4,2 C
Warszawa
piątek, 26 kwietnia, 2024

Bijące serce partii – Michał Mońko

26,463FaniLubię

W dziejach Polski był wczesny PRL sowietyzacji i był późny PRL realnego socjalizmu. Cezurą był rok 1956. Po pięćdziesiątym szóstym już zbędne były sądy doraźne i rozstrzeliwania pod ścianami. Nie było obozów dla wrogów PRL. Społeczeństwo było spacyfikowane, pozbawione kierowniczej siły, jaką było ziemiaństwo i inteligencja.

Komuniści przeorali Polskę ideologicznie, przewartościowali i przemełli polskość. Zburzyli stary porządek społeczny, uruchomili proces deklasacji warstw społecznych, które dotąd pełniły funkcje wzorcotwórcze. Nastąpiło odwrócenie struktury społecznej. Ludzie dawnych elit zostali pozbawieni posiadania i prestiżu.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Ramieniem i sercem partii było UB/SB. Na pomniku postawionym SB w 1984 roku w Warszawie był napis: „Służba Bezpieczeństwa. Bijące Serce Partii”. Gdy mowa o sercu partii, trzeba spytać, gdzie, oprócz „bijącego serca”, podziały się partyjne zęby, pazury, ślepia, pysk i napakowany ideologią mózg?

Służby wykonywały zadania partii. I przed partią rozliczały się, zatem partia była źródłem władzy i źródłem zbrodni.

„Partia była państwem! – stwierdził Robert H. Jackson, główny oskarżyciel w Norymberdze. – Partia ponosi odpowiedzialność na równi z SS”. Tu zaś, w Polsce, partia komunistyczna ponosi odpowiedzialność na równi z UB/SB. Dla jednych partia była katem, dla innych była poezją.

Wisława Szymborska, znana jako laureatka Nagrody Nobla, na budowie Nowej Huty dziennikarka gazety „Budujemy Socjalizm”, pisała: „Oto Partia – ludzkości wzrok! Oto Partia siła ludów i sumienie”. Kazimierz Brandys pisał we wczesnym PRL-u: „Wszystko, co mam, jest partyjne. Rozum także dała mi partia. Duży on czy mały, ale partyjny”.

Dzisiaj partyjne rozumy komunistów, aktywistów i sekretarzy PZPR/SLD, zajmują ważne stanowiska. Zatrudnione są w mediach, w instytucjach finansowych, w bankach, w szkolnictwie, a także w rządzie i w spółkach rządowych.

Czym w istocie była partia w Polsce, mówi statut PZPR: „Polska Zjednoczona Partia Robotnicza jest kierowniczą siłą polityczną Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej… Przewodząc narodowi polskiemu na drodze wiodącej do socjalizmu, PZPR kieruje się nauką marksizmu-leninizmu”.

Karl Jaspers, filozof i eseista niemiecki, pisał w 1945 roku: „Działacze polityczni i wykonawcy, kierownicy i propagandziści są winni”. Anna Pawełczyńska, profesor socjologii, powiedziała do kamery w 1993 roku: „W kręgu odpowiedzialności za zbrodnie w PRL znajduje się partia komunistyczna”.

Sięgnijmy do statutu PZPR: „Kierując walką przeciwko siłom reakcyjnym i wstecznym, wspomaganym przez imperializm i międzynarodową reakcję, i przezwyciężając wewnętrzne sprzeczności właściwe okresowi przejściowemu, PZPR zespala lud pracujący w budowie socjalizmu”.

Ale kiedy mówi się o PRL, odpowiedzialnością za zbrodnie ponoszą funkcjonariusze SB, głównie zaś tajni współpracownicy SB, a nie PZPR. Pomijany jest fakt, że system komunistyczny był oficjalną ideologią PRL. Funkcjonował aparat partyjno-administracyjny. Były w fabrykach Zakładowe Komitety PZPR. Były sekcje SB. Ale system ten niewiele by zdziałał, gdyby opierał się wyłącznie na donosach tajnych informatorów.

Tajni współpracownicy pracowali w zakładach na niskich szczeblach drabiny zawodowej i społecznej. Horyzont ich wiedzy kończył się na otoczeniu ich miejsc pracy. Głównym źródłem informacji byli partyjno-administracyjni dyrektorzy, kierownicy wydziałów, szefowie kadr w stoczniach, portach, kopalniach, na uczelniach, w urzędach.

Funkcjonowała tzw. nomenklatura partyjna, a więc hierarchia partyjna i administracyjna. Donosy konfidentów były niczym w porównaniu z dokładnymi i obszernymi raportami działaczy PZPR, Związku Młodzieży Socjalistycznej, Ligi Polskich Kobiet, Związku Oficerów Rezerwy etc.

Nomenklaturowi informatorzy pracowali na odpowiednich stanowiskach, byli opłacani z listy płac i realizowali wytyczne partii, nie pozostawiając żadnych śladów pisemnej współpracy z SB. Tymczasem prawda o PRL jest poszukiwana w dokumentach wytworzonych przez SB i WSI, a nie w dokumentach partyjnych komitetów zakładowych, gminnych, miejskich, wojewódzkich i Komitetu Centralnego PZPR.

Patrzę i widzę, jak z okazji strajkowych rocznic jacyś ludzie, najczęściej politycy, stają do selfie na tle historii, której nie byli uczestnikami albo świadkami. Ten w środku, to dawniej grupowy partyjny w TVP. Tamta dziennikarka to w czasach PRL miała przezwisko Czerwona Wołowina. Ta zaś była główną lektorka TVP, a za działalność partyjną zyskała tytuł Lwicy Lewicy. To działaczka SLD.

W telewizji Lwica Lewicy, czyli Aleksandra Jakubowska, była twarzą odchodzącej do historii PZPR. Demonstracyjnie, na wizji, porzuciła telewizję 13 stycznia 1991. Na progu nowej Polski została rzeczniczką Józefa Oleksego. Następnie była rzeczniczką rządu Włodzimierza Cimoszewicza. Była wiceministrem kultury i Generalnym Konserwatorem Zabytków w rządzie Cimoszewicza. Była szefową gabinetu Leszka Millera. Była posłanka na Sejm III i IV kadencji. Była członkiem Zarządu Krajowego SLD. Była wreszcie zastępczynią sekretarza generalnego SLD i wiceprzewodniczącą SLD!

W roku 2014 coś poszło nie tak w karierze Lwicy Lewicy. Została skazana na trzy lata więzienia w aferze korupcyjnej. Następnie została skazana na osiem miesięcy za jazdę samochodem po pijanemu. Aż tu nagle, 22 lutego 2018 roku, prasa doniosła o wielkim powrocie Jakubowskiej do mediów… prawicowych. Linę rzucił Jacek Karnowski, a Jakubowska tę linę chwyciła. Teraz mówi jak jest naprawdę. Niedługo będzie mówiła jak było naprawdę. A jakież to prawicowe wartości wniosła Jakubowska do prawicowego konglomeratu braci Karnowskich?

Została nieoficjalnie Lwicą Prawicy. Reprezentuje prawicę, od której na prawo jest tylko ściana… lewicy. Lwica jest dziennikarką tygodnika wSieci, portalu wPolityce i kanału wPolsce. Warto zauważyć, że twarz Lwicy nie jest zakryta czadorem.

Bo i czemu twarz Lwicy Lewicy miałaby być zakryta czadorem? Jakubowska pracuje wśród swoich. Obok jest sekretarz KC, Marek Król! Jest też kandydatka SLD na prezydenta RP. Są dziennikarze, którzy lewitowali w wehikule prawdy, czyli w „Gazecie Wyborczej”. Teraz nie lewitują, zaplątali się w „Sieci”.

Gdzie spojrzysz, lewica. Dawniej pierwsza sekretarz partii w Trójce PR prowadzi dziś w telewizji publicznej prześmiewczy program o PRL. Niedawno kandydatka SLD na prezydenta RP, współpracowniczka twardego komunisty Leszka Millera, pracuje dziś u braci Karnowskich, mówi w radiowej Jedynce i w telewizji publicznej. Dawniej grupowy partyjny TVP śmieje się na wspomnienie PRL. Dawniej pierwszy sekretarz gdańskiego „Czasu” bywa ministrem i więcej niż przyjacielem ludzi dzisiejszej prawicy rządzącej.

W konglomeracie medialnym braci Karnowskich mogą drukować działacze partii komunistycznej, emerytowani i nieemerytowani dziennikarze „Gazety Wyborczej”. A jeśli ktoś nie był działaczem PZPR albo SLD, to co może? Nic nie może. Sprawdziłem. Dałem do „Sieci”: esej „Poputcziki”, reportaż „Stambuł Pamuka”, reportaż „Cichy Bug” i esej „Pretorianie”. Nic nie zostało wydrukowane. Nikt też się do mnie nie odezwał.

Tu powinienem zacytować prof. Annę Pawełczyńską, która już w 1990 roku przewidywała, że wkrótce media będą prawicowe, ale… bez prawicy. Słowo „ale” jest spójnikiem, który wyraża zdumienie. Okazuje się, że prawica bez prawicy to nie oksymoron, to fakt. Moja prawica to duchowość, rodzina, dobro, wolność, prawda, szlachetność, piękno, godność, tradycja etc. A jakie wartości akceptuje i wyraża w życiu prawa lewica?

W mediach prawicowych, a nawet nad mediami, pracuje, przykładowo, radykalny dawniej lewicowiec, który w 1981 roku, gdy przywiozłem ze strajkującej „Bawełny” reportaż „Wspaniałe słowo Solidarność”, powiedział: „To wyraźna gloryfikacja Solidarności. Towarzysze z województwa uczulali mnie, że taki tekst może się pojawić. Ale w żadnym wypadku nie powinniśmy go drukować”. No i reportaż nie został wydrukowany.

Nie zabrakło lewicy przy głowie prawicy. Porucznik żandarmerii, asystent prasowo-telewizyjny prezydenta nowej Polski, był wcześniej porucznikiem WSW, asystentem prasowo-telewizyjnym prezydenta Jaruzelskiego. Wcześniej napisał rozprawkę: „Gen. Wojciech Jaruzelski i jego 5. Kołobrzeski Pułk”, a rano 16 grudnia 1981 roku czołg przyszłego asystenta wjechał jako drugi do Stoczni Gdańskiej. Tłumaczką prezydenta nowej Polski była żona gen. Dukaczewskiego, zaś szefową gabinetu… Wymieniać dalej? Strach się bać, mawiał prezydent Roosevelt.

Niektórzy, wspominając PZPR, uśmiechają się, nawet mrużą jedno oko. I cichutko snują barwne opowieści o opozycji w PZPR. Opowieści o Wallenrodach partii. Byli opozycją trochę jawną i trochę niejawną. Prawda to czy fałsz? To, oczywiście, błazenada. Partia była ciasnym wybiegiem, w którym szczury obgryzały sobie ogony i uszy. Nie miało to nic wspólnego z opozycją.

W roku osiemdziesiątym partyjne szczury z poobgryzanymi ogonami zaczęły uciekać przez ideologiczny płot na prawą stronę, nawet do Kościoła. Każdy, kto po roku 1980 wstąpił do PZPR, musiał wiedzieć, że partia zalatuje trupem, a komunizm to cmentarz ideologii, więc trzeba uciec za ideologiczny płot. Zaczęło się niszczenie śladów propagandowej roboty strażników PRL. Paliły się archiwa, paliły się wiersze unurzane we krwi, niekiedy teksty były jedzone bez popijania!

Ale byli i tacy, którzy walczyli o przetrwanie PZPR do końca istnienia tej partii. Taki był Piotr Gabryel, zapalczywie lewicowy, a dziś prawicowy redaktor prawicowego tygodnika opinii „Do Rzeczy”. Gabryel wstąpił do partii w 1980 roku! Skończył Szkołę Podchorążych Rezerwy LWP. Szkolił się w Centrum Szkolenia Oficerów Politycznych im. Ludwika Waryńskiego. Rzucony na odcinek dziennikarstwa, zaistniał jako laureat konkursu „PZPR kierowniczą siłą narodu”.

Był doprawdy bijącym sercem partii. Łączył w sobie partyjną żarliwość i wojskową dyscyplinę. Obsługiwał X zjazd partii komunistycznej w Warszawie, podobno był bliski zemdlenia, gdy Rakowski zawołał: „Sztandar wyprowadzić!”

Gabryel przełożył nogę przez ideologiczny płot. Partia odeszła, ale żołnierze partii zostali. W 1990 roku Gabryel został zastępcą redaktora naczelnego „Wprost”, a następnie naczelnym „Wprost”. Tygodnik atakował rządy premiera Olszewskiego. Na okładce „Wprost” pojawiła się twarz premiera z napisem na czole: „NIENAWIŚĆ”.

Prawica ceniła Gabryela. Był on dwukrotnie członkiem Rady Programowej PAP. Od roku 2007 w „Rzeczypospolitej” został szefem działu krajowego, a następnie zastępcą redaktora naczelnego „Rzeczypospolitej”. Gdy kierownictwo redakcji było na urlopie, wydrukowałem w „Rzeczypospolitej” esej „Reklama dobrze zmrużona”. Esej zdobył Główną Nagrodę w konkursie Ministerstwa Zdrowia. Ale gdy odebrałem nagrodę, a kierownictwo „Rzeczypospolitej” akurat wróciło z urlopu, nie zamieściło na łamach gazety choćby jednego zdania o nagrodzie Ministerstwa Zdrowia.

Kilka lat później zaniosłem do naczelnego Gabryela dwa teksty związane z dwiema rocznicami Schengen, hucznie obchodzonymi w Europie. Jeden tekst był wywiadem z burmistrzem Schengen (1,5 strony); drugi tekst był reportażem z Schengen (4,5 strony), a do tego załączyłem pięć ciekawych zdjęć z Schengen. Gabryel nie wydrukował tekstów i nawet się do mnie nie odezwał.

Po latach tułaczki po medialnych bezdrożach, redaktor Piotr Gabryel osiadł w 2013 na niemalowanej prawicy. Objął stanowisko zastępcy redaktora naczelnego tygodnika „Do Rzeczy”. Udziela się też w innych mediach prawicowych, jak przystało na prawicowego dziennikarza. Jakie prawicowe wartości wnosi? Czy jednak potrafi przyznać, że jego lewicowy radykalizm był pomyłką? Bo może jest odwrotnie, może pomyłką jest jego dzisiejsza uniżona prawicowość?

Dawni funkcjonariusze, zapiekli komuniści PRL, należą dzisiaj do najbardziej karnego i posłusznego zastępu prawicy. Ale karność i posłuszeństwo nie wystarczają. Historia i teraźniejszość żądają od funkcjonariuszy PRL, aby sprostali moralnej powinności i wskrzesili w sobie poczucie wstydu.

Herbert pisał: „Nie istnieją porządni członkowie partii, bo jeśli nawet nie robili krzywdy swym współobywatelom, to na pewno krzywdy te pokrywali milczeniem. Nie żądam głów, myślę natomiast, że domaganie się przez skrzywdzone społeczeństwo moralnego zadośćuczynienia jest niezbędnym warunkiem zdrowia społecznego”.

Gdyby komuniści wskrzesili odrobinę wstydu, mogliby wypalić w sobie polityczną i moralną zgniliznę. To na początek. Później konieczna jest głośna spowiedź przed Narodem. Nie powinno to być trudne, bo dawni funkcjonariusze PRL, a dziś szermierze prawicy, podają się za gorliwych chrześcijan i ludzi Kościoła. Chrześcijanie zaś dobrze znają pojęcie nawrócenia i rozliczenia się z grzechów, także politycznych.

Funkcjonariusze, obywatele pierwszej kategorii w PRL, powinni dokonać rachunku sumienia przed obywatelami, którzy nie byli w partii, a zatem byli w PRL obywatelami drugiej i trzeciej kategorii. Najpierw konieczny jest żal za grzechy, mocne postanowienie poprawy, naprawienie szkód i zadośćuczynienie. Pokuta jest tym, co powinno pomóc funkcjonariuszom na drodze nawrócenia.

Ale czy możliwe jest naprawienie szkód fizycznych, moralnych, politycznych, dokonanych przez funkcjonariuszy PZPR? Owszem, to jest możliwe w ramach pokuty odbytej w hospicjach, w zakładach dla obłąkanych, w miejskich klozetach i przy utylizacji śmieci. Tam, a nie w konglomeracie braci Karnowskich, nie Sejmie, nie w ministerstwach, nie w Kancelarii Prezydenta, nie w telewizji publicznej jest miejsce działaczy PZPR.

Dawni funkcjonariusze, jeśli mają inteligencję na poziomie węża grzechotnika, obejmują ważne stanowiska w nowej Polsce. Zostają ministrami, ambasadorami, dyrektorami ośrodków zagranicznych, posłami w Warszawie i w Brukseli. Zawsze i wszędzie spychają i niszczą swoich wrogów z czasów PRL. Nie mówią, że odpowiadają za PRL. Nie dostrzegają i nie chcą dostrzec swoich grzechów.

Nie znają pojęcia nawrócenia i odkupienia. Słowo „nawrócenie” oznacza przemianę duchową, zmianę myślenia i sposobu działania. Nawrócenie jest niemożliwe bez wejrzenia w siebie, bez dogłębnego zbadania odpowiedzialności za popełnione zło, a może nawet za zbrodnie. Czy jeszcze jest czas na nawrócenia? Bo jeżeli przyjmiemy, że nie istnieje zdrada, relatywizm moralny, donosicielstwo, służalczość, wina – to musimy również przyjąć, że nie ma heroizmu, patriotyzmu, odwagi, honoru i prawdy.

Michał Mońko

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content