Teoretycznie miasto się rozwija, a rządząca miastem ma poparcie rzekomo 70 proc mieszkańców. Praktycznie poparł ją co trzeci łodzianin, a miasto podupada coraz bardziej. Sama rządząca przyznaje, że bez pomocy z zewnątrz Łódź sobie nie poradzi. Propaganda sukcesu kreowana wokół rządzącej Łodzią Hanny Zdanowskiej przeszła najśmielsze oczekiwania i to jest największe realne osiągnięcie prezydent Łodzi. Nie tylko opinia publiczna jest ofiarą propagandy. Sama Zdanowska uwierzyła w przekaz, wykreowany przez marketingowców na potrzeby chwili. Jednak zderzenie z realiami może się okazać bardzo bolesne.
Matematyka – królowa nauk
Nie trzeba być matematykiem, aby rozumieć prostą zasadę: umiesz liczyć – licz na siebie. Tymczasem Zdanowska pokazała wielokrotnie podczas swoich rządów, że zazwyczaj liczy na pomoc innych.
Jeszcze za czasów rządów PO -PSL udało jej się pozyskać gigantyczną pomoc unijną na rewitalizację Łodzi (140 mln euro). Propagandyści zapewniali wówczas opinię publiczną, że miasto ulega cudownym przemianom, a łódzka rewitalizacja jest najlepsza w kraju. Czar szybko prysł, gdy się okazało, że większość wyremontowanych budynków ma poważne usterki, po rewitalizacji mieszkańcy nie wracają już do swych mieszkań, a odnowione kamienice latami stoją puste albo są sprzedawane za grosze. Mówienie o „łódzkiej szkole rewitalizacji” nabiera cech satyrycznych. 140 mln euro dotacji unijnej to spora kwota. Na co poszły te pieniądze, nie wiadomo.
Rzekoma rewitalizacja, z której prezydent Łodzi jest tak dumna, to bomba z opóźnionym zapłonem. Niechlujnie prowadzone remonty nie poprawiają standardów życia w Łodzi. Wyremontowane kamienice zaczynają się walić, a mieszkańcy nie mają gdzie się podziać. Z oficjalnych danych wynika, iż okres oczekiwania na mieszkanie od miasta w Łodzi wynosi ponad 20 lat.
Wadliwe priorytety
To wszystko jest efektem fatalnej polityki mieszkaniowej Hanny Zdanowskiej, która zrezygnowała z budowania tanich mieszkań komunalnych, oddając miasto w ręce deweloperów. Budownictwo komunalne przynosi zyski miastu, które pobiera czynsz z własnych budynków. Prezydent Łodzi, uwikłana w liczne powiązania biznesowo-towarzyskie, nie myśli jednak o korzyściach. Priorytetem nie jest dla niej majątek miasta czy poprawa warunków życia w mieście. Woli grę pozorów. Większość inwestycji w Łodzi jest niestandardowa. Chodzi tu o sposób rozliczania. Wiadomo, że jak coś jest niestandardowe, nie ma tego z czym porównać. Zatem przy okazji takiej inwestycji łatwiej jest ukryć zawyżone koszty.
To niezrozumiałe, że w Łodzi sporo wyremontowanych mieszkań stoi pustych, co przecież też kosztuje. Urzędnicy wolą płacić za hotele dla ewakuowanych mieszkańców, ale w wolnych mieszkań nikomu nie przydzielają.
Pozorna kontrola
Przedziwne generowanie kosztów w Łodzi dawno powinno być przedmiotem solidnej analizy. Jednak w mieście układu zamkniętego tak się nie dzieje. Kto miałby kontrolować urząd, skoro od lat ci sami prawnicy obsługiwali Urząd Miasta Łodzi, Regionalną Izbę Obrachunkową (kontrolująca finanse urzędu) i Casino Centrum sp. z o.o., czyli aferalne biznesy Ryszarda Sobiesiaka.
Adwokat, który doradzał znanemu handlarzowi dopalaczami, za czasów Hanny Zdanowskiej objął funkcję dyrektora Biura Prawnego Urzędu Miasta Łodzi. Prawnicy tłumaczą się, że powyższe działania nie są zabronione. W takim razie czyje interesy reprezentują ci ludzie?
To niejedyne dowody pozornej kontroli w Łodzi. Do łódzkiej delegatury NIK za czasów Krzysztofa Kwiatkowskiego przeszli z magistratu wysoko postawieni urzędnicy miejscy, odpowiedzialni wcześniej za reprywatyzację kamienic oraz działek. Bez wątpienia nie leży w ich interesie wykazywanie błędów popełnianych przez aparat podległy prezydent miasta.
Większość łódzkich radnych miejskich jest zatrudniona w podległych Hannie Zdanowskiej instytucjach. Teoretycznie to oni powinni nadzorować działania jej i urzędników, ale to od niej zależy przecież ich zawodowy byt. Nie bez znaczenia dla braku kontroli jest też ogromne uwikłanie Zdanowskiej w politykę, jest ona od lat szefową regionalnych struktur PO i to ona decyduje kto znajdzie się na listach wyborczych. W tej sytuacji radni wolą zatwierdzać nawet najbardziej absurdalne pomysły.
Worek bez dna
Zdanowska nie widzi belki we własnym oku, choć dostrzega źdźbło w cudzym. Po dziesięciu latach rządzenia obarczyła obecny rząd odpowiedzialnością za katastrofalny stan miasta. Oświadczyła, że liczy na konkretną pomoc, tzn. potrzebuje od rządu 13 mld zł, aby uzdrowić sytuację. To prawie trzy razy tyle, ile wynosi budżet Łodzi! Na sesji budżetowej łódzcy radni dopuścili w tym roku zwiększenie deficytu o kolejne 3 proc., choć zadłużenie Łodzi jest już na alarmującym poziomie (budżet Łodzi wynosi 5 mld, a zadłużenie 3, 5 mld). Dług na jednego mieszkańca wynosi prawie 5 tys. zł i stale rośnie.
Trzeba zadać pytanie: na co chciałaby przeznaczyć 13 mld zł. pomocy rządowej? A po drugie: jak rozliczono otrzymane wcześniej 140 mln euro?
Z inicjatywy byłego szefa NIK Krzysztofa Kwiatkowskiego (który otrzymał w wyborach poparcie Zdanowskiej) Senat proceduje tzw. ustawę metropolitalną. Ma ona przynieść Łodzi kolejne 200 mln w skali roku.
Widać, że Zdanowska próbuje zdobyć kolejne środki bezpośrednio lub przez sojuszników.
Jeśli sytuacja się nie zmieni, a prezydent miasta pozostanie poza wszelką kontrolą, będą to pieniądze wyrzucone w błoto.