Pokazywane w telewizji obrazy płonących ulic wielu miast Francji wywołują dyskusje wśród widzów. Część w informacje te po prostu nie wierzy, bo i stacje typu TVN potrafią wiadomości takich pokazywać jedynie odrobinę, albo i nie pokazywać ich wcale.
Płynące z mediów fakty rzeczywiście brzmią niemal niewiarygodnie. Bo czyż można uwierzyć w setki prywatnych samochodów, palonych każdego dnia i każdej nocy? W podpalanie sklepów, kościołów, aptek a nawet bibliotek? W napadanie na przypadkowych przechodniów czy autobusy, wiozące bogu ducha winnych podróżnych z innych krajów? Niestety, ale wiele wskazuje na to, że francuska rzeczywistość jest o całe piekło gorsza od tej, jaka do nas dociera za pośrednictwem medialnych przekazów. Przekonałem się o tym za sprawą bezpośrednich relacji ludzi mieszkających we Francji i opowiadających, że w następstwie kolejnych fal migracji w wielu dzielnicach Paryża normalne życie nie jest już możliwe. Ryzykiem w nich bywa zwykłe wyjście po zakupy. W miarę spokojnie można rankiem wymknąć się, by dotrzeć do miejsca pracy, bo o wczesnej porze hordy migrantów zwykle śpią. Już jednak powrót do domu bywa niebezpieczny. A o wyjściu na wieczorny spacer miliony Paryżan od lat nie myślą już wcale, bo na coraz większych obszarach francuskiej stolicy spacer staje się igraniem ze śmiercią.
Przypominam: Tusk chce Paryża w Warszawie. pic.twitter.com/S3sr4O1fxj
— Dominik Tarczyński MEP (@D_Tarczynski) July 2, 2023
Tuluza, Francja. #FranceHasFallen #FranceRiots #Emeute #Nanterre
— Dominik Tarczyński MEP (@D_Tarczynski) July 2, 2023
pic.twitter.com/JXwHha0a0p
🇫🇷 Looting of cars in a Volkswagen store. pic.twitter.com/fUE3HHCMhJ
— Expat in Poland 🇵🇱 (@BasedPoland2) July 1, 2023
Znamienne były dla mnie wydarzenia z jednej z poprzednich fal ekscesów na ulicach francuskich miast. Oczekiwaliśmy wówczas w Warszawie na przyjazd naszego znajomego, od lat mieszkającego na południu Francji Wiesława Ukleji – ogromnie zasłużonego działacza niepodległościowej opozycji, drukarza drugiego obiegu czasów jeszcze przedsierpniowych, bojownika, który całe lata spędził w PRL – owskich więzieniach. Wiesiek miał do Polski przyjechać samochodem i dzięki francuskim, niemieckim i polskim autostradom trasę tę miał pokonać w jeden lub dwa dni. Wiedzieliśmy kiedy wyjechał i niepokoiliśmy się, kiedy po dwóch dniach do nas nie dotarł. Telefonowaliśmy, ale jego komórka nie odpowiadała. Minął dzień trzeci, czwarty i piąty… Byliśmy już pewni, że coś się musiało stać. A że kontaktu z Wieśkiem nie było żadnego – niektórych z nas ogarniały już myśli najczarniejsze. Na szczęście piątego dnia wieczorem Wiesiek sam do nas zatelefonował. Głos miał potwornie zmęczony. Przepraszał i obiecywał wytłumaczenie nam tego, co się stało. Kiedy w końcu dotarł – zaczął opowiadać, co się wydarzyło i co przeżył. Jego pierwsze słowa brzmiały: „Wiecie, to co się dzieje w Paryżu, to Pikuś…” Okazało się, że jak najbardziej w Paryżu i innych miastach szalejący po ulicach biją każdego, kto im się nawinie pod rękę i palą każdy samochód, jaki stoi na ich drodze. Nie odpuszczą też żadnemu sklepowi czy knajpie, obok której przechodzą. Ci, którym ich sklepik czy kafejkę zdemolują, mogą uchodzić za szczęśliwców, bo najczęściej lokal jest podpalany a od ognia zająć się potrafią znajdujące się na wyższych kondygnacjach mieszkania. Do walki ze zdziczałymi tłumami policja ściągana jest także z mniejszych miasteczek i wiosek. A to daje pole do popisu tym, którzy swoje orgie urządzają z dal od dużych miast. I na tym właśnie polegał problem Wieśka. Rozwydrzone tłumy zaatakowały bowiem infrastrukturę autostrad. Przede wszystkim – bramki wjazdowe wraz ze wszystkimi punktami poboru opłat. Nie tylko wszystkie doszczętnie spłonęły, ale ilości benzyny, użytej do ich podpalenia, były tak ogromne, że na kilkusetmetrowych odcinkach autostrad całymi dniami płonął asfalt. I to właśnie było główną przyczyną tego, że Wiesiek nie był w stanie normalnie przemieszczać się swoim samochodem. Na wszystkich autostradach Francji powstały bowiem odcinki całkowicie nieprzejezdne. Strawione przez ogień dawały szansę przebrnięcia wyłącznie pojazdom gąsienicowym lub terenowym. Żaden pojazd osobowy, ciężarowy czy autobus przebrnąć ich nie miał szans. Wiesiek zjechał więc na drogę lokalną, ale tak samo uczyniły w tym czasie miliony innych francuskich samochodów. Tymczasem sieć dróg lokalnych przystosowana jest do ruchu o natężeniu co najwyżej paręset mniejszy. Na terytorium Francji powstał więc jeden gigantyczny korek. W ciągu całego dnia można było w nim posunąć się do przodu o nie więcej, niż kilkadziesiąt kilometrów. W całych regionach Francji przestała też działać sieć telefonii komórkowej. Część nie wytrzymywała obciążenia a część jej masztów została uszkodzona przez wandali. Dlatego Wiesiek mógł do nas zatelefonować dopiero z terytorium Niemiec.
Słuchając tej opowieści zdałem sobie sprawę z tego, że wiadomości podawane w TVP Info przedstawiają tylko część prawdy o wydarzeniach we Francji, de fatco – wielokrotnie bardziej przerażających od obrazków, jakie oglądamy na ekranach telewizorów. Nie wiem, czy redaktorzy robią tak z niedostatku wiedzy, czy może z obawy, że w całę prawdę nikt im nie uwierzy. Pamiętając jednak oczekiwanie na spóźniającego się Wieśka i późniejszą jego opowieść przypuszczam dzisiaj, że obecna sytuacja we Francji też może być o wiele gorsza od tego, czego się z TVP dowiadujemy. I tym bardziej kuriozalne musi być to, co o rzekomej propagandowej histerii TVP piszą lewaccy propagandyści z różnych „Wybiórczych” i co w swoich odrażających bredniach majaczy np. poseł Śmiszek. Jeden z moich znajomych właśnie telefonował do mnie, by przeczytać mi artykuł z piątkowej „Wyborczej”, wg którego przechodniom w Paryżu żaden migrant niczym nie zagraża a „naprawdę oberwać każdy Polak może każdego dnia na ulicy każdego miasta w Polsce”. I pomyśleć, że autorzy tego rodzaju kocopałów posługują się hasełkiem: „Cała prawda całą dobę”.
Artur Adamski