16,7 C
Warszawa
wtorek, 30 kwietnia, 2024

Antoni Ferenc i Polska jego marzeń – Artur Adamski

26,463FaniLubię

Uczestnika wycieczki młodych Amerykanów po krajach Europy spytano, co zrobiło na nim największe wrażenie w Polsce. Znający cuda architektury Francji, Włoch, Hiszpanii zamyślił się i odpowiedział: „Chyba nic…”. Po chwili jednak ożywił się i z podziwem w głosie dodał: „Ale historię to Polska ma absolutnie nadzwyczajną, niezrównaną!”

Żaden kraj nie utracił równie wielkiej części swego materialnego dziedzictwa. W dawnej Polsce mieliśmy jedne z największych zbiorów klejnotów (jako strategiczny zasób państwa gromadził je np. Zygmunt August), ogromne kolekcje malarstwa (ta Władysława IV była m.in. drugą największą pod względem liczby obrazów Rubensa), a księgozbiór braci Załuskich nie miał równych pod względem liczby inkunabułów, skarbów grafiki czy kartografii. Niezliczone wojny i rabunki unicestwiły nie mające nigdzie swych odpowiedników rezydencje w rodzaju Krzyżtoporu. Z tysięcy dworów, owych skarbców sztuki i narodowych pamiątek, nie pozostał kamień na kamieniu. Polskie muzea wyglądają więc dziś blado, w szczególności na tle galerii państw, które nie tylko miały przywilej odwiecznego gromadzenia własnych zasobów, ale też bezkarnego grabienia cudzych. Nasze zachowane materialne dziedzictwo to tylko okruchy tego, co powstawało w minionych wiekach. Tym bardziej powinniśmy o nie dbać, ale też tym bardziej powinniśmy otaczać troską pamięć o historycznych dokonaniach Polski i Polaków. Ocalałymi zabytkami nie przyćmimy Luwru czy pereł Toskanii. Natomiast niezwykłość polskich losów a nade wszystko wkład pokoleń naszych rodaków w ocalenie europejskiej cywilizacji i budowę świata wolnych ludzi to wielki powód do narodowej dumy i walor mogący budzić fascynację każdego, kto ten dorobek zechce poznać.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Zaplanowana marginalizacja polskich dokonań

Powstała w roku 1980 Solidarność była jednym z największych, najbardziej oryginalnych i fascynujących ruchów społecznych ostatniego półwiecza. I to w skali całego świata. Skupiała uwagę mieszkańców wszystkich kontynentów jako uruchamiająca wielkie pokłady humanizmu propozycja budowy ładu opartego na głębszych relacjach międzyludzkich. Tych unikatowych osiągnięć nie zdołał zgruchotać PRL-owski aparat przemocy. Jego zniszczenie okazało się możliwe dopiero w po połączeniu sił komunistów i często bliskich im biografią kręgów niestety działających w łonie samej Solidarności. Stąd też ład, wypoczwarzający się od roku 1989 okazał się jej zaprzeczeniem. Od 30 lat większość uczniów polskich szkół w ogóle nie spotyka się na lekcjach historii z wydarzeniami, związanymi z Solidarnością. W całym procesie edukacji gros naszych dzieci i młodzieży w ogóle nie poznaje historii najnowszej. Okrojony wymiar godzin skutkuje tym, że często już II wojna światowa nie mieści się w realizowanej części programu. Proceder ten ma zbyt wielką skalę i trwa zbyt długo, by nie mieć wrażenia, że jest działaniem zamierzonym.

W interesie postkomuszych „elit” III RP nie leży upowszechnianie wiedzy o tym, z jakich kręgów one się wywodzą, komu zawdzięczają swoją pozycję. Tak, jak nie jest żadną korzyścią dla nich prawda o zbrodniach UB i walce żołnierzy wyklętych, tak nie jest też przypominanie o dokonaniach i bohaterach Solidarności. Przywiezieni z Moskwy poprzednicy elit Ubekistanu powyciągali niczym króliki z kapelusza „bohaterów” w rodzaju generała Waltera czy partyzanta Moczara, ich następcy w podobny sposób wyczarowli swoich. A ludzi rzeczywistych ogromnych zasług zepchnięto na margines i skazano na zapomnienie. Naszą powinnością wobec tych szlachetnych postaci, którym tak wiele zawdzięczamy, jest pamięć o nich. Jest ona też obowiązkiem wobec polskiej historii. Apeluję więc o spisywanie dziejów ludzi zasłużonych w walce o (używając słów roty przysięgi Solidarności Walczącej) uwolnienie od komunizmu ludzi i narodów. Dziś chciałbym przypomnieć jedną z nich.

Żelazny charakter a zarazem uosobienie ciepła i dobroci

Z opisaniem działalności Tośka Ferenca mam taki problem, że w czasach podziemia obowiązywała zasada „im mniej informacji, tym lepiej”, a po wyjściu z konspiry wspominać nie chciał. Uważał, że w Polsce jest jeszcze ogromnie dużo do zrobienia, stąd jeszcze nie pora na utrwalanie historycznych relacji. Wszystko, co mogę o nim opowiedzieć, ma więc jedynie charakter przyczynkarski. Mam nadzieję, że wśród czytelników znajdą się mogący tę opowieść skorygować i rozwinąć.

Urodził się w 1946 roku w Bytomiu, w wieku 16 lat ukończył szkołę zawodową w Iławie, uzyskując kwalifikacje elektryka. Naukę kontynuował w technikum gastronomicznym we Wrocławiu, kilka lat pracował jako kucharz, barman, kelner. W 1972 roku powrócił do pierwszego zawodu i pracował w wrocławskim Hutmenie, bazie PKS-u, Fabryce Dywanów w Kowarach, a od 1978 roku w Budopolu. Wtedy też zaczął kolportować wydawnictwa drugiego obiegu – „Robotnika”, „Podaj Dalej”, „Biuletyn Dolnośląski”. W czasie pracy na budowie eksportowej w Czechosłowacji jego rozmowy z kolegami na temat ustroju zostały przez kierownictwo uznane za niebezpieczne – zerwano z nim umowę i nakazano powrót do kraju. Krótko potem zaczął się polski Sierpień, w czasie którego Tosiek robił, co mógł, by solidarnościowe strajki rozpoczęły się także we Wrocławiu. Po ich zwycięstwie zaangażował się w budowanie struktur NSZZ Solidarność w przedsiębiorstwie Budopol. Przez 16 miesięcy obowiązki męża i ojca łączył nie tylko z pracą zawodową, ale i wielką społeczną aktywnością na rzecz solidarnego społeczeństwa, budującego narodową wolność i ład oparty na fundamencie prawdziwych wartości. Organizował wykłady o chrześcijańskim etosie pracy, upowszechniał publikacje o godzeniu efektywności produkcji z podmiotowością skupionych na niej ludzi. W budowie silnego związku zawodowego widział znaczący krok w kierunku zrzucenia komunistycznego jarzma oraz niepodległości ojczyzny. Po wprowadzeniu stanu wojennego uważał, że nie należy biernie poddawać się przemocy. Organizując strajk w swoim zakładzie opowiadał się za użyciem do budowy barykad także butli z acetylenem. Stłumienie protestu oznaczało dla Tośka wieloletni czas nękania represjami. Jak się okazało „wilczy bilet”, z jakim w grudniu 1981 został zwolniony z pracy, w stosunku do niego obowiązywał nie tylko w PRL-u, ale i w III RP. Niemal do końca życia rodzinę utrzymywał z różnych dorywczych zajęć. Znany już dobrze bezpiece i często przez nią nękany nie tylko nie zrezygnował z niepodległościowej działalności – stała się ona główną treścią jego życia. Zaczął od malowania napisów na murach, ale od początku dążył do stworzenia organizacji, mogącej podejmować różnorakie działania na dużą skalę.

Od zapomnianej „Lechii” do Solidarności Walczącej

Jeszcze przed pierwszymi „wojennymi” Świętami Bożego Narodzenia Tosiek doprowadził do stworzenia zalążka konspiracyjnej struktury, której nazwa świadczyła o stawianiu sobie przez nią celów o wiele dalszych od związkowych. Narodowa Organizacja Wyzwoleńcza „Lechia” brała udział w druku i kolportażu prasy Regionalnego Komitetu Strajkowego, ale za główne zadanie naczelne wyznaczyła sobie gruntowne zmiany ustrojowe i niepodległość. Wiosną 1982 zaczęła wydawać pismo „Goniec Polski” (ukazało się 15 numerów), z entuzjazmem przyjęła powstanie Porozumienia Solidarność Walcząca. Dążąc do konsolidacji antykomunistycznego podziemia parę miesięcy później „Lechia” w całości weszła w skład organizacji Kornela Morawieckiego, wchłaniającej wówczas także inne konspiracyjne inicjatywy.

Tosiek był znany ze swej aktywności w działającym przy kościele św. Klemensa Dworzaka duszpasterstwie ludzi pracy i w innych środowiskach, którym księżą udzielali schronienia i wsparcia np. u salezjanów z kościoła Chrystusa Króla. Dzięki tym kontaktom powstawały kolejne kilkuosobowe komórki Solidarności Walczącej. Tosiek kierował ich członków na kursy druku, prowadzone przez Barbarę Sarapuk, choć zespoły te realizowały zadania nieograniczające się do poligrafii.

Osoba znana i permanentnie represjonowana przez SB miła trudności z konspiratorem. Często rozmiar prowadzonej przez służby obserwacji uniemożliwiał spotkania ze współpracownikami. Wiele więc Tosiek załatwiał za pośrednictwem dublerów, a bycie śledzonym powodowało, że nie musiał unikać uczestnictwa w demonstracjach (które dla wielu zaangażowanych w konspirę było wykluczone). Bywał w ich trakcie zatrzymywany, bity, przebywał w aresztach. Rewizje wywracały mieszkanie do góry nogami, liczne działania nękające miały na celu budowanie wrażenia, że siepacze reżimu czają się na każdym kroku. W czasie jednego z przesłuchań Tosiek doszedł jednak do wniosku, że metody bezpieki w jakiejś mierze mogą być przeciw skuteczne. Kiedy bowiem w milczeniu wysłuchiwał tyrady oficera SB doszedł do wniosku, że funkcjonariusze uważają go za osobę krańcowo zdeterminowaną, ze strony której liczyć się muszą z każdą ewentualnością. Krótko potem sprawdził praktyczną moc tej opinii, swymi krzepkimi rękami chwytając w bramie jednego z śledzących go ubeków. Trzymany przez Tośka nie mógł sięgnąć po broń a był przerażony tak krańcowo, że wyglądał na żegnającego się z życiem. Usłyszał wtedy od Tośka: „Wy też bywacie sami, więc pamiętajcie o tym, gdybyście komuś chcieli zrobić krzywdę”. Skuteczne też okazywało się wyprowadzanie śledzących w pole dzięki zamianie ubrań z osobami o podobnej posturze. Tą metodą Tosiek mieszał szyki bezpiece np. współdziałając z też śledzonym Andrzejem Zarachem.

W roku 1984 Ferenc został aresztowany w ramach największej wsypy w całej historii Solidarności Walczącej. Był jedną z ponad stu osób, przeciw którym toczyło się śledztwo. Po paru miesiącach uwięzienia zostało ono jednak umorzone w wyniku amnestii, ogłoszonej z okazji 40 rocznicy PRL-u.

Etyczny ład Polski z jego marzeń

Jednym z ogniw Solidarności Walczącej, w których działał Tosiek, był zespół złożony z Maćka Dziubańskiego, Krzyśka Zwierza, Andrzeja Sztylera i mnie. Niemałą rolę w naszych zadaniach odgrywały też żona Maćka Janina oraz Krzyśka – Teresa. Nasza grupa drukowała część nakładu „Solidarności Walczącej”, utrzymywała łączność kurierską z Trójmiastem i okresowo z Górnym Śląskiem, do celów transportowych dysponowała też jednym z organizacyjnych samochodów – starym, tanim, „zajechanym jak cygańskie skrzypce” dużym fiatem, który jednak moi koledzy potrafili utrzymywać w doskonałej technicznej sprawności. Z natury rzeczy nasze spotkania po ustaleniu spraw, związanych z działalnością, kończyły się rozmowami o rozwoju wydarzeń. Tosiek miał wtedy okazję obszerniejszego wyrażenia przekonań, którym krócej dawał wyraz bardzo często. Jego wypowiedzi nie były projekcjami marzeń o kształcie Polski, który kiedyś wywalczymy. Uważał, że tę ojczyznę przyszłości budujemy już teraz, w archipelagu kilkuosobowych grupek tworzących podziemie. Podkreślał, że jeśli przyszła Polaka ma być lepsza od tej rządzonej przez komunistów, to maksymalnie wysoką jakość musi mieć wszystko, co w konspiracji robimy. A nade wszystko jakość najwyższą musi mieć moralność nas samych. „Jeśli by było inaczej, to całe to nasze podziemie nie miałoby sensu” – powtarzał Tosiek. Uważał, że niedostateczna troska o rodzinę i innych ludzi, za których bierze się odpowiedzialność, wysiłek zbyt mały lub nieefektywny – to jak „budowanie drugiej komuny”. Do tej kategorii zaliczał najdrobniejsze przejawy nieuczciwości, nierzetelności czy nadużywanie alkoholu. Przy każdej też okazji przygotowywał nas na twarde zderzenie z siepaczami reżimu. Często powtarzał: „Możesz się w ich łapach znaleźć w każdej chwili. Musisz znać swoje słabe strony i być przygotowanym na to, że oni ich będą szukać, znajdą je i potrafią wykorzystać. Bycie członkiem Solidarności Walczącej oznacza gotowość na poniesienie bardzo daleko idących konsekwencji. Jakiekolwiek złamanie się – nie może wchodzić w grę.Tosiek wiedział, że część opozycji prowadzi tajne rozmowy z reżimem. Mówił o tym: „To, że dla kogoś ważniejsza jest prywata, że ktoś decyduje się być zdrajcą – w najmniejszym stopniu nie zwalnia nas z wierności zasadom”.

Wśród skazanych na zapomnienie

Do lat dziewięćdziesiątych jego życie wypełniała tytaniczna praca konspiracyjna, której towarzyszyły ciągłe represje. Początek ustrojowej transformacji obserwował z wielką goryczą. Padł mur berliński, w Pradze prezydentem został Havel a w Polsce nadal działała cenzura, płonęły archiwa, esbekom przyznawano bizantyjskie uposażenia, nie miała końca bezczelna i bezkarna grabież narodowego majątku. Tosiek, któremu od grudnia 1981 konsekwentnie odmawiano zatrudnienia, próbował powrócić do pracy w miejscu, z którego go zwolniono. Nadal okazywało się to niemożliwe. Pozostawała praca dorywcza, potem prowadził działalność gospodarczą, polegającą na remontach mieszkań. Nie tracił wiary w możliwość wejścia Polski na drogę rozwoju sprawiedliwego, na ocalenie wartości, które zbudowały Solidarność. Działał w Partii Wolności, stanowiącej jawną kontynuację Solidarności Walczącej, w środowiskach związanych z Kościołem i lokalnym samorządzie najniższego szczebla. Z własnymi propozycjami reform i informacjami o szerzących się patologiach starał się dotrzeć do radia i gazet. W III RP obowiązywał jednak nieformalny quasi – monopol środków masowego przekazu. Media elektroniczne i wielkonakładowa prasa głosiły, że reprezentują wszystkie nurty ideowe a każdy ma takie same prawo głoszenia swych racji. W rzeczywistości środowiska, do których należał Tosiek, dysponowały środkami podobnymi do używanych przez konspirację w stanie wojennym. W późnych latach dziewięćdziesiątych coraz większą część swego życia wiązał z Kościołem. Wielu jego przyjaciół interpretowała to jako poszukiwanie takiego miejsca w swojej ojczyźnie, w którym nie dominuje większość opowiadająca się za TW Bolkiem lub TW Olkiem. Szukał pól twórczej aktywności, na których nie musiałby się przyglądać kolejnym wykwitom nikczemności władz. Tosiek regularnie też spotykał się z gronem wspierających się przyjaciół z Solidarności Walczącej. Po długich staraniach, w 66 roku życia przyznano mu wreszcie zasłużoną emeryturę. Skutkiem lat przymusowego pozostawania bez pracy była w najniższej ustawowej wysokości, ale stanowiła wreszcie podstawę minimalnej stabilizacji. Tosiek zmarł jednak krótko po jej uzyskaniu 22 kwietnia 2008.

Ojczyzna to nie tylko jej dzień dzisiejszy i jej przyszłość, ale też dziedzictwo poprzedzających nas pokoleń. Narodowa historia musi być nauczana i upowszechniana z uwzględnianiem jak najszerszego wachlarza doświadczeń jednostek i zbiorowości. Jeśli dane pokolenie nie jest usatysfakcjonowane współczesnym mu obrazem społeczeństwa czy jego elit – musi ono znać dokonania generacji minionych. A było wśród nich bez liku postaci wspaniałych, bez reszty oddających swe życie ojczyźnie.

Jednym z takich Polaków, szlachetnych i bohaterskich a zarazem niezmiernie sympatycznych, ciepłych, mogących inspirować, służyć za wzór – był Tosiek Ferenc.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content