22,1 C
Warszawa
piątek, 3 maja, 2024

Ludzie złej woli – Artur Adamski

26,463FaniLubię

Jedną z żelaznych zasad, obowiązujących w czasie strajków pamiętnego Sierpnia 1980, była rezygnacja ze spożywania alkoholu pod absolutnie każdą postacią.

Jeśli któremuś z uczestników protestu coś takiego się zdarzyło – nikt nie słuchał próśb ani tłumaczeń. Delikwent był wyprowadzany za bramę zakładu. Do władz komitety strajkowe wysyłały wnioski o zaprzestanie sprzedaży alkoholu w sklepach i lokalach gastronomicznych. Reżim komunistyczny odpowiadał w sposób dokładnie przeciwny – nie tylko dbał, by zaopatrzenie w wódę, piwo czy wino było jak najlepsze a licząc na wzrost spożycia wstrzymywał wszelkie kroki represyjne w latach PRL – u codziennie podejmowane przeciw tzw. „melinom”, czyli nielegalnym punktom sprzedaży wódki. Okazało się jednak, że Polacy masowo stosowali się do apeli komitetów strajkowych – sprzedaży alkoholu zaprzestały nie tylko sklepy i restauracje, ale nawet bardzo liczne „meliny”. A potem roczniki statystyczne odnotowały niezwykły fenomen – w roku 1980 nastąpił pierwszy od roku 1945 spadek spożycia alkoholu. W roku 1981 wypito go w Polsce jeszcze mniej. Okazało się więc, że ten czas zwany czasem karnawałem, był karnawałem w dużej mierze bezalkoholowym. Przyczyna była oczywista – po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat miliony Polaków nabrały wiary w lepszą przyszłość. A do tego doszedł fenomen wielkiego renesansu dobrych stosunków międzyludzkich. Jakże znamienne jest to, że rok 1982, ponury rok stanu wojennego, okazał się być rekordowy nie tylko pod względem spożycia alkoholu nabywanego legalnie, ale też produkowanego w domowych bimbrowniach, wyrastających wtedy jak grzyby po deszczu.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Latem 1982 ukrywające się władze zdelegalizowanego NSZZ Solidarność w swym apelu wzywały: „Przypomnijmy sobie atmosferę tamtych dni. Niech sierpień będzie w Polsce miesiącem trzeźwości”. Od tamtego czasu stał się on w Polsce tradycją, oczywiście ostro atakowaną przez siły antypolskie, jakimi był komunistyczny reżim PRL – u. Celem podniesienia spożycia właśnie w sierpniu dla milicji sierpień stał się miesiącem bezkarności alkoholowych „melin”. Wzrost spożycia stymulowany był przeróżnymi, dającymi się zaliczyć do podprogowych, metodami propagandy. Wszelkiego rodzaju władze lokalne, na polecenie centralnych, właśnie w sierpniu urządzały maksymalne ilości wszelkiego rodzaju festynów, na których strumieniami lał się alkohol pod wszelkimi możliwymi postaciami. Komuniści sprawujący w Polsce władzę z moskiewskiego nadania robili wszystko, by bezalkoholowy sierpień był jak najbardziej alkoholowy. Prosowiecki reżim Jaruzelskiego robił co mógł, by zamiast wspomnienia późnego lata 1980, kiedy to hańbą było picie alkoholu, w Polsce roiło się od pijaków. Czasem miałem wtedy wrażenie, że nawet schlanych do nieprzytomności milicja nie zabierała do izb wytrzeźwień, żeby jak najdłużej stanowili składnik pejzażu polskich miast. Tak, jak i cuchnące wymiociny – nieuprzątany owoc komunistycznej polityki społecznej. W przypadające na przełom sierpnia i września rocznice podpisania porozumień szczecińskich, gdańskich, jastrzębskich i katowickich rzecznik rządu Jerzy Urban z bezbrzeżną satysfakcją stwierdzał: „…Wezwania tak zwanej Solidarności do powstrzymywania się od spożywania alkoholu w miesiącu sierpniu przyniosły skutek odwrotny. Dane Głównego Urzędu Statystycznego dowodzą niezbicie, że kolejny raz to właśnie w sierpniu mieliśmy w Polsce rekordowe spożycie alkoholu…”

Pamiętam mszę świętą z roku chyba 1986, w czasie której w swym kazaniu do tych słów Goebelska stanu wojennego odniósł się ksiądz Antoni Kiełbasa. Kapłan ten stwierdził, że nie dysponując wiarygodnymi statystykami trudno mu stwierdzić, jak ze spożyciem alkoholu było naprawdę, ale paru rzeczy przecież można być pewnym. Otóż pewnym można być dobrej woli tych, którzy uparcie wzywają do powstrzymywania się od picia alkoholu. Bez względu na to, jak duży i czy w ogóle jakiś efekt osiągają – ludzie zatroskani o zdrowie Polaków, o ład i dobrostan polskich rodzin są ludźmi dobrej woli. Ktoś, kto chce, by pieniądze polskich rodzin nie były przepijane a polskie dzieci miały trzeźwych ojców – ten jest człowiekiem dobrej woli. A każdy, kto z szyderczym uśmiechem na ekranach telewizorów głosem pełnym satysfakcji ogłasza, że te apele nie przynoszą skutku, dowodzi braku dobrej woli”.

Słowa księdza Antoniego Kiełbasy przypomniały mi się, kiedy od kolejnych szyderczo uśmiechniętych polityków Platformy Obywatelskiej słyszałem oceny efektów programu „500 plus”. „No nie powiodły się plany podniesienia dzietności Polek i Polaków, he he…” – tak najczęściej brzmiały słowa wypowiadane z ust wykrzywionych kpiarskim uśmiechem. Na swojej okładce wielkimi literami wyrecytował je też jeden z najbardziej nikczemnych tygodników, których multum zaśmieca dziś saloniki prasowe.

Mieliśmy i mamy w Polsce szerokie i ogromnie uprzywilejowane kręgi ludzi Polsce i Polakom życzących źle. Mamy polityków, dziennikarzy, właścicieli mediów, którym szczerą satysfakcję sprawiają porażki zamierzeń mających na celu zatrzymanie plagi alkoholizmu. Mamy takich, którzy cieszą się, że nie udaje się poprawić dzietności Polaków. Takich, dla których postępujący zanik populacji naszej ojczyzny, jest powodem do radości. Nieudane próby zatrzymania postępującego spadku urodzeń – to dla nich fakt, który należy radośnie obwieścić na pierwszej stronie. Albo z entuzjazmem podzielić się nim przed kamerami telewizji.

Mamy w Polsce potężnie wyposażone, do strategicznych ról wyniesione ogromne zastępy ludzi złej woli. Siły te zdobywając coraz większe poparcie, odnoszą coraz większe sukcesy. Co będzie z Polską, co będzie z nami, jeśli październikowe wybory nie będą ostatnim z ich sukcesów?

Artur Adamski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content