12,9 C
Warszawa
czwartek, 2 maja, 2024

Wiesław Moszczak 1954 – 2008 – Artur Adamski

26,463FaniLubię

Nikt w podobnym stopniu nie zasługuje na miano pierwszego drukarza stanu wojennego. Pomimo to pozostaje postacią, której nadzwyczajne zasługi są bardzo mało znane.

Kilkanaście lat mieszkaliśmy w tym samym wrocławskim bloku przy Legnickiej 28. Kiedy jednak ja miałem dziesięć lat, on miał dwadzieścia i ta różnica nie sprzyjała wówczas budowaniu relacji. W latach szkolnych Wiesiek związał się z ruchem hipisowskim, czego konsekwencją była dość złożona droga edukacji, wiodąca przez różne licea i technika. Jego nonkonformizm nigdy go jednak nie zachęcił do żadnych środków psychoaktywnych. Stronił nawet od niewielkich ilości alkoholu.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Pracował w wielu zakładach rzemieślniczych, trafił również do warsztatów zajmujących się wyrobem pieczątek, poligrafią i do małych wydawnictw akcydensowych. Nauczył się różnych technik drukarskich, czego owocem był jego udział w wydawaniu kontrkulturowego pisma, ukazującego się we Wrocławiu w 1973 roku. Rok wcześniej wziął też udział w demonstracji hipisującej młodzieży, protestującej przeciw zatrzymywaniu, umieszczaniu w aresztach i biciu za samo noszenie długich włosów czy granie na ulicy na gitarach. Kilkaset osób obeszło wówczas dookoła wrocławski Rynek z transparentem „Przepraszamy za to, że żyjemy”. Na ul. Świdnickiej zostali zaatakowani przez milicję, która urządziła sobie wtedy największe od 1968 roku masowe pałowanie ludzi na wrocławskich ulicach.

Wiesiek był jednym z pierwszych, którzy w połowie lat siedemdziesiątych zaczęli drukować wydawnictwa drugiego obiegu. Od 1977 roku pracował dla Niezależnej Oficyny Wydawniczej, rok później powielał m.in. „Robotnika”. Miał najwięcej umiejętności i doświadczenia, więc uczył innych. Drukował wszystko, o co go poproszono i dla każdej niezależnej inicjatywy. Rozwój wszelkiego rodzaju niezależnych inicjatyw, a przede wszystkim rozpowszechnianie nieocenzurowanego słowa uważał za kolejne zwycięstwa wolności. Nie zrażały go zatrzymania przez SB, rewizje i wszelkiego rodzaju szykany. Jakby im na przekór założył rodzinę. Gdy tracił pracę w jednym miejscu, szybko znajdował inną. Tym sposobem np. z kolejnych wrocławskich teatrów trafiał do różnych warsztatów rzemieślniczych, a z nich do placówek kultury i innych zakładów. Zajmował się też roznoszeniem mleka. Żadne z trudów życia nie zmieniały jego natury – był znany jako uosobienie spokoju i łagodności. Jako pogodnego, wytrwałego i przyjaznego pamiętał go też Kornel Morawicki, z którym zaczął współpracować w 1979 roku przy druku miesięcznika „Biuletyn Dolnośląski”. W styczniu 1980 roku powielał ulotki wzywające do bojkotu komunistycznej farsy wyborczej, których część sam rozrzucał w ruchliwych punktach miasta. W sierpniu 1980 roku Wiesiek włączył się do drukowania i kolportowania wydania specjalnego „Biuletynu”, wzywającego Dolnoślązaków do czynnego poparcia protestującego Wybrzeża. Po wybuchu strajku we Wrocławiu trafił do jego głównego ośrodka na terenie zajezdni MPK przy ul. Grabiszyńskiej, w której znów zajmował się m.in. poligrafią. Potem włączył się w budowę NSZZ Solidarność. Od września 1980 roku do grudnia 1981 roku służył jako drukarz najpierw Międzyzakładowemu Komitetowi Założycielskiemu, a następnie Zarządowi Regionu dolnośląskiej Solidarności. Prowadził też niezliczone kursy różnych technik poligrafii dla działaczy związkowych. W 1981 roku wraz z Kornelem Morawieckim i Romkiem Lazarowiczem brał udział w tworzeniu, redagowaniu i powielaniu gazety plakatowej „Nasze Słowo”.

W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku do bloku, w którym obydwaj wtedy mieszkaliśmy, przyszła banda esbeków uzbrojona m.in. w łomy i siekiery. Załomotali w drzwi, a ponieważ nikt ich nie otwierał, porąbali je siekierą. Jak się okazało, w środku była jedynie mama Wieśka oraz jego dwuletni synek. Równocześnie ZOMO dokonało napadu na siedzibę Zarządu Regionu NSZZ Solidarność przy ul. Mazowieckiej. W niszczycielskim amoku troglodyci Jaruzelskiego roztrzaskiwali meble i sprzęt poligraficzny, a faksy, telefony i maszyny do pisania wyrzucali, wybijając szyby w zamkniętych oknach. Podobnie potraktowali też sprzęt znajdujący się w sąsiedztwie, w siedzibie proreżimowych tzw. branżowych związków zawodowych. Wiesiek dotarł tam, gdy zomowcy się oddalili, uprowadzając kilku ciężko pobitych działaczy związkowych. W oknach ustawił głośniki i zaczął przez nie emitować audycję wyrażającą protest przeciw zaprowadzanemu od kilku godzin terrorowi. Efektem było dość liczne zgromadzenie, które można określić jako jedną z pierwszych niezależnych demonstracji po wprowadzeniu stanu wojennego. Oczywiście efektem był powrót oddziałów ZOMO. Wiesiek jednak nadal pozostawał nieuchwytny. Nie tylko dotarł do jednej z willi na Krzykach, gdzie w piwnicy miał ukryty sprzęt poligraficzny, ale zdołał tam dowieźć część urządzeń, ocalałych w zdemolowanej siedzibie związku. W tym czasie Kornel Morawiecki, w imieniu członków Zarządu Regionu, których los nie był wtedy jeszcze wiadomy, powołał do życia Regionalny Komitet Strajkowy NSZZ Solidarność Dolny Śląsk. Na naczelnego redaktora pisma RKS-u „Z Dnia na Dzień” mianował Romka Lazarowicza. Po zredagowaniu pierwszego numeru Helena Lazarowicz oraz żona Wieśka Joanna przygotowały matryce. Kiedy dotarły do pierwszej drukarni, Wiesław Moszczak rozpoczął drukowanie. Wprawdzie w tym samym czasie w wielu zakątkach Polski powielaniem różnych pism zajmowało się wiele innych osób, ale właśnie Wiesiek Moszczak drukował pismo, które już w nocy z 13 na 14 grudnia ukazało się w kilku tysiącach egzemplarzy i pierwszego roboczego dnia stanu wojennego dotarło do dziesiątek zakładów pracy. Natomiast przez następne miesiące ukazywało się w bezprecedensowym cyklu trzy razy w tygodniu. W dużej mierze dzięki niemu pismo stało się krajowym rekordzistą pod względem liczby wydanych numerów, a także pod względem łącznego nakładu. Uruchomiony przez niego punkt tajnej poligrafii był pierwszą w Polsce stanu wojennego podziemną drukarnią, działającą nieustannie od 13 grudnia 1981 przez ponad półtora roku. Wiele też przemawia za tym, że największa część pierwszych 52 wydań „Z Dnia na Dzień” była owocem właśnie jego pracy.

W czerwcu 1982 roku oczywistą dla niego decyzją było dalsze drukowanie zarówno dla RKS-u, jak i Solidarności Walczącej. Powielał też pisma innych organizacji, współpracował m.in. z redakcjami „Solidarności Dolnośląskiej”, „Kontry”, „Dziś i Pojutrze”. Do lipca 1983 roku był poszukiwany przez SB. Korzystając z amnestii, postanowił się wtedy ujawnić, by móc wychowywać swojego synka. Krótko potem zatrudnił się w charakterze pracownika technicznego Teatru Pantomimy. Do 1990 roku ogromne ilości czasu poświęcał na drukowanie nie tylko podziemnych gazetek, ale także broszur, książek, znaczków, plakatów, cegiełek czy kalendarzy. Działalność tę kontynuował pomimo inwigilacji i szykan ze strony komunistycznych służb.

Ten jednym z najdłużej działających drukarzy niezależnego obiegu wydawniczego w roku 1990 został napadnięty przez nieznanych sprawców i ciężko pobity. Wszystko, co wiadomo na temat okoliczności tego zdarzenia wskazuje na to, że ta napaść miała charakter akcji przeprowadzonej na zlecenie. Spowodowała ona trwałą utratę zdrowia. Postępujące pogorszenie samopoczucia uniemożliwiło mu samodzielne poruszanie się i na całe lata przykuło go do łóżka.

Wiesiek umarł 25 lipca 2008 roku. Był środek wakacji, tylko nieliczni dowiedzieli się o pogrzebie człowieka jakże zasłużonego, choć bardzo zapomnianego. Ledwie garstka nas dotarła na Cmentarz Osobowicki, by towarzyszyć mu w ostatniej drodze. Większość stanowili ludzie Solidarności Walczącej: Kornel Morawiecki, Kazik Suszyński, Mariusz Mieszkalski, Krzysiek Gulbinowicz, Helena i Romek Lazarowiczowie. Dosłownie w ostatniej chwili dobiegł przedstawiciel Zarządu Regionu NSZZ Solidarność. Przepraszał, że nie zdążył wziąć ze sobą sztandaru ani nawet przebrać się w stosowny strój, gdyż dotarł na pogrzeb, pędząc wprost z rodzinnych wczasów. Wygłosił poruszające przemówienie i, jak to potem stwierdzili przyjaciele Wieśka, bardzo współgrające z osobowością zmarłego.

Wszyscy jego przyjaciele twierdzili, że był ostatnim z tych, którzy by oczekiwali jakichkolwiek wyrazów wdzięczności czy pamięci o zasługach. Jeśli jednak dopuścilibyśmy do zapomnienia o takich ludziach jak Wiesław Moszczak, bylibyśmy współwinni gubienia z polskiej historii kart postaci barwnych, szlachetnych, mających znaczący udział w zrzucaniu oków komunistycznej tyranii.

Artur Adamski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content