25,4 C
Warszawa
czwartek, 2 maja, 2024

Marta Raer – Tajemnica Różanego Domu

26,463FaniLubię

Przypomnienie: Wilhelm decyduje się uporządkować rzeczy po zmarłym ojcu. Przede wszystkim pragnie dostać się do tajemniczej szuflady pod biurkiem gdzie brat ukrywał wszystkie zapiski ojca z czasu jego choroby, gdy wszystkim się zdawało, że postradał zmysły. Młodzieniec wspomina jak dzielona z ojcem tajemnica wyniszczała jego brata i jak zazdrośnie strzegli przed nim swojego sekretu. Ku swemu zaskoczeniu skrytka jest pusta. Wilhelm zakłada że to jego brat Fryderyk usunął wszelkie ślady choroby umysłowej ojca. Już ma odejść gdy na ziemi znajduje folder sanatorium w Różannej. Tydzień później Wilhelm wymawiając się chęcią zażycia wypoczynku udaje się do wspomnianej miejscowości. Z trudem dociera do miejscowej karczmy, gdzie nie jest witany zbyt serdecznie. W jego obronie staje kobieta w czerwonej sukni, która okazuje się jedyną mieszkanką podupadłego obecnie sanatorium

Przez chwilę wyglądała na szczerze rozbawioną moją niewczesną troskliwością.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

– Są na tym świecie niebezpieczniejsze rzeczy niż mocna herbata i jeśli nie miał pan okazji ich poznać, może się pan uważać za szczęśliwca. Ja sama przyzwyczaiłam się do tego i nie odczuwam większej różnicy niż jakbym piła źródlaną wodę. Ale, jak sądzę, nie po to przebył panicz tak daleką drogę.

– Skąd pani wie skąd przybyłem?

– Nie wiem. Po prostu się domyślam, bo takich twarzy raczej się tu nie spotyka. Ma pan na niej wypisany ból i stratę, i niepokój, o którym zresztą raczył panicz wspomnieć. Jeśli będzie to możliwe, oczywiście spróbuję pomóc, ale sam panicz rozumie, że nie mogę niczego obiecać dopóki nie dowiem się, w czym jest rzecz.

– Czy słyszała pani kiedyś może, o Sanatorium pod Różami?

Barman, który właśnie podszedł do stolika, niosąc przyrządzony dla mnie wywar, kolejny raz przerwał nam konwersację, tym razem upuszczając na ziemię blaszaną tacę wraz z całą zawartością. Zgromiony spojrzeniem przez moją rozmówczynię pobladł, po czym znów się zaczerwienił i bez słowa zajął się sprzątaniem potłuczonych naczyń. Dopiero, gdy zniknął za drzwiami kuchni kobieta odpowiedziała na moje pytanie.

– Widzi pan, tutaj lepiej nie wymawiać na głos tej nazwy. Ludzie mówią mało, ale swoje wiedzą. Większość z nich unika tego miejsca jak ognia.

– A pani? – zapytałem, nie mogąc dłużej wstrzymać ciekawości.

– Mnie też unikają. Głównie dlatego, że tam mieszkam.

Zamilkłem na dłuższą chwilę, by dobrze przemyśleć, co powinienem na to odpowiedzieć. W „międzyczasie” karczmarz przeszedł raz jeszcze koło nas, by zebrać smętne resztki po mojej niedoszłej herbacie, a ja powziąłem decyzje, by w całej tej historii nie cofnąć się ani o krok bez względu na to, co będę musiał poświęcić, by dowiedzieć się prawdy.

– Być może będzie to nietaktem z mojej strony – zacząłem ostrożnie, nie chcąc urazić mojej rozmówczyni – jak sądzę nie prowadzi już pani zapewne pensjonatu dla gości, ale bardzo zależałoby mi na odwiedzeniu tego miejsca. Sama pani rozumie, niedawno zmarł mój ojciec i jedyne, co mi po nim pozostało, to ulotka sanatorium. Chciałbym dowiedzieć się jakież to było owo wspaniałe miejsce, które zapamiętał i tak rzewnie wspominał do końca życia.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł – zastanowiła się przez chwilę wyraźnie jednak zdecydowanie bardziej przekonana do mojego pomysłu niż chciała to przede mną ujawnić. Różne sprzeczne emocje prześlizgiwały się przez jej twarz, jakby próbowała przejrzeć moje zamiary i zrozumieć, co tak naprawdę jest moim celem – Teraz to zwyczajne ruiny. Ale jeśli tak bardzo panu zależy, to może pan przenocować w karczmie, a ja jutro przyjdę po pana i pokażę, co jeszcze udało się uratować w tym skazanym na zagładę pałacu. Proszę jednak nie liczyć na jakieś szczególne doznania artystyczne. To, co można tam znaleźć, nadaje się raczej na kartę choroby niż na poemat.

– Nie chcę się narzucać, ale jeśli nie byłoby to problemem, chciałbym się tam udać jak najszybciej. Może ostał się jakiś pokoik nadający do użytku, w którym mógłbym spędzić noc – zapytałem nieśmiało. Wstrętnym zdało mi się spędzić noc pośród tego motłochu. Bez mojej purpurowej pani czułem, że miejsce to zdałoby mi się jeszcze bardziej nieznośnym.

– Cóż, mówiłam już panu, że ludzie mówią o sanatorium, iż jest miejscem nawiedzonym. Nikt nie spędziłby tam dobrowolnie nocy. Nawet gdyby mu za to dopłacić.

– Ale ja nie jestem nikt – odparłem wstając – Ach, bo też z tego wszystkiego nie zdołałem się pani przedstawić. Jestem Wilhelm.

– Rusłana.

Wyciągnąłem szarmancko rękę, by móc ucałować jej dłoń, ale cofnęła się niepewnie, rozglądając się dookoła.

– Ma pan rację, zbyt wiele dał im pan powodów do niepokoju. Pozwolę panu zanocować w sanatorium, ale pod jednym warunkiem. Cokolwiek by się nie działo, nie wolno panu opuszczać pokoju. Rozumie pan?

Skinąłem głową, odczytując w jej spojrzeniu niebezpieczną iskrę szaleństwa. Mimo wszystko teraz nie miałem już wyboru i jedynym, co pozostawało, to podążyć za nią choćby na ścięcie. Przy drzwiach zatrzymał mnie jeszcze oberżysta. mocno chwytając za kołnierz.

– Nie wiem kim jesteś I po co tu przyszedłeś. Zapewne ty sam tego nie wiesz, ale strzeż się. Zapamiętaj to dobrze. Mniej oczy i uszy szeroko otwarte. I pod żadnym pozorem nie dotykaj róż.

Sanatorium stało na samym końcu wsi. Wspaniały niegdyś pałacyk istotnie popadł w ruinę. Jako żywo było to uzdrowisko samo potrzebujące pilnej pomocy lekarskiej, popadające coraz mocniej w swą starczą chorobę. Tynk poszarzały jak skóra nieboszczyka opadał od starych nasiąkłych wilgocią ścian jak płaty martwej skóry i mięsa od zbielałych kości. Tu i ówdzie w pęknięciach jak pukle siwych włosów gnieździły się kępki pleśni i szarawych porostów, a nie objęte ich bezlitosnym panowaniem obszary szybko anektowały do swych włości kolonie pożółkłych rozchodników i oślizgłe połacie brunatnozielonego mchu. Omszałe pomniki wyobrażając niegdyś magiczne stwory, z których paszczy wytryskały ożywcze źródełka, wysuwały w suche powietrze spragnione chłodnych kropli deszczu języki pordzewiałych rur. U ich zzieleniałych stóp kisła i fermentowała stara woda, wydzielając duszną nieprzyjemną woń. Wszystko w tym zapomnianym przez Boga i ludzi miejscu wydawało się jakby pokryte trądem. Gotowe na śmierć, lecz nadal błagające o litość. Jeśli szukałem tu uzdrowienia nie mogłem popełnić większego błędu. Jedyne co można tu było znaleźć to chorobę i upadek. Tylko róże nastroszone groźnym łańcuchem kolców przyozdobione krwiście czerwonym kwiecień kwitły tu piękniej niż gdziekolwiek indziej. Już przy samej bramie witał nas istny cud natury. Prawdziwe różane drzewo. Z daleka roślina ze swej wysokości i układu gałązek przypominała wierzbę obsypaną purpurowym kwiecień, ale gdy podeszło się bliżej dostrzec można było całą dramaturgię jej budowy. Główny pień tworzyły grube zdrewniałe łodygi splecione niezwykle ciasno i pokryte siecią haczykowatych kolców, podczas gdy korona składała się z drobnych delikatnych długich gałązek, opadających w dół, jakby uginając się pod ciężarem kwiecia. Z trudem powstrzymałem się, by ich nie dotknąć. Dla własnego bezpieczeństwa wolałem usłuchać przestrogi karczmarz i trzymać się z daleka od kwiatów. Moja przewodniczka przeszła zresztą przez ogród szybkim zdecydowanym krokiem, nie zaszczycając choćby jednym spojrzeniem kuszących swą obfitością kwiatów. Wnętrze budynku nie wyglądało lepiej niż jego ściana frontowa. Biała farba obłaziła z ciężkich drzwi, a wybite okna straszyły jak puste oczodołu potężnej kamiennej bestii, wpuszczając do wnętrza gwałtowne chłodne podmuchy y wiatru. Kobieta zatrzymała się przy klatce schodowej i wskazując drogę na piętro oznajmiła.

– Proszę wybrać sobie któryś z pokoi na górze. Niestety nie mam żadnych poduszek czy pościeli których mogłabym panu użyczyć.

– Proszę się mną nie kłopotać. Jeśli trzeba prześpię się i na ziemi.

(cdn.)

1 KOMENTARZ

  1. Widziałam w sieci komentarz, jak UDAMA ADA sprowadziła swojego męża, który wyjechał na tygodnie. Skontaktowałem się z Buddą, powiedział mi co mam robić i zrobiłem zgodnie z jego instrukcjami. To wszystko, nagle wszystko się zmieniło. Teraz znów jestem szczęśliwy. Jeśli przeżywasz trudne chwile w swojej rodzinie, firmie i życiu, możesz skontaktować się z UDAMA ADA poprzez e-mail: ( udamaada@gmail.com )

    Tekst WhatsApp
    +27 (658) 978-226

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content