26 C
Warszawa
wtorek, 30 kwietnia, 2024

Zapomniany protest w zielonej górze w 1960 roku na tle sytuacji w Polsce – Dorota Skibińska-Ogłozińska

26,463FaniLubię

27 kwietnia 1960 roku w Nowej Hucie władze nakazały usunięcie krzyża, stojącego od dwóch lat na placu budowy nowego kościoła, na którego budowę zgodzono się w czasie tzw. odwilży. W październiku 1959 roku cofnięto decyzję ustalającą lokalizację, skonfiskowano pieniądze ze składek zbierane przez społeczny Komitet Budowy Kościoła, a Komitet oskarżono o zagarnięcie gruntów.

Od rana 27 kwietnia wokół krzyża zgromadziło się około tysiąca osób. Śpiewali pieśni patriotyczne i religijne. Po południu, gdy dołączyli robotnicy wychodzący z Huty im. Lenina, doszło do pierwszych starć z oddziałami ZOMO. Starcia przerodziły się w walki uliczne. Aby złamać opór protestujących, milicja rozpoczęła masowe łapanki, aresztując wszystkich znajdujących się w pobliżu miejsca zdarzeń; przeszukiwano bramy, piwnice, strychy i klatki schodowe. Strzelano do uciekających manifestantów. Dopiero późno w nocy, po ściągnięciu posiłków ZOMO i MO z innych województw, zakończono akcję rozpraszania tłumów. Aresztowano około pięciuset osób. Osiemdziesięciu siedmiu protestujących dostało wyroki więzienia od sześciu miesięcy do pięciu lat, a stu dziewiętnastu ukarano grzywną.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Tak jak w Nowej Hucie, tak i w Zielonej Górze czy Gliwicach działania były koordynowane przez centralne władze PZPR i to nie przypadek, że ostateczne rozstrzygnięcie nastąpiło w podobnym terminie. Na naradzie pierwszych sekretarzy KW PZPR w Warszawie 24 maja omawiano sprawę własności kościelnej m.in. na Ziemiach Zachodnich. Następnego dnia był to temat posiedzenia egzekutywy KW PZPR w Zielonej Górze. Termin eksmisji wyznaczono na 28 maja.

Tadeusz Dzwonkowski podaje: Po niedzielnych mszach, 22 maja 1960 roku, w kościele parafialnym i kościele Matki Boskiej Częstochowskiej odczytano komunikat proboszcza, który powiadamiał katolików, że parafia otrzymała decyzję o eksmisji z lokalu w Domu Katolickim, służącym do nauczania religii. Eksmisję tę wyznaczono na sobotę o 8.30 rano.

Gdy ks. Michalski otrzymał decyzję komisji lokalowej, zebrał przy pomocy parafian 1200 podpisów pod petycją do przewodniczącego Rady Państwa o odstąpienie od eksmisji.

Podobno pracownicy wyznaczeni przez wydział lokalowy odmówili wykonania eksmisji. Termin został przesunięty na poniedziałek 30 maja o godzinie 10.00.

30 maja rano w Komendzie Wojewódzkiej MO odbyła się odprawa przedstawicieli sił porządkowych. W rejon ewentualnej konfrontacji wysłano patrole, a Służba Bezpieczeństwa zajęła przygotowane wcześniej punkty obserwacyjne, z których miano fotografować zajścia. Oddział ZOMO czekał w pogotowiu przy ul. Wąskiej (teraz Partyzantów). Odwód stanowiła kompania szkolna. W pogotowiu była też załoga straży pożarnej. Szczególnie przygotowywała się komenda MO przy ul. Kasprowicza.

Rozwój wypadków 30 maja 1960 roku

7.00 MO częściowo zablokowała ulice wokół Domu Katolickiego, tajniacy zbierali i przekazywali informacje o nastrojach, zorganizowano sześć punktów obserwacyjnych, postawiono w stan gotowości oddziały ZOMO w Komendzie Miejskiej MO przy ul. Kasprowicza i Komendzie Wojewódzkiej MO przy ul. Wąskiej. Według zamierzeń władz działania te miały zapewnić porządek podczas eksmisji.

8.00 W Domu Katolickim rozpoczęła się lekcja religii.

8.20 Przed Domem Katolickim zebrała się grupka kobiet czekających na dzieci i grupka członków III Zakonu św. Franciszka, łącznie około dwudziestu osób, które głośno krytykowały decyzję o władz.

9.00 Do ratusza udała się delegacja z żądaniem wstrzymania eksmisji do czasu odpowiedzi na petycję przesłaną 27 maja przez bp. Wilhelma Plutę do przewodniczącego Rady Państwa. Delegacja została odesłana do I sekretarza Komitetu Miejskiego PZPR, później do Komitetu Wojewódzkiego, gdzie po długim oczekiwaniu poinformowano, że decyzja o eksmisji nie może już być cofnięta.

9.50 Do budynku podeszła grupa eksmisyjna w asyście milicjantów, ale kobiety nie chciały ich wpuścić. Utarczki słowne trwały około kwadransa. Gdy komendant Komendy Miejskiej MO zaczął grozić, kobiety uklękły i zaczęły się modlić. Milicjanci siłą wyprowadzali modlące się, ale one wracały.

10.00 Przed Domem Katolickim zebrało się już około dwustu osób. Starsi wyszli z kościoła pw. Matki Bożej Częstochowskiej. Młodsi to głównie przyjezdni i oczekujący z pobliskiego dworca autobusowego, który wtedy znajdował się przy ulicy Kasprowicza.

10.05 Na plac Powstańców Wielkopolskich podjechała kompania ZOMO, która zaatakowała tłum, wyciągano pojedyncze osoby i zamykano w samochodach milicyjnych. Ludzie nie stawiali oporu, bici pałkami rozbiegali się, aby po kilkunastu minutach gromadzić się ponownie. W Komendzie Wojewódzkiej MO i Komitecie Wojewódzkim PZPR z niepokojem śledzono rozwój sytuacji i podejmowano kolejne decyzje. Zarządzono alarm w komendach MO sąsiednich powiatów, wezwano oddział gorzowski.

10.50 Na placu było już około ośmiuset osób, a przybycie posiłków ZOMO spowodowało radykalizację nastrojów. Oddział ZOMO złożony ze stu dwudziestu ludzi zdołał rozdzielić zgromadzonych. Mniejsza grupa wycofała się w kierunku Domu Katolickiego, większa do ulicy Kasprowicza w okolice dworca autobusowego.

Gdy rozeszła się informacja o nieudanych negocjacjach w ratuszu, do protestujących dołączyli kolejni mieszkańcy.

11.35 Kolejne próby usunięcia demonstrujących z placu Powstańców nie powiodły się. Naprzeciw siebie stały dwie grupy: dwa i pół tysiąca demonstrantów i podwójny szpaler ZOMO. Przy ulicy Reja oraz skrzyżowaniu Kasprowicza i Jedności Robotniczej (teraz – Jedności) zaczęli gromadzić się kolejni ludzie, tworząc dwie trzystu- czterystuosobowe grupy. Milicja nawoływała do rozejścia się. Było w miarę spokojnie, ale wśród zgromadzonych byli też prowokatorzy, zarówno chuligani jak i tajniacy (nieumundurowani funkcjonariusze SB), którzy swoim zachowaniem rozpalali emocje tłumu. Gdy milicjanci wyciągnęli z tłumu kilka najaktywniejszych osób i wsadzili je do samochodów milicyjnych, demonstrujący zażądali ich uwolnienia, próbowali też sami oswobodzić zatrzymanych. Wtedy milicja obrzuciła protestujących pojemnikami z gazem i do akcji ruszyło ZOMO. Uciekających bito gumowymi pałami. Ludzie rozpierzchli się na sąsiednie ulice, część schroniła się w okolicznych zaułkach. Lawina ruszyła. Milicja tłukła szyby w kościele pw. Matki Bożej Częstochowskiej, gdzie też schronili się ludzie i wrzucała granaty dymne. Uciekających przed dymem wyciągano i bito pałami. Ci, którym udało się uciec, przekazywali wieści napotkanym, którzy nie widzieli, co się dzieje.

12.00 Gdy już władzom wydawało się, że sytuacja jest opanowana, ludzie ponownie zaczęli się zbierać. Z okrzykami i kamieniami w rękach ruszyli na milicjantów. Pod naporem tłumu milicjanci cofnęli się do Komendy Miejskiej MO przy ulicy Kasprowicza, a część nawet do siedziby KW PZPR przy ulicy Bohaterów Westerplatte. Komendant KW MO poprosił Komendę Główną o przysłanie posiłków.

12.50 Na zebranych ponownie ruszyło ZOMO, demonstranci pod naporem siły uciekali. Byli ranni. Przyjechała pierwsza karetka pogotowia ze wskazaniem, by najpierw udzielać pomocy rannym milicjantom, co oburzyło zgromadzonych i sprowokowało do ataku.

13.00 Kilka osób wbiegło na wieżę kościoła pw. Matki Bożej Częstochowskiej i biło w dzwony na trwogę. Pojawił się zaalarmowany ks. Michalski i próbował przegonić dzwoniących oraz nakłonić ludzi do rozejścia się.

13.15 z Gorzowa przybyła jednostka ZOMO i rozbiła grupę demonstrantów na ulicach sąsiadujących z placem Powstańców Wielkopolskich. Jednocześnie ponownie zaatakowali milicjanci z budynku KM MO przy ulicy Kasprowicza.

14.00 Obawiając się napływu kończących drugą zmianę robotników, właśnie na czternastą władze zaplanowały kolejny atak ZOMO. Na placu Powstańców Wielkopolskich zgromadziło się już około pięć tysięcy ludzi, nie licząc blisko tysiąca osób w sąsiadujących z placem uliczkach. Większość zgromadzonych nie podejmowała czynnej walki, jedynie swoją obecnością demonstrowała wrogość wobec poczynań władz.

Wyodrębniło się kilka aktywniejszych grup uczestników, którzy odrzucali pociski gazowe lub próbowali atakować budynek komendy miejskiej.

Po czternastej dołączyła część uczniów kończących lekcje i pracowników okolicznych zakładów. Najbliżej były: Polska Wełna, Zefam, Falubaz, Lumel, Polmos, dalej Zastal. Na dworcu autobusowym czekało coraz więcej osób. Było ich zbyt wielu, zatem też stanowili zagrożenie.

15.00 Milicjanci z Żagania i Żar oraz około osiemdziesięcioosobowy „aktyw robotniczy” bez powodzenia próbowali rozpędzić zebranych od strony ulicy Bohaterów Westerplatte. (Według Wikipedii „aktyw robotniczy” to bojówki partyjne, używane do rozpędzania protestów, w jego skład wchodzili pracownicy fizyczni dużych zakładów pracy, będący zwykle równocześnie członkami ORMO, zakładowymi aktywistami PZPR).

16.00 Na pomoc przybył oddział ZOMO z Poznania, który zaatakował od ulicy Bohaterów Westerplatte. Zielonogórskie ZOMO natarło od strony dworca autobusowego. Z dwóch innych stron zaatakowały kolejne grupy milicjantów. Część zebranych próbowała odeprzeć atak, rzucając kamieniami w zwarty szyk poznańskiego ZOMO. Użycie gazu łzawiącego spowodowało zamieszanie, cofanie się ludzi, a w końcu bezładną ucieczkę. Milicjanci bili niemalże każdego, kto znalazł się w zasięgu. Wielu choćby tylko przyglądających się zajściom, zostało rannych. Jeszcze dość liczna grupa próbowała ataku na ZOMO. Jednak szybko zabrakło kamieni, a petardy z gazem wrzucane w tłum rozproszyły ludzi, uniemożliwiając dalszy opór.

16.30 Nad placem unosił się już tylko gryzący w oczy dym i zapach gazu. Walki przeniosły się na okoliczne uliczki. Zapalczywe małe grupki atakowały jeszcze milicjantów, ale ci zgrupowani po kilkudziesięciu odpierali ataki i ścigali uciekających, bijąc pałami. Rozpoczęło się polowanie na rzeczywistych i domniemanych uczestników, chwytano ludzi w bramach i zaułkach, a podstawą do zatrzymania były brudne ręce (na pewno od rzucanych kamieni).

17.30 Przybyła kolejna grupa ZOMO z Poznania, tym razem wyposażona w samochody z armatkami wodnymi. Obstawiono cały teren zajść i, systematycznie przeczesując teren, wyłapywano niedobitków. Przewożono ich do aresztu przy ulicy Łużyckiej, do komendy MO przy ulicy Wąskiej lub Kasprowicza.

Ludzie jeszcze wciąż się zbierali w małych grupach, by odeprzeć milicję.

19.10 Po wieczornej Mszy św. w kościele pw. Matki Bożej Częstochowskiej wierni zebrali się przed kościołem, część przeszła pod Dom Katolicki z okrzykami „My chcemy Boga”. W większości były to kobiety. Pojawiło się ZOMO zaalarmowane przez tajniaków i próbowało przepędzić zebranych, ci chronili się w kościele, aby po chwili wrócić.

20.00 Przy ulicy Lisowskiego, Mickiewicza, koło szpitala ss. elżbietanek i koło pobliskiej gazowni znowu zaczęli zbierać się zielonogórzanie, którym wcześniej udało się uciec. Były to blisko stuosobowe grupki. Sprowadzone oddziały ZOMO rozpędzały zgromadzonych, najbardziej aktywnych zatrzymano. W budynku Komendy Wojewódzkiej było dwudziestu ośmiu zatrzymanych.

20.30 Na ulice wyjechały zmotoryzowane patrole wyposażone w armatki wodne. Ludzie kryli się, by ponownie wyjść po przejechaniu patrolu. Walki trwały z coraz mniejszym nasileniem do późnych godzin nocnych.

21.00 Na ulice wyszły siedmioosobowe patrole, które nie napotkały już na poważniejszy opór. Zatrzymano już sto dziesięć osób.

22.00 W komendzie wojewódzkiej zorganizowano dziewięć podgrup śledczych, w skład których weszli oficerowie SB i MO oraz prokurator. Do pomocy ściągnięto oficerów śledczych z Poznania i Wrocławia. Grupy zielonogórskich milicjantów miały wyszukać i aresztować jeszcze niezłapanych uczestników demonstracji, tajni współpracownicy rozpytywali o osoby sfotografowane w trakcie zajść.

Areszty były przepełnione. W ciągu dwóch dni zatrzymano około dwustu osób, a wciąż dowożono nowe. Jedni mieli brudne ręce, innych niby rozpoznał milicjant, tajniak lub już zatrzymany uczestnik, jeszcze innych wskazał ktoś na pokazanym zdjęciu. Niektórzy po prostu znaleźli się o złej godzinie w złym miejscu, jak to się przydarzyło pewnej młodej robotnicy Polskiej Wełny, za co odsiedziała osiemnaście miesięcy. Łącznie w ciągu kilku dni zatrzymano trzysta trzydzieści trzy osoby. Było to możliwe także wskutek masowej inwigilacji. Obserwowano zachowania pracowników, słuchano rozmów w autobusach, szkołach czy fabrykach.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content