8,2 C
Warszawa
piątek, 26 kwietnia, 2024

Niemiecki triumf kłamstwa – Artur Adamski

26,463FaniLubię

Około roku 1991 uwagę wielu wrocławian zwróciły wielkie samochody ciężarowe z niemieckimi numerami rejestracyjnymi. Od takich w całej Polsce zaroiło się wtedy wszędzie, co oczywiście było skutkiem błyskawicznego wyprzedawania za grosze ogromnej części naszego majątku narodowego. Rzucające się w oczy ciężarówki miały jednak szokujące dla Polaków olbrzymie napisy. Wielkie litery na plandekach składały się w słowo: DACHAU.

Jedna z takich ciężarówek często stała przy ul. Grabiszyńskiej, u wylotu Placu Pereca. W tamtych latach przynajmniej co parę dni zdarzało mi się bywać na znajdującym się tuż obok przystanku komunikacji miejskiej. I zawsze, kiedy oczekującym na autobus czy tramwaj towarzyszyła ciężarówka ze słowem DACHAU, wśród stojących tam panował dość szczególny nastrój. Przez wiele miesięcy, a może i przez całe lata, wrocławianie jakby nie mogli uwierzyć, że ktoś może wymalowywać na samochodach tak upiorne słowo. Czasem słyszałem komentarze osób z niedowierzaniem kręcących głowami: „Co ci Niemcy mają w głowach, że tak demonstracyjnie umieszczają taką treść? I że przyjeżdżają z nią do Polski?” Bywało, że ktoś próbował podejść do sprawy ze zrozumieniem. Padały wtedy argumenty, że to po prostu przecież nazwa miejscowości. Inni zdążyli się już jednak dowiedzieć, że chodzi tu nie tylko o imię miasta, ale i firmy, którą ktoś w RFN zdecydował się właśnie tak nazwać. Nie wiedzący tego stwierdzali: „No dobra, tak się nazywa to przeklęte miejsce, w którym te Szwaby żyją, ale dlaczego nie ograniczą się jedynie do adresu napisanego nie za dużymi literami?” Mi oczywiście od lat przedszkolnych Dachau kojarzyło się z dziesiątkami tysięcy Polaków, których tam wywieziono i zamordowano. Z księdzem, którego Niemcy zabrali dosłownie parę minut po udzieleniu ślubu moim dziadkom, by go zawieźć bezpośrednio właśnie do Dachau i zabić. Z miejscem śmierci kilku dalszych krewnych oraz całego mnóstwa Polaków i to często tych naprawdę wyjątkowych.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-
Bodies of Jews killed at Dachau concentration camp, the first of the Nazi concentration camps opened in Germany, intended to hold political prisoners. It is located on the grounds of an abandoned munitions factory near the medieval town of Dachau, about 16 km (9.9 mi) northwest of Munich in the state of Bavaria, in southern Germany. Opened in 1933 by Heinrich Himmler, its purpose was enlarged to include forced labor, and eventually, the imprisonment of Jews, ordinary German and Austrian criminals, and eventually foreign nationals from countries which Germany occupied or invaded. It was finally liberated in 1945. | usage worldwide Dostawca: PAP/DPA
HMMXEJ DACHAU CONCENTRATION CAMP Corpses in one of the nearly 40 railcars containing the bodies of between 2,000 to 3,000 prisoners who were evacuated from Buchenwald on 7 April 1945. The train arrived in Dachau on 28 April. Photo: US Holocaust Memorial Museum.. Image shot 1945. Exact date unknown. Dostawca: PAP/Alamy
American troops find a waggon with murdered prisoners after the liberation of the concentration camp Dachau on the 30th of April in 1945. Dostawca: PAP/DPA

Z tych lat, kiedy ciężarówka z napisem DACHAU była niemal codziennością okolic Placu Pereca pamiętam zasadniczo dwie interpretacje tego zjawiska. Jedna wiązała się ze stwierdzeniem: „Ostentacyjnie przyjeżdżają pokazując, gdzie nas mają i co z nami mogą zrobić. I wcale się tego nie wstydzą”. Drugi pogląd pojawiał się rzadziej i budził niedowierzanie. Niektórzy domniemywali bowiem, że „Ci Niemcy po prostu nie wiedzą, czym to ich Dachau jest”.

Parę lat później zdarzyło mi się spędzić dłuższy czas w Niemczech. Rozmawiałem z wieloma starszymi i młodszymi Niemcami. Oglądałem niemiecką telewizję. Odwiedzałem księgarnie i zaglądałem do podręczników. Dowiedziałem się wtedy, że wśród Niemców nie istnieje nic takiego, jak wiedza o ich zbrodniczej przeszłości. Słyszeli o holokauście, ale za głównych odpowiedzialnych się nie uważają a za tragedię równorzędną uznają tzw. „wypędzenia”, do jakich doszło po zakończeniu II wojny światowej. Jakiekolwiek polskie ofiary, setki wymordowanych polskich wiosek, Warszawa obrócona w pustynię – o takich faktach nikt nie mówi tam nigdzie. Te tematy nie istnieją w mediach, w szkolnych podręcznikach ani programach i w świadomości nawet absolwentów uniwersyteckich wydziałów historii (prezydent RFN Roman Herzog, uniwersytecki profesor historii o tym, że było coś takiego, jak Powstanie Warszawskie, nie miał bladego pojęcia!). O niemieckich zbrodniach, w szczególności tych popełnionych na Polakach, w RFN wie pies z kulawą nogą. Z tej przyczyny wiele budynków obozów zagłady w RFN czy w Austrii służy dziś za domku letniskowe lub lokale rozrywkowe. Krematoria i komory gazowe filii obozu zagłady Gusen są dziś kawiarniami lub podmiejskimi daczami. I właśnie z tej przyczyny niemal nikt w Niemczech czy Austrii nie kojarzy Dachau z czymkolwiek nieprzyjemnym. Austria czy Niemcy to państwa, w których od kilkudziesięciu lat zwyciężyło zapomnienie i kłamstwo. Tym większy te żałosne społeczności dziś przeżywają szok słysząc o jakichś polskich wnioskach reparacyjnych. O co chodzi zrozumieć nie potrafią, bo przecież to oni byli ofiarami. A obozy? Przecież one były – polskie!

Artur Adamski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content