12,9 C
Warszawa
czwartek, 2 maja, 2024

Jakub Fornagiel – Stanisław Srokowski

26,463FaniLubię

Ratunek przed zwątpieniem. Z laureatem konkursu literackiego „Obywatelskiej” rozmawia Stanisław Srokowski.

Kiedy pojawiły się twoje teksty literackie?

To bardzo dobre pytanie, gdyż sam nie potrafię wyznaczyć momentu, kiedy ciągi słów przekształciły się w jakiekolwiek teksty literackie.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Dlaczego piszesz?

Dlaczego piszę? Trudno to wyjaśnić, może to jakaś forma ratunku przed zwątpieniem, że coś jeszcze potrafię. To taki moment, gdy spalam w sobie wszystkie złe emocje, które buzują w moim sercu, kiedy ścieram się z ludźmi. To bardzo ciekawe doświadczenie, wywlekanie tego syfu, który mocno ciąży i gotuje się w wątrobie. Jest to swego rodzaju ucieczka od społeczeństwa.

Jakich poetów, prozaików cenisz?

Pierwszymi poetami, którzy przychodzą mi na myśl są: Charles Bukowski, Kazimierz Przerwa-Tetmajer, Julian Tuwim i Zbigniew Herbert. Natomiast z prozaików bardzo cenię Franza Kafkę, wyżej wymienionego Bukowskiego, Johna Fante oraz J.K Rowling
Jak przyjmują Twoje utwory najbliżsi, rodzina, przyjaciele, koledzy?
Rodzina ma to do siebie, że podchodzi z dystansem do wszystkiego. Przyjaciele najpierw zareagowali z lekkim uśmiechem, ale do dziś pamiętam dzień, w którym przyjaciółka przyznała, że zrobiła na niej wrażenie moja determinacja w dążeniu do celu, jakim początkowo był tomik.

Jakie masz plany twórcze?

Planuję w tym roku wydać cykl opowiadań i tomik wierszy, ale zobaczymy, jak rozwinie się sytuacja w naszym kraju. Jestem dobrej myśli.

WIERSZE


Nieustannie wylewam wewnętrzne obawy
Sprawy co drzemią pod gębą,
W którą przybrali mnie naoczni.
Nie odróżniam już form, naszywki
CIĄŻĄ, ideały z pupy, wstępując do nawy,
Wystawione na chwałę niebom,
Bez zbędnej populistycznej otoczki.
Nowe maski, znaczki, ksywki.
Wolni bez światła,
Osaczeni w obłędzie,
A może obłęd w osaczeniu.
Kolejna łatka
Utwierdza w błędzie
Roli w otoczeniu.
Jestem Sobą.
To znaczy kim?
Osobą
Pośród łydki,
Która daje łączność,
A może rozłączność.


Znowu zacząłem pisać wiersz
Cholera…
Wena bywa suką…
Która ciągnie mnie za sobą
Bawi się mną
A ja
Jestem na każde jej skinienie palcem
Oddałem jej chyba duszę
A ona
Opętała moją wolę i zmysły
Wszystko zmierza do niej
Jest moją alfą i omegą
A ja
Jestem jej kochankiem
Jednym z miliona
Choć zapewnia mnie o mojej wyjątkowości
Wiem że pewnego dnia
Werdykt śmierci
Będzie jednoznaczny
Koniec…
A ona
Pożegna mnie obojętnie
Zastawiając sidła
Na kolejną
Duszę

Przygasiłem ogień stertą liter, których poukładać już nie potrafię

Stoję przed drzwiami.
Przez oddechu parę
Widzę lata beztroski,
Gdy udawaliśmy, że to dym papierosowy.
Przez zamarznięte okno
Widzę światło w pokoju,
A ścianę zdobią cienie.
Nie mam klucza,
A na drzwiach nie ma kołatki,
By uderzyć gniewnie
Albo choć z ostatnią nadzieją,
Która spadła z płatkiem śniegu,
Szkląc frustrację pod stopami,
zabierając mi równowa—
gę…
Ech, obiłem sobie d… i nabiłem guza.
Podnoszę się z trudem,
Otrzepując ze śniegu,
Gdy światło w oknie gaśnie.
Stoję i marznę,
I czekam,
Zapominając
O poetyckiej depresji
I stosach kartek pożartych przez płomień.
Stoję
I marzę
O cieple wnętrza,
Wspominając chwile płomiennych spojrzeń,
Gorących nocy,
Wrzących rozstań,
Piekielnych kłótni,
Nim je straciłem,
Gasząc blask w twoich oczach.

Powracam, choć nie mam do czego

Zasiadam przy barze i proszę o piwo.
Stolik już dawno opustoszał…
Życie wyszarpało część duszy.
Pociągam łyk, skrobię piórem, o dziwo…
Szerszy mam wybór tuszy.
Życie dobiera zbyt jaskrawe kolory, drażniące me oczy…
To stąd łzy.
Próbuję odnaleźć najlepszego siebie. Tracę nadzieję.
Nie, nie… chwieję się przez zmęczenie;
Dobrze, dobrze… to tylko chwilowe zwątpienie;
Skąd czerpać wiarę
W świat,
W ludzi,
W siebie?
Świat powoli, krok po kroczku, odbiera mi mnie;
Zamyka w puszce zwanej zwątpieniem.
Pandoro, wołam do Ciebie;
Otwórz! Nim się wyleje
Moja Dusza
J

Odruchy bezwarunkowe

Mam poczucie wyobcowania,
Może dlatego wróciłem po maszynę,
Którą porzuciłem w Zakazanym Lesie.
Zapomniałem do skrzyni hasła,
A kłódka zardzewiała.
Boję się otwierać ją na siłę,
Bo jest delikatna.
Zaznaczył ją czas zębem.
Pękła plomba…
Wyciągnąłem ją ze zgliszczy.
Czas nie był łaskawy…
Zmieniło się wokół wszystko,
Pozostała ona,
Jako relikt
Minionych dni
Na Placu pełnym życia.
Dziś przychodzę tu sam.
Siadam tam, gdzie zawsze
I piszę…
I chyba to
Ostatek z Placu Broni

Zabawa perspektywą

Powiedz mi, jak Ty widzisz świat,
Pokaż mi barwy,
Które przeplatają Twój krajobraz.
Jak się zmieniał na przełomie lat.
Ukaż kolor Twej szarfy,
Przedstaw mi Swój drogowskaz.
Powiedz mi Swe lęki i obawy,
Twych porażek smutne dni,
Twych zwycięstw chwile chwały,
Niespełnione sny.
Powiedz mi, gdzie wracasz myślami
W momentach przesyconych goryczą.
Jakimi tętni dziś Twa głowa pomysłami.
Czy tęskno Ci za minionych dni słodyczą?
Usiądź wygodnie, daj wolność słowu,
Rozsmakuj się w mowie ze spokojem.
Dopiero po takiej wymianie monologów
Możemy zająć się dialogiem

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content