Odważne filmy
Wykaz nagród, jakie dostała za filmy dokumentalne, zająłby mi całą kartkę. Przypomnę tylko te najważniejsze z ostatnich lat. Wielokrotnie wyróżniony „Trzech kumpli” (razem z Anną Ferens) o jednym z najgłośniejszych konfidentów SB, Leszku Maleszce z Krakowa, pseud. „Ketman”, a w okresie wolnej Polski, wieloletnim, czołowym publicyście „Gazety Wyborczej”, opowiadającym się w swoich tekstach przeciwko lustracji. „Solidarni 2010”, a następnie „Krzyż” (obydwa zrobione wspólnie z Janem Pospieszalskim) o zdarzeniach, jakie miały miejsce na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, pod Pałacem Prezydenckim, w pierwszych tygodniach po katastrofie smoleńskiej.
Radykalna pomoc
Ewie Stankiewicz najwyraźniej nie wystarcza twórczość filmowa. Jest założycielką fundacji, pomagającej ludziom chorym i umierającym. Po tragedii smoleńskiej powołała do życia Stowarzyszenie Solidarni 2010. Stowarzyszeniu szefuje do dziś. To niewątpliwie wyraz jej politycznego temperamentu. Jej protestu wobec fałszu i nieudolności rządzących. Ich niemal otwartej arogancji i maskowanej manipulacji.
Niektórzy obserwatorzy naszej sceny politycznej są gotowi twierdzić, że Ewa Stankiewicz czasami daje zbyt gorące ujście swoim przekonaniom. Robi to zwykle publicznie, głosząc radykalne hasła, zachęcając też do takich kroków. Jej radykalizm przyczynia się do stałego wzrostu członków Stowarzyszenia i jego sympatyków. Ewa Stankiewicz dzieli swój czas między film, a – mam nadzieję, że zdaje sobie z tego dokładnie sprawę – działalność polityczną.
Nie do podważenia
Dlaczego wojna? I to od razu z Łodzią, a nie z jakimś innym miastem. Wojna dlatego, że Stefan Niesiołowski, poseł PO, obraził Ewę Stankiewicz. A z kim, jak nie z Łodzią, skoro z tym miastem od dziesiątków lat związany jest Stefan Niesiołowski. Czy ktoś słyszał, żeby do kobiety, nawet najgorszej, ktoś mówił: „Won, pisówko!”. A przecież Ewa Stankiewicz nie jest nie tylko najgorsza, ale, co jest nie do podważenia, należy do najbardziej wartościowych kobiet naszych czasów.
Agresywny poseł profesor
Pod Sejmem była z kamerą, wykonywała zadanie czysto dziennikarskie. Nie można się jej dziwić, ze nie zrezygnowała z rozmowy z posłem Niesiołowskim, po pierwszym czy drugim ofuknięciu. To normalne – i tak robiłoby dziesiątki dziennikarzy na miejscu Ewy Stankiewicz – że nie kapitulowała.
To poseł Niesiołowski zasługuje na ukaranie. Jego zachowanie było skandaliczne. I to właśnie nie tylko usprawiedliwia, ale wręcz uzasadnia wypowiedzenie wojny. Pamiętajmy, to on rozpoczął od agresji wobec kobiety. Być może agresja ta miała podtekst freudowski, czego sam poseł sobie nie uświadamiał. A powinien. Jest nie tylko posłem. Ma tytuł prawdziwego profesora. To obliguje go do posiadania większej wiedzy niż na przykład przez zwykłego magistra, jakich znam wielu. Pewne jest jednak, że mimo braku wysokich tytułów naukowych, nigdy by nie zachowali się wobec kobiety tak, jak pan profesor. Może trzeba będzie odebrać mu ten tytuł? Ale przedtem wojna. Może ona przyspieszy zdegradowanie Niesiołowskiego do magistra?
Kto z Wrocławia?
Martwi mnie tylko jedna rzecz. Kto będzie w wojnie reprezentował Wrocław? Na kogo można liczyć? Wszyscy najlepsi synowie Wrocławia z lat walki o uwolnienie się od komunistycznego reżimu przeszli zadziwiające przemiany. Są one tak głębokie, że dziś są sojusznikami łódzkiego profesora Niesiołowskiego. Nie podejmie przecież rękawicy Władek Frasyniuk w obronie Ewy Stankiewicz. Tak mu się wszystko przestawiło, że dziś chce stawiać pomniki gen. Wojciechowi Jaruzelskiemu. Ewa Stankiewicz całkiem odwrotnie. Więc jest bez szans u Władka.
Druga legenda wrocławskiej „Solidarności” okresu stanu wojennego, Józef Pinior, też lata w obłokach gdzieś między odłamem postkomuny, którą uważa się za jeden z filarów prawdziwej demokracji, a Platformą Obywatelską. To jak ma ruszyć na Niesiołowskiego? I to w obronie kogo? Zawodowej niszczycielki postkomuny? No nie, tylko nie to.
Odpada też najpotężniejszy dziś człowiek Wrocławia – Grzegorz Schetyna. Nie będzie walczył z kumplem ze swojej armii. Kumplem ogromnie pożytecznym dla partii Donalda Tuska. Człowiekiem, który w dowód wdzięczności za powierzenie mu swego czasu funkcji wicemarszałka Sejmu, w sposób bezwzględny i brutalny atakuje największego przeciwnika politycznego PO – PiS i jego liderów. Zresztą Schetyna przeżywa teraz własne kłopoty i musi poświęcić wiele sił na przywrócenie dawnych wpływów w swojej rodzimej partii.
Jedynym bojownikiem z dawnych lat, pozostającym wiernym wartościom, o które walczył, jest dziś Kornel Morawiecki. Z całą pewnością nie odwróci się tyłem do Ewy Stankiewicz. Teraz może mu być nawet łatwiej, bo jak dawniej ma własną gazetę. I ta, jak dawniejsza, jest gazetą walczącą.
Jerzy Jachowicz
publicysta „Uważam Rze”