W Kościele wschodnim nazwano go z grecka „protoklitosem” czyli „pierwszym wezwanym” – powołanym do pójścia za Jezusem – apostołem. Święty Andrzej – bo o nim mowa – był rybakiem z Betsaidy, bratem Szymona Piotra i uczniem Jana Chrzciciela.
Poza sceną powołania św. Andrzej występuje w ewangeliach jeszcze kilka razy: w scenie rozmnożenia chleba, opuszczania Jerozolimy przez Jezusa i apostołów, wraz z Filipem jest też tłumaczem i pośrednikiem pomiędzy grupą Greków przybyłych do Jerozolimy na święto Paschy a Jezusem.
Po Zesłaniu Ducha Świętego Andrzej, znawca greki i greckich obyczajów, apostołował w „dzikiej Scytii” – krainie położonej wzdłuż Morza Czarnego i Kaspijskiego: nauczał, „Protoklitos” i jego krzyż fot. Wellcome Collection, PD Mark uzdrawiał chorych, wypędzał złe duchy, a nawet wskrzeszał zmarłych. Ze Scytii wyruszył następnie do Kolchidy, Tracji i Grecji i być może także w inne miejsca. W Patras (prowincja Achaja) założył chrześcijańską parafię i tam też – według tradycji – został ukrzyżowany, kiedy nie zgodził się oddać czci bożkom. Przed śmiercią prosił jednak, aby jego krzyż różnił się od krzyża, do którego przybito jego mistrza. Zamęczono go zatem na krzyżu w kształcie litery „X” (prawdopodobnie wisiał na nim głową w dół aż trzy dni), nazwanym później krzyżem św. Andrzeja. Właśnie taki krzyż możemy spotkać dziś w wielu miejscach w przestrzeni publicznej. Gdzie? Na znakach drogowych przed przejazdami kolejowymi. Co więcej, wciąż nazywa się go oficjalnie „krzyżem św. Andrzeja”
Henryk Bejda