skalą zawartych w nich oszczerstw, najczęściej urągającym nie tylko historycznym faktom, ale i zdrowemu rozsądkowi. W końcu do Polaków dotarło, że nawet wybory w Izraelu wygrywa się wyścigami w tym, kto bardziej opluje Polskę. Kulminacja antypolskiej orgii osiągnięta została w roku 2018, w którym to najostateczniej przekonaliśmy się, że w wymyślaniu kłamstw na temat Polski liczni Żydzi nie znają żadnych granic. Korzyść z tego jest taka, że miliony Polaków po prostu przestały słuchać tego, co nowego wymyślili zakłamani do szpiku kości łajdaccy polakożercy. Na pytanie „po co to robią” redaktor Lisicki odpowiadał: „Bo mogą”. I owszem – mogą. Mogą sobie pozwolić na bezlik wrogów i ciągłe produkowanie sobie nowych, bo mają potężny parasol wsparcia amerykańskiego, własną flotę tysiąca samolotów bojowych i głowice nuklearne. Niezły potencjał, czy aby jednak będzie on gwarantem po wsze czasy? Kochający Izrael biali anglosascy protestanci powoli ustępują w USA miejsca Afroamerykanom, Hindusom, Azjatom, Latynosom. Czarnoskórzy stanowią coraz większą część amerykańskich elit a grupa ta niezmiennie właśnie Żydów uważa za najpierwszych winnych ich nieszczęść. Z powodu handlu niewolnikami i sprawstwa niewolnictwa, co Afroamerykanie uważają za zbrodnię większą od holokaustu. Czego by bowiem nie powiedzieć – połowa Afrykańczyków porwanych i sprzedanych nie przeżywała podróży przez Atlantyk. Milion zwłok wyrzuconych za burtę – to najmniejsza z liczb wymienianych przy szacowaniu rozmiarów tej tragedii. Inne wzrastające w siłę amerykańskie mniejszości też na los Izraela nazbyt wrażliwe nigdy nie były, więc raczej już nie będą. Nie jest też on aż tak ważny z punktu widzenia obiektywnych amerykańskich interesów. To, co bywa nazywane izraelskim sukcesem politycznym już w perspektywie najbliższych dziesięcioleci może więc zacząć się rozwiewać jak dym. I szybko też stopnieć może izraelska przewaga militarna. Zwłaszcza, jeśli bliżsi i dalsi sąsiedzi zaczną się wyposażać w broń nuklearną. Chodzi o tych sąsiadów, o których w Izraelu powszechnie mawia się „my jesteśmy dziećmi Bożymi a oni są pomiotem Szatana”. A jak ktoś wie, że tak został zdefiniowany, to raczej już tego nie zapomni…
I w tym zdaniu, które w Jerozolimie czy Tel Awiwie często można usłyszeć, zawiera się istota tego, czym jest izraelska klęska. A może i wyjaśnienie tego, co z Izraelem może się wydarzyć być może w nieodległym już czasie. Ksiądz profesor Waldemar Chrostowski spędził w tym kraju sporą część życia, stąd niezliczoną ilość razy spotykał się w nim z zarzutami, że „Polska i Polacy nigdy nie potrafili sobie ułożyć stosunków z żydowskimi sąsiadami, z żydowską mniejszością”. Na zarzut ten odpowiadał zawsze tym samym zdaniem: „No to teraz Żydzi mają własne państwo, więc może nam Polakom pokażą, jak należy sobie układać stosunki ze swoimi sąsiadami i z zamieszkującą w ich państwie mniejszością?”
Na tak postawione pytanie zawsze odpowiedzią jest kończące wszelką dyskusję głuche milczenie. Wszystko też wskazuje na to, że ani ta wymiana zdań ani też następujące po niej milczenie, nie zaowocowały w mieszkańcach Izraela jakąkolwiek choćby namiastką refleksji.
Artur Adamski