17,2 C
Warszawa
sobota, 27 kwietnia, 2024

PREZES NBP – OSTATNIA PRZESZKODA

26,463FaniLubię

W każdym kraju prezes banku centralnego należy do pierwszych osób w państwie, w którego hierarchii zwykle sytuowany jest po prezydencie, premierze i marszałkach izb parlamentu.

Tak wysoka pozycja wraz z konstytucyjnie zagwarantowaną nieusuwalnością leży zarówno w interesie całej zbiorowości, jak i każdego z obywateli. Jej podważanie zawsze uderza w fundamenty gospodarki wzbudzając niepokój inwestorów, chwiejąc jej pozycją na rynkach finansowych, pogarszając kurs waluty. Odpowiedzialny rząd chucha i dmucha na wszystko, co się wiąże z bankiem centralnym, bo na najmniejszą i choćby epizodyczną jego destabilizację natychmiast reagują agencje ratingowe. A w wielkiej mierze to od ich oceny zależy, czy do danego kraju kapitał będzie przypływał czy z niego odpływał, jaką część budżetu państwa przeznaczać będzie trzeba na obsługę zadłużenia oraz na szereg innych czynników składających się na dynamikę rozwoju, poziom bezpieczeństwa, jakość życia obywateli. Nawet trwające najkrócej powody do obniżenia ocen na dotkniętych nimi gospodarkach kładą się długotrwałym cieniem. Co więc może być powodem niszczycielskich ataków na prezesa Narodowego Banku Polskiego i czy w którymkolwiek ze stawianych mu zarzutów da się znaleźć choćby najmniejszą namiastkę faktów?

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Tzw. właściciele Polski Ludowej wraz ze swym aparatem propagandy polityki doszukiwali się w absolutnie wszystkim. Kto pamięta PRL ten wie, że twarz politycznego jątrzyciela zyskać było można nie tylko ubolewając nad niedostatkiem sznurka do snopowiązałki, uchylając nakrycie głowy przed świętą figurą, ale nawet nosząc skarpetki w jaskrawych kolorach. Kiedy dzisiaj aktywności o charakterze politycznym doszukuje się w słowach lub działaniach prof. Adama Glapińskiego czy w czymkolwiek z życia Narodowego Banku Polskiego trudno nie dojść do wniosku, że producentami tego rodzaju insynuacji mogą być wyłącznie osobnicy o nieodrodnie PRL – owskiej mentalności. Rzeczywistego faktu mogącego przemawiać za jakimś zjawiskiem z kategorii upolitycznienia znaleźć bowiem w NBP nie sposób. Trudno nawet wskazać w Polsce miejsce równie pod tym względem neutralne. A jeśli dla kogoś nazbyt polityczna jest polska historia będąca treścią emitowanych monet i banknotów, narodowe godła i barwy czy wystąpienia dotyczące sfery gospodarki i finansów, ale nacechowane troską o interes Polski i Polaków to dla przedstawicieli takiego sposobu myślenia nazbyt polityczne musi być też samo myślenie po polsku i posługiwanie się polskim językiem. I tego właśnie rodzaju zarzuty ciskane są dzisiaj w prezesa NBP. Wszystkie inne to amunicja ulepiona z krańcowo cynicznych kłamstw.

Ciekawa rzecz, że zarzutu upolitycznienia nie stawiano Hannie Gronkiewicz – Waltz, której pełnienie w latach 1992 – 2000 funkcji prezesa NBP nie przeszkadzało w osobistym kandydowaniu w roku 1995 w wyborach na prezydenta RP (w pierwszej ich turze uzyskała 2,76% głosów). W generatorach dzisiejszej histerii cienia niepokoju nie budził też przypadek Leszka Balcerowicza, w roku 2001 obejmującego urząd prezesa NBP niemal natychmiast po zrzeczeniu się mandatu posła, stanowiska wicepremiera i roli przewodniczącego Unii Wolności. Żadnej wątpliwości nie wywołało też pełnienie funkcji szefa banku centralnego przez Marka Belkę, mającego za sobą członkostwo w PZPR jeszcze dłuższe od Balcerowicza (z funkcją I sekretarza organizacji partyjnej Uniwersytetu Łódzkiego) i dla którego piastowanie funkcji prezesa NBP było antraktem między serią ministerialnych stanowisk w rządach SLD, włącznie z urzędem premiera, a godnością eurodeputowanego i wiceprzewodniczącego Sojuszu Socjalistów i Demokratów. Nikomu z autorów dzisiejszych histerii nie dolegało wówczas takie rekrutowanie na najwyższe stanowiska w NBP, jakie od roku 2016 jest w nim nie do pomyślenia.

Od pierwszego dnia sprawowania urzędu prezesa NBP prof. Adam Glapiński niezmiennie jest rzecznikiem kadrowej stabilizacji. W banku zastał całe mnóstwo ekonomistów należących do odmiennych, w tym nastawionych skrajnie polemicznie szkół i tradycji. Nikt z nich nie tylko nie został skłoniony do odejścia z NBP, ale też nic nie stanęło na drodze ich kolejnych awansów. Najbardziej jaskrawe różnice poglądów Glapiński potrafi pożytkować jako źródła różnych punktów widzenia, skarbiec najrozmaitszych doświadczeń, ośrodek twórczej polemiki zdolny najradykalniejsze nawet sprzeczności ocen zaprzęgać do celu, jakim są decyzje w sprawach najbardziej skomplikowanych. I niech ktoś spróbuje wskazać choć jedną, która okazała się nie być słuszną. Albo wymienić prognozę, która okazałaby się mniej trafna od którejkolwiek innego autorstwa. Skądinąd wiadomo, że od samego początku prof. Adam Glapiński stawiał sprawę jasno: NBP ma mieć u siebie najlepszy z takich zespołów. I to nie tylko w skali naszego kraju. Nigdy nie było ważne, kto skąd przyszedł. Zawsze liczyło się tylko to, co wnosi wraz ze swym umysłem i unikatowymi umiejętnościami. Kto nie wierzy niech porówna trafność prognoz wielu głośnych ekonomistów z przewidywaniami obecnego prezesa NBP. Powodowany litością nie sięgnę do wypowiedzi tych, którzy daliby dziś wiele za to, by nie pamiętano ich własnych, nie tak dawnych słów.

Wśród kalumnii wymyślanych bez najmniejszej troski o wiarygodność, więc swą treścią obrażających inteligencję każdego z odbiorców propagandowej hucpy, są i kurioza krańcowe i zarazem najłatwiejsze do zdemaskowania. Za grosz szacunku dla swych czytelników muszą nie mieć autorzy kocopałów o rzekomych bizantyjskich standardach, jakimi miałby się otaczać prezes NBP. Chyba, że chodzi o zasoby złota, które od objęcia stanowiska przez prof. Adama Glapińskiego wzrosły z poziomu niespełna 102 do niemal 360 ton. Sztaby nie są jednak składowane w gabinecie, lecz w skarbcach. W miejscach urzędowania prezesa NBP od dziesięcioleci zasadniczo nie zmieniło się nic. Nie inaczej z wynagrodzeniem prezesa NBP – w proporcji do średniej krajowej niższym od pobieranego przez poprzedników. Nie ma też do dyspozycji lepszych pojazdów a personel obsługujący jest mniej liczny, niż kilka lat temu, bowiem łączne zatrudnienie w NBP za kadencji prof. Adama Glapińskiego spadło o kilkaset osób. Eksploatowane medialnie ubiegłoroczne zakończenie pracy przez pracowników w ramach programu dobrowolnych odejść dotyczyło wyłącznie osób, które przekroczyły wiek emerytalny i tylko on stanowił kryterium programu dobrowolnych odejść. Odwiecznym zjawiskiem w NBP jest bowiem świadczenie pracy nawet po ukończeniu siedemdziesiątego roku życia. Uszczuplanie kadr nie ma więc cienia związku z czymkolwiek politycznym a stanowi jedynie adresowaną do najstarszych pracowników zachętę, by rozważyli możliwość przejścia na zasłużony odpoczynek.

Jakimż kuriozum jest zarzut upolityczniania banku przez właśnie tego z prezesów, który w przeciwieństwie do wszystkich swych poprzedników ani nie dokonał w nim radykalnych zmian kadrowych ani nie wprowadził do niego najmniejszej nawet grupy możliwej do zidentyfikowania jako związana z choćby i najszerzej postrzeganym środowiskiem politycznym, z którym parę dekad temu związany był Adam Glapiński. Wśród około trzech tysięcy zatrudnionych w NBP osoby jakoś związane z Prawem i Sprawiedliwością (choć w żadnym przypadku nie będące członkami tej partii) da się policzyć na palcach. Równocześnie, niezmiennie od dziesięcioleci, podobnie definiowane kręgi sympatyków kilku innych partii bez cienia wątpliwości są w NBP znacznie liczniejsze. Przypomnijmy, że chociażby Belka obsadził bank całym szeregiem osób legitymujących się wyjątkowo długim stażem partyjno – rządowym.

Wierutną bzdurą są też informacje, jakoby NBP był utrzymywany z pieniędzy podatników. Jest dokładnie odwrotnie, gdyż to właśnie nasz bank centralny często bywa źródłem wpływów do budżetu, jednocześnie ze środków budżetowych nie jest pokrywana ewentualna strata banku centralnego. Wypracowywanie zysków nie należy jednak do zadań NBP. W największej mierze stanowią one wynik zmian w kursach walut na co dużego wpływu nie mają nawet największe z banków a ogólna prawidłowość jest taka, że im pozycja złotego wyższa – tym wpływów NBP ma mniej.

Histeria rozpętywana przeciw prezesowi NBP nie ma więc na celu ani poprawy jakości funkcjonowania banku, bo nigdy nie była ona wyższa ani też jego odpolitycznienia, gdyż nigdy nie było w nim mniej polityki. Nie może też chodzić o usunięcie z niego kadr związanych z PiS – em, gdyż jest ich dziś w NBP mniej, niż na lekarstwo. Powód furii ataków oraz zapowiedzi przerwania kadencji prof. Adama Glapińskiego nawet drogą użycia przemocy fizycznej jest jeden, ale z kategorii fundamentalnych dla bytu państwa polskiego. Obecny prezes NBP należy bowiem do pierwszych osób, które merytorycznie odniosły się do forsowanych dziś głownie przez RFN i przygotowanych niemal wyłącznie przez autorów niemieckich nowych projektów europejskich. Celem poddania ich gruntownej analizie prof. Adam Glapiński zorganizował serię konferencji naukowych, które jednoznacznie wykazały zatrważającą skalę zagrożeń, jakie nowy kształt Unii Europejskiej stanowiłby dla państwa i narodu polskiego. Jednym ze skutków jego wprowadzenia byłoby przejęcie kontroli nad pomnożonymi w ostatnich latach i należącymi dziś do kilkunastu największych na świecie polskimi rezerwami złota przez Europejski Bank Centralny z Frankfurtu nad Menem. Następstwem jeszcze bardziej dotkliwym byłoby zmuszenie Polski do rezygnacji z własnej waluty na rzecz euro. W kwestii zasadniczych skutków takiej decyzji de facto różnicy zdań nie ma. W roku 1999 Nagrodą Nobla w dziedzinie ekonomii wyróżniona została praca prof. Roberta Mundella dowodząca niezbicie, że w każdym przypadku funkcjonowania tej samej waluty na obszarach o zróżnicowanym stopniu rozwoju wszystkie korzyści należą do użytkowników zamożniejszych, co odbywa się drogą trwałej degradacji użytkowników słabszych. Zarówno doświadczenia krajów, które do swego obrotu wprowadziły amerykańskiego dolara, jak i pogrążenia gospodarek unijnego południa po przyjęciu euro boleśnie dowiodły, że w regule tej trudno o wyjątki.

Forsowane z wielkim nakładem sił i środków nowe traktaty europejskie Niemcom zagwarantowałyby pozycję kontynentalnego hegemona. Jakieś zyski mogłyby w ich efekcie osiągnąć Francja i Holandia, którym wprowadzenie euro też przyniosło korzyści. W przypadku Polski każda z obiektywnych analiz prowadzi do wniosku, że przypadłaby jej rola największej przegranej. Bez wątpienia wyzbyciu się wszelkich znamion podmiotowości politycznej towarzyszyłaby degradacja ekonomiczna – głęboka, trwała i przekreślająca dotychczasowe szanse rozwoju.

Po przejęciu władzy przez Koalicję 13 Grudnia największą z przeszkód w realizacji powyższego planu jest osoba obecnego prezesa Narodowego Banku Polskiego. Bez wyrażenia zgody przez prezesa NBP niemożliwe jest zastąpienie złotówki walutą euro. Profesor Adam Glapiński natomiast oświadczył, że póki on jest prezesem polskiego banku centralnego – ani złoty polski nie przestanie być środkiem płatniczym naszego kraju ani też zasoby złota NBP nie znajdą się w dyspozycji banku z Frankfurtu nad Menem. Kadencja Glapińskiego kończy się dopiero w czerwcu roku 2028. Donald Tusk, by móc marzyć o nagrodzie w postaci stanowiska w Komisji Europejskiej, musi odpowiednio wcześniej doprowadzić do usunięcia ze stanowiska obecnego prezesa NBP. I taka jest całość przyczyn zabójczego dla Polski procederu, którego najbardziej spektakularnym przejawem jest seryjna produkcja oszczerstw z coraz większą furią ciskanych w profesora Adama Glapińskiego.

Artur Adamski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content