14,9 C
Warszawa
czwartek, 2 maja, 2024

Odszedł Edmund Baranowski

26,463FaniLubię

Pana Edmunda poznałem paręnaście lat temu. Prezes banku, w którym wtedy pracowałem, starał się finansowo wspomagać wszelkiego rodzaju inicjatywy, oddające cześć polskim bohaterom. Mecenatów tych było już tak wiele, że niektóre chyba wymagały jakiegoś uzasadnienia. W przeciwieństwie do Drugiej RP – w pookrągłostołowej Trzeciej RP mogło dziwić, że bank sponsoruje taką masę historycznych książek, filmów, tablic pamiątkowych czy pomników. Pojawił się wtedy pomysł: „A gdyby tak wydać piękną, dużą książkę o – bankowcach? O polskich bankowcach. O bankowcach patriotach, państwowcach. O bankowcach – wojennych bohaterach!” W Związku Powstańców Warszawskich najżywiej na pomysł ten zareagował wiceprzewodniczący tegoż Związku. Był nim właśnie podpułkownik Edmund Baranowski. Natychmiast stwierdził, że jeśli są środki na skład, druk, promocję, dystrybucję – to grzechem byłoby z okazji takiej nie skorzystać. Błyskawicznie znalazł współpracowników, także weteranów z Armii Krajowej. „Polscy wojenni bankowcy? Świetny temat! Przecież wśród nich byli bohaterowie największego formatu! Przy niektórych ich akcjach bledną sceny z filmów o Jamesie Bondzie! Przeprowadzali je pomimo śmiertelnego niebezpieczeństwa. I jakże wielu ginęło potem na barykadach Powstania Warszawskiego. Coś o tym wszystkim pisano tu i ówdzie, ale oddzielnej książki o nich – dotąd nie ma!”

Wrażenie, jakie na mnie zrobił pan Edmund, było piorunujące. Szczupły, wyprostowany, energiczny, krzepki, wypowiadający się w sposób bardzo precyzyjny, konkretny. Mnóstwo faktów wydobywał z głowy w tempie mogącym zawstydzić najlepsze procesory. Przy ustalaniu terminu – wybrał wariant najkrótszy. Ugryzłem się w język po jego spojrzeniu, jakim zareagował na moją delikatną obawę „czy na pewno zdążymy”. Zrozumiałem, że zadanie to rozumie jako obowiązek w stosunku do armii, w której służył i towarzyszy broni, których wielu poległo a późnych lat doczekali nieliczni. A składową częścią obowiązku – oczywiście jest dotrzymanie terminu. Tak, jak z rozkazem – zadanie musi być wykonane perfekcyjnie. O tym, że także na czas, nie trzeba było nawet mówić. Pan Edmund przeżył okupację i obóz jeniecki, był ode mnie starszy o prawie czterdzieści lat! Patrząc na niego zastanawiałem się, czy jeśli będzie mi dane dożyć jego wieku, to czy będę mógł się wtedy cieszyć choć cząstką jego formy i klasy?

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Pan podpułkownik natychmiast przystąpił do pracy. Jej efekty przyrastały każdego dnia. Oprócz ogólnego tła historycznego, szerokiego kontekstu wydarzeń – na kolejnych kartkach powstawały relacje o wprost niesamowitych akcjach polskich bankowców, będących zarazem żołnierzami polskiego podziemia. Należało do nich przechwytywanie ogromnych ilości gotówki, która następnie służyła budowie konspiracyjnych sił zbrojnych, tajnym polskim szkołom, ukrywaniu Żydów i osób poszukiwanych przez Gestapo. Jedna z operacji polegała na skopiowaniu matryc okupacyjnych banknotów, by je przerzucić do Londynu. Kolejne wątki zaczęły się składać na całkiem spory „kawałek książki”. Długo jednak nie mieliśmy jej tytułu. Pojawiały się dziesiątki pomysłów i żaden nie wydawał się nam dość dobry. Poza tym mnóstwo słów takich, jak „barykady”, „bohaterowie”, „zmagania” wydawało nam się już nieco zużytych przez goszczenie w tytułach wielu wcześniejszych książek. W końcu zaproponowałem: może „Bankowe szańce”? Delikatny wyraz satysfakcji, jaki na dźwięk tych słów pojawił się na twarzy pana Edmunda odebrałem niemal jak medal, przypinany na klapie mojej marynarki przez tego bohatera Powstania Warszawskiego. Ten tytuł – jest moim najważniejszym udziałem w tej książce.

„Bankowe szańce” po raz pierwszy zaprezentowane zostały w Sali z Liberatorem Muzeum Powstania Warszawskiego w 2009 roku. Oprócz Edmunda Baranowskiego o książce mówili także historycy oraz prezes banku Mateusz Morawiecki. Naukowcy – badacze dziejów Polskiego Państwa Podziemnego z entuzjazmem wyrażali się o zawartości dzieła i o samym pomyśle podjęcia takiego tematu. Goście reprezentujący sektor finansowy z satysfakcją przyjmowali przypomnienie tego, że „chłodne białe kołnierzyki” też mają w swej tradycji przypominany tą publikacją wojenny heroizm. Mateusz Morawiecki – wnuk, prawnuk, siostrzeniec i bratanek żołnierzy AK – nie musiał wiele dodawać.

Po „Bankowych szańcach” współpracowaliśmy z panem Edmundem przy powstawaniu jego kolejnej książki. Był nim zbiór osobistych wojennych wspomnień. Dowiedziałem się z niego, że obecny budynek Muzeum Powstania Warszawskiego był miejscem jego pierwszej pracy, którą jako piętnastolatek podjął w pierwszym roku okupacji. Wtedy gmach ten mieścił elektrownię zasilającą trakcję tramwajów a praca polegała na rozładowywaniu wagonów z węglem. Z kolejnych opowiadań dowiedziałem się o tajnych kompletach, ukończeniu podchorążówki, walce w szeregach batalionu „Miotła”, wchodzącego w skład Zgrupowania „Radosław”. A także o śmierci całego mnóstwa wspaniałych przyjaciół, o odniesionej na Czerniakowie ranie, wyróżnieniu Krzyżem Walecznych i awansie na podporucznika. No i o pobycie w jenieckim obozie, znajdującym się dokładnie w miejscu dzisiejszych zawodów Turnieju Czterech Skoczni…

Zapewne przede wszystkim powinienem być wdzięczny Bogu za to, że tak niezwykłemu człowiekowi pozwolił dożyć 95 roku życia, dzięki czemu przypadł mi zaszczyt znajomości z nim a nawet współpracy. Jednak kiedy w środę 30 grudnia dowiedziałem się, że właśnie umarł, z prawdziwym bólem przyjąłem to jako wielką, niepowetowaną stratę.

Artur Adamski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content