Zacznijmy od drugiego. Po przegranej z Czechami, co było równoznaczne z zajęciem ostatniego miejsca w najsłabszej grupie mistrzowskiego turnieju, wszyscy powszechnie uznali, że polska reprezentacja poniosła sportową klęskę. Wszyscy poza Donaldem Tuskiem. To nie mieści się w jego politycznym planie.
Z klęski zrobić sukces
Dlatego już w następny dzień po finałowym meczu w Kijowie, premier Tusk, w towarzystwie prezydenta Bronisława Komorowskiego spotkał się z polskimi piłkarzami, podejmując ich niemal jak bohaterów Euro 2012. Rozpływał się z zachwytu nad bramką strzeloną przez Jakuba Błaszczykowskiego w meczu z Rosją. Inaczej mówiąc, w kilkanaście dni po klęsce, próbował zamienić ją w sukces.
Wcześniej rząd, a za nim mainsteramowe media, przemilczały fiasko sportowe Polaków, chwaląc codziennie stronę organizacyjną, eksploatując ją do znudzenia jako ogromny sukces. I to był ten pierwszy i najmocniejszy sukces. Naturalną skłonność Polaków do gościnności, serdeczności i otwartości rząd wykorzystywał do tego, aby wzbogacić swoje konto o zasługi za wspaniałą organizację.
Relacja z Ameryki
Niezwykle pouczający z tego punktu widzenia był spontaniczny, a więc chyba prawdziwy komentarz dwóch dziennikarzy telewizji Polsat, relacjonujących w nocy z niedzieli na poniedziałek, ledwie kilka godzin po wielkim finale Euro 2012 w Kijowie, mecz amerykańskich siatkarzy z drużyna włoską. Siatkarze amerykańscy grali ostatni mecz grupowy. Tylko zdobycie przez nich co najmniej jednego punktu do tabeli, co równało się wygraniu nie mniej niż dwóch setów, otwierało Amerykanom drogę do turnieju finałowego ligi światowej, zaczynającego się tydzień później w Bułgarii.
Mecz rozgrywany był w Stanach Zjednoczonych, które były gospodarzem turnieju grupowego. A oto sens komentarza naszych dziennikarzy. Amerykanie mogą być dumni z organizacji turnieju. Wspaniałe warunki, jakie stworzono wszystkim uczestnikom, świetnie reagująca publiczność, wszystko dopracowane w najmniejszych szczegółach. Ale powiedzmy uczciwie. Nie ma to większego znaczenia, jeśli za tym nie pójdzie sukces sportowy.
Mydlenie oczu
Niestety, ta sama stacja telewizyjna, tylko ustami innych dziennikarzy, przez dwa tygodnie mydliła nam oczy, jaki to wspaniały sukces odniosła Polska, bo kibice z innych krajów, a także piłkarze obcych ekip, byli zachwyceni pobytem w naszym kraju.
Zasługa nie władz, lecz Polaków
Oczywiście nie można tego nie doceniać, tyle tylko, że nie ma w tym, ani ułamka procenta zasług naszego rządu czy władz piłkarskich. Bo obydwie te instytucje się skompromitowały.
Wspaniale natomiast spisali się pięć tysięcy wolontariuszy oraz przeciętni Polacy, pomagający na każdym kroku obcokrajowcom, a także gospodarze hoteli i ośrodków, goszczących ekipy reprezentacyjne innych krajów.
Przypinanie sobie przez Donalda Tuska orderów za Euro 2012 jest kolejnym z jego strony zafałszowywaniem rzeczywistości.
Dla doraźnych celów
Prawdziwym nadużyciem Tuska, tym razem uwłaczającym wszystkim, mającym choćby drobną cegiełkę w wielkim ruchu „Solidarności” 1980-81, jest porównanie tego ruchu do masowego kibicowania Polaków naszej reprezentacyjnej drużynie w czasie obecnego Euro.
Zrównanie poczucia wspólnoty z 1980 roku, zrodzonej z wielkiego protestu przeciwko komunistycznemu reżimowi, z przeżyciami Polaków, towarzyszącymi zbiorowemu poparciu naszej drużyny, jest świętokradztwem popełnionym z premedytacją dla doraźnych celów politycznych. Świadomą manipulacją, domagającą się napiętnowania.
A jednocześnie upoważniającą do skreślenia Tuska z listy ludzi, którzy dbają o prawdziwy obraz przeszłości własnego narodu. Wyrzuceniem obecnego premiera ze spisu polityków nie tylko poważanych, ale poważnych.
Jerzy Jachowicz