19,1 C
Warszawa
sobota, 27 kwietnia, 2024

Na początek – stek bzdur – Artur Adamski

26,463FaniLubię

Zdobyta przez reżim Donalda Tuska bezprawną przemocą telewizja niegdyś publiczna realizację swych ultra – propagandowych zadań zaczyna w sposób zgodny z korzeniami postkomunistycznych patronów Platformy (anty)Obywatelskiej.

Najpierw do swych dawnych ról powrócili bolszewiccy fundamentaliści – twórcy medialnego przekazu od 13 grudnia 1981 preparowanego na użytek junty Wojciecha Jaruzelskiego. W ślad za nimi emitowane zostały produkty najbardziej kompromitujące w całych, w dużej niestety mierze mało chwalebnej, dziejach polskiej kinematografii. Na pierwszy wieczór pierwszego dnia roku 2024 zaplanowano np. pokaz knota, który od samego oglądania w każdym przyzwoitym człowieku wywoływać musi odruch zapadania się pod ziemię. Zapadania ze wstydu. Potężnym przecież powodem do wstydu jest oglądanie czegoś takiego i nie wymiotowanie z odrazy dla nikczemnych oszczerstw, z których cały ten łajdacki wytwór został sklecony. Bo niestety – powiedzenie, że film pt. „Wałęsa. Człowiek z nadziei” to zwyczajne g… byłoby obrazą dla odchodów.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Naczelny pieszczoch PRL – u, jakim był Andrzej Wajda, przez swych protektorów uprzywilejowany został możliwością nakręcenia ogromnej ilości filmów. Może sobie z tego nie zdajemy sprawy, ale (poza kuriozami w rodzaju Bollywoodu) nie było na świecie zbyt wielu reżyserów mających możliwość nakręcenia ponad czterdziestu filmów pełnometrażowych, w większości wysokobudżetowych a nawet tych pod względem kosztów zaliczanych do kategorii „superprodukcji”. Docenić oczywiście należy to, że w liczbie tej znalazły się i utwory wybitne, do jakich bez wątpienia należą „Ziemia obiecana”, „Panny z Wilka” czy „Kanał”. A także „Popiół i diament”, o ile damy radę pominąć krańcowe historyczne oszczerstwo, z jakiego został on utkany a także wytniemy fragmenty stanowiące propagandę obliczoną na pomyślunek krańcowego imbecyla. Tych kilka dzieł stanowi jednak znikomą część „dorobku”, który w większości lepiej byłoby zapomnieć. „Popioły” Wajdy to przecież produkt upiornie parodiujący wielką powieść Żeromskiego. Ilekroć zdarza mi się zobaczyć to, co z nią zrobił mistrz PRL – owskiej propagandy historycznej – przed oczami widzę przede wszystkim jednego z największych polskich pisarzy, który przecież musi się w grobie przewracać, ilekroć wyświetlane są podłe popłuczyny, jakimi jest knot Wajdy nazywany „ekranizacją” dzieła Żeromskiego. Wytworem nie mniej podłym jest „Samson i Antygona” a „Pokolenie” powinno być udostępniane wyłącznie mocno świadomym ludziom o jeszcze mocniejszych nerwach. Ja miałem nieszczęście pierwszy pełnometrażowy wytwór Wajdy oglądać we wczesnym dzieciństwie i stąd wiem, jak szkodliwa może być tego rodzaju toksyna, będąca obelgą dla płótna każdego ekranu i szkodliwa dla każdego wrażliwego umysłu. Wielkim pechem było dla mnie natknięcie się na owe Wajdowe propagandowe g…, po obejrzeniu którego tętniło mi potem w młodej głowie pytanie: „No to z kim nasza Polska prowadziła tę drugą wojnę światową? Z Niemcami, czy z Armią Krajową?” Pytanie to zadawałem sobie mając lat niespełna dziesięć, ale treść „Pokolenia” Wajdy jak najbardziej je uzasadnia, jeśli widz, tak jak ja dzisiaj, jest o pół wieku starszy.

Prawda o Andrzeju Wajdzie jest taka, że aktywistą Polskiej Partii Robotniczej został w swych najmłodszych latach, tuż po zakończeniu II wojny światowej, jako nastolatek. Kiedy zdamy sobie sprawę z tej, starannie po dekadach ukrywanej, drogi życiowej tego człowieka to nie zdziwi nas potem wymowa scen, jakimi wypełnił on np. wspomniane już „Popioły”. Scen czołgania się walczących o Polskę legionistów u stóp wyniosłego Napoleona. Ukazujących rzekome koszmarne zbrodnie, jakich dopuszczać się mieli na każdym kroku. A przede wszystkim tej finałowej, w której grany przez Daniela Olbrychskiego Rafał Olbromski ginie marnie w śniegach rosyjskiej zimy. Ten właśnie akord nie tylko dla „Popiołów”, ale dla całej twórczości Wajdy jest najbardziej znamienny. To w nim zawiera się ta najważniejsza nauka, przeplatająca się przez wiele utworów PRL – owskiego reżysera. Ona mówi nam dobitnie, że walka o niepodległość, jeśli tylko oznacza podniesienie ręki na Rosję, to nie tylko rzecz beznadziejna, ale i zbrodnia musząca się zakończyć słusznie wymierzoną, bardzo dotkliwą karą. Walka w obronie ojczyzny u Wajdy nie raz jest ukazana jako najzwyklej głupia i śmieszna. Nie tylko w „Popiołach”. Także w „Lotnej”, której bohaterowie nie tylko na konikach szarżują z lancami na czołgi, ale i szablami próbują roztrzaskać ich pancerze czy zamaszystym ciosem – odciąć lufę armaty. Takich głupków z wrześniowych obrońców naszej ojczyzny zrobić nie potrafili nawet propagandyści zatrudniani przez Joachima Goebelsa…

Na pierwszy wieczór roku 2024 telewizja zdobyta przez siepaczy Tuska zaplanowała emisję hagiograficznego filmu Wajdy o Lechu Wałęsie. Kiedy przed laty, powodowany ciekawością, zaczynałem oglądać ten produkt wiedziałem, czego mogę się spodziewać. Rzeczywistość przekroczyła jednak moje wyobrażenie. Byłem świadom tego, jakie ekskrementy na celuloidowej taśmie może z siebie wydalić Andrzej Wajda. Że będą one tak nikczemne i w takim stopniu po prostu kretyńskie – tego moja wyobraźnia nie przewidziała. Obraz Wałęsy w filmie Wajdy to jedno pasmo łgarstw, do tego mocno zaprawionych manipulacjami wprost ze szkoły Sowieckiego Biura Informacyjnego. Prawdziwi bohaterowie, tacy jak Anna Walentynowicz, od której zaczął się Sierpień 1980, z opowieści tej zostali wygumkowani, by zastąpić ich legendami od początku do końca wymyślonymi, w rodzaju tramwajarki, która do strajku przystąpiła jedynie dlatego, że koledzy prąd w sieci trakcyjnej wyłączyli. Z podłego ubeka, dorabiającego pisaniem donosów tak długo, aż oficerowie prowadzący stracili cierpliwość do bełkotów zawierających już tylko wyssane z palce brednie, Wajda w swoim filmie zrobił narodowego bohatera. A najpodlejszym z podłych jest fragment, w którym w grudniu 1979 agent SB TW Bolek przemawia wzbudzając fascynację tłumu, w tym i grupy działaczy Studenckiego Komitetu Solidarności. Prawda natomiast jest taka, że w przedstawionym przez Wajdę momencie i dokładnie w tym samym miejscu rzeczywiście zebrali się działacze SKS – ów i Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża. Wygłoszone tam też zostało dokładnie to właśnie przemówienie, które Wajda w swym nikczemnym filmidle włożył w usta Wałęsy. Historyczna prawda była jednak inna – każde ze słów wypowiedzianych w tym fragmencie filmu na rzeczywistym wiecu z roku 1979 wygłosiła mało dziś pamiętana a jakże bohaterska działaczka opozycji Maryla Płońska. W dniach, w której Wajda kręcił w Gdańsku tę scenę – ta zasłużona a zapomniana bojowniczka o polską niepodległość leżała w szpitalu. Szpital ten znajduje się o krok od tego historycznego miejsca i zarazem – ówczesnego planu filmowego. Maryla Płońska umarła w momencie, w którym Wajda skończył kręcenie tego właśnie do cna zakłamanego fragmentu cynicznej hagiografii TW Bolka.

Jeśli rzeczywiście na tym świecie nie ma przypadków a są jedynie znaki – śmierć Maryli Płońskiej brzmiała jak dramatyczny krzyk przeciw rozpanoszonemu kłamstwu. Przeciw generowaniu oszczerstw kamerami, długopisami czy mikrofonami różnych Andrzejów Wajdów. Na nikczemnikach wołania takie nie robią jednak wrażenia. Jedni swoje kłamstwa produkują, inni je nagłaśniają. W telewizji właśnie zdobytej przez pałkarzy Tuska wygląda to jak motto ich procederu. Tacy oni są, tacy będą i takimi właśnie toksynami zatruwać teraz będą polski naród.

Artur Adamski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content