10,3 C
Warszawa
sobota, 27 kwietnia, 2024

Jak się tworzy historię? – Andrzej Manasterski

26,463FaniLubię

Henryk Piecuch to były „pogranicznik”, emeryt w randze pułkownika LWP, pisarz książek historyczno-paradokumentalnych i sensacyjnych, bloger i sympatyczny blagier.

Kiedy w latach 90. na rynku wydawniczym pojawiło się szereg pozycji o skarbach, poszukiwaczach i ich relacjach z polityką, pisanych w konwencji sensacyjno-rozliczeniowej, Piecuch dla „podrasowania” swojej pozycji stworzył historię powiązań śmierci premiera PRL Piotra Jaroszewicza i jego małżonki Alicji Solskiej oraz przewodnika sudeckiego Tadeusza Stecia. Ten wątek podchwycili inni, no i się zaczął „bal Murzynów na pustyni”.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Piecuch otworzył drzwi do niezłej legendy, której podstawą było archiwum paryskiego Gestapo ukryte w czerwcu 1945 roku w pałacu w Radomierzycach. Dokumenty mieli odnaleźć płk Jaroszewicz oraz dwaj uczestnicy wyprawy, Jerzy Fonkowicz i wspomniany Tadeusz Ste

. W trakcie penetracji do pałacu wpadli Sowieci w mundurach NKWD i „wyprosili” badaczy kopniakami, jeśli można tak nazwać czynność pożegnania, i sami zaczęli poszukiwania. Zanim jednak Jaroszewicz w asyście swoich towarzyszy odjechał, Sowieci pozwolili mu zabrać stos dokumentów. To one miały być, według teorii Piecucha, główną przyczyną śmierci tych osób. Bo faktycznie, wszyscy trzej zostali zamordowani: Jaroszewicz w 1992 roku, Steć w 1993, gen. Fonkowicz w 1997.

Co było z tymi dokumentami? Owszem, odnaleziono dokumenty związane z rządem Vichy oraz archiwum Gestapo, ale nie w Radomierzycach, a w zamku w Oberlibich (dzisiaj Horni Libchawva) w Czechach. Było ich tak dużo, że specjalny pociąg do Moskwy wiózł je w trzydziestu ośmiu zaplombowanych wagonach. W 1993 roku Rosja zgodziła się sprzedać je Francji w cenie trzech dolarów za kartkę jednej kopii. Co zawierały te dokumenty? Nazwiska francuskich kolaborantów, sieć powiązań Gestapo na obszarze okupowanym i na terytorium zarządzanym przez rząd w Vichy i może jakieś inne nieznane nam. Skąd zatem Radomierzyce?

Piecuch twierdzi, że to był pomysł Stecia, którego dobrze znał. „Przewodnik przewodników” był niezłym fantastą. Oprowadzając wycieczki, lubił wtrącać informacje niby z zakazanych źródeł, czyli pochodzące od ludzi związanych z wywiadem. Taka mania. To on wymyślał czasami różne niestworzone historie o skarbach jakoby ukrytych przez Niemców pod koniec II wojny światowej. Inna sprawa, że miał ogromną wiedzę, z zakresu historii Śląska, geologii, geografii, etnografii. Bazował na niemieckich przewodnikach, które przeczytał, kiedy w latach czterdziestych przybył wraz z matką do Trzcińska koło Jeleniej Góry. Czy znał Jaroszewicza? Nie znał. Kiedy wojna się zakończyła, Steć miał dwadzieścia lat i przebywał w zakonie benedyktynów w Tyńcu. Przybrał nawet imię zakonne Dawid, ale nowicjatu nie ukończył. To stało się przyczyną konfliktów z matką, osobą głęboko wierzącą, która samotnie wychowywała syna.

Steć zajął się turystyką. Najpierw z matką uruchomili schronisko „Szwajcarka” w Górach Sokolich, a następnie zaczął wytyczać szlaki turystyczne. Znał dobrze język niemiecki, więc zbierał w opustoszałych domach w Sudetach Zachodnich porzucone przez właścicieli książki. Tak zgromadził ładny księgozbiór niemieckich przewodników turystycznych. Po ich przestudiowaniu stał się wkrótce specjalistą. Zaczęto go nawet tytułować „panem magistrem”, chociaż żadnych studiów nie ukończył. Sporo publikował w lokalnej prasie, pisał pierwsze przewodniki w języku polskim. Zapraszano go na prelekcje do szkół, zakładów pracy, jednostek wojskowych i milicyjnych. Był także aktywnym homoseksualistą. Do mieszkania w Cieplicach, obecnie to część Jeleniej Góry, zapraszał często młodych mężczyzn. Znany był w środowisku gejowskim, jako osoba majętna i niektórzy chętnie korzystali z zaproszenia. I to właśnie było prawdopodobnie przyczyną śmierci Stecia 12 stycznia 1993 roku. Sprawcy lub sprawców zbrodni nigdy nie znaleziono. Pojawiły się teorie, że Steć zginął z powodu znajomości z Jaroszewiczem i ich kontaktami dotyczącymi radomierzyckiej wyprawy. Wyprawy, której nigdy nie było.

Teorie pojawiły się nie tylko pod wpływem wcześniejszych historii, które opowiadał Ste

. Głoszono więc, że zgromadził wiele wartościowych rzeczy, m.in. rzadkie i cenne księgi, manuskrypty, rzeźby, ryciny itp. Faktem jest, że Steć korzystał z zaufania, jakim obdarzyła go Eugenia Triller, archiwistka w Jeleniej Górze, która wypożyczała „sympatycznemu chłopakowi” niektóre stare książki i dokumenty. Nie zawsze te pożyczone rzeczy wracały do prawowitego właściciela, czyli do Archiwum Państwowego. Steć często lubił zaskakiwać towarzystwo wydobytym z kieszeni starym egzemplarzem księgi. Podobno miał w swoich zbiorach pierwsze wydanie Biblii Gutenberga wydrukowane w Moguncji w połowie XV wieku. Czy faktycznie tak było? Po śmierci Stecia nie znaleziono w jego mieszkaniu Biblii. Podobnie jak i innych wartościowych książek, które jakoby miał. Niewykluczone, że część książek sprzedała opiekunka matki Stecia, tego zapewne nigdy się nie dowiemy. Pozostałe rzeczy zostały przekazane do Muzeum Karkonoskiego w Jeleniej Górze. W mieszkaniu zamordowanego nie znaleziono żadnych dokumentów, o których wspominał Piecuch. Nie znaleziono żadnych śladów świadczących o kontaktach z Jaroszewiczem. Zabójca zrabował zapewne jego „bank” ukryty za regałem z książkami – była to zwyczajna torba z kilkoma milionami starych złotych i markami RFN. Te ostatnie Steć otrzymywał od uczestników wycieczek przyjeżdżających w Sudety. Jeszcze jedno. Gdyby Steć znał Jaroszewicza i utrzymywał z nim kontakty, z pewnością nie miałby kłopotów z milicją i esbecją, które szachowały go z powodów kontaktów z młodymi mężczyznami. Skłonności homoseksualne Stecia były powszechnie znane, ale SB i tak go szantażowała dla pozyskiwania informacji. Powiedzmy szczerze, w PRL większość etatowych przewodników sudeckich miała większy czy mniejszy udział w donoszeniu. To wynikało z miejsca pracy na terenie przygranicznym, a więc dla ówczesnych władz newralgicznym.

Czy Jaroszewicz i jego małżonka Alicja Solska zostali zamordowani przez tajne służby? To się stało w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 roku w domu w Aninie. Byli torturowani, podobnie jak Steć. Śledztwo prowadzono w sposób chaotyczny, jakby specjalnie komuś zależało, by zatrzeć ślady. Co więcej, materiał ze śledztwa zaginął w 2005 roku w niewyjaśnionych okolicznościach. Sprawców nie znaleziono. Typowani podejrzani zostali uniewinnieni. W domu panował bałagan, rzeczy były wyrzucane na środek pokoju, książki i dokumenty także. Wyraźnie czegoś szukano. Syn Jaroszewicza, Andrzej, nie wierzy w wersję rabunkową, jako przyczynę napadu. Co prawda zginęło trochę przedmiotów, ale nie ruszono na przykład zbioru numizmatów, które premier PRL namiętnie zbierał. Nie znaleziono wspomnień Jaroszewicza, o których wspominał Aleksander Kopeć, peerelowski minister w latach 70. i 80. Z tym, że o tych wspomnieniach Kopeć miał mówić Piecuchowi, a więc to znowu dość niepewna informacja. Czy w domu Jaroszewicza znajdowały się tajne dokumenty, które mogłyby komuś zagrażać, a więc stanowić powód napadu i zbrodni? Nic na ten temat nie wiadomo.

Przypadek Kiszczaka, w domu którego po śmierci znaleziono szereg ważnych dokumentów (m.in. z podpisami Wałęsy świadczących o jego kontaktach z SB) świadczy, że Jaroszewicz mógł trzymać podobne. Tym bardziej, że miał szerokie kontakty w świecie polityków komunistycznych. Odsunięty na boczny tor w lutym 1980 roku, nie stracił na znaczeniu, czego dowodem było jego internowanie w stanie wojennym. Co ciekawe, kiedy zatrzymano Jaroszewicza, nie przeprowadzono w domu szczegółowej rewizji. Pobieżnie przeszukano pomieszczenia, nie zabierając żadnych dokumentów. Gdyby ekipa Jaruzelskiego szukała jakiś kompromitujących materiałów, z pewnością kazałaby staranniej przetrząsnąć dom i otoczenie. W wywiadzie udzielonym Bohdanowi Rolińskiemu, wydanym w 1991 roku w formie książkowej „Przerywam milczenie”, Jaroszewicz nie mówi niczego, co można by uznać za jakąś rewelację albo zagrożenie dla kogokolwiek. Co prawda uczestniczący w jego pogrzebie Edward Gierek, I sekretarz PZPR w latach 70., a więc w okresie czynnej aktywności politycznej premiera, mówi, że śmierć Piotra to początek odkrywania nowych kart z przeszłości. Jednak sam milczał, co takiego ważnego miało być w tych kartach. Może także obawiał się o swoje życie?

Napad na dom gen. Fonkowicza w październiku 1997 roku w Konstancinie Jeziornej mógł przypominać napad na Jaroszewicza. Gospodarza także torturowano, może nawet w podobny sposób co byłego premiera, przeszukano pokoje, zrabowano starodruki oraz kilka sztuk broni palnej. Jednak pozostawiono przy życiu gosposię, którą uwieziono w piwnicy. Fonkowicza nie zabito, ale pozostawiono go w stanie skrajnego wyczerpania i wkrótce po opuszczeniu domu przez bandytów, zmarł. Przed śmiercią wzywał gosposię na pomoc. Kiedy ta weszła do pokoju, Fonkowicz już nie żył. Nie był to pierwszy napad na dom generała. Do wcześniejszego doszło w 1995 roku, ale sprawcy zostali spłoszeni. Od tego momentu Fonkowicz starał się jak najmniej wychodzić z domu, unikał przyjmowania gości, trzymał broń w pogotowiu. Czego się bał? Może swojej przeszłości? Miał sporo na sumieniu. Podczas wojny był szefem wywiadu AL. W lutym 1944 roku przeprowadził akcję zbrojną na archiwum Delegatury Rządu na Kraj w Warszawie. Zdobyte materiały trafiły do Gestapo, co spowodowało masowe aresztowania wśród żołnierzy AK. A kiedy sam został przez Niemców aresztowany, nie trafił do obozu koncentracyjnego, tylko do obozu pracy w Niemczech, gdzie spokojnie doczekał do końca wojny. W ten sposób Niemcy odwdzięczali się swoim informatorom, by nie powiedzieć – współpracownikom. Pobyt Fonkowicza w obozie w Niemczech, wykluczał jego obecność w Radomierzycach, jak pierwotnie twierdził Piecuch. Dostęp generała do tajnych dokumentów mógł mieć wpływ na przyczynę śmierci. Po odejściu z wojska w 1968 roku zajmował się pisaniem przewodników po Finlandii. Pełnił funkcję attache obrony w Helsinkach. Miał dobre relacje z politykami fińskimi, m.in. z prezydentem Urho Kekkonenem, który sam był sowieckim agentem. Czy Fonkowicz utrzymywał wyłącznie towarzyskie kontakty z Kekkonenem? A może wypełniał jakąś misję w Helsinkach? Tym bardziej, że często bywał w ambasadzie sowieckiej, a towarzysze sowieccy wysoko cenili sobie spotkania z nim. Relacje Sowietów z Fonkowiczem trwały od czasów jego służby w AL.

Wątek radomierzycki tak mocno splótł się ze śmiercią Jaroszewicza, Stecia i Fonkowicza, że nawet analitycy policyjni, prowadzący śledztwo nie wykluczali zupełnie tego śladu. Nawet wówczas, kiedy Piecuch odwołał swoje wcześniejsze rewelacje. Natomiast wszyscy ci, którzy uwierzyli w ten wątek, zgodnie twierdzili, że Piecuch odwołał wcześniejsze historie z obawy o swoje życie.

Opowieść o archiwum w Radomierzycach wymyślona przez Piecucha pokazuje, jak łatwo można manipulować faktami, wprowadzając w obieg fałszywe informacje. Zacieranie prawdy tworzy atmosferę sensacji. Na bazie powstałych mitów buduje się „historię”, która nie ma niczego wspólnego z prawdą.

Andrzej Manasterski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content