14,7 C
Warszawa
piątek, 26 kwietnia, 2024

Bóg może ocalić każdego – historia nawrócenia Marii Martinez – Dobre Nowiny

26,463FaniLubię

Witaj w domu. Długo zwlekałaś, aby mnie pokochać” – usłyszała Amaya, kiedy klęczała w kaplicy Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Miłości w Katmandu w Nepalu. Choć od lat praktykowała buddyzm, odwiedziła Misjonarki Miłości Matki Teresy z Kalkuty, o których wcześniej nie chciała nawet słyszeć. Siostry właśnie trwały na adoracji Najświętszego Sakramentu, a za chwilę miała się zacząć Msza Święta. Amaya nie miała wyjścia, pozostała. Obok niej na podłodze klęczało kilka sióstr ubranych w tradycyjne sari, był też kapłan. W pewnym momencie poczuła, że coś dzieje się w jej sercu. Usłyszała wyraźny głos: „Witaj w domu”. Amaya sądziła, że to symptom złego samopoczucia spowodowany różnicą wysokości, ale ponownie usłyszała głos, delikatny i stanowczy: „Witaj w domu. Długo zwlekałaś, aby mnie pokochać”. Mogła jedynie płakać, płakać i płakać. Tak minęły trzy godziny. W 2017 r. Amaya pojechała do Nepalu z misją ratunkową, kiedy tamtejsze góry ponownie nawiedziło silne trzęsienie ziemi o magnitudzie ponad 7 w skali Richtera. Jeszcze nie wiedziała, że tam to właśnie ona zostanie uratowana.

Historia Marii Martinez Gomez, która nosiła imię Amaya, to historia pełnego sukcesów życia. Pojawiające się od czasu do czasu „pustki” wypełniała zakupami, zabawą, podróżami, poszukiwaniami duchowymi i buddyzmem. To historia powstania ze śmierci duchowej, cudownego uwolnienia z rąk zła i powrotu do Jezusa właśnie wtedy, kiedy zdecydowała się dokonać aktu apostazji.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

„Ważne jest to, co będzie teraz”

Ratownicy musieli się zatrzymać na kilka dni w Katmandu. Pracowały tam też siostry Misjonarki Miłości Matki Teresy z Kalkuty, które opiekowały się potrzebującymi. Amaya nie chciała nawet o nich słyszeć, zwłaszcza o Matce Teresie, do której czuła nienawiść. Mimo to pewnego dnia podeszła do niej siostra i prosiła, aby do nich przyszła. Amaya odmówiła, jednak całą noc nie mogła zasnąć i rano poprosiła jednego z przewodników, aby ją zaprowadził do sióstr. Okazało się, że siostry od roku modliły się o fizjoterapeutkę i właśnie jedna z nich, która spotkała pewnego ranka w tłumie Amayę, usłyszała przynaglenie, aby poprosić ją o odwiedzenie zakonnic.

Kiedy Amaya weszła do kaplicy, właśnie trwała adoracja. Słowa, które wówczas usłyszała, tak wyraźnie poruszyły ją do głębi: „Witaj w domu. Długo zwlekałaś, aby mnie pokochać”. Upadła i długo płakała. Przez te godziny wylewanych z bólu, żalu i łaski, jakiej doświadczyła, łez, misjonarki cały czas trwały na modlitwie obok Amayi. „Doświadczałam Bożego miłosierdzia. Widziałam dużo chwil w moim życiu,gdy podejmowałam decyzje. Poczułam, że mi przebaczono, czułam się kochana, błogosławiona i przywrócona do życia” – wspomina tamten czas. Jezus mówił jej: „Nieważne, co było dotychczas. Ważne jest tylko to, co będzie się działo od teraz”. Dla Amayi był to moment nawrócenia serca. Od tamtej chwili powróciła do swojego imienia Maria.

„Wszystko robiłam dla pieniędzy i sukcesu”

Maria Martinez Gomez (Amaya) była fizjoterapeutką, wcześniej pracowała jako pielęgniarka w jednym z hiszpańskich ośrodków aborcyjnych w Bilbao. Miała kontakt z kobietami, które przychodziły dokonać aborcji. Uspokajała je, dbała, aby żadna z nich się nie wycofała, a potem wyrzucała do „odpadów” stosy ciał ich abortowanych dzieci. „Mam krew na rękach (…) Wierzyłam, że robię coś właściwego i że kobieta dokonująca aborcji ma prawo do spokojnego życia bez problemów” – mówiła Maria, ale przyznała też, że pracowała w ośrodku ze względu na duże pieniądze. Potem kobieta studiowała fizjoterapię. Osiągała sukcesy zawodowe, przychodzili do niej sportowcy, aktorzy, znani przedsiębiorcy. Była kobietą niezależną, feministką, ale też szczęśliwą w małżeństwie, choć nie wierzyła w rodzinę. Opowiadała się za wolnością wyboru, zarówno za aborcją, jak i eutanazją, oraz możliwością rozwodów.

Maria realizowała swoje marzenia – podróżowała wraz z mężem, uprawiała wspinaczkę górską, fascynowała ją kultura Wschodu, reinkarnacja, New Age, dlatego też z czasem przyjęła imię Amaya. I choć urodziła się w rodzinie katolickiej, to była daleko od Boga i Kościoła. Jak sama mówi, była antyklerykalna, a religię uważała wprost za opium dla ludu. Wybrała buddyzm. Znajomi i przyjaciele zazdrościli im radości, wspaniałego, wystawnego życia i niezależności.

Maria mimo zewnętrznych oznak pięknego życia borykała się z trudnościami zdrowotnymi, bezsennością, czasem pustką, ale zrzucała to na karb intensywnego życia, sportu i stresu w pracy. Rok 2017 był dla kobiety przełomowy. Na początku roku zostawił ją mąż i cały jej świat runął. Przyszła ogromna pustka i brak nadziei, których nie koiły ćwiczenia, medytacje, rzucenie się w wir pracy, zabawy, próba poznania kogoś innego… Wracała pustka, pojawiła się depresja i pierwsza próba samobójcza. W maju, kiedy Maria trwała w takim stanie, zatelefonował do niej znajomy, prosząc, aby włączyła się w misję ratunkową w Nepalu, gdzie małe wioski w okolicach Katmandu zostały odcięte od świata. Amaya zdecydowała się pojechać i pomóc uwięzionym ludziom, a potem właśnie tam pod Everestem pozbawić się życia.

Śmierć duszy. Czym jest?

„Wszyscy tak bardzo boimy się śmierci ciała, ale to śmierć duszy jest najgorsza. A ona umiera, kiedy oddalamy się od Boga. To straszny ból i straszna śmierć” – wyznała Maria w jednym z hiszpańskich programów. Jak mówiła, pierwszym symptomem oddalania się od Boga jest powolne stawanie się egoistą, pragnienie wolności, „praw” do swojego ciała, swoich wyborów. „I ja taka byłam. Byłam wolna, mogłam robić, co tylko chciałam” – wyznaje w świadectwach. Maria zwraca uwagę, że dziś świat stoi na granicy apostazji. Szatan istnieje i trzeba go zdemaskować. I on odniósł pewne zwycięstwo na świecie. Nie przekonywał nas, że Bóg nie istnieje, ale przekonał nas, że on nie istnieje. Miłosierdzie Boże jest jednak potężniejsze i potrafi wyrwać człowieka ze śmierci duszy, pustki, braku miłości, bałwochwalstwa. „Negowałam Boga przez 43 lata życia. A Jezus swoimi oczami pokazał mi moje życie, moje wybory. To było straszne, ale wszyscy przejdziemy przez ten sąd z naszego życia (…). Prosiłam wtedy cały czas, klęcząc, przebacz, przebacz, przebacz… i prosiłam o drugą szansę, aby móc to wszystko naprawić. I po długim czasie, godzinach łez to miłosierdzie Jezus mi okazał” – mówiła. Ukojenie i pokój, jak mówi Maria, odnalazła w sakramencie spowiedzi i w Eucharystii. Bóg może ocalić każdego.
AG

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content