W ostatnich dekadach XVIII wieku część elit Rzeczpospolitej dostrzegała coraz bardziej nieuchronnie zbliżającą się likwidację ich państwa. Obok licznych publikacji i inicjatyw politycznych dowodem mogącym o tym świadczyć najbardziej dobitnie jest „Portret Stanisława Augusta Poniatowskiego z klepsydrą”. Marcello Bacciarelli płótno to malował, gdy zbliżał się II Rozbiór Polski. Zarówno zawarta w tym obrazie symbolika, jak i wyraz twarzy naszego ostatniego króla zdają się mówić o ówczesnym biegu wydarzeń, których polscy patrioci nie są w stanie powstrzymać a którego zwieńczeniem ma być wymazanie ich państwa z mapy Europy.
Zdumiewające jest to, jak wiele analogii zachodzi między biegiem polskich spraw w końcu wieku XVIII i w latach dwudziestych XXI. Podobny okres czasu wtedy i dziś dzielił naszą ojczyznę od straszliwych wojennych spustoszeń, które odebrały Polsce większość jej obywateli najszlachetniejszych i dla bytu państwa najbardziej potrzebnych. W XVIII wieku, w który Rzeczpospolita weszła wykrwawiona bezlikiem wojen, z najtragiczniejszą zwaną Potopem szwedzko – moskiewsko – siedmiogrodzkim. Nie minęło wiele czasu, gdy przyszedł cios być może jeszcze straszliwszy – Wojna Północna, zakończona epidemiami, co obok potwornych zniszczeń przyniosło depopulację rzędu 40 lub więcej procent. Dziś jesteśmy w momencie podobnym – po stuleciu narodowej niewoli Polskę spustoszyły wojny a po ledwie dwudziestoletnim oddechu najstraszliwsza z wojen. Zaludnienie Polski spadło z 35 milionów w roku 1938 do 27 w roku 1946. Jak radośnie stwierdzał Heinrich Himmler „Warszawa – głowa polskiego narodu – została starta z powierzchni ziemi”. A eksterminacja polskich elit trwała jeszcze w najlepsze co najmniej do połowy lat pięćdziesiątych. Zarówno więc w połowie wieku XVIII, jak i w połowie XX – Polskę stanowiły przede wszystkim zgliszcza. Przed ponad dwoma stuleciami w Rzeczpospolitej dominowała kosmopolityczna i troszcząca się wyłącznie o siebie magnateria. Dwa stulecia później – pilnująca interesów sowieckich oraz własnych a nigdy ojczystych kasta „właścicieli Polski Ludowej”.
Tak w XVIII wieku jak i dziś zarówno na zachodzie, jak i na wschodzie mamy sąsiedztwo potęg w najmniejszym stopniu niepogodzonych z polską podmiotowością. Ich cele wtedy i dziś – są podobne. Tak w wieku XVIII, jak i teraz trwa też wewnątrzpolski bój o to, czy Polska ma stawać w obronie swej niepodległości, czy też z niej zrezygnować. W ostatnich latach w sporze tym zdawali się przeważać państwowcy i patrioci. Jak to się stało, że teraz jest już inaczej? I tu historia potoczyła się podobnie, jak w XVIII wieku. Wtedy targowica była po prostu silniejsza od rzeczników niepodległości. I wygląda na to, że dziś jest tak samo. W Polsce przedrozbiorowej następstwem niepodległościowego wystąpienia Konfederacji Barskiej było dojście do głosu sił w Polsce najbardziej nikczemnych. I dość podobnie zakończył się wielki fenomen ruchu Solidarności.
Z perspektywy minionych dziesięcioleci widać już dokładnie sposób, w jaki wspaniały ruch społeczny, zainicjowany w Sierpniu 1980, został przyduszony do ziemi, w dużej części przejęty przez siły Polsce nieprzychylne i wykorzystany do celów z interesami Polski nie mającymi nic wspólnego. Jak to się stało? Kto pamięta rok 1980 ten ma też w pamięci tętniące wtedy powszechnie hasła wielkiego pojednania narodowego, czego przejawem miało być otwarcie się Solidarności na wszystkich. Z rzadka ktoś wyrażał wątpliwość, czy także dla niegdysiejszych stalinowców, dla komunistycznej nomenklatury, dla siepaczy komunistycznego reżimu. Zwyciężyła idea narodowego pojednania – Solidarność była otwarta dla wszystkich. Nikt w niej nie patrzył, kto skąd do niej przychodzi. De facto oznaczało to, że była ruchem bardzo niejednorodnym. Obok ludzi z tradycji niepodległościowej było wielu z dziada – pradziada zaangażowanych w zwalczanie polskiej niepodległości. Wraz z wybuchem stanu wojennego prosowiecki reżim rozpoczął wielki proces selekcji. Ci, z którym reżimowi było po drodze, byli całym wachlarzem metod kreowani na rzekomych wielkich narodowych liderów. Tych, których kupić się nie dało, byli eliminowani drogą zamilczenia, unicestwienia wizerunkowego, deportowania z kraju a nawet – mordowania. Po kilku latach proces ten został uwieńczony sukcesem reżimu. Miał on już wtedy w swoich rękach ludzi, których mógł przedstawić jako rzekomo rzeczywistych przedstawicieli społeczeństwa, jako prawdziwych liderów Solidarności. W istocie większość z nich stanowili niegdysiejsi funkcjonariusze partii komunistycznej, którzy skutkiem walk frakcyjnych popadli w niełaskę a także agenci komunistycznych służb oraz tacy działacze, o których oficerowie SB w aktach pisali, że „są podatni na dialog operacyjny”. To przede wszystkim z takimi kręgami w roku 1989 „właściciele Polski Ludowej” zawarli kontrakt, przedstawiany jako rzekomy (ten przymiotnik wyjątkowo jest użyteczny w opowiadaniu tej historii) dziejowy przełom. Przełom ten otworzył czas grabieży narodowego majątku oraz pauperyzacji społeczeństwa o skali jeszcze większej od zaznanej z czasów konającego PRL – u. Skutkiem było przechwycenie władzy właśnie przez kastę niegdysiejszych „właścicieli Polski ludowej”. Teraz już władzy z immunitetem mandatu demokratycznego wyboru. To ta kasta stała się też beneficjentem przemian – właścicielem zagrabionego majątku oraz większości mediów. Nigdy też nie utraciła dominującej pozycji w sądownictwie, uczelniach czy wpływu na kształt narodowej kultury. Ci, których nazywano drugą stroną rzekomego historycznego porozumienia, w wielkiej mierze okazali się być z niegdysiejszymi „właścicielami Polski Ludowej” tożsami. Wywodzili się bowiem nie tylko z tych samych tradycji, ale też tychże samych organizacji (Solidarność była dla nich jedynie epizodem a przynależność do partii komunistycznych – mentalnym i rodzinnym dziedzictwem z dziada – pradziada). Niejednokrotnie byli to też ludzie z tych samych rodzin. Skutkiem tego zarówno media stricte postkomunistyczne jak i rzekomo postsolidarnościowe – głosiły to samo. Na przykład to, że Polska i polskość to powody do wstydu. Już na starcie rzekomych przemian upośledzono też nauczanie historii i języka ojczystego, de facto wypędzono ze szkół harcerstwo i wszelkiego rodzaju działalność patriotyczną. Polskie treści niemal zniknęły też z przekazu medialnego. Dziesiątki roczników dzieci i młodzieży dorastały ze znikomą wiedzą o dziejach ojczystych i z żadną – o dziejach najnowszych. W Polsce wyrosło więc całe pokolenie niebywale podatnie na kłamstwa antypolskiej propagandy.
Obecnie czekają na podpis strony polskiej traktaty przesądzające o utracie przez nasz kraj niemal wszystkich znamion samostanowienia . Tym samym istotą wyborów z 15 października roku 2023 było opowiedzenie się za lub przeciw niepodległej Polsce. Większość – opowiedziała się przeciw. Oznacza to, że wybrane zostały władze, które na owe traktaty się zgodzą. Nadchodzący rok może być rokiem pożegnania z polską niepodległością.
Artur Adamski
Może warto też zacząć się bić we własne piersi a nie tylko w cudze. ŚP Marszałek miał tutaj zgoła inne podejście i stąd potrafił integrować ludzi z różnych środowisk – obecni działacze spijają miód wypracowany nie przez siebie więc jak widać nie mają pojęcia jak efektywnie realizować własne postulaty. Karierowicze przejęli ideę solidarności i stąd przelała się miara – zacznijcie od siebie naprawę RP – proszę 🙂