Jezus Chrystus co prawda zmartwychwstał, ale Judasz to się zaparł, a Piotr okazał się w ciężkich momentach tchórzem” – ciężko mi wyobrazić sobie, że tak wiarę w Jezusa głosili pierwsi apostołowie po zesłaniu Ducha Świętego.
Historia prawdziwa, ale wśród siedmiu darów nie ma nic o wypominaniu. O grzechach Kościoła ostatnio mówimy dużo, także dlatego że na naszych oczach dochodzi do trudnego, ale jakże ważnego oczyszczenia. Domaganie się prawdy, uderzanie w pierś i słowo „przepraszam” to jednak co innego, niż głoszenie porażek i beznadziei. Trudno mi wyobrazić sobie lekarza, który, słuchając – często słusznych – oskarżeń pod adresem swoich kolegów po fachu, zamiast pokazywać inną stronę medycznej służby, przekonywać argumentami, że mimo wszystko o zdrowie warto dbać i zasięgać rady u specjalistów, dosiadłby się do grona narzekających, by potęgować ich niezadowolenie i buntować ludzi przeciwko swojej profesji. I chociaż pierwsze zdanie jest prawdziwe, to trudno rozkochać innych w Stwórcy i zachęcić do bycia w Kościele, gdy głosi się w takim stylu. My jesteśmy Kościołem – tak duchowni, jak i świeccy. I to my każdym naszym spotkaniem z drugim człowiekiem pokazujemy, jaki ten Kościół jest. Jadąc na wakacje, poznając nowych ludzi, ale też w kontaktach z tymi, z którymi znamy się od lat, możemy pokazać piękno Kościoła. Nie w kontrze i negacji do czegoś. Raczej starając się być narzędziem w rękach Boga. Brzmi górnolotnie, a sprowadza się do – może wymagającej – ale jakże ważnej postawy człowieka Kościoła. A tę definiuje Przykazanie Miłości. Pokażmy sobą taki Kościół, by zaproszenie do niego stało się nie do odrzucenia. A wakacje to czas ku temu doskonały!