Niemcy nabijają Putinowi rewolwer, którego lufę przykłada on do głowy Ukrainy” – tak o polityce Berlina wypowiedział się premier Mateusz Morawiecki.
Przerażająca skala niemieckiego egoizmu, nie mniejszej bezmyślności i buty, reprezentowanej przez władze RFN, doprowadziły Europę do największego od kilkudziesięciu lat zagrożenia wojną.
Postsowiecka Rosja największą część swoich dochodów postanowiła czerpać z eksportu gazu. Od dziesięcioleci jest też oczywiste, że dochody te w ogromnej mierze służą zbrojeniom. Wg danych oficjalnych Moskwa na swoją armię przeznacza 15% budżetu. Jest to odsetek od niepamiętnych czasów niesłychany dla każdego z państw cywilizowanych. A wiadomo, że owe 15% to i tak wartość bardzo zaniżona, gdyż ogromna część kosztów zbrojeń, o ile nie większość, jest w Rosji przypisywana innym grupom wydatków budżetowych. Polityka Niemiec, które od dziesięcioleci robią wszystko, by kraje europejskie dawały Rosji zarobić jak najwięcej, w sposób jednoznaczny skutkuje więc dynamicznym rozwojem postsowieckiej potęgi militarnej. Była ona już używana przeciw kolejnym sąsiadom Rosji, umożliwiła pacyfikację pragnącej niepodległości Czeczenii a także dokonanie zbrojnego rozbioru Mołdawii, Gruzji, Ukrainy. Teraz wojska rosyjskie szykują się do agresji na całej długości granicy z Ukrainą. W odpowiedzi na wzrost zagrożenia kilka krajów deklaruje wolę przystąpienia do paktu NATO, wojska szwedzkie powróciły na zdemilitaryzowaną ćwierć wieku temu Gotlandię. Sztokholm przywraca obowiązkową służbę wojskową i pospiesznie dozbraja swoją armię. Wydatki na obronę zwiększają Finlandia i Rumunia. O wzroście zagrożenia alarmują Litwa, Łotwa i Estonia. W związku z przelotami tuż obok przestrzeni powietrznej Wielkiej Brytanii i Norwegii całych dywizjonów rosyjskich bombowców strategicznych wielokrotnie musiały być już podrywane myśliwce stacjonujące w Skandynawii, Szkocji i Anglii. Na rozwój wydarzeń nie zamierza patrzeć z założonymi rękami Turcja, która nie chce wzrostu rosyjskiej obecności nad Morzem Czarnym. Każde z tych napięć i incydentów to wzrost zagrożenia, mogący się w końcu przełożyć n szereg wydarzeń, nad którymi nikomu już nie uda się zapanować. Równocześnie okazało się już, że forsowana przez Berlin polityka energetyczna doprowadziła do uzależnienia od dostaw rosyjskich. I jak dotąd wszystko wskazuje na to, że narzędzia szantażu, wręczone przez Niemców Putinowi, zamierza on wykorzystać w stopniu absolutnie maksymalnym. Pierwszą tego ofiarą ma być Ukraina i jeśli zamiary rosyjskiego agresora się powiodą – kolejnych ciosów spodziewać się możemy niemal natychmiast.
Takie są skutki prorosyjskiej polityki Niemiec. Pozostaje pytanie o to, jaką zawartość mieć mogą czaszki berlińskich polityków, którzy sprowadzając na Europę tak ogromne zagrożenie równocześnie potrafią roić o niemieckim przywództwie w Unii Europejskiej i rzekomo należnego RFN stałego członkostwa w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Swoją polityką Niemcy udowodniły wyłącznie to, że na ich terytorium jeszcze przez bardzo długi czas stacjonować będzie musiała armia Stanów Zjednoczonych. Niemiecka tradycja permanentnego sprowadzanie na Europę wielkich nieszczęść nadal ma się bowiem bardzo dobrze. Kogoś takiego nie wolno więc pozostawić bez dobrze uzbrojonej kurateli.
Artur Adamski