13.1 C
Warszawa
piątek, 11 października, 2024

Za czym opowiedziała się większość? – Artur Adamski

26,463FaniLubię

Każda władza może się znudzić. Im ostrzej jest atakowana, z im liczniejszymi boryka się trudnościami – tym szybciej postępuje proces zwany jej „zużywaniem się”. Te jakże nietrafne słowo wcale jednak nie oznacza zatracania zdolności działania. Często wręcz przeciwnie – „łomot” zbierany przy wyprowadzaniu kraju z kolejnych kryzysów hartuje wzbogacając unikatowym doświadczeniem. Jednak nawet jeśli sukcesy jednoznacznie przeważają nad porażkami to natłok zdarzeń wraz z ogniem krytyki nieustannie miotanej z medialnych gigantów w końcu upowszechnia znużenie, przynosząc pragnienie odmiany. Czasem na tyle silnej, że oznaczającej zmianę na gorsze. Historia pełna jest wyborów – demokratycznych, ale na własną szkodę.

Rząd sposobiący się właśnie do odejścia to już rozdział zamknięty. Proponuję więc, by już bez zacierających obraz emocji każdy zdobył się na próbę sprawiedliwej oceny. Odpowiedzenia sobie na pytanie, który z poprzednich musiał sprostać podobnym wyzwaniom. Rzetelnego porównania stanu i perspektyw państwa oraz jakości życia jego obywateli na początku i na końcu sprawowania przez niego władzy. Czy którykolwiek wcześniejszy, mimo podejmowania się ledwie ułamka tych zadań, jakie brał na siebie rząd Mateusza Morawieckiego, zdobył się kiedyś na jakiekolwiek „przepraszam”. Na podobne przyznawanie się do błędów, co jakiś czas wypowiadane przez premiera skutkiem różnych okoliczności zmuszanego do korekt tego czy innego z bezliku zamierzeń. Tak już na spokojnie, bo jeśli nawet ludziom tym ktoś bardzo chce jeszcze dopiec to skupieni na domykaniu ostatnich spraw, sposobiący się do opuszczania gabinetów, za wiele już nie odpowiedzą. Okazuje się, że ci każdego dnia nazywani dyktaturą, reżimem albo jeszcze gorzej jakoś nie próbują sięgać do jakiegokolwiek ze środków pozaprawnych, co nieskończoną ilość razy wielu wmawiało nam jako pewnik. A wielu jeszcze w ostatni weekend zapowiadało stan wyjątkowy, czołgi na ulicach i gwardię siepaczy, jaką rzekomo miały się okazać Wojska Obrony Terytorialnej. W rzeczywistości jedynym, o co starają się kończący swe rządy jest to, by w nowych rękach nie została roztrwoniona choć część tego, co często (przyznajmy uczciwie) w niebywałym trudzie zdołali dla Polski i Polaków zrobić. Bo czyż można powiedzieć, że tych dobrych owoców ich pracy nie było i nie ma?

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

W powyborczym uspokojeniu spróbujmy ogarnąć, na co zamieniliśmy to, co mieliśmy przed wyborami. O tym oczywiście przyjdzie nam się dopiero przekonać, ale nasza demokratyczna większość szereg bardzo konkretnych oczekiwań już wyraziła. Nie tylko odsuwając jednych na korzyść drugich, ale też jasno stawiając sprawę choćby bojkotem referendalnych pytań. Bojkotem oznaczającym przecież stanowisko jednoznaczne. Takie, że większości tej zdaniem kwestie zawarte w referendum nie są dla niej źródłami żadnego niepokoju. Tym samym w sprawach, o które nas pytano, wyrażona została zgoda na wszystko. Tak, jak też wyborcza większość de facto utożsamiła się ze stanowiskiem wyartykułowanym słynnymi deklaracjami: „pieniędzy nie ma i nie będzie”, „dość gigantomanii”, „jesteśmy gotowi na każdą ilość migrantów” czy „skończyć z rozdawnictwem”. Oraz z szeregiem podobnych, na różne sposoby głoszonych przez tych, którzy dla odchodzącej sejmowej większości stanowią dziś demokratycznie wyłonioną alternatywę. Tę, która wybierze nam nowy rząd.

Spójrzmy prawdzie w oczy i zdajmy sobie sprawę z tego, za czym większość elektoratu właśnie się opowiedziała. Otóż za likwidacją bariery granicznej i przyjmowaniem nielegalnych migrantów, za podnoszeniem wieku emerytalnego, za wyzbywaniem się majątku narodowego. Do tego tym, co najważniejsze, jest wyniesienie do roli najbardziej prawdopodobnego premiera człowieka, który w roli „prezydenta Europy” dał się w Brukseli poznać jako niezawodnie posłuszny wykonawca każdego polecenia. A zarazem jako ktoś całkowicie niezdolny do obrony nawet najbardziej żywotnych polskich interesów. I wszystko to właśnie teraz, gdy totalne przeobrażenie Unii Europejskiej ma z niej uczynić tyranię złożoną z obszaru rdzeniowego oraz prowincji – wypatroszonych z jakichkolwiek form samostanowienia pozostałości niegdysiejszych państw. W każdym, kto czytał owe setki punktów forsowanego właśnie unijnego ładu, z lekturą każdego narastać musiała obawa, czy któryś z kolejnych jego punktów nie będzie oznaczał wymazania także naszego narodowego imienia oraz obowiązku odejścia od ojczystego języka. Świadomie czy nie – o zbliżeniu się do tej perspektywy właśnie przesądziła nasza wyborcza większość. Tak, może i przesadzam. Robię to po to, by każdy sam postarał się przekonać, na ile. Nie wiem, czy w Internecie wreszcie można znaleźć pełną polskojęzyczną treść tej straszliwej zmiany, jaką zamierzają nam narzucić cichcem i w bardzo krótkim czasie. Kto jednak choć trochę zna niemiecki ten po dokopaniu się do tego przerażającego kuriozum wszystko, co najbardziej w nim upiorne, pojmie bez pudła.

W swych historycznych analizach prof. Andrzej Nowak dowiódł, że do rozbiorów walnie się przyczyniła dezorientacja polskiego społeczeństwa. Być może dziś w podobnym kierunku też posuwamy się nie za sprawą złej woli czy lekkomyślności, lecz jedynie dezorientacji. Czy przyczyną jest jedno, drugie czy trzecie – skutek może przynieść taki sam.

Artur Adamski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
270SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content