17,2 C
Warszawa
piątek, 3 maja, 2024

Bastylia – Michał Mońko

26,463FaniLubię

Telewizja na Woronicza 17 kojarzy się z Bastylią, ale Bastylia nie kojarzy się z prawdą. Ksiądz Józef Tischner mawiał: „Jest prawda, tyz prawda i gówno prawda”. Nasuwa się pytanie, którą z prawd Tischnera uprawia telewizja publiczna? Nie uprawia żadnej. W telewizji ostatnich sześciu lat obowiązywała nie prawda księdza Tischnera, ale prawda Jacka Kurskiego, prezesa TVP.

Telewizja Polska nie jest zwykłą telewizją. To więcej niż Bastylia, która broniła bramy św. Antoniego w Paryżu. Każda władza w Polsce, począwszy od 1989, a zatem 200 lat po zdobyciu paryskiej Bastylii, zdobywała polską Bastylię. Społeczeństwo nigdy telewizyjnej Bastylii nie zdobyło.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Niemal wszyscy ludzie władzy zadowalali się samym zdobyciem Bastylii. Jedynie prezes Robert Kwiatkowski, komunista, zdobył Bastylię i, jak przystało na komunistę, kazał wyciąć w pień załogę przeciwników politycznych. Po sześciokrotnym zwalnianiu mnie z telewizji prezes Kwiatkowski zwolnił mnie ostatecznie. Nie miało znaczenia to, że wcześniej byłem przewodniczący SDP TVP i przewodniczącym Komisji Etycznej TVP, a zatem powinienem być chroniony przed szykanami.

Mało kto wie, że w gabinecie prezesa Telewizji Polskiej na pierwszym piętrze budynku „A” częściej zasiadał prezes prawicy aniżeli prezes lewicy albo ludowców. Czy to coś znaczyło albo zmieniało? Nic!

Prezesami czy też wiceprezesami, którzy podkreślali swoje związki z prawicą i z Kościołem, byli nade wszystko: Marian Terlecki, Wiesław Walendziak, Andrzej Urbański, Romuald Orzeł, Bronisław Wildstein, Przemysław Tejkowski, Sławomir Siwek, Piotr Farfał, Bogusław Piwowar, Tomasz Szatkowski, Bogusław Szwedo i, ostatnio był Jacek Kurski, a dzisiaj jest Mateusz Matyszkowicz.

Do nieokreślonych politycznie, ale przywiązanych do Kościoła i podobno do prawicy należeli w telewizji prezesi: Jan Dworak, Juliusz Braun i Janusz Daszczyński. Sekretariat wiceprezesa Daszczyńskiego prowadził Tomasz Siemoniak, zwolniony przez prezesa Miazka w 1995. Siemoniak prosił mnie wówczas o interwencje, ale takiej interwencji nie podejmowałem.

Po ustąpieniu Juliusza Brauna z prezesury u schyłku rządów PO-PSL, Daszczyński objął stanowisko prezesa Telewizji Polskiej. Zastąpił go Jacek Kurski. Wcześniej, 20 listopada 2015 roku, Kurski został podsekretarzem stanu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, gdzie zajmował się mediami. Po dwu miesiącach, 7 stycznia 2016 roku, Kurski został odwołany ze stanowiska w MKiDN w związku z objęciem dzień później funkcji prezesa Telewizji Polskiej.

Zmiany na stanowisku prezesa Telewizji Polskiej odbywały się niejako między kolegami III Liceum Ogólnokształcącego w Gdańsku. Tak się składa bowiem, że III Liceum Ogólnokształcące w Gdańsku ukończyli: Marian Terlecki, Wiesław Walendziak, Janusz Daszczyński, Jacek Kurski i były I sekretarz PZPR gdańskiego „Głosu”, Krzysztof Łapiński, który przez kilka dni zastępował Kurskiego na stanowisku prezesa TVP.

Każdy z prezesów, począwszy od Terleckiego, ściągał z Gdańska i pozostawiał w Warszawie kupkę gdańszczan. Niektórzy z nich odchodzili później do biznesu filmowego: Maciej Grzywaczewski i Romuald Orzeł. Niektórzy przechodzili z telewizji na wysokie stanowiska w rządzie i zostawali politykami, np. Jarosław Selin. Niektórzy zostawali dziennikarzami, np. Piotr Semka, przyjaciel Kurskiego.

Gdańszczanie stworzyli medialny Kosmos, w którym wszystko podlegało krążeniu. Prezesi TVP stawali się biznesmenami, żeby stać się znowu prezesami TVP, a później właścicielami spółek. Dyrektorzy TVP stawali się właścicielami spółek, żeby stać się dyrektorami albo prezesami TVP. Naiwni politycy patrzyli na polityczne ubarwienie swoich prezesów i dyrektorów, tymczasem oni mieli tylko ubarwienie biznesowe.

Sektor prywatnej, zewnętrznej produkcji filmowej i telewizyjnej, to dzisiaj setki i tysiące firm w Gdańsku, w Warszawie, we Wrocławiu i w innych miastach. Produkcja zewnętrzna została wyprowadzona z TVP. Jest kilkakrotnie droższa od produkcji wewnętrznej. Pisałem o tym do polityków, nawet do Episkopatu. Bez rezultatu.

Telewizja publiczna ostatecznie pozbyła się osobowości i talentów telewizyjnych, a nie miernot i beztalenci. Gdy bowiem w japońskiej telewizji NHK prezesem jest Maeda Terunobu, były prezes i dyrektor generalny największego na świecie banku Mizuho Financial Group, przewodniczący Japońskiego Stowarzyszenia Bankowców, prezesem TVP został Jacek Kurski, miłośnik wiejskich jarmarków i wielbiciel Zenka.

NHK, czyli Nippon Hoso Kyokai, definiowana jest jako „instytucja niepaństwowa, nierządowa, niekomercyjna, finansowana przez abonentów”. Prezes NHK, Madea Terunobu, a także prezes BBC, Richard Sharp, były szef Banku Goldmann Sachs, jednego z największych banków na świecie, kochają muzykę Chopina, Mozarta, Beethovena, szczególnie zaś czwarty i piaty koncert fortepianowy, a prezes Jacek Kurski jest miłośnikiem disco polo, szczególnie piosenki „Przez twe oczy zielone”.

Twarzą NHK jest cesarz Japonii Naruhito, a twarzą BBC była królowa Elżbieta II, teraz będzie król Karol III. Twarz TVP ma wiele twarzy. Twarzami telewizji publicznej jest śpiewający przez nos Zenek, a także żałosny w swym wyrazie Sławomir. Obydwaj są postaciami igrzysk dla ludu. Historyk rzymski, Swetoniusz, pisze, że igrzyska były kosztowne, kosztowały worki złota, a Decymus Laberiusz, tylko za jeden występ w czasach Cezara, wziął 500 tysięcy sestersów.

Dobrze jest wiedzieć, że wynagrodzenie żołnierza rzymskiej kohorty wynosiło 120 denarów rocznie, czyli 480 sestersów. Występujący na telewizyjnych igrzyskach śpiewacy jarmarczni nie dostają wprawdzie tyle sestersów, co Decymus Laberiusz, ale dostają za jeden występ w Kielcach albo w Augustowie znacznie więcej niż dostaje miesięcznie artysta Filharmonii Narodowej albo Teatru Wielkiego.

Aż tu nagle odszedł prawicowy prezes Kurski i nastał, jak mówią, jeszcze bardziej prawicowy prezes TVP. Ma być całkiem nowa telewizja. Nazwiska i twarze tej nowej telewizji, to oczywiście prezes Mateusz Matyszkowicz i jego współpracownicy: Dawid Wildstein, Filip Memches, Marcin Herman, Piotr Pałka, Samuel Pereira, Wojciech Mucha. To ludzie prawicy i zarazem, jak podają media, hipsterzy. Kto to taki? To człowiek oryginalny, indywidualny, w kontrze do tego, co masowe.

Podobno najwięcej hipsterstwa ma w sobie Matyszkowicz. Ale sądząc po wypowiedziach i zachowaniach zespołu Matyszkowicza, nie brakuje hipsterstwa Wildsteinowi i Pereirze. Czy jednak hipsterstwo nie jest także w kontrze do uprawianej dziś w Polsce socjalnej i narodowej prawicowości? No, powinniśmy z ciekawością oglądać teraz telewizję, żeby zobaczyć, jak z konia robi się wielbłąda.

Nowa prawica, podobnie jak nowa lewica, nie okrzepła jeszcze w swej prawicowości. Nieokrzepnięta prawica w swej prawicowości i w swym hipsterstwie może być jeszcze nie całkiem prawicą. Może być tylko grupą hipsterów, którzy odważyli się za pomocą elektronicznego czy też cyfrowego medium modelować głowy milionów widzów. A modelowanie takie może się przydać, nawet bardzo. Ma być dobrze, prawdziwie, narodowo i prawicowo. To znaczy, jak ma być?

Ale cofnijmy się do początków telewizji nowej Polski i do początków bytności Jacka Kurskiego w TVP. Po „wyborach nie w pełni wolnych” 4 czerwca 1989 roku, jak się rzekło, telewizję zaanektowali ludzie z Gdańska. Może nie od razu zaanektowali, ale już w 1991 roku wszystko, co działo się w telewizji, działo się za wiedzą i przyzwoleniem Gdańska.

Ekipa telewizji z prominentnym przedstawicielem TVP znalazła się 29 lipca 1991 roku w Ursusie, gdy stroiciel fortepianów Bagsik i laryngolog Gąsiorowski, w obecności premiera Bieleckiego, prezesa NBP Grzegorza Wójtowicza, ministrów, prezesów banków i funkcjonariuszy UOP, kupowali za miliony fabrykę traktorów! Ale materiał filmowy z Ursusa nie ukazał się na antenie TVP, został nawet zniszczony.

Dwa miesiące wcześniej nastał dzień, w którym pod telewizję przy ul. Woronicza wjechała prezydencka limuzyna Lecha Wałęsy. Było południe, ciepły maj 1991 roku. Z pokoju nr 7 w budynku „F” był dobry widok na telewizyjny plac. Najpierw zobaczyłem strażnika, który wypadł jak z procy ze swego kantorka przy bramie, wyprężył się, zasalutował. Z ulicy Woronicza wjeżdżała limuzyna prezydencka. Jechała wolno, majestatycznie. Zatrzymała się pod budynkiem „A” telewizji.

Kierowca w połyskliwym ciemnym garniturze otworzył tylne drzwi. Z samochodu wysiedli nieśpiesznie dwaj niewysocy, wychudzeni chłopcy. Jeden z nich, jak się dowiedziałem, nazywał się Kurski, a drugi Semka. Byli bez plecaków, ale gdyby mieli plecaki, to w tych plecakach mieliby buławy dziennikarskie.

Na widok nie tyle chłopców, co limuzyny, wypadli z budynku „A” dwaj strażnicy i salutowali. Chłopcy weszli do budynku i pojechali nie na pierwsze piętro do szefa telewizji, Marka Markiewicza, ale na dziewiąte piętro, prosto do prezesa Radiokomitetu. W tym czasie Warszawa była Gdańskiem. Zatem prezesem telewizji, a faktycznie Radiokomitetu, był Terlecki z Gdańska. Przypadkiem Kurski i Semka też byli z Gdańska i dostali to, co należało się ludziom z Gdańska.

Dwaj chłopcy z Gdańska dostali w telewizji etaty dziennikarskie i program „Flesz”. Załatwianie roboty w TVP, składanie i przyjmowanie koncepcji programu, trwało nie dłużej niż wypite u prezesa Terleckiego dwie kawy. W tym czasie kierowca prezydenckiej limuzyny warował przy drzwiach budynku „A”. Nie minęło pół godziny, gdy dwaj chłopcy, już redaktorzy TVP, Kurski i Semka, zjawili się przy limuzynie. Kierowca otworzył im tylne drzwi. Redaktorzy wsiedli, limuzyna ruszyła i po chwili zniknęła za bramą na ulicy Woronicza.

Zastanawiałem się wówczas, jak można podejmować się czegoś, na czym człowiek się nie zna? Jak można coś robić, nie mając o tym zielonego pojęcia? Być dziennikarzem telewizyjnym prosto z ulicy, to było niemożliwe nawet w czasach PRL. Żeby napisać scenariusz reportażu, żeby stanąć za kamerą, żeby się znać na montażu, trzeba było dużo umieć. Dwaj chłopcy z Gdańska nie mieli pojęcia o telewizji, ale byli niezwykle ambitni i robili karierę w telewizji i poza telewizją.

Tuż przed upadkiem rządu Jana Olszewskiego, a wiec na początku czerwca 1992 roku, zdawało się, że kończy się telewizyjna kariera Kurskiego i Semki. Prezesem Radiokomitetu został Zbigniew Romaszewski, który krytycznie wyrażał się o programie gdańszczan.

Nocą z 4 na 5 czerwca rząd upadał. Patrzałem na to niezwykłe widowisko jako członek sztabu wyborczego Jana Olszewskiego. Gdy rano 5 czerwca stawiłem się na kolegium prezesa jako przewodniczący SDP TVP, usłyszałem od prezesa Romaszewskiego nie o rządzie, ale o Kurskim i Semce:

No więc podjąłem już pierwszą decyzję jako prezes. Zdjąłem program „Flesz”. Niech się chłopcy najpierw czegoś nauczą, a potem niech coś robią jak należy. Prezes zdjął „Flesz”, a kadry, na polecenie premiera Pawlaka, zdjęły prezesa Romaszewskiego i mnie. Kiedy wychodziłem z kolegium, już czekała na mnie za drzwiami kadrowa: Proszę za mną – powiedziała. – Jest pan zwolniony. To było moje drugie zwolnienie.

Po kilku tygodniach zostałem przywrócony do pracy, ale bez dopuszczenia do pracy.

To się nazywało w telewizji: Odciąć tlen. Sczyścić za brak efektów w pracy. Zanim zostałem ostatecznie zwolniony z TVP przez prezesa Kwiatkowskiego, byłem sześciokrotnie zwalniany i przywracany do pracy.

A tymczasem, po przewrocie rządowym, w telewizji zaczął obowiązywać układ zamknięty. Szefowie telewizji odchodzili do firm produkcji filmowej i telewizyjnej, a szefowie firm obejmowali w telewizji stanowiska prezesów i dyrektorów, żeby wspomagać firmy prywatne. Gdy z kolei producenci zewnętrzni wracali do telewizji na wysokie stanowiska, to bez względu na dzielące ich różnice polityczne, wspomagali zamówieniami niedawnych telewizyjnych dyrektorów i prezesów, którzy po odwołaniu byli producentami.

Gdy prezes Jan Dworak przestał być prezesem Telewizji Polskiej, stał się producentem telewizyjnym takich banalnych rzeczy, jak „Kasia i Tomek”, „Wieczór z Alicją”. W roku 2004 Dworak znowu wrócił do telewizji na stanowisko prezesa Zarządu, a w 2010 roku został powołany na członka KRRiT.

Maciej Grzywaczewski był producentem, jednym z największych, i był dyrektorem telewizyjnej Jedynki, i znowu był producentem. W ten sposób prezesi i dyrektorzy telewizji stworzyli krąg władzy i krąg okupacji telewizji. Kto choćby raz znalazł się w tym kręgu, mógł być pewien, że nie stanie się mu krzywda, gdy zostanie odwołany z funkcji. Krąg władzy go żywił, osadzał na stanowisku, popychał do góry.

Po roku 2001 miałem wgląd w telewizję publiczną, pracując dwukrotnie w Polskim Radiu. Co się tam zmieniało, co było ważne i najważniejsze? Najważniejsza była w telewizji zabawa, robiona wielkim kosztem.

Telewizyjna Kurskiego, opanowana już wcześniej przez tzw. firmy zewnętrzne, odwróciła się tyłem do wydarzeń w kraju. Przestały ukazywać się reportaże. Zamiast reportaży rozmnożyły się seriale. Z anteny zniknęły newsy. Zamiast newsów jest żałosna propaganda. Nie ma talentów, osobowości dziennikarskich. Na antenie dominują chłopcy i dziewczynki. I jest wesoło, czasami goło.

Okazało się, że szturmy na telewizję i czystki służyły tylko wąskim grupkom interesów. Każdy z kolejnych prezesów z lewa i prawa był niekompetentny i pogłębiał upadek zawodowy i moralny TVP. Ostatecznie prezes Jacek Kurski zamienił telewizję w marny jarmark disco polo. Można więc powiedzieć, że przy ulicy Woronicza, zamiast Bastylii, mógłby stanąć kiosk z napisem: TVP KASA.

Michał Mońko

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content