25,2 C
Warszawa
sobota, 4 maja, 2024

Samobójczy nadmiar gościnności – Artur Adamski

26,463FaniLubię

Dawna Polska była najbardziej otwartym i najbardziej przyjaznym przybyszom państwem Europy. Miało to liczne dobre, ale też i gorsze strony.

Bardzo nieliczne przypadki, w których przed kimś granice naszego kraju zamykano czy kogoś z Polski wypędzano, stanowią wyjątki potwierdzające regułę. Przez długie wieki nasza ojczyzna była szeroko otwarta dla absolutnie wszystkich, którzy szukali w niej schronienia czy lepszej przyszłości. Przyjmowaliśmy do siebie także tych, których przez całe stulecia nie chciano widzieć niemal nigdzie. Już w średniowieczu znana była zasada, wg której każdy prześladowany z powodu myśli lub wiary, którego stopa dotknęła polskiej ziemi, automatycznie znajdował się pod opieką polskiego państwa.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Działo się tak mimo tego, że już w czasach piastowskich za ten nadmiar gościnności przychodziło Polsce słono płacić. W XIII w. mieliśmy do czynienia z kolosalnych rozmiarów osadnictwem niemieckim. W znacznej mierze to jemu zawdzięczaliśmy rozwój naszych miast, ale też doprowadziło ono do tego, że większość naszego mieszczaństwa przez całe stulecia była niemieckojęzyczna. W Krakowie, Warszawie czy Poznaniu po długim czasie, często dopiero w piątym czy szóstym pokoleniu, niemieccy przybysze bez reszty się polonizowali. Z nie jednego rodu o niemieckich korzeniach wyrosło nawet wielu naszych całkowicie oddanych Polsce narodowych bohaterów. Na Śląsku i Pomorzu było jednak inaczej. Dochodziło tam do konfliktów na tle językowym i narodowościowym. Śląskie rody rycerskie, w których często zawierano związki małżeńskie z przybyszami i przybyszkami z Niemiec, zatracały swoją polską tożsamość. Ród Świnków, jeden z wielkich i zasłużonych dla Polski, pamiątką po którym są ruiny wielkiego zamku Świny i z którego wywodził się ogromnie w naszych narodowych dziejach zasłużony arcybiskup Jakub Świnka, w XV w. zmienił nazwisko na von Schweiner. Podobnie potoczyła się historia śląskich i pomorskich Piastów. Wg niektórych badaczy bitwy pod Grunwaldem miało to jednak i swoje dodatnie strony. Prawda jest bowiem taka, że część śląskich i pomorskich Piastów w Wielkiej Wojnie z lat 1409 – 1411 stanęła po stronie krzyżaków. W walnej bitwie mieli oni jednak należeć do jednych z pierwszych, którzy się w niej poddali, co przyczyniło się do polskiego zwycięstwa.

Zniemczenie śląskich książąt, szlachty i miejskiego patrycjatu pociągnęło za sobą zmianę charakteru regionu dla polskiego państwa nadzwyczaj ważnego. Otwarło to drogę do stopniowego odrywania się od Polski tych cennych ziem, we wcześniejszych wiekach tylekroć mężnie bronionych, z których wywodzili się pierwsi luminarze polskiej nauki, jak Witelon czy Benedykt Polak i gdzie dojrzewało polskie piśmiennictwo (pierwsze zdanie w języku polskim zapisano w podwrocławskim Henrykowie w roku 1270).

Powszechnie znane są konsekwencje sprowadzenia przez Konrada Mazowieckiego do Polski krzyżaków. Żyjemy dziś w czasach opartej na kłamstwach wielkiej rehabilitacji tego niemieckiego zakonu, stąd warto przypomnieć wydarzenie dzięki wytaczanym przez Kazimierza Wielkiego i trwającym przez dziesięciolecia procesom solidnie udokumentowane. W roku 1308 krzyżacy dokonali najprawdziwszego ludobójstwa na mieszkańcach Gdańska i Ziemi Pomorskiej. Posunęli się nie tylko do bandyckiego zaboru, masowych zbrodni i zagarnięcia części terytorium naszego państwa, którego odzyskiwanie zajęło naszym ojcom półtora wieku. Krzyżacy dokonali też wielkiej operacji zmiany narodowego charakteru Pomorza, na którym w miejsce wymordowanych Polaków sprowadzali osadników z krajów niemieckich.

Gościnność o cechach mających znamiona utraty rozsądku Polska i Polacy przez liczne stulecia okazywali tym, którzy znienawidzeni byli absolutnie wszędzie. We wszystkich krajach Europy Żydzi, o ile nie zostali jeszcze wymordowani, liczyć się musieli z pogromami, rabunkami, śmiercią na stosach. Polska nie tylko ich przyjęła, ale nadała im przywileje nieznane zdecydowanej większości rodowitych Polaków. Jeden z nich polegał na tym, że każdy Żyd, który zdecydował się ochrzcić, natychmiast przyjmowany był do stanu szlacheckiego. Ta bezprecedensowa zasada była czymś nie mogącym się pomieścić w głowach, więc której nie był w stanie dać wiary żaden Europejczyk, który sam osobiście czegoś tak nieprawdopodobnego nie zobaczył. Żydzi jednak rzadko korzystali z takiej możliwości, gdyż trwanie przy swojej własnej religii wiązało się w Polsce z mnóstwem innych równie niezwyczajnych przywilejów. Jeden z nich polegał na stworzeniu dla Żydów ich własnego odrębnego prawa, sądownictwa, parlamentarnego systemu równoległego do demokracji szlacheckiej a nawet nietykalności polegającej na objęciu każdego Żyda bezpośrednią opieką polskiego króla. Nawet podatki Żydzi płacili do odrębnego fiskusa, co skutkowało ich szybkim bogaceniem się. Nietykalni, zamożni, nie zobowiązani do obrony często najeżdżanego kraju stali się trwającą przez stulecia „permanentną bombą demograficzną”. Żydowskimi stały się całe polskie miasteczka i miasta, w których żyć można było tak, jakby zewnętrznego świata nie było. Można nie było znać żadnego poza żydowskim języka i przez pokolenia czuć się stokroć lepiej, niż w starożytnej Palestynie, poddawanej opresji kolejnych najeźdźców. Analizy demograficznego rozwoju narodu żydowskiego, przeprowadzone przez prof. Iwo Pogonowskiego, nie pozostawiają cienia wątpliwości, że swoje narodowe istnienie Żydzi zawdzięczają azylowi otrzymanemu w Polsce. Bez jego nadzwyczajnych warunków licząca co najwyżej setki tysięcy diaspora nie tylko by się nie pomnażała, ale ulegałaby stałemu zanikowi. Nie tylko nie byłoby mowy o rozwinięciu się do rozmiarów zbiorowości wielomilionowej, zdolnej do utworzenia własnego państwa, ale zawęziłaby się ona do garstki stanowiącej co najwyżej turystyczną atrakcję bez szans bycia jakimkolwiek politycznym podmiotem.

Stworzenie dla obcej grupy narodowościowej warunków pod wieloma względami lepszych od oferowanych rodowitym Polakom i zapewnienie jej przywileju własnej jurysdykcji administracyjnej, prawnej, fiskalnej nie tylko nie spotkało się z choć szczątkowym odwzajemnieniem w postaci elementarnej lojalności, ale stało się źródłem problemów. Można by się spodziewać, że państwu tak bezprecedensowych dobroczyńców ocaleńcy jakoś się odwdzięczą, kiedy to ono znajdzie się w tarapatach. Okazało się jednak, że w okresie zabijania polskiej niepodległości oddział Berka Joselewicza (za co należy się mu pomnik w każdym polskim mieście) był wyjątkiem potwierdzającym regułę. W czasie Powstania Listopadowego Joachim Lelewel widząc, że Żydzi niemal wcale nie opowiadają się po polskiej stronie (a często wręcz przeciwnie) wystosował do nich apel zawierający nutę groźby. Ten wielki Polak niemieckiego pochodzenia stwierdził bowiem dobitnie, że jeśli Polska w końcu wywalczy swoją niepodległość to będzie pamiętała, kto się do jej odzyskania przyczynił a kto był w tej sprawie obojętny. We wdzięcznej pamięci powinniśmy mieć tych, którzy po polskiej stronie stanęli. W zmasakrowanej przez Rosjan niepodległościowej manifestacji w Warszawie z kwietnia 1861 chwytając krzyż wypadający z rąk właśnie zranionego demonstranta od następnej salwy zginął żydowski gimnazjalista Michał Lady. Podobnie, jak żydowscy konspiratorzy i legioniści były to jednak przypadki mniej liczne od antypolskich demonstracji w Białymstoku, otwarcie sprzeciwiających się odbudowie polskiego państwa. Ledwie jednak zaczęło ono powstawać na jednej z pierwszych sesji pierwszej kadencji sejmu postawione zostało żądanie wykrojenia z terytorium polskiego państwa żydowskich terytoriów autonomicznych.

Trwające przez wieki uprzywilejowanie mniejszości sprawiło, że w okresie formowania się nowoczesnego społeczeństwa fundamentalną dla funkcjonowania klasę średnią stanowiły osoby nie polskiej narodowości. Problem ten nie miałby skali dla przyszłości państwa niebezpiecznej, gdyby ta ogromna część społeczeństwa w dostatecznym stopniu była z nim zintegrowana. O tym, z jaką relacją mieliśmy tu do czynienia, można się było przekonać choćby oglądając emitowane przez TVP Kultura międzywojenne filmy w języku jidysz. Światowym centrum ich produkcji była Warszawa i choć akcja wszystkich toczyła się w polskiej stolicy i na polskiej prowincji, próżno w nich szukać choćby w najdalszym tle jakichś Polaków czy jakichkolwiek polskich akcentów. Dla zdecydowanej większości i twórców i odbiorców tych dzieł Polska najwyraźniej była więc jakby bytem zbędnym. Czy można budować państwo wespół z kimś, kto ma do niego taki stosunek?

Tym większy z naszej strony szacunek należy się tym, którzy wobec Polski wykazali się lojalnością a nawet ponieśli dla niej najwyższe ofiary. Nie wszyscy Żydzi zdezerterowali z armii gen. Andersa, byli i tacy, którzy w walce o naszą niepodległość polegli na stokach Monte Cassino. Swój los z Polską związały też mniejszości, które pomimo zdawałoby się przepastnych różnic kulturowych potrafiły nasz kraj traktować jako dom, któremu należna jest wierność. Tak zapisali się w naszej historii polscy Tatarzy czy Ormianie.

Otwarcie i gościnność to cechy piękne i są one częścią polskiej tradycji, która powinna być kontynuowana. Tak jak w każdym innym przypadku popadanie w przesadę może jednak okazać się szkodliwe. Czyż nie są nią współczesne nam deklaracje prezydenta Wrocławia, który gdy ledwie zaczęli się pojawiać w mieście Ukraińcy już ogłosił program otwierania publicznych przedszkoli i szkół z ukraińskim językiem i takim programem? A przecież duża część z nich ma jakieś polskie korzenie i czy nie powinna najpierw choć odrobinkę poznać język i kulturę kraju, do którego przyjechała? Czy na pewno cokolwiek dobrego wyrosnąć może na ofercie de facto tak skrajnie anty – asymilacyjnej? W autobusach i tramwajach wielu polskich miast już od lat mamy ukraińskojęzyczne tabliczki ze słowami w rodzaju „otwieranie drzwi”, „stop”, „miejsce dla matki z dzieckiem”. Byłoby zrozumiałe, gdyby chodziło o istotne a bardziej skomplikowane instrukcje. Czy jednak od kogoś, kto zamierza żyć w Polsce nie można oczekiwać nawet tego, żeby znał kilka tak elementarnych słów, jak „drzwi”, „stop” czy „siedzenie”?

W tym przypadku gościnność zaczyna być już nie zaletą, lecz groteską. Oby nie weszła w stadium naprawdę szkodliwej patologii.

Artur Adamski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content