12,5 C
Warszawa
piątek, 26 kwietnia, 2024

KTO PO UKRAINIE? – Artur Adamski

26,463FaniLubię

Na pytanie o dalszy ciąg rosyjskich agresji w przypadku, gdyby bandytom Putina udało się pokonać Ukrainę, próbował odpowiedzieć najwybitniejszy historyk polityki XX wieku prof. Marek Kornat. Bardzo ważąc słowa nawiązał do sławnego przemówienia prezydenta Lecha Kaczyńskiego i stwierdził, że kolejność ekspansji byłaby jednak raczej inna. W Moskwie na pewno wiedzą, że atak na Litwę, Łotwę i Estonię bez wątpienia maksymalnie zmobilizowałby Polaków, czyniąc nasz kraj przeciwnikiem dla Rosji trudniejszym. Z tej przyczyny pierwszym celem ataku Rosji byłaby właśnie Polska. Pokonanie w pierwszej kolejności właśnie nas sprawiłoby, że w krajach bałtyckich wszelki opór zostałby już wtedy oceniony jako daremny, prawdopodobnie nikt by go tam już nie stawiał i kraje te Rosja wzięłaby „za darmo”. Prof. Marek Kornat zauważył, że właśnie tak postąpił Stalin w roku 1939. Wychodząc ze słusznego założenia, że bez niepodległej Polski Litwa, jak też Łotwa czy Estonia nigdy swej niepodległości by nie odzyskały i bez istnienia Polski nie byłyby też w stanie przetrwać choćby roku, w pierwszej kolejności doprowadził do zlikwidowania właśnie naszego państwa. Dopiero rozprawienie się z kluczową w tej części Europy Polską otworzyło Rosji perspektywę kolejnych podbojów, takich jak rozbiór Rumunii czy bombardowanie Helsinek i najazd na Finlandię.

I właśnie nie należące do NATO Finlandia, Mołdawia i Szwecja mogłyby być też tymi celami rosyjskich podbojów, na jakie Putin ze swoją bandą mógłby uderzyć jeszcze przed atakiem na Polskę.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Wojna, wraz z wielkim katalogiem różnych form dywersji, jest dzisiaj najważniejszym z rosyjskich produktów eksportowych. Tym bardziej, że nawet dziurawe sankcje ograniczają Rosji możliwość sprzedaży surowców a porażki na frontach ukraińskich skompromitowały ją jako producenta wartościowego uzbrojenia. Ten fakt też rosyjskiej gospodarce przyniesie straty. W Tbilisi prezydent Kaczyński mówił m.in. o „świetnie nam znanej twarzy Rosji, którą znów nam ona w pełnej okazałości pokazała”. Tę odwiecznie odrażającą twarz nienasyconego agresora zobaczyć można po prostu spoglądając na mapę. W zachodniej czy południowej części Europy żyją sobie, często od wielu już stuleci, różne malutkie państwa. Takie, jak Lichtenstein, Luksemburg. San Marino, Andora czy Monako. Połowa z nich należy do najbogatszych na świecie, żadne nie ma poważnych sił zbrojnych, każdy z sąsiadów każde z nich mógłby zająć w ciągu godziny. A jednak przez całe stulecia cieszą się one bezpieczeństwem, pokojem, podmiotowością. I popatrzmy na Rosję, która jest największym z molochów planety, zaczynającym się nad Bałtykiem a kończącym u brzegów Japonii. Żarłoczny ten kolos od wieków wchłania wszystko, co wokół jest w stanie wchłonąć. Odebranie Krymu kilkadziesiąt razy mniejszej Ukrainie radosnym śpiewem i tańcem fetowały setki tysięcy mieszkańców Moskwy. Czort raczy wiedzieć, czy tej odrażającej hołocie więcej rozkoszy sprawiło przyklejenie do swej mapy jeszcze jednego skrawka czyjejś ziemi czy upokorzenie kolejnego, wielekroć mniejszego sąsiada? Polacy należą do tych narodów, które nie znającą nasycenia rosyjską pazerność, jej nie mającą końca żądzę grabieży i krzywdzenia innych znają od wielu pokoleń. Nawet po rozkrojeniu Polski dyktatami z Jałty i Poczdamu rosyjskiemu potworowi ciągle było mało. Na przełomie 1945 i 1946 roku tysiące polskich rodzin, wygnanych z ziem wcielonych do ZSRS i osiedlonych na północy Mazur znów musiało się przenosić. Stalin wraz z resztą swych psychopatów wpadł bowiem na pomysł skorygowania linii odgraniczającej podbitą i sowietyzowaną Polskę od tzw. Obwodu Kaliningradzkiego. Zamiast odkreślonego linijką pierwotnego biegu granicy nagle nadano jej bieg nieco zaokrąglony. Oczywiście kosztem Polski, której znów odebrano wtedy dziesiątki miejscowości. W 1951 roku ta sama banda oprawców z kremla dowiedziała się o wielkich i łatwych do wydobycia złożach węgla, położonych w rejonie prastarego polskiego miasta Bełz. Wymusiła więc korektę granicy, odbierając nam historyczne miasto i liczne mniejsze miejscowości wraz z terenami wyjątkowo bogatymi w cenne surowce. „Rekompensatą” miał być pozbawiony jakiejkolwiek zabudowy i gospodarczo bezwartościowy skrawek Bieszczad.

Zdawałoby się, że rozważania na temat terytorialnych podbojów powinny należeć do zamierzchłych epok i innych etapów w dziejach cywilizacji. Jednak kiedy się ma sąsiada takiego, jak Rosja to zagrożenie zbrodniami w stylu Timurów czy Tamerlanów są problemem jak najbardziej rzeczywistym i aktualnym.

Artur Adamski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content