8,7 C
Warszawa
sobota, 27 kwietnia, 2024

Wojna energetyczna – Jerzy Pawlas

26,463FaniLubię

Biorąc zmiany pogody za globalne zmiany klimatyczne, eurokraci wymuszają samobójczą dla wspólnoty unijnej politykę gospodarczą, w interesie niemieckiego przemysłu i spekulantów, handlujących emisjami CO2.

Nie trzeba czołgów czy armat. Wystarczą surowce energetyczne. Państwo, które nimi dysponuje, może okupować inne i dobrze na tym zarabiać. Te zaś tracą suwerenność i bezpieczeństwo, choć nominalnie wciąż pozostają niepodległymi państwami. Jeżeli rurociąg można zakręcić, a paliwa jądrowego nie dostarczyć, to zamykanie kopalń (choć złoża są niewyczerpane) jest szkodliwym absurdem, tym bardziej, że są już niskoemisyjne elektrownie węglowe.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Spada udział węgla kamiennego i brunatnego w energetyce – w 2020 roku już poniżej 70 proc.- donoszą entuzjastycznie media. Jeszcze więcej optymizmu w krajowej polityce energetycznej – do 2030 roku udział węgla w energetyce nie powinien przekraczać 57 proc. Jeżeli zaś wzrosną ceny uprawnień do emisji CO2, to nawet 37,5 proc.. Czyli nasze państwo godzi się na brukselski dyktat ekologiczny. Co na to obywatele – pozostaje kwestią medialnej indoktrynacji. W końcu trzeba mieć dużo wyobraźni, by utrzymywać, że bezpieczeństwo energetyczne zapewni naszemu krajowi OZE i elektrownia atomowa.

Dekonstrukcja świadomości społecznej to już pierwsza zwycięska bitwa w wojnie energetycznej. Ludzie skłonni są przepraszać, że żyją, bo to szkodzi planecie. Los planety w naszych rękach – deklamuje dziatwa szkolna. Zamknąć kopalnię w Turowie – wykrzykują w mediach opozycyjni politycy. Węgiel wrogiem publicznym numer jeden – przekonują tzw. miłośnicy przyrody, sponsorowani przez przemysł sąsiednich państw.

W pierwszy dzień wakacji, w wolna sobotę, stołeczny magistrat wydzwania do mieszkańców z kuszącą propozycją – 30 proc. zniżki na instalację fotowoltaiczną. Pomysł jak pomysł – na miarę rozdętej stołecznej biurokracji. Bo co tam korki i smog (gdy zwęża się ulice), przeciągająca się budowa metra, brak podziemnych parkingów, co tam kopciuchy i powtarzające się awarie oczyszczalni ścieków, gdy ogniwa fotowoltaiczne zapewnią dobrostan stołecznego klimatu.

Przebudowa świadomości

Nie istnieje prawo do mienia bezspadkowego, bo od wieków przechodzi ono na własność państwa. Jednak patologiczne praktyki wymiaru sprawiedliwości, uwzględniające roszczenia do owego mienia, usankcjonowały działania tzw. dzikich reprywatyzatorów. Tak więc prawo, którego nie ma, zaczęło funkcjonować w systemie prawnym. Podobnie z pojęciem „gospodarka zeroemisyjna”, która w praktyce nie istnieje (zawsze jest jakiś ślad węglowy), ale dzięki ekologistycznej propagandzie, zagnieździło się w świadomości społecznej. Podatnicy są nawet skłonni dopłacać do tej utopii.

Podczas referendum akcesyjnego nikt nie przypuszczał, że unia brukselska będzie ideologicznie infekować polskie społeczeństwo. Co więcej, mówiło się nawet, że może ono pełnić misję rechrystianizacji unijnej wspólnoty. Tymczasem postępuje ateizacja, elgiebetyzacja, ekologizacja. Nastąpiła gruntowna przemiana świadomości społecznej. Ludzie pomstują na cywilizację węglową – chcą cywilizacji OZE i atomowej. Są skłonni usprawiedliwiać wszelkie absurdy brukselskie – jak zmiany klimatyczne czy dekarbonizację.

W badaniach ankietowych już co drugi respondent opowiada się za zakazem palenia węglem, zaś 85 proc. postuluje zaangażowanie przedsiębiorstw w przedsięwzięcia proekologiczne, a nawet 40 proc. chciałoby pracować w takich firmach. Ankieterzy nie pytają jednak – czym ogrzewać domy, gdy zrezygnuje się z węgla, oraz ile będzie kosztowała transformacja energetyczna. Natomiast resort środowiska chwali, że polskie społeczeństwo nie chce „pozostawić po sobie zniszczonej Ziemi”.

Tymczasem okazuje się, że seniorzy mogą pomóc w walce o klimat, bo mają doświadczenia zmian klimatycznych. Skąd ta pewność ankieterów? – nie wiadomo. Stwierdzają jednak, że osoby starsze, mające za sobą PRL-owskie ograniczenia, są gotowe do wyrzeczeń w batalii o klimat, w przeciwieństwie do wielkomiejskiej młodzieży, która nie zamierza zrezygnować z antyklimatycznego stylu życia. Aktywiści ekologiczni powinni więc szukać sojuszników zarówno wśród starszego pokolenia, jak i prowincjonalnej młodzieży.

Działania proekologiczne są kosztowne. Często nie mieszczą się w logice ekonomicznego gospodarowania. Stąd rządowy program czystego powietrza dla najuboższych. Dotacje na termoizolację i wymianę starych pieców sięgają już 100 mld zł. Na ile zmieni to atmosferę? – nie wiadomo, zwłaszcza że inne kontynenty nie przejmują się ekologią, tak jak europejski.

W każdym razie przewiduje się osłonę finansową dla najbiedniejszych przed podwyżkami cen energii z budżetu krajowego i unijnego, bo transformacja energetyczna musi być sprawiedliwa społecznie. Natomiast ankieterzy nie dochodzą, czy świadomość respondentów została już tak „przepracowana”, że ważniejsze dla nich czyste powietrze niż podniesienie standardu życia.

Ideologia i praktyka

Ulegając mitom cieplarnianym, polska gospodarka porywa się na dochodzenie do neutralności klimatycznej. Tymczasem aktywiści Greenpeace kwestionują rządową umowę z górnikami dotyczącą wygaszania polskiego górnictwa do 2049 roku. Jakoś uchodzi ich uwadze, że w Niemczech powstają nowe elektrownie węglowe (choćby w Datteln 4 w Zagłębiu Ruhry), mimo powtarzanych deklaracji o ochronie klimatu. Poza tym niemiecki przemysł energochłonny został wytransferowany za granicę, wiec państwo chwali się ekologistycznymi osiągnięciami.

Z drugiej strony nie można lekceważyć zawodności OZE, dlatego tradycyjna energetyka jest jak najbardziej na miejscu. Oczywiście nie dla ekologistycznych fanatyków, bo oni nie liczą się z kosztami transformacji energetycznej. Jednak jeżeli dla obywateli niemieckich te koszty są już problemem, to co mają powiedzieć obywatele biedniejszych krajów brukselskich. Przecież prąd z bloku gazowego w Ostrołęce będzie droższy, niż z węglowego (na który i tak już wydano 1,3 mld zł).

Można się cieszyć z rozwoju fotowoltaiki, korzystającej z rządowego wsparcia, ale to tylko margines krajowego zapotrzebowania energetycznego, tym bardziej że przecież słońce nie zawsze świeci. Morskie farmy wiatrowe też nie pracują cały czas, a jak na razie produkują drogi prąd – 650 zł za megawatogodzinę, gdy z tradycyjnej elektrowni 300 zł (gdyby nie było opłat za emisję CO2 – 150 zł). Opłacalność elektrowni węglowych – oprócz ideologii ekologistycznej – podcinają banki, które nie chcą kredytować ich budowy.

Nie tylko związkowcy branży górniczej, ale także wielu fachowców krytykuje rezygnację z węgla. Przecież kopalnie nie powinny być likwidowane, lecz konserwowane, by mogły wznowić wydobycie. Elektrownie węglowe modernizują się, wyłapują CO2 i magazynują go. Nowoczesne technologie redukują emisję przy spalaniu węgla. Czy nie powinno to przekonywać zielonych ideologów?

Zielone szaleństwo

Ambitne plany neutralności klimatycznej gospodarki brukselskiej mógł wymyślić tylko zideologizowany na zielono eurokrata, realizujący interesy głównie niemieckiego przemysłu OZE. Owa neutralność ma nastąpić do 2050 roku i być impulsem do wzrostu nowej gospodarki, polegającej na transformacji energetyki, przemysłu, budownictwa, transportu, rolnictwa. Bo europejski zielony ład jest faktem, transformacja musi się dokonać – przekonuje Jerzy Buzek, który już raz likwidował śląskie kopalnie, za co wdzięczny elektorat obdarował go brukselską synekurą. Z zielonej determinacji eurokratów wynika, że gospodarka brukselska nie miałaby impulsu, czy sensu do rozwoju, bez klimatycznej histerii.

Odchodzenie od paliw kopalnych (węgiel przekreślony, gaz – czasowo tolerowany) zmusi gospodarki gorzej rozwiniętych państw brukselskich do gigantycznego wysiłku inwestycyjnego (zadłużania się). Jeżeli nie sprostają wyzwaniu, będą musiały importować energię. Pozostaną zależne od lepiej rozwiniętych (Niemiec czy Francji).

Nasz kraj też pójdzie tymi koleinami – co prawda we własnym tempie, co zagwarantowała mu biurokracja brukselska. Poza tym zgodziła się, że obowiązek dotarcia do neutralności klimatycznej w 2050 roku, to zadanie całej wspólnoty, a nie poszczególnych państw.

Cokolwiek by jednak mówić, rosnące ceny uprawnień do emisji CO2, skutecznie blokują inwestycje proekologiczne. Niezależnie od tego, ciepłownie staną przed koniecznością zamiany węgla na gaz. Nie wiadomo, czy sprostają kosztom modernizacji, o ile podniosą opłaty dla odbiorców. Nic więc dziwnego, że widmo importu energii krąży coraz niżej.

To jednak nie koniec, bo pomysły zielonych eurokratów idą jeszcze dalej – chcą wprowadzić opłaty od emisji CO2 dla właścicieli domów i mieszkań, ogrzewających swe lokale.

Casus Turów

W kampanii wyborczej trudno byłoby o lepszy pretekst, lepszy argument do licytacji w miłośnictwie przyrody, o bardziej przydatny przypadek dla ekologistycznie wyczulonego brukselskiego ucha. Czeska socjaldemokracja z rządzącej partii Ano punktuje się z zielonymi z partii Piratów. Kopalnia Turów trafiła się im jak ślepej kurze ziarno.

Fenomen polega na tym, że czeskie czy niemieckie kopalnie odkrywkowe węgla brunatnego nie przyczyniają się do obniżania wód gruntowych. Tylko polska ma taką właściwość.

Tymczasem nie jest tajemnicą, bo ujawniają to okoliczni mieszkańcy, że sieć wodociągowa od lat nie była remontowana i woda z niej ucieka. I to jest przyczyna uciążliwości dla ludności z regionu Liberca. Poza tym jest jeszcze żwirownia, która zwiększa wydobycie. To też przyczyna zanikania wód gruntowych. Niezależnie od tego czeskie media informują o suszy hydrologicznej, największej od 300 lat.

Wszystko to nie jest wszakże przeszkodą do realizacji sprytnego pomysłu. Oskarżyć polską kopalnię, poskarżyć się Brukseli, wydębić odszkodowania (przyda się na remont sieci wodociągowej, modernizację żwirowni), i w końcu zyskać punkty w kampanii wyborczej.

Absurdalna decyzja TSUE o natychmiastowym zaprzestaniu wydobycia w kopalni Turów to brutalna ingerencja w bezpieczeństwo energetyczne państwa, zamach na jego suwerenność. Zdaniem Polskiej Grupy Energetycznej czeskie oskarżenia to groźny precedens, którego konsekwencją może być dzika transformacja energetyczna, zagrażająca realizacji brukselskiego zielonego ładu. Nie akceptujemy decyzji TSUE. Transformacja musi być sprawiedliwa i rozsądna – oświadczył Jacek Sasin, wicepremier, minister aktywów państwowych.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content