18,4 C
Warszawa
piątek, 3 maja, 2024

„Warszawskie zadymy” – Artur Adamski

26,463FaniLubię

Od kilku lat, powodowany ciekawością, zerkam sobie na demonstracje tej opozycji, która sama siebie nazwała totalną. Czasem widuję je na ekranie, choć wolę widzieć je w tzw. realu.

Jedno z tych wydarzeń zrobiło na mnie wrażenie szczególne. Idę sobie warszawskim Nowym Światem i nagle widzę, że policja zamyka ulicę Świętokrzyską. Momentalnie blokują się wszystkie sąsiednie arterie i uliczki. Policjanci przepędzają nawet rowerzystów, stąd pierwsze, co mi przychodzi do głowy, to bomba, jaką gdzieś tutaj chyba wykryto. Po chwili sprawa zaczyna się wyjaśniać, bo od strony Ronda ONZ zaczynają docierać coraz większe hałasy. Po chwili dobiegają do mnie też dźwięki niezrozumiałych jeszcze słów jakiegoś emocjonalnego przemówienia. I wtórujący im krzyk z tysięcy gardeł. Parę minut później ryk wielotysięcznego tłumu jest tak potężny, że ma się wrażenie, iż to pół Warszawy wyległo na ulice i kroczy z jakąś niewyobrażalnie wściekłą emocją. Wypatruję flag, transparentów, mas ludzkich i muszę już zatykać uszy, bo hałas ten jest potworny nawet dla moich niestety mocno od jakiegoś czasu przygłuchych organów słuchowych. Wreszcie widzę czoło tego marszu: dwóch facetów niesie transparent. Za nimi powoli sunie wielka ciężarówka, obwieszona szmatami pełnymi jakichś napisów. Za kierownicą ciężarówki facet z nausznikami podobnymi do tych, jakich używa obsługa młotów pneumatycznych. Widocznie też nie chce ogłuchnąć. Ciężarówka za szoferką ma długą platformę, jeszcze dłuższa znajduje się na przyczepie. Na obydwu tych platformach ustawione są gigantofony. Cały szereg i to tak wielkich, jakich w całym swoim życiu nie widziałem. Kiedy zaczyna mnie mijać nogi same pospiesznie niosą mnie do jakiegoś ukrycia. Ryk jest bowiem tak wielki, że pomimo odruchowego zasłaniania uszu ich bębenki bolą bardziej, niż w komorze niskich ciśnień. Z trudem rozpoznaję miotane z gigantofonów okrzyki. Zdaje się, że coś o rządzie Morawieckiego. Za ciężarówką nie ma już nikogo. Cała ta demonstracja to jedynie trzech ludzi z ciężarówką, przyczepą i masą gigantycznego sprzętu. Hałas zapewne jednak słychać na obszarze połowy miasta i jest to hałas robiący wrażenie demonstracji o rozmiarach, jakich świat nie widział.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Podobne demonstracje słyszę w Warszawie codziennie. Zawsze zaczynają się ok. 19. 30 a ich miejscem jest Plac Powstańców Warszawy. Trwają około godziny i słychać je zarówno na Placu Zamkowym, jak i na Placu Trzech Krzyży. Ileś razy zastały mnie przy Rondzie Daszyńskiego i na Placu Unii Lubelskiej. Wierzyć się nie chce, ale naprawdę słychać je nawet tam. A sytuacja ta jest dziełem dosłownie paru ludzi, którzy dzień w dzień stają przed siedzibą TVP na rogu Moniuszki i Placu Powstańców Warszawy. Widziałem ich mnóstwo razy. Działają bez emocji, wyglądają na znudzonych, ewidentnie odwalają jakąś robotę, za którą ktoś im płaci. Przypuszczalnie – mogliby oni robić coś całkowicie innego, ale fuchę mają właśnie taką: codziennie przynieść aparaturę, włączyć i emitować potworny hałas przez godzinę. Jakoś wytrzymać po raz tysięczny odtwarzany program tych samych wrzasków, po czym wrócić z tym sprzętem do domu, zapewne naładować akumulatory, umożliwiające pracę megafonów kolejnego dnia. Nudne jak falki z olejem, z warszawiaków nie zwraca na nich uwagi od dawna już nikt. Choć szkody są – jak ktoś w pobliżu – to uszy bolą. Na szczęście wokół prawie wyłącznie urzędy, w których wieczorami nikogo nie ma.

Najdziwniejsze demonstrantki widywałem w czasie zbiegowisk tych szajbusek, które na swój znak rozpoznawczy wybrały sobie symbol czerwonego pioruna, który wraz z czarnym profilem odczytywać chyba należy jako „Zwarcie w Mózgu”. Wiele razy widywałem kipiące wściekłością tłumy wulgarnych dziewczyn ogolonych na łyso albo z włosami w kolorze jaskrawej czerwieni, intensywnego fioletu lub pruskiego błękitu. Choć w czasie ich szturmów na kościół św. Krzyża dawało się dostrzec także takie z fryzurami bardziej standardowymi. No i oczywiście Martę Lempart tańczącą na wgniatanych niebagatelną masą jej ciała dachach samochodów i przez elektryczną tubę wykrzykującą nie kończące się wiązanki całkowicie przypadkowych i oczywiście powtarzających się wulgaryzmów. Szczerze przyznam się do tego, że widok ten nie raz nieco mnie intrygował. Lempartowa bowiem wrzeszczała wymieniając te same słowa powszechnie uznane za obraźliwe a niemożliwe do wypowiedzenia przez nikogo na jakimś poziomie kultury. Mimo jednak tego, że wszystko to było zdumiewająco monotonne – zgromadzona tłuszcza wstrząsana była wręcz ekstatycznymi konwulsjami. I jakby zupełnie nie oczekiwała tego, że Marta Lempart wypowie wreszcie jakieś mniej czy bardziej składne zdanie czy odczyta coś z kartki. Jak widać nie było to potrzebne ani jej ani tym, które tłoczyły się wokół. Najbardziej dziwiło mnie jednak potem to, czego świadkiem zostawałem na peronie stacji metra Nowy Świat – Uniwersytet. Otóż okazywało się, że z Krakowskiego Przedmieścia przybywały tam kolejne drobniutkie – młodziutkie dziewuszki, często na oko mające nie więcej, niż po piętnaście lat. Dowodem tego, skąd wracały, były niesione przez nie transparenty. Spoglądałem na buzie tych dziewczątek i zaskoczony byłem tym, że często są po prostu – sympatyczne. Bardziej dziewczątka, niż dziewczyny. Często raczej dzieci, niż młodzież. I to takie robiące wrażenie pochodzących z tak zwanych dobrych rodzin i prawie na pewno niewiele rozumiejące z tego, w czym uczestniczyły. Widywałem tam takich mnóstwo i ten paradoksalny widok zawsze bardzo mnie bawił. Zawsze też wtedy dochodziłem do wniosku, że może z tymi pochodami pod transparentami z symbolem „Zwarcia w Mózgu” nie jest aż tak żle? Może duża część uczestniczek tego wulgarnego cyrku wkrótce wyrośnie ze skłonności do tej upiornej zabawy? Ilekroć te śmieszne dziewuszki spotykałem na wyżej wspomnianym peronie metra – w głowie rodził mi się taki właśnie optymistyczny wniosek.

Dobrych kilka miesięcy temu warszawskie ulice bardzo ucichły. Dawno nie widziałem tych z piorunami a głośno przynudzają tylko smętne ekipy z megafonami pod gmachem telewizji. Tym, co podziwiam najbardziej, jest zdająca się nie mieć końca cierpliwość policjantów. A także ich przełożonych, którzy od początku wiedzieli, że te uliczne cyrki w końcu się ich uczestnikom znudzą. Okazuje się, że mieli rację!

Artur Adamski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content