22,1 C
Warszawa
poniedziałek, 29 kwietnia, 2024

Odszedł Ksiądz Zbigniew Szymerowski – Artur Adamski

26,463FaniLubię

Kapłan, o którego śmierci właśnie się dowiedziałem, zasługuje na opowieść wielkich rozmiarów. Bezlikiem znamiennych faktów z jego jakże ofiarnej posługi dałoby się wypełnić całe tomy. Niniejsze skromne wspomnienie nie jest w stanie oddać tego, jak niezwykłą postać utracił Wrocław, Kościół i cała Polska.

Pochodził z rodziny kaszubskiej, związanej głównie z Wejherowem. Od najmłodszych lat, wraz z dziesięciorgiem rodzeństwa, mieszkał jednak we Wrocławiu. Realia materialne były więc bardzo trudne, ale rodzinne więzi – najwyższej próby. Pamiętam jego wspomnienia z dziecięcych lat, które upływały pośród ruin. Nawet ćwiczenia wojskowe, w których brał udział na początku lat sześćdziesiątych, kiedy był licealistą, odbywały się na wielkich zwałach gruzów w miejscu, gdzie jedna z głównych arterii miasta łączy dziś Plac Legionów z Placem Orląt Lwowskich. Po maturze wyjechał do Krakowa, w którym ukończył studia, wyższe seminarium duchowne, został salezjaninem i przyjął święcenia kapłańskie. Jednym z doświadczeń, którym dzielił się z uczęszczającymi na jego katechezy, były krakowskie wydarzenia Marca 1968.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Księdza Zbigniewa bliżej poznałem właśnie w czasie lekcji religii. Były one po prostu genialne. Każdej wprost nie mogłem się doczekać i zawsze żałowałem, że tak szybko każda się kończyła. Ksiądz Szymerowski był bowiem wprost nieziemskim erudytą a swoją niewyobrażalnych rozmiarów wiedzę potrafił przekazywać w sposób do umysłu licealisty trafiający idealnie. Tematem jego wykładów była nie tylko religia, ale też jej zdający się nie mieć kresu kontekst kulturowy, wraz z szeroką panoramą dziejów. Dziesiątki katechez poświęcił samemu problemowi patologii, do jakich dochodziło w Kościele. Opowiadał o rzeczach strasznych, nawet nie próbując usprawiedliwiać żadnego z grzesznych hierarchów. Wrażenie to na nas robiło piorunujące, nie raz byliśmy wstrząśnięci tym, co mówił. Ale mówił to przecież do nas nie tylko ktoś wielkiego umysłu i nadzwyczajnej prawości, ale też pewny swojego powołanie i bez reszty oddany Kościołowi – kapłan! Prowadziło to więc do oczywistego wniosku, że ten jakże mądry i uczciwy człowiek, pomimo dogłębnej świadomości wszystkich upadków Kościoła, nie miał cienia wątpliwości, że częścią właśnie tego Kościoła – należy być! Nigdy tego wprost nie stwierdził, ale wszyscy to zrozumieliśmy: Kościół tworzą ludzie, więc mogą mu się zdarzać kryzysy i upadki. Ale to w tym Kościele jest Bóg i prawda a rolą tych, którzy swój udział w tej wspólnocie traktują poważnie, jest trud podnoszenia jej z upadków, które mogą się zdarzyć na tym ziemskim świecie wszystkim śmiertelnikom, nie mającym przecież przymiotu przyrodzonej doskonałości.

Sposób, w jaki ksiądz Zbigniew z nami rozmawiał, był dla nas wręcz nobilitujący. Nie ukrywając niczego, co było złe, traktował nas jako ludzi dojrzałych. Czyli takich, którzy nie obracają się na pięcie, gdy coś przestaje im się podobać, ale sami poczuwają się do rzeczywistego trudu uczestnictwa w naprawie tego, do czego przynależą. W późniejszych latach niezliczoną ilość razy przekonałem się też, że swoimi wykładami ksiądz Szymerowski bardzo solidnie nas uodpornił na antykościelną propagandę, którą przecież bombardowani jesteśmy z bardzo wielu stron. Ci, którzy chodzili na jego katechezy, tyrady rozgrzanych antyklerykałów kwitowali z uśmiechem: „Ależ wiem o tym doskonale. O tym i stu jeszcze gorszych rzeczach. Nie o takich ksiądz Szymerowski nam opowiadał”.

Był prawdziwym intelektualnym gigantem, w którym nie sposób było dopatrzyć się grama poczucia wyższości czy pychy. Prosił o zadawanie pytań i był wdzięczny nawet za niezbyt mądre. Był mistrzem znakomitego kontaktu z każdym rozmówcą. Stawiał wysokie wymagania, ale ze zrozumieniem przyjmował to, że nie zawsze udawało się im sprostać. Doceniał każde starania. Wielkie wrażenie zrobiło na mnie kiedyś to, jak zareagował na zajście w ciążę przez jedną z naszych nastoletnich koleżanek. Do tego w ciążę dość przypadkową, z niezbyt poważnym chłopakiem. Jej decyzję, że dziecko urodzi i poświęci się jego wychowaniu ksiądz Zbigniew nazwał jednoznacznie: „To jest bohaterstwo!” Uważał, że w obliczu takiej sytuacji i takiej decyzji nie ma miejsca na żadne moralizowanie a potrzebna jest wyłącznie jak największa pomoc.

Z mnóstwa jego wypowiedzi wynikało, że ojczyzna to jedna z wartości największych a marksizm to nowotwór, na który musimy być odporni i który w końcu zostanie pokonany. Nie nawoływał do demonstrowania czy konspirowania, ale prześladowanych i działających w podziemiu otaczał opieką. Kiedy reżim Jaruzelskiego zwlekał z odwołaniem szkolnych zajęć w dniu, w którym do Wrocławia miał przybyć Jan Paweł II, powiedział do nas otwarcie: „Jak nie zrobią dla was dnia wolnego – wagary!”

Każdy, kto go spotkał, musiał być pod wrażeniem wielkości jego umysłu, nieziemskich rozmiarów jego wiedzy. Zarazem nawet z najkrótszej rozmowy z nim zawsze wynikało, że jest też człowiekiem niezmiernie głębokiej wiary. Był przy tym człowiekiem wesołym, lubiącym żartować i nie obawiającym się śmieszności. Jako zamiłowany kolarz znany był jako „ten ksiądz, który jeździ na rowerze”. Na dwóch kółkach wyglądał dość zabawnie, więc na sam widok człowiekowi często robiła się uśmiech od ucha do ucha. Odpowiadał tym samym a tego rodzaju humorystyczne sytuacje najmniejszego uszczerbku na jego kapłańskiej godności przynieść przecież nie mogły. Osobowości formatu tak niekwestionowalnego takie rzeczy zaszkodzić przecież nie są w stanie.

Bardzo wielu ze smutkiem przyjmuje jego odejście z doczesnego świata. Jednak wielki rozmiar tego, co zostawił w duszach, sercach i umysłach każdego, którego w swej ziemskiej wędrówce spotkał, będzie żyło i owocowało przez jeszcze bardzo długi czas.

Artur Adamski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content