14,4 C
Warszawa
wtorek, 30 kwietnia, 2024

Mało nas, coraz mniej – Jerzy Pawlas

26,463FaniLubię

Przyrost naturalny wciąż nie zapewnia zastępowalności pokoleń. Program 500+ zwiększył nieco wskaźnik urodzeń. Jednak potrzebna jest nowa strategia demograficzna.

Po latach przekonywania przez media polskojęzyczne, że wielodzietność prowadzi do różnorakich patologii, w naszym kraju doliczono się zaledwie 630 tys. rodzin z trojgiem i więcej dzieci. Perspektywy też nie wesołe. GUS przewiduje, że w 2050 roku ludność kraju zmniejszy się o 4,5 mln.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Mnożą się natomiast politycy, bo choć nazwiska powtarzają się, to nazwy partii już dwu-i trzyczłonowe. Ubyło nas przez kolejne emigracje – od stanu wojennego do złodziejskiej transformacji i Tuskowego dziadostwa – przez nędzne warunki pracy (ale przedsiębiorcy się dorabiali) i brak mieszkań. Teraz antyrządowe samorządy blokują tereny pod mieszkania o niskim czynszu, gdy program 500+ stał się pewnym impulsem prokreacyjnym.

Powszechna seksualizacja młodzieży nie sprzyja zakładaniu rodziny (bo to odpowiedzialność, obowiązki) i posiadaniu dzieci. Feministki domagają się aborcji na życzenie. Parlament Europejski, choć nie jest jego rolą zajmowanie się prawem aborcyjnym, deliberuje pod kłamliwym hasłem „Faktyczny zakaz aborcji w Polsce”. Jeżeli prawem człowieka jest aborcja, to jej zakaz kwestionuje praworządność, a ta jest warunkiem uzyskiwania funduszy – straszą eurodeputowani.

Lobby proaborcyjne – krajowe i zagraniczne – jest tym bardziej aktywne, im niższy przyrost naturalny w naszym kraju. Do akcji włączają się poznańscy samorządowcy, finansując program in vitro, właśnie dlatego, że jest to „metoda” mniej skuteczna od naprotechnologii.

Dziedzictwo niżu

Okoliczności niesprzyjające posiadaniu dzieci są znane – niestabilność bytowa i materialna, kłopoty z zatrudnieniem czy z dostępem do ochrony zdrowia. Mimo to niełatwo je zmienić. A tu jeszcze pandemia i wesela trzeba odłożyć w nieokreśloną przyszłość.

Coraz mniej dzieci (w 2020 roku tylko 355 tys.), bo w wieku reprodukcyjnym jest niż demograficzny. Jednak polskie emigrantki rodzą za granicą więcej dzieci, niż kobiety w kraju. Tymczasem wzrost śmiertelności bije rekordy.

W 2020 roku zmarło 485 tys. ludzi (o 75 tys. więcej niż w ubiegłych latach, z czego 23 tys. na COVID-19). To prawdziwa zapaść demograficzna. Nie wspomina się jednak, że co roku umiera przynajmniej 20 tys. ludzi z powodu alkoholizmu (sprzedaż alkoholu przynosi budżetowi 40 mld zł rocznie).

Dzieci niżu – najczęściej jedynaki – to przeważnie egoiści i maminsynki. Zapatrzeni w siebie, w swoje zachcianki hedonistyczno-konsumpcyjne, niezbyt skłonni do żeniaczki. Chociaż w ankietach opowiadają, że chcieliby mieć rodzinę i dzieci – zresztą najczęściej więcej, niż potem rzeczywiście posiadają i wychowują.

Wytrwać w obowiązkach małżeńskich, pielęgnować dobre relacje – wydaje im się czynem zgoła heroicznym. Połowa (jeszcze przed ślubem) nie odżegnuje się od rozwodu. Jeżeli życie to szukanie przyjemności, to rodzina i dzieci tylko w tym dążeniu przeszkadzają.

Z drugiej trony – jedynaki rodzą jedynaków – bo po co mnożyć kłopoty z dziećmi. Zresztą one nie najważniejsze, bo najpierw trzeba się wyszumieć, zrobić karierę, poznać świat, zrealizować siebie. Dziecko później – bo przeszkadza. Jeżeli już je mieć, to tylko wtedy, gdy mu się zapewni luksusowe warunki życiowe. Po co rodzić nieszczęśników czy nieudaczników.

Sytuacja wydawałaby się beznadziejna, gdyby nie program 500+. W ostatnich latach wskaźnik urodzeń wzrósł z 1,2 do 1,5. I chociaż program nie wpłynął – jak się spodziewano – na pojawianie się pierwszych dzieci, to przybyło ich w rodzinach wielodzietnych.

Zarobki

Mimo koronakryzysu bezrobocie wciąż utrzymuje się na niskim poziomie (ok. 6 proc.). Na tle gospodarki unijnej to rekordowe osiągnięcie. Jeszcze większe – to wzrost zatrudnienia. Z danych Eurtostatu wynika, że III kwartale ub. roku wzrosło ono o 1,2 proc. ( w skali roku o 0,5 proc.). Sprawdziła się tarcza antykryzysowa. Obronił się krajowy rynek pracy. Nic dziwnego, że rośnie także zamożność społeczeństwa. Eurostat określa dobrobyt materialny wskaźnikiem konsumpcji indywidualnej. Nasz krajowy wynosi już 79 proc. średniej unijnej (dla porównania – Luksemburg 135 proc., Niemcy 122 proc.).

Okazuje się, że mimo kryzysu, ludziom nie grozi nędza, poniżenie, wykluczenie czy masowe samobójstwa – jak utrzymuje opozycja. Przeciwnie – na rachunkach oszczędnościowych i lokatach bankowych jest coraz więcej oszczędności. W połowie zeszłego roku w bankach było prawie 860 mld zł. W tym roku zasoby finansowe przekroczyły 1 bln zł.

W ocenie ekspertów w ostatnich latach polska gospodarka wzrosła realnie o ponad 40 proc., a wziąwszy pod uwagę inflację – nominalny wzrost przekroczył 70 proc. Nie ulega więc wątpliwości, że rośnie zamożność społeczeństwa. Przybywa też milionerów. Jest ich już ponad 40 tys.

Niezależnie od tej ostatniej ciekawostki, warto przedstawić koszty utrzymania dziecka (do pełnoletności). Szacuje się, że to kwota od 206 do 250 tys. zł. Najwięcej kosztuje żywność (30 proc.), potem mieszkanie (24 proc.), przejazdy i łączność (17 proc.), edukacja (10 proc.), buty i odzież (6 proc.). Im mniejsze miasto, tym niższe koszty wychowywania dziecka.

Znając te koszty, 48 proc. ankietowanych zdecydowałoby się na posiadanie dziecka, 31 proc. – raczej tak. Skoro tak – uwzględniając stan zamożności społeczeństwa – to dlaczego jest taki niski przyrost naturalny? Tym bardziej, że średnia płaca krajowa przekroczyła już 5 tys. zł.

Mieszkanie

Paradoks polega na tym, że większość polskiego społeczeństwa preferuje mieszkania własnościowe, a deficyt mieszkaniowy – efekt długoletnich zaniedbań – wciąż utrzymuje się na poziomie 1-1,5 mln lokali. I nawet ostatni rekord (w 2020 roku powstało 220 tys. mieszkań), najwyższy od ponad 40 lat – niewiele zmieni, bo już w obecnym roku zbuduje się ich o kilkanaście tysięcy mniej. Chęć bycia na swoim wiąże się jednak z kosztami i dyktatem deweloperów. Nie ma to jednak większego znaczenia dla ponad 84% obywateli naszego kraju, którzy są właścicielami swoich mieszkań.

Dążenie do własności lokalu to zjawisko raczej nietypowe w skali europejskiej. Własne mieszkania posiada ok. 70 proc. obywateli państw unijnych, reszta je wynajmuje, w naszym kraju – ok. 16 proc.. I tak – w Niemczech z wynajmu korzysta 49% ludności, w Szwajcarii – ok. 42 proc. Pod względem powszechności własności przoduje Rumunia (96 proc. ludzi to właściciele), Węgry (92 proc.) i Słowacja (91 proc.). Taka forma zamieszkiwania niewątpliwie sprzyja pewnej nieruchliwości społecznej, natomiast wynajem – daje większe możliwości przemieszczanie się, zmiany miejsca pracy, zaś opłata czynszowa może być niższa od kosztów utrzymywania mieszkania.

W państwach unijnych większość ludności żyje w domach – 53 proc., w mieszkaniach – 46 proc. Podobnie w naszym kraju – domy 55,2 proc., mieszkania – 44,6 proc. Mogłoby się wydawać, że własny dom bardziej sprzyja rozrastaniu się rodziny, ale młodzi nie zawsze wykorzystują te możliwości.

Tymczasem ponad 45 proc. ludzi w wieku 25-34 – jak podaje „Raport o stanie mieszkalnictwa”, przygotowany przez resort rozwoju – wciąż mieszka z rodzicami, nie zakładając własnej rodziny. Przyczyna wydaje się oczywista – wysokie ceny mieszkań, bądź ich wynajmu czy niechęć wynajmowania małżeństwom z dziećmi. Jednak w domu jednorodzinnym, w którym łatwiej byłoby się jakoś zorganizować, młodzi też nie decydują się na małżeństwo i posiadanie dzieci.

Opieka

W sytuacji, gdy nie promuje się instytucji rodziny, gdy urlop macierzyński jest krótki („żłobkowane” dzieci gorzej się chowają), gdy kobieta musi pracować (nie ma pensji rodzinnej, umożliwiającej mężowi utrzymanie rodziny), gdy nie ma ułatwień brytyjskich (lepsze zarobki, niskie podatki, elastyczność zatrudnienia), czy francuskich (podatek rodzinny, programy socjalne, zasiłki) – pozostają babcie i teściowe.

Nie wszędzie (szczególnie w małych miejscowościach) są żłobki. Cokolwiek by mówić o polityce prorodzinnej, ponad połowa gmin nie świadczy opieki dla dzieci do trzech lat. Przewiduje się, że w tym roku powstanie 25 tys. miejsc w placówkach opiekuńczych kosztem 341 mln zł. Nie dyskutuje się o finansowym wsparciu matek i babć, które lepiej i z większym pożytkiem opiekowałyby się dziećmi.

Z drugiej strony nie wszystkich stać na opłaty w placówkach opiekuńczych. Nie wszystkie młode rodziny mogą liczyć na nieocenioną pomoc starszego pokolenia. Trudno jednak przypuścić, by strategia demograficzna zależała od babć i teściowych. Tak, jak od pracodawców, niechętnie zatrudniających młode matki.

Niełatwo w takiej sytuacji wspierać rodzinę, zachęcać do posiadania dzieci, gdy nawet uchwalana przez samorządy Karta Praw Rodziny, budzi zaciekły sprzeciw liberalnego lewactwa, zaś agendy unijne grożą zatrzymaniem funduszy, co przecież jest niezgodne z prawem. A przecież samorządy zaledwie konstatują konstytucyjne prawa, przysługujące polskiej rodzinie. Ten sprzeciw świadczy jednak dobitnie o programowym rugowaniu (nie mówiąc o dyskryminacji czy nienawiści) tradycyjnego modelu rodziny.

Remedium brukselskie

Prawo do życia należało kiedyś do katalogu podstawowych praw człowieka – teraz najwięcej mówi się o prawie do aborcji, zwanym też prawem kobiet do wyboru. Feministyczna propaganda robi swoje – już ponad 70 proc. młodych (18-29 lat) godzi się na aborcję za względu na trudną sytuacje materialną.

Wściekłe ataki na plakaty organizacji pro-life, hasła „Aborcja jest OK” bazgrane na drzwiach i elewacjach kościołów – tego jeszcze nie było w naszym kraju. Nienawiść do dzieci nienarodzonych w sytuacji zapaści demograficznej, to okrutny paradoks obumierającej cywilizacji europejskiej. Ludzie w wieku powyżej 65 lat stanowią obecnie 20 proc. obywateli brukselskich. W 2070 roku liczba ta podwoi się. Starzejące się społeczeństwo Komisja Europejska chce ratować aktywizacją zawodową do 70 roku życia i równouprawnieniem płci (kobiety do pracy, mężczyźni do prac domowych).

Jak podaje GUS, w 2020 roku zawarto 145 tys. małżeństw (to jest ponad 38 tys. mniej, niż poprzedniego roku). Przyczyną może być pandemia, choć nie jest to zapewne jedyna przyczyna nikłego przyrostu naturalnego (już 25% dzieci rodzi się w związkach partnerskich). Właśnie premier powołał radę rodziny – zajmie się demografią i bezpieczeństwem instytucji rodziny.

Z szacunków GUS wynika, że od blisko 30 lat liczba urodzeń nie zapewnia zastępowalności pokoleń. Problem jest więc znany, tak jak przestępczość aborcyjna. Jego rozwiązanie to być, albo nie być narodu.

1 KOMENTARZ

  1. Najbardziej egoistyczni są księża. Wymyślili sobie, że muszą żyć w celibacie, a udają, że w nim żyją, często współżyjąc z ministrantami . Nie gotują sobie, nie sprzątają i jeszcze mają czelność zwykłych ludzi pouczać.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content