17,8 C
Warszawa
niedziela, 5 maja, 2024

A jeśli robić gazety – Michał Mońko

26,463FaniLubię

A jeśli, mimo wszystko, robić gazety, to robić profesjonalnie, bo inaczej wszystko upadnie i będzie wstyd, i będą rysy nie tylko na twarzy Orlenu. Robić gazety profesjonalnie, to znaczy być profesjonalistą. Zrobić i poprowadzić wydawnictwo, to sztuka. Nawet wielka sztuka, gdy trzeba zrobić gazetę za niewielkie pieniądze i w trudnych warunkach. Z pewnością sztuką jest wydanie każdego numeru „Obywatelskiej”.

Wiem jak się prowadzi i robi gazety, bo pracę w gazecie i w drukarni zacząłem w 1966 roku, jeszcze w czasie studiów, zaś u schyłku lat osiemdziesiątych i w roku dziewięćdziesiątym zeszłego wieku byłem dziennikarzem, założycielem i pierwszym przewodniczącym Solidarności Dziennikarzy i przewodniczącym Rady Pracowniczej sześćdziesięciu dziewięciu głównych gazet i tygodników, skupionych w Wydawnictwie Współczesnym RSW Prasa.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

W skład Wydawnictwa wchodziły tygodniki społeczno – kulturalne, każde w nakładzie nie większym niż 60 tysięcy (m.in. „Kultura”, „Literatura”, „Polityka”); miesięczniki w nakładzie do czterdziestu tysięcy (m.in. „Twórczość”, „Miesięcznik Literacki”); tygodniki wielkonakładowe i gazety w nakładzie od 600 tysięcy do 2 milionów 200 tysięcy (m.in. „Przyjaciółka”, „Gromada Rolnik Polski”).

Między redakcjami Wydawnictwa Współczesnego były pisma partyjne, takie, jak „Ideologia i Polityka” z tekstami funkcjonariuszy partii i nauki, a także miesięcznik „Nowe Drogi”, prowadzone niegdyś przez Leszka Kołakowskiego.

Gazety i tygodniki wielkonakładowe wspomagały wydania tygodników i miesięczników wysokiego lotu. To były: „Kultura”, „Literatura”, „Twórczoś

”, „Poezja”, „Dialog”, „Literatura na świecie” etc. Zróżnicowany poziom tygodników i gazet przekładał się na zróżnicowaną wysokość honorariów.

W poszanowaniu była zasada, że nawet w PRL-u muszą być sfery, gdzie nie ma demokracji, natomiast jest monarchia profesji, talentów, umiejętności etc. To dotyczyło zarówno teatrów, opery, jak i redakcji tygodników społeczno – kulturalnych. Urawniłowka w dziennikarstwie, wprowadzona w stanie wojennym (miałem wówczas zakaz pracy umysłowej), a pogłębiona po roku 1989, zlikwidowała nie tylko dziennikarską elitę. Zastąpiła ją elita polityczną.

Wprowadzenie do prasy nowej nomenklatury partyjnej skończyło się w latach dziewięćdziesiątych klęską tygodników i gazet. Niech zatem nikt dziś nie mówi, że dopiero Orlen upolityczni gazety. One są już upolitycznione i opanowane przez towarzystwo wzajemnej adoracji.

Niezwykle agresywne dziennikarstwo nieprofesjonalne i populistyczne, które wyłoniło się ze szczelin PRL-u, doprowadziło do załamania się przede wszystkim rynku prasy opiniotwórczej. Zniknęły stopnie dziennikarskie jako miara kwalifikacji i talentów. Zniknęły konkursy dziennikarskie, jako konieczny sprawdzian kwalifikacji i talentów. Nastąpiła dominacja tzw. dziennikarstwa ideologicznego.

W redakcji, która w latach siedemdziesiątych zatrudniała kilkuset dziennikarzy, większość miała stopnie redaktorów i starszych redaktorów. W redakcji, którą dobrze znam, było zaledwie trzech starszych publicystów. Znakomita część dziennikarzy odchodziła na emeryturę ze stopniem starszego redaktora. Żeby awansować, trzeba było brać udział w konkursach.

Kiedy w roku 1989 zostałem po raz drugi przewodniczyłem Krajowej Komisji Solidarności Dziennikarzy, powołano mnie też na przewodniczącego Komisji Likwidacyjnej sześćdziesięciu dziewięciu redakcji i na przewodniczącego Jury Konkursu na Redaktorów Naczelnych. Były to, jak się okazało, funkcje jedynie reprezentacyjne, bo rząd robił z gazetami, co chciał: likwidował, co chciał zlikwidować i powoływał poza konkursem, kogo chciał powołać na naczelnego redaktora.

Chciałem zreorganizować wydawnictwa i zachować zdecydowaną większość gazet i tygodników, likwidując tylko pisma partyjne: „Nowe Drogi”, „Życie Partii”, „Ideologię i Politykę” etc. Rząd premiera Mazowieckiego chciał zlikwidować wszystko: redakcje, wydawnictwa, lokale redakcyjne, drukarnie, domy wczasowe.

Totalną likwidacją gazet i drukarń zajmowała się zupełnie niekompetentna, a do tego niedorzeczna Główna Komisja Likwidacyjna, mieszcząca się w gmachu przy Placu Unii Lubelskiej.

Spotkałem się z premierem Mazowieckim, by omówić sytuację w mediach. Premier raczej mnie nie słuchał, a kiedy przestałem mówić, poprosił o rozwiązanie Solidarności Dziennikarzy. Miało to pomóc rządowi w reformowaniu mediów. W tym czasie Solidarność Prasy liczyła w całym kraju niemal 3 tysiące członków. Pierwszymi, którzy zapisali się do Solidarności byli dziennikarze słowackiego pisma „Žiwot”.

Zważywszy, że premier bez rozwiązania Solidarności zrobiłby, co chciał zrobić, rozwiązałem Solidarność Dziennikarzy. Niedługo potem rozwiązałem Jury Konkursu na Naczelnych Redaktorów, bo wyniki konkursu nie miały żadnego wpływu na obsadę stanowisk w redakcjach. Przepadł bezpowrotnie potężny majątek wydawnictw. Nie wiadomo kto zabierał budynki, wyposażenie lokali redakcyjnych, wszelkiego rodzaju sprzęt, aparaty fotograficzne, biblioteki, domy wczasowe etc.

Największą stratą było to, co nie miało materialnej formy: organizacja wydawnictw. Gazety były likwidowane z dnia na dzień, ale też same upadały pod zarządem nowej nomenklatury. Żona ministra K. z pierwszego rozdania władzy, wbrew decyzji Jury Konkursu, została naczelną „Gromady Rolnik Polski”. Gdy po kilku tygodniach gazeta padła, naczelna uciekła z redakcji.

Najwcześniej upadło „Radio Solidarność”, prowadzone przez tzw. złote dzieci, bachory w wieku 25-35 lat. Po upadku zjawiały się one tu i ówdzie, także u mnie, w telewizyjnych „Wiadomościach”. Ich zjawienie się poprzedzały telefony polecające z Sejmu, z rządu, z Belwederu.

Złote dzieci nie chciały pracować, nie chciały się uczyć, nie chciały pokazać dyplomów, żądały posad. To były dzieci aktorów, synowie reżyserów, synowe funkcjonariuszy służb i dyplomatów PRL, córki ludzi nowej władzy. Zjawiali się w telewizji po południu, niektórzy dopiero po godzinie czternastej, bo lubili długo spać.

W czasach prezesury Wiesława Walendziaka tzw. złote dzieci objęły telewizję publiczną. Bywało, że dwadzieścia cztery samochody i busy wiozły telewizyjne bachory na kilkudniowe zabawy w wojskowym domu wczasowym nad Soliną. Pisałem o tym do ministrów, do premierów, nawet do Episkopatu. I co? Nic.

Tych, których w 1991 nie chciałem przyjąć do „Wiadomości” bez okazania dyplomów albo papieru o odbytych naukach i praktykach, w 1994 zostali moimi szefami. Nic nie umieli, na niczym się nie znali, ale rządzili telewizją. Niedługo potem, wymachując rekwizytami politycznymi, obejmowali posady w zarządach spółek, w partiach, w rządzie.

Obejmowali stanowiska naczelnych gazet w Warszawie, w Łodzi, a potem w Katowicach. Oczywiście, gazety padały, a złote dzieci szły dalej i obejmowały następne posady. Dzisiaj to są mistrzowie politycznego kamuflażu. Niektóre bachory to dziś tak wysoko, że bez kija i drabiny do nich nie podejdziesz.

Przewidywała to prof. Anna Pawełczyńska. „Kiedy my tutaj rozmawiamy – a rozmawialiśmy w jej mieszkaniu – komuniści obsadzają swoimi dziećmi i wnukami nie lewa stronę, bo ta zbankrutowała, obsadzają stronę prawą. Liczy się bowiem nie kolor partyjnej czy ideologicznej strony, ale liczy się posiadanie i władza”. No dzisiaj po prawej stronie jest nawet kandydatka SLD na prezydenta RP.

Przed kilkoma laty padła Telewizja „Puls”, finansowana przez miliardera Murdocha. Został zatopiony niezatapialny krążownik informacji. Jeden z jej szefów, odpowiedzialny za newsy, przyszedł do Polskiego Radia. Został moim szefem, bo akurat byłem kierownikiem Redakcji Informacji PR. Dzisiaj ów szef i mistrz wydaje tygodnik opinii i jest wszędzie. Nie otwieram lodówki, bo on tam może być.

Wychodzi jeszcze Tygodnik „Solidarność”, w którym przez kilka lat drukowałem reportaże. Ten znany tygodnik, sztandar Solidarności i nowej Polski, został sprowadzony na zupełne dno dna. Zasadniczo dokonał tego jeden – jedyny tzw. dziennikarz, ale za to tytan destrukcji w sferze dziennikarstwa i mediów. Nad Tygodnikiem jest cała struktura wydawnicza, sięgająca Krajowej Komisji w Gdańsku.

Dziennikarze z upadłych pism po roku 1989 nie byli zwykłymi dziennikarzami. To byli pretorianie politycznych cesarzy! Zwyczajna zbieranina z kawiarń, z domów na Podhalu, z willi na Costa del Sol i z prominenckich mieszkań przy Placu MDM w Warszawie. Dzisiaj owi pretorianie dziennikarstwa pracują w mediach, zwanych prawicowymi. Prowadzą audycje, mają programy, zarządzają pismami, które bez dotacji mogłyby zaistnieć na rynku nie dłużej niż trzy tygodnie.

Nomenklatura nowej Polski była konsekwentnie budowana od 1989 roku, a nawet wcześnie, bo już od 1945 roku.

Przykładowo, marny pijaczyna, ludowiec, został redaktorem naczelnym „Codziennej Gazety Polskiej”, wydawanej przez przenicowane ZSL na PSL. Gazeta upadła, przygnieciona głupotą i destrukcją. Naczelny objął wysokie stanowisko rządowe. Żona naczelnego, działaczka ludowego objęła stanowisko wiceministra, później została szefową spółki skarbu państwa.

„Tygodnik Centrum”, do którego mnie zaproszono, upadł z powodu skrajnej niekompetencji i głupoty szefów. Naczelnym „Tygodnika” był dziennikarz, który w jednym zdaniu potrafił zrobić kilka błędów ortograficznych. Po upadku „Tygodnika”, naczelny poszedł w dyplomację. Został konsulem w Europie. Zasłynął tym, że na przyjęcia przychodził w butach traperach, w czarnym garniturze i we flanelowej koszuli w dużą kratę.

Stratą niepowetowaną był upadek „Gromady Rolnik Polski”, z którą współpracowałem. Na początku 1989 gazeta miała ponad dwa miliony nakładu! Upadła pod brzemieniem niekompetencji i korupcji.

„Tygodnik Solidarność Rolników” (robiłem makietę tego pisma na wzór dodatku literackiego „Timesa”), upadł nie tylko z głupoty. Pewnego razu o świcie naczelny „Tygodnika” wypatroszył redakcję ze sprzętu, zostawiając podłogi i ściany. Tenże redaktor, porzuciwszy „Tygodnik”, został przy Solidarności. Założył fundację prasową i został prezesem drukarni i lokali przy sławnej ulicy Nowogrodzkiej.

Prawicowy dziennik „Nowy Świat” (opracowywałem makietę tego pisma) upadł z powodu niekompetencji graniczącej z szaleństwem. Dziennik zatrudniał dziennikarzy m.in. z „Trybuny Ludu”, z „Żołnierza Wolności”, z „Ideologii i Polityki” z pisma „W służbie Narodu”. Kierownikiem Działu Informacji Niepolitycznej był facet po siedmiu klasach. A szefowa publicystyki była wcześniej przez trzynaście lat inspektorem cenzury z Mysiej.

„Tygodnik Spotkania”, związany z prawicą i Kościołem, prowadzony przez redaktora, który przed 1989 pod innym nazwiskiem pracował w Trybunie Ludu, upadł z nadmiaru zatrudnionych tam ludzi z „Trybuny Ludu”, Biura Prasy KC, „Chłopskiej Drogi”, „Ideologii i Polityki”, a nawet „Życia Partii” i z pisma „W służbie Narodu”.

W końcu 1993 roku ponad 90 procent prasy, która istniała jeszcze latem 1989 roku, przestała ukazywać się na rynku. Nowa opiniotwórcza prasa, zaopatrzona w nowe, prawicowe nazwiska, poświadczone przez prawicowych dostojników, też przestała istnieć. W tę lukę nieistnienia weszły istniejące potężne wydawnictwa niemieckie.

Dzisiaj jesteśmy w punkcie poniżej zera, gdy idzie o reformę prasy. Orlen przejął Polska Press. I co dalej? To zasadnicze pytanie. Politycy, szczególnie politycy prawicy, nie potrafią zarządzać gazetami. Dziennikarscy funkcjonariusze, którzy przykleili się jak polipy do prawicy, mogą poprowadzić Radę Mediów Narodowych. Gazety i portale szybko zniszczą. Szkoda. Napatrzałem się jak dziennikarskie miernoty niszczyły gazety i tygodniki, niszczyły profesjonalnych dziennikarzy. Gdzie te miernoty dzisiaj? Wysoko, a jakże!

Budynki, sprzęt redakcyjny, można łatwo kupić, jeśli się ma takie pieniądze, jak Orlen. Dziennikarzy można wziąć z Telewizji Republika. To niewyczerpalny rezerwuar dziennikarzy klęski. Najtrudniej będzie otworzyć drzwi do redakcji. Bo tam skoble, zamki, karty kodowane i niedostępni, najczęściej zakuci i towarzysko, i politycznie okopani szefowie redakcji. Niestety, przejęcie znacjonalizowanych gazet Polska Press nie będzie dla Orlenu podróżą w stronę sensu i słońca.

Michał Mońko

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content