16,7 C
Warszawa
wtorek, 30 kwietnia, 2024

Bogu dzięki za Prymasa Tysiąclecia – Dobre Nowiny

26,463FaniLubię

O. Gabrielem Bartoszewskim OFMCap, wicepostulatorem procesu beatyfikacyjnego kard. Stefana Wyszyńskiego.

Gdy Ojciec patrzy na życie Prymasa Tysiąclecia, co Ojca uderza?

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

W jego życiu już od najmłodszych lat były momenty, w których całkowicie zjednoczył się z cierpiącym Chrystusem. Kiedy miał dziewięć lat, tak przeżywał chorobę i śmierć swojej matki. Jednocześnie jej śmierć mocniej zjednoczyła małego wówczas Stefana z Matką Bożą. Ta miłość rozwinęła się później. Sam Kardynał napisał, że w Wielki Piątek w Andrzejewie, gdzie wówczas mieszkali, ludzie zbierali się na wspólne śpiewanie Gorzkich Żali, potem odprawiali Drogę Krzyżową. On sam – jak relacjonował – przy zakrystii przytulił się do konfesjonału, słuchał i rozważał swoje życie. Napisał, że właśnie tam doszedł, że jego drogą życiową jest kapłaństwo, służba Chrystusowi. Wielokrotnie o tym wspominał. Tutaj zaczynała się jego świętość. Jako chłopiec pomagał w budowie kościoła, nosił cegły. Było to jego uczestnictwo w życiu Kościoła od najmłodszych lat. Uczestnictwo to było w pełni świadome jego wagi i roli.

Co dziś, niemal w przeddzień beatyfikacji, mówi nam kard. Wyszyński?

Przeglądając kazania Kardynała znajdziemy w nich wiele poruszonych w nauczaniu wątków i tematów, które są teraz aktualne, odnoszą się do naszej rzeczywistości, mentalności i są odpowiedzią na nasze potrzeby. Wybór tych myśli jest cenną pracą. Poprzez całe swoje życie, od dzieciństwa po lata kapłaństwa i prymasowskie, ciężką pracą doszedł do tego, że został wielkim autorytetem w życiu duchowym i przede wszystkim w życiu Kościoła. Kiedy otrzymał od Stolicy Apostolskiej specjalne uprawnienia, to stał się człowiekiem decyzyjnym. Ludzie słuchali go nie dlatego, że musieli, lecz dlatego, że wszyscy uznawali jego wielkość, autorytet. Obserwując sprawowanie przez niego Mszy Świętej, dostrzec można było prawdziwe duchowe przeżycie jej, doświadczenie przejścia przez mękę Pana. Również jego kazania, choć bywały bardzo długie, bo trwały nieraz i godzinę, nie nudziły wiernych, wręcz przeciwnie. Wszyscy uczestnicy Mszy z zainteresowaniem słuchali jego homilii, tego, co chce przekazać. Był świetnym mówcą, posiadał ogromną wiedzę z wielu dziedzin, a przy tym potrafił mówić tak, aby jego słowa trafiały do każdego człowieka. Wielokrotnie słuchałem jego kazań, wystąpień i za każdym razem odkrywałem w nich coś nowego.

Pokora, oddanie się i ufność Bożej Opatrzności oraz ogromna miłość do Matki Bożej – to wyróżniało Prymasa Tysiąclecia. Szczególna była jego więź z Maryją…

Kiedy ks. Stefan Wyszyński pojechał na Jasną Górę odprawiać Mszę Świętą prymicyjną, wówczas polecił Jasnogórskiej Pani swoje życie i kapłaństwo. Prosił Ją, aby zechciała być dla niego matką, bo ta jego ziemska już nie żyła. Tę matczyną więź i opiekę z Matką Bożą nieustannie podtrzymywał, zwłaszcza w swoim duszpasterzowaniu i propagowaniu kultu Pani Jasnogórskiej. 8 grudnia 1953 r., będąc w Rywałdzie, myślał o oddaniu się Maryi w niewolę. Uczynił to nieco później, kiedy przetrzymywano go w Stoczku Warmińskim.

Podczas jednej z Mszy Świętych sprawowanych w archikatedrze warszawskiej w intencji rychłej beatyfikacji Prymasa bp Michał Janocha, biskup pomocniczy archidiecezji warszawskiej, dokonał pewnego porównania. Przypomniał, że 3 sierpnia 1901 r. Stanisław Wyszyński, ojciec Kardynała, przybył do kościoła parafialnego w Zuzeli, by ochrzcić syna oraz spisać akt urodzenia i chrztu. Biskup Janocha zauważył, że z dzieciństwem i chrztem Stefana Wyszyńskiego kojarzy się myśl Zachariasza, który wygłosił hymn ku czci Boga Ojca: „A ty, dziecię, prorokiem Najwyższego zwać się będziesz, bo pójdziesz przed Panem przygotować Mu drogi; Jego ludowi dasz poznać zbawienie, [co się dokona] przez odpuszczenie grzechów” (Łk 1,76-77). Później biskup Janocha przypomniał słowa starca Symeona wypowiedziane w świątyni po ujrzeniu małego Pana Jezusa: „Teraz, o Władco, pozwalasz odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów” (Łk 2,29-20). Życie Stefana Wyszyńskiego realizowało się w tych proroctwach. Niewątpliwie od dzieciństwa był on sługą Najwyższego i u kresu życia mógł odejść w pokoju. To jest bardzo ciekawe spostrzeżenie i porównanie.

Jak Ojciec wspomina swoje spotkania z Prymasem Tysiąclecia?

Nasze pierwsze spotkanie miało miejsce na Jasnej Górze 3 listopada 1956 r. Byłem wówczas diakonem w seminarium łomżyńskim. O godz. 6.00 poszliśmy wraz ze współbraćmi na modlitwę i Mszę Świętą do kaplicy Cudownego Obrazu. Tak się złożyło, że Mszę Świętą odprawiał wówczas kard. Stefan Wyszyński, który przyjechał na Jasną Górę, aby podziękować Maryi – zaledwie kilka dni wcześniej został zwolniony z więzienia. Zapamiętałem, że był wysoki, szczupły, blady i zmizerniały, wręcz wycieńczony więzieniem. Mimo to pozdrowił nas serdecznie i w homilii ukazał piękno swojego kapłaństwa oraz służby Panu Bogu i Maryi. Dziesięć lat później, w 1966 r., nasza współpraca się zacieśniła. Wtedy zostałem postulatorem w procesie beatyfikacyjnym o. Honorata Koźmińskiego, mojego współbrata kapucyna.

Jakim był człowiekiem?

W 1978 r. rozpocząłem pracę w sekretariacie Prymasa Polski i od tamtej pory aż do 1981 r., czyli do śmierci Kardynała, współpracowaliśmy ze sobą. Był człowiekiem o wielkim i otwartym sercu dla każdego człowieka. Bardzo miły, serdeczny i życzliwy, a przy tym prawdziwy humanista i człowiek z ogromnym poczuciem humoru.

Mieszkanie prymasa Wyszyńskiego było połączone z kurią. Ilekroć z niego wychodził, musiał przejść przez nasze miejsce pracy. Nie zdarzyło się, żeby nas nie pozdrowił. Każdemu podał rękę na powitanie, zawsze wysłuchał i z zainteresowaniem dopytywał o pracę i nasze samopoczucie. Troszczył się nie tylko o sprawy, które mu powierzono, ale także o ludzi, jakich Pan Bóg dał mu do współpracy.

Kardynał Wyszyński był człowiekiem wielkiej kultury i klasy. Potrafił się pochylić nad każdym człowiekiem, każdy dla niego był cenny. Bez względu na to, czy rozmawiał z dzieckiem czy osobą starszą, kapłanem czy osobą świecką, wszyscy byli mu bliscy i ważni dla niego. Każdego traktował na równi. Nie patrzył na wiek, wykształcenie, zawód. Miał ogromną wiedzę, ale nigdy się nie wywyższał. Pokornie słuchał i potrafił rozmawiać, a przy tym był duszą towarzystwa.

Kilkakrotnie zapraszaliśmy Prymasa do obejrzenia naszej kapucyńskiej szopki bożonarodzeniowej, która znajduje się w dolnym kościele przy ul. Miodowej w Warszawie. Na wizytę składało się zwiedzanie szopki, krótka modlitwa i posiłek w refektarzu zakonnym. Wówczas Kardynał pokazywał, jak wspaniałym jest mówcą. Zawsze mówił coś ciekawego, czasem zabawnego. Zawsze nadawał ton rozmowom, spotkaniom. Opowiadał też różne historie ze swojego życia. Potrafił ze wszystkimi rozmawiać, zachowując spokój, harmonię i kulturę.

Z szacunkiem odnosił się również do swoich prześladowców…

Przytoczę jedną z historii, które opowiadał kard. Stefan Wyszyński. Dotyczyła ona jego rozmowy z Władysławem Gomułką. Kardynał spotkał się z nim oraz Józefem Cyrankiewiczem. Przed nimi na stole leżała sterta papierów. W pewnej chwili Gomułka podniesionym głosem zarzucił Prymasowi, że go krytykuje. Wówczas Kardynał zapytał, w czym i kiedy. Gomułka odpowiedział, że czyta prymasowskie kazania i, przeszukując teczkę, chciał wskazać fragmenty, które miały udowodnić jego tezę. Trochę się jednak zaczerwienił i przyznał, że nie może ich znaleźć. Wówczas Prymas rzekł: „Panie sekretarzu, nigdy nie krytykuję pana. Nigdy nie krytykuję osób, ale krytykuję nieporządki, które w Polsce panują”. Kardynał zawsze mówił „pan Gierek”, „pan Gomułka”. Dlaczego? Bo był człowiekiem wielkiej kultury.

Dlaczego tak długo musieliśmy czekać na beatyfikację Prymasa Tysiąclecia?

Myśl o rozpoczęciu procesu beatyfikacyjnego pojawiła się praktycznie tuż po jego śmierci. Wiele osób mówiło, że modli się za wstawiennictwem Kardynała. Pragnę wyjaśnić, że proces beatyfikacyjny dzieli się na dwie części. 20 maja 1989 r. z inicjatywy kard. Józefa Glempa, ówczesnego prymasa Polski, rozpoczął się główny proces o życiu, sławie, świętości i heroiczności cnót. On jest zawsze. Na początku odbyła się pierwsza sesja publiczna w archikatedrze warszawskiej. Podczas jej inauguracji objaśniałem wiernym, na czym faktycznie będzie polegała nasza praca. Na tym etapie polega ona na przesłuchiwaniu świadków. W tym przypadku były to sześćdziesiąt dwie osoby. W przesłuchiwaniu świadków uczestniczyłem do 2001 r. Ponadto w tym samym czasie należało zebrać wszystkie pisma i książki autorstwa prymasa Wyszyńskiego, a także zgromadzić wygłoszone przez niego homilie, konferencje, przemówienia. Zebrany materiał jest bardzo obszerny. Nic dziwnego, że podsumowanie procesu Prymasa Tysiąclecia zawiera trzy olbrzymie tomy Positio super virtutibus, czyli dokumentacja o heroiczności cnót. Dokumentacja ta 25 listopada 2015 r. została przekazana przez kard. Kazimierza Nycza, metropolitę warszawskiego, Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Ten etap procesu zakończył się 17 grudnia 2017 r. podpisaniem przez papieża Franciszka dekretu o heroiczności cnót.

Od tego czasu minęły już kolejne lata…

W lutym 2001 r. akta, których było około 30 tomów, zostały przekazane Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Do pracy nad procesem ustanowiono postulatora. Był nim ks. Zbigniew Kiernikowski, rektor Instytutu Polskiego w Rzymie. Niestety, w ciągu kilku lat postulatorzy się zmieniali. Relatorem procesu mianowano ks. Hieronima Fokcińskiego. W tym czasie prace posuwały się powoli. W 2009 r. jako pracownik Kurii Metropolitalnej Warszawskiej, za zgodą kard. Kazimierza Nycza, zająłem się opracowaniem dokumentacji heroiczności. Działaliśmy w kilkuosobowym zespole. Gromadzoną przez nas dokumentację zatwierdził nowy relator mianowany przez Kongregację – o. Kazimierz Kijas OFM Conv. Następnie została ona przetłumaczona na język włoski. Ostateczną redakcję również zatwierdził relator.

Ciekawostką jest to, że tomy zawierające zgromadzony materiał wydrukowaliśmy w Warszawie. Zwykle takie rzeczy robione są w Rzymie. To było więc pewne odstępstwo. Swoją pracę pięknie wykonała Oficyna Wydawniczo-Poligraficzna ADAM w Warszawie. Kolejnym krokiem w procesie była decyzja kard. Angelo Amato, prefekta Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, o wyznaczeniu komisji teologów, którzy mieli zbadać przekazaną dokumentację. Prace komisji rozpoczęły się w styczniu 2016 r. Kilka miesięcy później, 25 kwietnia 2016 r., teolodzy jednogłośnie orzekli heroiczność cnót kard. Stefana Wyszyńskiego. W 2017 r. sprawa została przekazana do komisji kardynałów i biskupów, która zakończyła prace 24 września 2019 r.

Często Ojciec mówi, że cud był na końcu. Dlaczego?

Cud jest Bożą pieczęcią nad świętością. Cudowne uzdrowienie za przyczyną kard. Stefana Wyszyńskiego dokonało się z 14 na 15 marca 1989 r., ale nie od razu wiedzieliśmy o nim. Pamiętam rozmowy, w których mówiono, że tylko cudu nam potrzeba. Powtarzałem: „Jeśli Pan Bóg chce mieć świętego, to cud będzie”. I był.

W 1988 r. do Wspólnoty Sióstr Uczennic Krzyża chciała dołączyć dziewiętnastoletnia dziewczyna. Zachorowała jednak na nowotwór tarczycy z przerzutami. Siostry otoczyły ją opieką i modlitewnym wsparciem – podjęły się modlitwy za wstawiennictwem kard. Stefana Wyszyńskiego. Przyjmowana przez dziewczynę chemia oraz radioaktywny jod 131, który podawany był w klinice w Gliwicach, nie pomagały. Guz, który wcześniej uformował się, miał pięć centymetrów, powiększał się i mocno utrudniał oddychanie. Kiedy przyszedł moment kryzysowy i dziewczyna mogła się udusić, nastąpiła ulga. Po ludzku nie było dla niej żadnego ratunku, a ona całkowicie oraz trwale została uzdrowiona. Dzisiaj jest jedną z sióstr tego zgromadzenia.

Przez rok – od 27 marca 2012 r. do 28 maja 2013 r. – proces o cudownym uzdrowieniu prowadzony był w diecezji szczecińsko-kamieńskiej. Prace w Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych nad cudownym uzdrowieniem s. Nulli Garlińskiej trwały od 10 października 2014 r. do 29 listopada 2018 r. Była to trudna praca lekarzy i konsultorów teologów. Papież Franciszek, 2 października 2019 r., złożył swój podpis na przedłożonych dokumentach. Tym samym zakończył się trzydziestoletni proces beatyfikacyjny kard. Stefana Wyszyńskiego.

Dziś chyba jest Ojciec bardzo szczęśliwy?

Tak Pan Bóg pokierował, że miałem zaszczyt uczestniczyć w pracach procesu. Bogu dzięki za Prymasa Tysiąclecia, za wszystko, co od niego otrzymaliśmy, i za to, że mogłem w tym procesie uczestniczyć do końca. Często pytają mnie, czy czuję dziś satysfakcję. Czuję wypełnione zadanie – że w pewnym stopniu moją pracą odwdzięczyłem się Czcigodnemu Słudze Bożemu ks. Stefanowi kard. Wyszyńskiemu. Obecnie cieszy się on wielką sławą świętości nie tylko w Polsce, lecz także w Kościele powszechnym w świecie. Z dniem 12 września 2021 r., kiedy odbędzie się długo oczekiwana beatyfikacja, będzie odbierał religijny kult publiczny.

Dziękuję za rozmowę.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Żródło:Dobre Nowiny

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content