17,3 C
Warszawa
środa, 8 maja, 2024

Czy to Niemcy wybiorą Polsce Sejm i Rząd? – Artur Adamski

26,463FaniLubię

Kiedy w 1989 roku powstawała III RP Niemcy coroczne raty reparacji wojennych wypłacały jeszcze dziesiątkom państw uczestniczących w II wojnie światowej. Odzyskującej niepodległość Polsce należały się największe, więc rząd RFN natychmiast odpowiednie środki przeznaczył na formowanie sił politycznych gotowych zadbać o niemieckie interesy w naszym kraju.

Dokumenty ujawnione przez prof. Bogdana Musiała nie pozostawiają wątpliwości co do pilnego zaangażowania kanclerza Helmuta Kohla w finansowanie proniemieckich partii, powstających w Polsce. Jak wszystkim wiadomo strona polska zawarła potem ze swoim zachodnim sąsiadem traktat obdarowujący mniejszość niemiecką w Polsce nieznanymi nigdzie indziej przywilejami i zarazem stwierdzający, że wielokrotnie większa mniejszość polska w Niemczech w ogóle nie istnieje. Skutkiem tego do dziś pozostają w mocy dekrety Hitlera z września 1939, wg których Związek Polaków w Niemczech jest organizacją nielegalną, stąd i cały skonfiskowany mu majątek pozostaje w niemieckich rękach – legalnie. Tego, czy tak nierówne traktowanie było wynikiem niefrasobliwości czy agenturalnej przeszłości ówczesnego ministra spraw zagranicznych Krzysztofa Skubiszewskiego, czy też powody były inne, ciągle możemy się tylko domyślać. Bardziej czytelne jest zjawisko całego mnóstwa placówek naukowych i kulturalnych, które korzystając z niemieckich pieniędzy realizują w naszym kraju niemiecką politykę. Tak, jak i wysyp twórców literackich, filmowych, plastycznych czy scenicznych dzieł zawierających pożądany przez stronę niemiecką wizerunek Polski i Polaków. Bez względu na artystyczną jakość każdy taki liczyć może na nagrody, lukratywne zaproszenia, szczodre honoraria czy wielkie nakłady wsparte solidną promocją. Nie umknie też uwadze rozdających niemieckie granty czy wszelkiego rodzaju laury żaden polski historyk swoją działalnością wpisujący się w niemiecką politykę historyczną. Przypadkiem najbardziej ewidentnym są media, których lwia część w niemieckich rękach znalazła się już na początku transformacji ustrojowej. I to one, często od dziesięcioleci, nauczają Polaków, co dla niech jest dobre a co złe i kto w ich kraju powinien rządzić. Czasem posuwają się nawet do kampanii tak bezczelnych, jak słynna orgia szyderstw z nowego karabinu dla polskiego wojska. Wg polskojęzycznych organów należących do niemieckich koncernów nasze wojsko kupować powinno broń oferowaną przez producenta niemieckiego. Jak się potem okazało – odpierający rosyjską agresję żołnierze ukraińscy za najlepszy uznali właśnie ten cynicznie wyszydzany karabin polskiej konstrukcji i produkcji. Ocenili go jako lepszy od wszystkich, jakie im dostarczono, swą poręcznością i doskonałością przewyższający nawet broń renomowanych potentatów amerykańskich. Równocześnie niemiecki karabin, nachalnie wciskany Polsce przez niemieckie organy polskojęzycznej propagandy okazał się być szmelcem, który trzeba było wycofać z produkcji.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Czy ktoś policzył, jak wiele naszych zakładów zostało przejętych przez niemiecki kapitał tylko po to, by przestając istnieć nie stanowiły konkurencji dla ekonomicznej ekspansji RFN ? Nieliczne zostały upamiętnione tak, jak wrocławskie Elwro, po którym pamiątką jest pomnik informujący, że przez całe dekady produkowano w Polsce komputery w niczym nie ustępujące wyrobom europejskich liderów tej branży. Jeszcze w czasie przechodzenia na własność koncernu z RFN załoga i naukowa kadra biur technologicznych Elwro łudziły się, że wielki inwestor to szansa rozwinięcia skrzydeł na skalę taką, o jakiej marzono w czasach PRL-u. Rzeczywistością okazało się przekształcenie wiodącego w Polsce zakładu najbardziej przyszłościowej branży w najzwyklejszą sieć hurtowni wyrobów przywożonych z RFN. Ktokolwiek czyta wydaną właśnie „Mitteleuropę” Friedricha Neumanna nie może nie dojść do wniosku, że jest to instrukcja niemieckiej polityki, najściślej realizowanej od 1989 roku i na twardszy opór natrafiającej dopiero w ostatnich latach. Poprzednie epizody obrony polskiego interesu zdarzyły się jedynie za rządów Jana Olszewskiego i Jarosława Kaczyńskiego. Jakże dziś oczywisty, Neumannowski kurs w stosunku do Polski jest prosty. Łaskawi Niemcy stwierdzają w nim, że jakaś tam Polska nawet i może sobie istnieć, ale tylko i wyłącznie jako państewko całkowicie od nich zależne. Może i ono mieć jakąś gospodarkę, ale podporządkowaną niemieckim potentatom i swą innowacyjnością nie wyrastającą za wysoko powyżej poziomu tartaków. Z punktu widzenia tego projektu naród polski nie powinien wegetować w skrajnej nędzy, gdyż musi on stanowić rynek dla handlu niemieckiego (choć rynek wyrobów niższej jakości, z mniej wartościowymi komponentami). Polscy konsumenci niemieckich produktów swe środki płatnicze zdobywać też powinni przede wszystkim z wymagającej niższych kwalifikacji pracy służącej wyższemu poziomowi życia mieszkańców Niemiec.

To, że coraz mniej naszych rodaków wyjeżdża za Odrę w celu podcierania tamtejszych staruszków czy zbierania szparag na niemieckie elity polityczne podziałało już tak alarmująco, że coraz trudniej ukryć im ich pragnienie powrotu do władzy w Polsce gwarantów niemieckich interesów. Panika jest tym większa, że słupki poparcia dla polskiego rządu nie spadają pomimo histerii polskojęzycznych mediów, kolejnych dziesiątek antypolskich rezolucji i nawet – zablokowania należnych Polsce funduszy z UE. Niemiecki strach przed wymykaniem się Polski z planów, jakie w związku z nami nakreślono sobie w Berlinie jest już taki, że Ursula von der Leyen nie zdołała się powstrzymać z donośnym wyartykułowaniem marzenia o powrocie Tuska do fotela szefa polskiego rządu. Przerażenie wizją utrwalenia się Polski podmiotowej i dynamicznie rozwijającej w głowie Manfreda Webera musiało być aż tak wielkie, że miotając swoimi pragnieniami powrotu proniemieckiej partii do rządu w Polsce Tuska i jego Platformę Obywatelską nobilitował prostym określeniem: „my”. Ni mniej ni więcej, ale to „my musimy wrócić do władzy w Polsce” – ogłosił światu niemiecki polityk.

Niemieckim planom imperialnym od lat nie idzie dobrze. W roku 2015 wybory w Polsce wygrali ludzie, którzy nie są im posłuszni i pomimo bezliku zabiegów i nacisków takim samym wynikiem zakończyły się wybory z roku 2019. Ku niemieckiemu przerażeniu Ukraina nie dała się pokonać Rosji – partnerowi, który właśnie się rozpada a bez którego wszystkie środkowoeuropejskie marzenia Niemiec mogą się stać niewykonalne. Ostatnią szansą wielkich niemieckich marzeń o podporządkowaniu sobie naszej części kontynentu jest zwycięstwo proniemieckiej partii w nadchodzących w Polsce wyborach. Berlin zainwestuje więc w nie tyle, ile na nic nie wydawał od pokoleń. Czy Polacy dostatecznie wiedzą, o co toczy się ta gra i jaka jest stawka nadchodzących wyborów?

Artur Adamski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content