8,7 C
Warszawa
sobota, 27 kwietnia, 2024

Zbrodnia klimatyczna – Jerzy Pawlas

26,463FaniLubię

Oświecona ludzkość, wyzwoliwszy się od wiary w jakąkolwiek transcendencję, uwierzyła z neoficką gorliwością w jakieś globalne ocieplenie i zmiany klimatyczne

Banksterzy, którzy nie mieli obiekcji w naciąganiu klientów na kredyty denominowane w obcych walutach, teraz przejęli się skażeniem atmosfery CO2 i innymi gazami cieplarnianymi. Co więcej, edukują klientów ekologicznie, promując korespondencję elektroniczną i e-dokumenty – zamiast papierowych. Wzruszające. Bankowcy popierają też rządowy program czyste powietrze, udzielając korzystnych kredytów. Nie przewiduje się kredytów na prace badawcze nad czystymi technologiami węglowymi, czy budowę nowoczesnych węglowych bloków energetycznych

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Ekologistyczny globalitaryzm przekreśla paliwa kopalne (węgiel, gaz), nawet energetykę jądrową trzeciej generacji. Stawia na OZE, nie bacząc, że turbiny wiatrowe (kosztowne, szpecące krajobraz) wymagają rozległych przestrzeni, tak jak fermy paneli fotowoltaicznych. W fanatycznym zapale zapomina się o kosztach utylizacji tych urządzeń.

Przewiduje się, że tzw. transformacja ekologiczna będzie sprawiedliwa. Niezamożni otrzymają pomoc, gdy wzrosną ceny energii. Bogaci podatnicy dopłacą do biednych.

Propaganda proekologiczna odnosi sukcesy, tym bardziej gdy nie mówi się o kosztach nowej energetyki. Już połowa ankietowanych godzi się na prowadzenie zakazu palenia węglem, jeszcze więcej – 85% – postuluje zaangażowanie przedsiębiorstw w działania sprzyjające środowisku. W proekologicznym entuzjazmie uchodzi uwadze ankietowanych, że za koszt tych działań zapłacą klienci i konsumenci.

Tymczasem do ochrony klimatu włączyła się pandemia. Ograniczenia produkcji przemysłowej i aktywności społecznej spowodowały obniżenie emisji CO2 o 10 proc. Mniej energii i paliw kopalnych – to czyste powietrze cieszą się ekologiści. Niemniej – jak widać – zmiany klimatyczne nie są nieuchronne i nie zawsze są konsekwencją działalności człowieka.

Zanim aktywiści-ekologiści zrealizują swą troskę (z której n.b. nieźle sobie żyją) o wyimaginowany dobrostan planety, trzeba w naszym kraju nie tylko przeprowadzić powszechną termoizolację, ale także wymienić stare piece (tzw. kopciuchy) na nowoczesne. Czym będą opalane, ile to będzie kosztowało – nie wiadomo. W każdym razie ambitny program czystego powietrza dla niezamożnych przewiduje 100 mld zł na modernizację ogrzewania w 2,7 mln domów jednorodzinnych.

Co innego jednak modernizacja ogrzewania, a co innego pomysł brukselskich zielonych totalnej eliminacji z gospodarki paliw kopalnych. Spowodowałoby to nie tylko obniżenie konkurencyjności brukselskiej gospodarki, ale także kłopoty obywateli, dla których energia stawałaby się dobrem trudno osiągalnym, omal luksusem.

OZE

Już samo nazewnictwo sugeruje, jak trzeba myśleć. Energetykę „czarną”, „brudną” ma zastąpić „zielona”, co brzmi przecież pozytywnie, aprobująco. I ambitnie. Niezależnie od tego, dyktowane przez biurokrację brukselską ceny emisji CO2, podwyższają cenę energii. Ten szantaż skutecznie eliminuje tradycyjną energetykę.

Do 2030 roku nasz kraj ma produkować 1/3 energii ze źródeł odnawialnych, zaś w 2040 roku – około 40 proc. Wobec tak śmiałych perspektyw, koszty wydają się mniej istotne. A przecież osiągnięcie wymarzonej zeroemisyjności energetyki przekroczy 200 mld euro. Za tę kwotę standardy życia polskiego społeczeństwa mogłyby zbliżyć się do europejskich. Jednak – w pogoni za wspomnianą zeroemisyjnością – nie będzie to możliwe.

Tymczasem Komisja Europejska z zapałem godnym lepszej sprawy (wkład europejskiej gospodarki w „zanieczyszczanie” planety zaledwie niecałe dziewięć procent) domaga się szybkiej dekarbonizacji. W konsekwencji rosną rachunki za prąd i ogrzewanie, zwiększa się ubóstwo energetyczne. Natomiast przedsiębiorstwa, emitujące CO2, przenoszą się do krajów azjatyckich, zaś globalny kapitał zyskuje na spekulacyjnym handlu emisjami.

Okazuje się, że brukselski zielony ład stwarza także szerokie możliwości dla niemieckiej gospodarki. Chce ona mieć udział w polskiej (właściwie dyktowanej przez eurokratów) transformacji energetycznej. Niemieckie firmy chętnie podjęłyby się realizacji inwestycji w fotowoltaikę, w morskie farmy wiatrowe czy magazynowanie energii. I chociaż OZE nie zapewnia bezpieczeństwa energetycznego, to przecież nic nie szkodzi, by zarabiać na inwestycjach.

Polskie firmy też chcą zarobić na budowie morskich farm wiatrowych (jak na razie dominują niemieckie i holenderskie). Produkcja mniejszych wież mogłaby przyczynić się do rekonstrukcji przemysłu stoczniowego. Ambicją powstałej Grupy Przemysłowej Balic jest dostarczanie nawet połowy podzespołów, potrzebnych farmom wiatrowym. Koszt budowy morskich wiatraków szacuje się na 130-150 mld zł.

Oczywiście, wiatr wieje, kiedy chce i od jego kaprysów zależy produkcja energii elektrycznej. Jak dotychczas nie rozważano celowości przeznaczenia części ogromnej sumy kosztów inwestycji na badania naukowe czystych technologii węglowych. Tymczasem japońskie przykłady pokazują szerokie możliwości czystych instalacji węglowo-energetycznych.

Transformacja

Planeta na skraju katastrofy – krzyczą ekologiści i lewicowo-liberalne media. Musimy zrezygnować z paliw kopalnych – przekonują zieloni, gdy cena energii z wiatraka morskiego jest ponad dwa razy wyższa niż z elektrowni węglowej (uwzględniwszy zezwolenie na emisję CO2). Węgiel jest przeciwko człowiekowi – demagogują eurokraci, domagając się wprowadzenie brukselskiego podatku od śladu węglowego. Zielona, bezemisyjna gospodarka to ide’e fixe ekologistów, pozostających poza zdrowym rozsądkiem i rachunkiem ekonomicznym.

Podczas gdy światowi producenci węgla (azjatyccy, australijscy, południowoamerykańscy) nie zmniejszają wydobycia, to brukselscy urzędnicy wymuszają likwidację kopalń. Pomysł samobójczy, ale – niestety – realizowany.

Już raz zawalano w naszym kraju kopalnie. Sprawcę – J. Buzka – wdzięczny elektorat obdarzył brukselskim mandatem, zaś górnicy – wziąwszy odprawy emerytalne – dorabiali w czeskich kopalniach. Dlaczego nie brać przykładu z niemieckich sąsiadów, którzy opalają elektrownie węglem brunatnym i importowanym kamiennym, zaś nie eksploatowane kopalnie konserwują – pytanie retoryczne. Niemniej powstała Narodowa Agencja Bezpieczeństwa Energetycznego, która przejmie elektrownie węglowe od firm energetycznych (PGE, Enea, Turon), będzie dbała o sprawność pracujących bloków węglowych. Nie ma mowy o budowie nowych.

Podczas gdy kraje rozwijające się (szczególnie azjatyckie) na potęgę budują elektrownie węglowe, to naszemu krajowi grozi kryzys energetyczny. W konsekwencji – podwyżka cen energii oraz import prądu. Odchodzenie od węgla w energetyce wydaje się rozwiązaniem pochopnym, nie ekonomicznym, nie zbilansowanym (koszty społeczne, gospodarcze), lecz realizacją zielonej ideologii brukselskiej.

Wracając jednak do realiów. Jak podaje Eurostat, w ciągu ostatnich 30 lat (od 1990 roku) udział paliw kopalnych w produkcji energii zmniejszył się o ok. 10 proc. (z 82,5 proc. do 71,6 proc.). Co więcej, udział ten wzrósł w 2019 roku o 1 proc. w Austrii i na Łotwie, zaś a Litwie zwiększył się w ostatnich 10 latach z 56 proc. do 66 proc.. Najwięcej kopalin w energetyce zużywa się na Malcie (97 proc.). Nasz kraj (ok. 90 proc.) zajmuje czwarte miejsce w brukselskiej tabeli. Za nim Irlandia (89 proc.), Grecja (86 proc.) i Luksemburg (82 proc.). Entuzjazm naszych transformatorów energetycznych powinien być więc bardziej stonowany (dostosowany do możliwości i potrzeb gospodarki), zważywszy, że elektrownie węglowe buduje się w wielu krajach (m.in. w Niemczech).

Większość krajowych elektrowni wybudowano przed 1989 rokiem. Ich żywotność (30-40 lat) dobija końca. Brukselskie restrykcje ekologiczne prowadzą do ich eliminacji. Ostaną się tylko te, powstałe po 2000 roku (wyższe parametry ekologiczne). Niestety, wybudowano ich niewiele (kilka bloków energetycznych), zapewniających 20-30 proc. zapotrzebowania.

W tej sytuacji koszty transformacji energetycznej są trudne do oszacowania. Mówi się o 200 mld zł, czy 500 mld zł, a nawet o 700 mld zł. Tego nie udźwignie żadna gospodarka, tym bardziej, że już importuje się nie tylko węgiel, ale także energię elektryczną (m.in. z Niemiec, Szwecji czy Litwy). Pozostaje domagać się większego wsparcia z funduszy unijnych, tym mocniej gdy rosną brukselskie ambicje osiągnięcia zero emisyjności gospodarki.

Antycywilizacja

Niezaprzeczalnym atutem tradycyjnych elektrowni (węgiel, gaz, atom) jest ich niezależność od czynników zewnętrznych i dyspozycyjność. Takich walorów nie posiadają technologie produkcji energii ze źródeł odnawialnych (wiatr, fotowoltaika, biomasa, biogaz). Są one zawodne, tym bardziej że wyprodukowana energia trudna do magazynowania (zaledwie parę godzin, przy czterokrotnie wyższej cenie).

W praktyce (bo w teorii tzw. czysta energia to zaklęcie ekologistów) OZE nie mogą zastąpić tradycyjnych technologii wytwarzania energii. Po co więc ten cały zgiełk, odwracanie sprawdzonego porządku rzeczy ? Chyba tylko w interesie globalnych firm, produkujących urządzenia do zielonych technologii, sponsorujących ekologistów.

Jednak brukselskie naciski nie ustają (czyżby jacyś lobbyści) w forsowaniu OZE, choć energia z odnawialnych źródeł dwu-trzykrotnie droższa, a poza tym wymaga przebudowy sieci, magazynów rezerw mocy. Kraje członkowskie muszą być przygotowane na wyższe ceny energii. Co na to obywatele – jak na razie nikt nie ogłosił referendum w tej sprawie. Przekonuje się ich natomiast z zaciekłością neomarksistowskiego determinizmu, że zamykanie kopalń jest procesem nieuchronnym.

Górnicy dostaną odprawy, a region śląski pomoc – taki ma być optymistyczny koniec transformacji energetycznej; pomijając fakt, że ma ona charakter bardziej ideologiczny, niż ekonomiczny. Tymczasem pozostawianie nie wyeksploatowanych złóż węgla jest niewybaczalnym błędem. To rezygnacja z darów natury, do której człowiek – pan natury – nie powinien dopuścić. Tym bardziej, że amerykańscy naukowcy dementują legendy o ocieplaniu klimatu, spowodowanym działalnością człowieka, przewidując renesans paliw kopalnych.

W końcu to człowiek miał czynić sobie ziemię poddaną. Tymczasem w ekologistycznej wizji świata to przyroda ma decydować o kondycji człowieka.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content