10,3 C
Warszawa
piątek, 26 kwietnia, 2024

Renata Jasińska 1953 – 2019 – Artur Adamski

26,463FaniLubię

Osobiście z Renatą poznał mnie Kornel Morawiecki, ale z jej działalnością zarówno niepodległościową, jak i artystyczną, spotykałem się znacznie wcześniej.

Urodziła się w 1953 roku w Zielonej Górze w rodzinie pochodzącego z Poznania działacza antyniemieckiej konspiracji oraz więźniarki obozów koncentracyjnych, na Ziemie Zachodnie wypędzonej z rodzinnego Drohobycza. Rodzice, którzy cudem przeżyli piekło wojny, w wyniku terroru stracili wielu bliskich i mający też świadomość upiornych komunistycznych realiów, starali się swą córkę uchronić przed jakimkolwiek ryzykownym zaangażowaniem. W 1968 roku piętnastoletniej Renacie udało się jednak wyjechać na wakacje do mieszkającego w Holandii brata matki, niegdysiejszego adiutanta gen. Michała Karaszewicza – Tokarzewskiego. Nie dość, że wujek zrobił swej siostrzenicy wielki cykl lekcji zakazanej w PRL-u historii to w sierpniu zachodnioeuropejska telewizja wypełniła się obrazami agresji wojsk Paktu Warszawskiego na Czechosłowację. Z wakacji Renata wróciła jako osoba świadoma tego, czym jest komunizm i pragnąca z nim walczyć. Opowieści wujka, mającego za sobą bohaterski szlak bojowy, rozpaliły też w niej żarliwy patriotyzm i pragnienie, by jej ojczyzna odzyskała niepodległość.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

W Polsce trwał jednak najdłuższy w półwieczu PRL-u czas narodowego uśpienia. Gierek nieco uchylił Polakom drzwi do świata zachodniego i za pożyczone dolary roztaczał przed społeczeństwem iluzję mającego nadejść dobrobytu. Zaczęło to się zmieniać po wstrząsach roku 1976. Renata studiowała wtedy na Wydziale Lalkarskim wrocławskiej filii krakowskiej PWST. Blisko związana już była wtedy z Kościołem, w szczególności z księżmi prowadzącymi działalność kulturalną. Po prześladowaniach, jakie spadły na robotników, którzy w czerwcu 1976 ośmielili się podnieść bunt, kapłani ci pospieszyli z pomocą dla więzionych i ich rodzin. Pomagała im w tym Renata, co zarazem oznaczało jej wejście na ścieżkę coraz bardziej konkretnej działalności opozycyjnej. Tym sposobem zbliżyła się także do środowiska Kornela Morawieckiego. Zaraz po Sierpniu 1980 została wiceprzewodniczącą NSZZ Solidarność wrocławskiego Teatru Lalek.

Od 1981 pracowała w jeleniogórskim Teatrze im. Cypriana Kamila Norwida, w którym zasłynęła m.in. kreacją Klary w głośniej inscenizacji „Zemsty” Aleksandra Fredry. Grała też na scenie wrocławskiego Teatru Współczesnego, zdobywając uznanie m.in. rolą Duni ze „Zbrodni i kary” Fiodora Dostojewskiego. Po wprowadzeniu stanu wojennego zaczęła tworzyć teatr wystawiający swoje sztuki konspiracyjnie w mieszkaniach prywatnych oraz kościołach. Pierwszą były uwzględniające kontekst współczesny „Księgi narodu i pielgrzymstwa polskiego” Adama Mickiewicza. Już one ściągnęły na nią represje. Artystycznym podróżom po całej Polsce towarzyszyły zatrzymania, przesłuchania, ciągłe najścia bezpieki na mieszkanie, które przetrząsano bardziej w celu zastraszenia i uprzykrzenia życia, niż poszukiwania dowodów prowadzonej działalności. Z Solidarnością Walczącą była związana bardzo blisko, kolportowała jej wydawnictwa i zastanawiała się nad poświęceniem całego swojego życia walce podziemnej. Powstrzymywał ją przed tym sam Kornel Morawiecki, który uważał, że swoim talentem, który na spektakle w dziesiątkach miast zawsze przyciąga tysiące widzów, sprawie niepodległości oddaje najlepsze usługi. Nadal więc budowała swój zespół, który od 1983 roku znany był pod nazwą Niezależny Teatr Scena 44. W środowiskach artystycznych wielu miast kolportowała wydawnictwa drugiego obiegu. Pisywała do nich i pisywano w nich o jej teatrze. Entuzjastyczne recenzje pojawiały się na łamach „Kultury Niezależnej” i paryskiej „Kultury” Jerzego Giedroycia. Zawsze, gdy była do tego okazja, powtarzała że najszlachetniejszą częścią polskiej opozycji jest Solidarność Walcząca, skupiająca największą część najbardziej prawych, aktywnych, niezłomnych, mądrych patriotów. Opinia ta, głoszona przez nią od czasów stanu wojennego do ostatnich miesięcy życia, kosztowała ją bardzo drogo. Od roku 1982 dla SB i wszystkich służb komunistycznego reżimu (a także dla enerdowskiej Stasi czy KGB, które też bezpośrednio zajmowały się zwalczaniem organizacji Morawieckiego) nic nie było gorsze od Solidarności Walczącej. Wypowiedzi takie były też bardzo żle widziane w środowiskach np. tzw. lewicy laickiej, pełnej zresztą ludzi mających rodzinne związki z przedstawicielami komunistycznych służb czy szczytów partyjnej nomenklatury. Poglądy i sympatie wyrażane przez Renatę zatrzasnęły przed nią wiele drzwi także w szerokich kręgach, uchodzących za opozycyjne.

Od 1983 grała też w grupie Nie Samym Teatrem Kazimierza Brauna i współtworzyła wrocławski Komitet Kultury Niezależnej. Esbeckie ataki przybrały na sile w roku 1984, kiedy w kościołach pękających w szwach od przychodzących na nie tłumów wystawiała sztukę poświęconą księdzu Jerzemu Popiełuszce. Kontrwywiad Solidarności Walczącej słał wtedy do niej ostrzeżenia, że siepacze z SB prawdopodobnie zamierzają dokonać zamachu na jej życie. I rzeczywiście – doszło do kilku sytuacji bardzo niebezpiecznych. O tym, że nie są dziełem przypadku, przekonała się kiedy cudem uniknęła śmierci pod kołami rozpędzonej ciężarówki. Do dziś nie wiadomo, czy były to próby zabójstwa czy jedynie zastraszenia. Prześladowaniom przez SB towarzyszyły kłopoty w pracy, zakończone wyrzuceniem z teatru. W tym samym czasie była już matką a jeden z jej synów urodził się z dużą wadą serca i porażeniem mózgowym. Ale Renata była człowiekiem, który nigdy nie tracił nadziei. Miesiące rehabilitacyjnego trudu i żarliwych modlitw zaowocowały niemal cudem – synek zaczynał się cieszyć takim stanem zdrowia, na jaki nikt wcześniej nie liczył. Wielkim przeżyciem było dla niej osobiste spotkanie z papieżem Janem Pawłem II, z którym możliwość krótkiej rozmowy miała w czasie jego pielgrzymki do ojczyzny. Ze zdumieniem przyjęła wtedy to, że papież doskonale rozumiał jej sytuację, doceniał to, co osiągnęła i przez co przeszła. Bardzo mocno uświadomiła sobie wtedy, że Jan Paweł II był nie tylko głową Kościoła, ale także wielką postacią kultury, autorem sztuk scenicznych, niegdysiejszym aktorem. Z podarowanym jej wówczas przez papieża medalikiem nie rozstała się już nigdy.

W 1986 z trudem dawała wiarę Jerzemu Przystawie, opowiadającemu o coraz większej skali, jak to określał „przesiewania przez SB działaczy Solidarności”. Owe „przesiewanie” miało na celu wyselekcjonowanie tych, których w przebiegły sposób propaganda miała nagłośnić, rozreklamować jako rzekomo najważniejszych ludzi opozycji, by potem zawrzeć z nimi porozumienie. Do towarzyszącego temu zjawiska nagłego pojawienia się wielu działaczy zupełnie nowych a niespodziewanie niesłychanie aktywnych i nie działających w konspiracji, lecz wyłącznie przed obiektywami kamer Przystawa podchodził z nieufnością. Renata miała natomiast nadzieję, że to znak wzbierającej nowej fali przemian. Wiadomości, w 1988 i 1989 roku docierające z ośrodka MSW w Magdalence a następnie z obrad „okrągłego stołu” przyjmowała ze zdumieniem, obrzydzeniem i w końcu – przerażeniem. W czasie rozmów z przyjaciółmi z Solidarności Walczącej długo się wahała. To, że część przywódców Solidarności może związek ten zdradzić dla korzyści własnych czy swojego środowiska, nie potrafiło jej się pomieścić w głowie. W końcu przekonały ją słowa Jacka Szymanderskiego: „Tymi kontraktowymi wyborami nadepniemy na ogon komunistycznego potwora. I od tego momentu krok po kroku będziemy go rozdeptywać aż w końcu zmiażdżymy jego ohydny łeb!” W efekcie, pomimo wstrętu, jaki budziło w niej fraternizowanie się z antypolskimi oprawcami, postanowiła zacisnąć zęby i ze wszystkich sił walczyć o jak najlepszy wynik wyborów. Po euforii, jaką przyniosły wyniki głosowania z 4 czerwca 1989 szybko przyszedł straszliwy cios. Przypomnijmy, że totalne odrzucenie przez wyborców tzw. listy krajowej z Sejmu wyeliminowana została grupa kilkudziesięciu komunistów. Wg ordynacji wyborczej oznaczało to, że taka ilość miejsc w parlamencie pozostać miała pusta, dając większość Solidarności. Wtedy do akcji wszedł jednak Geremek ogłaszający rzekomą zgodę Solidarności na wystawienie w drugiej turze wyborów drugiej listy krajowej. Ten cyniczny akt bezprawnego złamania ordynacji w czasie trwania wyborów zapewnił większość ludziom komunistycznego reżimu. Równie mocno Renata przeżyła wybranie przez kontraktowy Sejm Jaruzelskiego na prezydenta Polski. To, że zyskał on poparcie części ludzi Solidarności, dla Renaty było kolejnym aktem zdrady. Wiele razy mówiła, że „czułam się wtedy oszukana, płakałam przez dwa dni”. Jak się okazało – był to dopiero początek wielkiej goryczy. Pookrągłostołwy ład okazał się być skonstruowanym w celu zagwarantowania bezkarności i luksusu właścicieli Polski Ludowej oraz ludzi ich służb. Ciężary gospodarczej katastrofy i modelu transformacji tak bezwzględnej i grabieżczej, że nikt nie wyśniłby jej nawet w najbardziej koszmarnym śnie, spadły na tych, którzy byli nie elitami, lecz ofiarami PRL-u. Renata, wraz z innymi, którzy przeciw reżimowi walczyli, w pomagdalenkowym UBekistanie potraktowani zostali najgorzej. O swoim wielkim rozczarowaniu, jakim stała się duża część ludzi, których w latach osiemdziesiątych uważała za bohaterów i wielką polską nadzieję, wypowiadała się wiele razy. W książce Agnieszki Lewandowskiej – Kąkol pt. „Dziewczyny z konspiry”, napisanej ponad ćwierć wieku po wydarzeniach przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięć dziesiątych stwierdziła, że nadal nie może przeboleć tego, iż ci, na których miliony Polaków przez tak wiele lat liczyły i których wspierały, okazali się indywiduami całkowicie niegodnymi zaufania. Od dawna wtedy już wiedziała, że różni liderzy Solidarności w ogóle nie byli tymi, za których się podawali. Widok postaci, których nazwiska skandowano na demonstracjach, od 1989 roku robiących kokosowe interesy wespół z oficerami SB, nadal wzbudzał w niej odrazę. Mówiła: „Chyba jedynie na ludziach z Solidarności Walczącej nie zawiodłam się nigdy. Oni nigdy ani nie dali się kupić ani nigdy nie stali się marionetkami wrogów Polski”.

Na początku lat dziewięćdziesiątych stworzyła jedyny w swoim rodzaju Teatr Arka, w którym profesjonaliści grali razem z niepełnosprawnymi umysłowo aktorami – amatorami. Mimo ogromnego zainteresowani publiczności i mnóstwa prestiżowych nagród zespół ten, którego była dyrektorem, a także scenarzystą, reżyserem i odtwórcą wielu ról, ciągle zmagał się z głównie materialnymi problemami. Mimo tego od trzydziestu lat co roku wystawia pięć premier i gra swoje sztuki zwykle kilkanaście razy w miesiącu.

Z dokumentów zachowanych po Służbie Bezpieczeństwa wynika, że przez wiele lat przeciw Renacie Jasińskiej prowadziła ona Sprawę Operacyjnego Rozpracowania pod kryptonimem „Renia”. W lipcu roku 2016 Kornel Morawiecki tę wspaniałą kobietę odznaczył Krzyżem Solidarności Walczącej. Niestety, życie wypełnione ciężką pracą i bolesnymi doświadczeniami mocno odbiło się na jej zdrowiu. Wielka artystka, bez reszty oddana walce o wolność ojczyzny, nigdy nie obojętna na los skrzywdzonych zmarła we Wrocławiu 4 sierpnia 2019 roku. Już kilka tygodni później niezwykłemu teatrowi, którego była głównym twórcą, nadane zostało jej imię.

Artur Adamski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content