Jak ktoś nie chce, to będzie gadał wielkie głupoty, żeby tego nie przyjąć” – tak śp. ks. Piotr Pawlukiewicz opisuje proces, jaki dokonuje się w człowieku, gdy mimo iż widzi, słyszy i wie, jaka jest prawda, gdzie jest dobro, postanawia – z różnych powodów – to wszystko odrzucić.
Akrobacje umysłowe bywają różne. Czasem nazywamy białe czarnym, innym razem relatywizujemy, doszukując się wszelkich odcieni szarości albo też przekonujemy siebie, że cel uświęca środki. Idzie nam dość dobrze. Z Przykazania Miłości zrobiliśmy Przykazanie Miłowania Siebie i Naszych Bliskich, z zarządców i opiekunów planety – ekoreligię, a z życia drugiego człowieka coś, o czym może nie my, ale drugi człowiek ma prawo decydować. Zawsze znajdziemy odpowiedni cytat z Pisma Świętego, a gdyby się nie udało, to przecież jest gdzieś jakiś duchowny, którego można obrać za swojego patrona, bo błądzi tak jak my.
Mamy już Kościół (a może kościół?) Dobro ludzizmu, Ekologizmu, Róbtacochcetoizmu, ale też Wiary Magicznej. Nie wspominając już o Kościele konkretnych duchownych. W nich wszystkich podstawowy problem polega na tym, że Jezus zszedł na dalszy plan albo Jego nauczanie zostało mocno ocenzurowane. Na potwierdzenie, że to nasza opcja jest właściwa, dokonujemy umysłowych akrobacji. Koniecznie głośno i tupiąc, bo jeśli sami w coś nie wierzymy, to potrzebne jest wzmocnienie przekazu. Co z tym zrobić? Wrócić do Jezusa z całym bagażem tego, co bycie z Nim ze sobą niesie.