12,5 C
Warszawa
piątek, 26 kwietnia, 2024

Dary losu – Agnieszka Wojciechowska van Heukelom

26,463FaniLubię

Historię pani Patrycji z Łodzi – samotnej mamy, która wychowała się w domu dziecka zna już cała Polska. Dziewczyna od początku nie miała szczęścia.

Urodziła się w patologicznej rodzinie, w małym domku na łódzkich Bałutach. Z dzieciństwa pamięta niewiele dobrego. Babcia zaglądała do kieliszka. Lubiła towarzystwo. Gdy dzieci jej przeszkadzały, biła. Mamy często nie było, a ojciec gdzieś przepadł. Gdy dziewczynkę pogryzł szczur, pisały o niej gazety. Ubogi domek, pozbawiony wygód, był w strasznym stanie. Bez wody, ogrzewania i kanalizacji. Pewna kobieta, znajoma rodziny, widząc tragiczne warunki, zabrała pięcioletnią dziewczynkę do siebie. Wkrótce uzyskała status rodziny zastępczej.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Brama piekła

Tych kilka lat spędzonych u Cioci Bożeny ( jak ją do dziś nazywa) pozwoliło Patrycji złapać oddech. Ale gdy wkroczyła w wiek dojrzewania (12 lat), zaczęła sprawiać problemy. Coraz częściej wymykała się z domu. Lubiła przesiadywać u koleżanek, mieszkających w pełnych rodzinach. Buntowała się na każdym kroku. Ta sytuacja przerosła możliwości starszej już wtedy kobiety, dlatego postanowiła oddać Patrycję do domu dziecka. Dziewczyna znalazła się w łódzkiej placówce przy Małachowskiego. Ta zmiana nie wyszła jej na dobre. Wciąż uciekała. Przyznaje, że była okropna dla siebie samej i dla innych. Mając 15 lat, zaszła w ciążę. I ten fakt ją odmienił.

Maria Magdalena

Mimo młodego wieku poczuła się odpowiedzialna za dziecko. Zapragnęła okazać mu to wszystko, czego sama nie doznała. Zrozumiała, co to jest miłość bezwarunkowa. Ojciec dziecka nie poczuwał się do niczego. Patrycja urodziła śliczną, zdrową córeczkę, która stała się całym jej światem. Po raz pierwszy była szczęśliwa. Miała wreszcie kogoś, kto ją kochał i był tylko dla niej. W placówce, do której trafiła, dostała wsparcie, bo ośrodek prowadził oddział dla nieletnich mam. Dzielnie zajmowała się córeczką, kontynuując naukę, a potem podejmując też pracę. Robiła wszystko, aby córeczka nie odczuła ciężaru całej sytuacji. Marzyła, aby stworzyć jej prawdziwy dom.

Droga przez mękę

Kiedy skończyła 18 lat, zwróciła się do Urzędu Miasta Łodzi z prośbą o przyznanie małego lokalu z zasobów gminy. Złożyła wszystkie stosowne dokumenty i czekała. Niestety łódzcy urzędnicy przez dwa i pół roku nie odpowiedzieli w ogóle na jej podanie, choć przydzieleni lokali osobom opuszczającym pieczę zastępczą jest ustawowym obowiązkiem gminy. Zniecierpliwiona młoda mama zaczęła ponownie prosić.

Zaproponowano jej 17 m2 bez ogrzewania i ubikacji, ze starym piecem, w ruderze nadającej się do wyburzenia. Najgorsze wspomnienia z dzieciństwa wróciły. Patrycja odmówiła przyjęcia lokalu, co nie spodobało się urzędnikom. W następnym mieszkaniu ubikacja już była. Dziewczyna przyjęła je bez wahania. Miasto obiecało odświeżenie pomieszczeń. Patrycja nie mogła się doczeka

przeprowadzki. Tuląc córeczkę, snuła plany na przyszłość. Takie zwyczajne, o normalnym życiu. W pracy nikt nie wiedział, że mieszka z nią w domu dziecka. Niestety po upływie kolejnego roku Zarząd Lokali Miejskich w Łodzi poinformował samotną mamę, że wycofuje się ze wskazania przyjętego przez nią mieszkania, gdyż: „Jego odświeżenie jest nieuzasadnione ekonomicznie”. Skrajna niekompetencja i bezduszność urzędników zaważyły na jej życiu.

Chodzi o pieniądze

Kobiety sprawujące rządy w mieście – Hanna Zdanowska (PO), Joanna Skrzydlewska (PO) Małgorzata Moskwa-Wodnicka (SLD) – nie wykazały nawet odrobiny empatii dla młodej mamy. Dyrektor Domu Dziecka nr 5 w Łodzi, pani Kramarz, też nie robiła nic, aby pomóc. W ciągu sześciu lat wysłała do urzędu tylko jedno pismo w sprawie. Jak się później okazało, na pobyt Patrycji i jej córeczki w placówce miasto przekazywało jej 11 tys. zł miesięcznie. Przez ostatnie sześć lat z kieszeni podatnika wypłynęło do placówki 792 tys. Można było kupić kilka mieszkań, a wyremontować wiele. Ale nikt się nie spieszył z rozwiązaniem problemu samotnej mamy, bo wszystkim było tak wygodnie. Kiedy po wielu kolejnych miesiącach Patrycja otrzymała następną propozycję lokalu, znów w ruderze, ze wspólną ubikacją w korytarzu, zrozumiała, że nie może liczyć na urzędników i postanowiła szukać pomocy na własną rękę. Zgłosiła się do mnie, bo słyszała, że pomagam ludziom w trudnych sytuacjach.

Pomocna dłoń

W ciągu kilku miesięcy wymieniłam z Urzędem Miasta Łodzi kilkadziesiąt pism. Przy okazji na jaw wyszły liczne nieprawidłowości, np. gigantyczne i nierówne kwoty przelewane przez miasto do placówek opiekuńczo-wychowawczych. Jedne domy dziecka dostają 3 tys. zł na wychowanka, a inne 9 tys. Z każdym kolejnym dniem odkrywałam, że skala problemu jest ogromna, a kilkuset już dorosłych wychowanków domów dziecka nie ma się gdzie podziać. Urzędnicy zbywają ich albo celowo wskazują im rudery, w których strach zamieszkać. Prezydent Zdanowska przechwala się rewitalizacją kolejnych budynków, ale dla takich osób jak Patrycja, nie ma w nich miejsca. Z zebranych dokumentów wynika, że mieszkania w zrewitalizowanych kamienicach rozchodzą się w niewyjaśniony sposób.

Ludzie dobrej woli

Po ujawnieniu przeze mnie sprawy niezawodni dziennikarze zaczęli działać. O sytuacji Patrycji informowały kolorowe pisma, prasa, rozgłośnie, a także prestiżowe programy telewizyjne. Zaskoczeni tym urzędnicy w pierwszej chwili zaczęli odpierać ataki. Zastępca prezydent miasta odpowiedzialna za miejskie lokale – Joanna Skrzydlewska – butnie odpowiedziała przed kamerą, że dla pani Patrycji nie znajdzie już żadnego mieszkania. Jej zdaniem młoda mama powinna przyjąć jakąś klitkę w ruderze bez wygód, bo widocznie nie zasługuje na lepszy los. Sprawą zainteresował się też Rzecznik Praw Dziecka, zaintrygowany losem małej Amelki niesłusznie skazanej na kilkuletni pobyt z mamą w placówce (w tym roku Amelka poszła do szkoły). Senator Lidia Staroń po programie zadzwoniła z interwencją do swojej dawnej koleżanki klubowej, Joanny Skrzydlewskiej (PO).

Znieczulica

Lokalne media konsekwentnie relacjonowały sprawę. Urzędnicy reagowali coraz bardziej nerwowo. Opiekunka usamodzielnienia Patrycji (pracownica domu dziecka) zrezygnowała z tej funkcji tuż przed sprawą sądową o przywrócenie samotnej mamie pełni praw nad córeczką. Te prawa musiały być ograniczone skoro obie mieszkały w placówce. A bez ich przywrócenia nie mogłyby się wyprowadzić. Zgodziłam się przyjąć rolę takiego opiekuna. Pod presją opinii publicznej urzędnicy wskazali wreszcie małe mieszkanko na poddaszu (1 pokój), ale z bieżącą wodą, centralnym ogrzewaniem, łazienką. Uboga klitka – ściany w łazience bez kafelków, zamiast posadzki – gumoleum, zlew i bateria leżące na podłodze. W tym czasie w okolicy szkoły, do której chodzi Amelka, oddano do użytku trzy zrewitalizowane budynki, gotowe do natychmiastowego zamieszkania. Mają łazienki wyłożone kaflami po sam sufit, zamontowane kuchnie i sanitariaty. Ale Joanna Skrzydlewska, odpowiedzialna za lokale, najwyraźniej uznała, że w żadnym z nich nie ma miejsca dla przetrzymywanej w domu dziecka samotnej mamy i jej córeczki.

Kropelka szczęścia

Poruszeni bezmiarem krzywd wyrządzonych młodej kobiecie ludzie zaczęli zgłaszać chęć pomocy. W mediach społecznościowych odezwali się hydraulik i elektryk. Ceramika Paradyż ofiarowała kafelki. Ale problemem był brak podstawowych sprzętów umożliwiających mieszkanie. Postanowiłam skontaktować się z lokalnym przedsiębiorcą, byłym posłem Piotrem Misztalem. Gdy usłyszał, o co chodzi, poprosił, żebym wysłała listę najbardziej potrzebnych do mieszkania rzeczy. Dwa dni później zapytałam, czy już zdecydował, co może sfinansować, a on odparł, że wszystko z listy. Znalazł czas, aby osobiście podjechać z nami do sklepu i zakupić kosztowne sprzęty: meble kuchenne, szafę, lodówkę, pralkę, płytę indukcyjną, piekarnik, odkurzacz. Wprost ze sklepu pojechaliśmy do pustego mieszkania. Uważnie się rozglądał, udzielał rad dotyczących zmiany instalacji. Widać było, że szczerze chce pomóc.

Miej serce i patrz w serce

Patrycja bardzo się wzruszyła, że obcy ludzie okazali jej więcej serca niż ci, którzy powinni o nią zadbać. Wprawdzie urzędnicy pozbawili ją i jej córeczkę posiłków w Domu Dziecka (mogą jedynie tam przebywać do czasu wyprowadzki), ale jakoś wytrzyma te niedogodności. Dzięki szczodrości wrażliwego przedsiębiorcy oraz pomocy innych osób, stworzy wreszcie dobry dom, którego sama nigdy nie miała. Ludzie wyciągając pomocną dłoń, dali jej nowe życie. Pokazali, co znaczy „mieć serce i patrzeć w serce”. DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM, którzy okazali je Patrycji i przekonali ją, że oprócz zła istnieje też dobro.

Korzystając z okazji życzę Państwu wspaniałych Świąt Wielkanocnych i przeżycia prawdziwej radości Zmartwychwstania. ALLELUJA!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content