3 C
Warszawa
czwartek, 18 kwietnia, 2024

„Sprawa Żulczyka”, czyli jak sądy wulgaryzują debatę publiczną w Polsce

26,463FaniLubię

„Nie popełnił przestępstwa” – głośnym echem odbił się w dniu wczorajszym wyrok sądu okręgowego w Warszawie w sprawie słów użytych przez Jakuba Żulczyka wobec urzędującej głowy państwa. Sąd uznał, iż społeczna szkodliwość popełnionego przezeń czynu jest znikoma, a więc pisarz nie wypełnił znamion przestępstwa. Za nazwanie prezydenta RP „debilem” groziło mu do 3 lat pozbawienia wolności. Prokuratura domagała się oczywiście kary łagodniejszej w postaci przeprosin i prac społecznych.

„Debil” to z pewnością określenie obraźliwe i niemieszczące się w kanonach debaty publicznej. W środę w charakterze świadka sąd przesłuchał więc językoznawcę Michała Rusinka, który sporządził opinię filologiczną dotyczącą wpisu Żulczyka. Jak przekonywał, wpis należy potraktować w kategorii felietonu nacechowanego hiperbolizacją. Podkreślał też, że dla formy tej charakterystyczna jest subiektywna ocena sprawy przez autora.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Tymczasem w sprawie nie chodzi o samą dowolność krytyki głowy państwa, a jedynie o sposób jej wyrażenia. Wyrok uniewinniający pisarza stanowi więc swoistą zgodę na postępującą wulgaryzację debaty publicznej, a obraźliwe słowo zostało zaliczone do uzasadnionej krytyki. Sąd podkreślił, iż nie padło ono w oderwaniu od konkretnej sprawy, lecz miało związek z wydarzeniem opisanym przez oskarżonego, którym były gratulacje dla prezydenta Joe Bidena po wygranych wyborach prezydenckich w USA. I dlatego przestępstwa nie ma. Sam oskarżony ironicznie przyznał, że opublikowany wpis i trwające postępowanie karne traktuje jako… test możliwości oporu wobec władzy:

„Moją sprawę traktuję bardziej jako kłopot – trochę śmieszny, trochę straszny, a trochę istotny. Istotny, gdyż wierzę, że ta sprawa jest pewnym papierkiem lakmusowym, jednym z wielu drobnych testów, podczas których sprawdzamy jako społeczeństwo nasze możliwości obywatelskiego oporu (…) my mamy prawo, nawet obowiązek reagowania, gdy władza działa przeciwko naszym interesom – nawet kosztem bon tonu, savoir vivre’u, ładnej polszczyzny i dobrego wychowania”.

Paradoksalnie sąd dał także do zrozumienia, że Jakub Żulczyk nie jest dość medialną osobą, aby jego wybryk słowny potraktować poważnie i jako cokolwiek demoralizującego. Przeciwnicy prezydenta mogą dziś otwierać szampana, bo przecież w poszukiwaniu okoliczności łagodzących wobec Żulczyka używano nawet argumentów „co o nas powiedzą za granicą. Bo tylko w reżimach zamykają pisarzy do więzień”. Sprawa Jakuba Żulczyka oprócz odzwierciedlenia istniejących od dawna podziałów politycznych i światopoglądowych, które są naturalne, ma jednak również drugie dno. Jaskrawo pokazała jak daleko zaszliśmy w niezgodzie co do sfery kultury, norm językowych i jakości debaty publicznej. Zbudowaliśmy podwójny standard i inną tolerancję dla obelg, wulgaryzmów, ale także przestrzegania prawa i oceny czy zostało złamane. Dobitnie widzieliśmy to w końcu w trakcie jesiennych Strajków Kobiet, gdzie pewne słowo na pięć liter stało się wręcz hasłem przewodnim, a gdyby ktoś śmiał zwrócić uwagę młodym kobietom na ich język, dostałby pewnie przysłowiowego „liścia w twarz”.

Wyrok jest nieprawomocny. Prokuratura zapowiedziała apelację od wyroku.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content