8,2 C
Warszawa
piątek, 26 kwietnia, 2024

JAN GOTOWICKI – Laureat III nagrody w konkursie literackim „Gazety Obywatelskiej”

26,463FaniLubię

Nadzieja

Ciemność. Widzę tylko ją. Urodziłam się i widziałam tylko ciemność. W zasadzie nie wiem, co widzę. Nic. Jednak to brzmi tak okropnie, jakby ktoś zabrał ci cząstkę ciebie, wydarł ją i wiesz, że nigdy ci się jej nie uda odzyskać. Słowo ciemność jest lżejsze. Mówiąc to, mam nadzieje, że kiedyś zobaczę coś poza nią. Na razie tylko musze czekać. Innej opcji przecież nie mam. Zabić się? To by nic nie dało. Nikt nie wie, co jest po śmierci. Co, jak jest, tylko ciemność i nic poza tym. Co by to dało w takim razie? Tylko zmieniłabym stan. Nie żyłabym i tyle. Może jednak coś widzę, jestem w stanie dostrzec, ale o tym nie wiem i żyję z świadomością, że nie mogę, że nie umiem, że nie dam rady. Nie wiem tego. Niewiedza ta mnie dołuje, przytłacza, krępuje, nie poddam się. Wierze w to, że kiedyś zobaczę, przejrzę na oczy, dostrzegę to wszystko, co mnie otacza. Dlatego mam tę nadzieje. Życie dla mnie nie było proste. To, że nie widzę nie było nigdy dla mnie problemem. Przyzwyczaiłam się do tego. Nauczyłam się z tym żyć. Gorsze dla mnie było to, że nie znałam swoich rodziców. W sensie – miałam ich, ale to nie do końca tak. Oni byli. I tyle. Nie starali się mnie poznać, ani otworzyć. Traktowali mnie, jak zbędny ciężar. Nie wiem, czy czuli coś do mnie, czy jedyną rzeczą, która mnie z nimi wiązała, było to, że kobieta, na którą przez całe życie mówiłam „Mama”, mnie urodziła. Jednak chyba tak było. Uczucie odrzucenia przez najbliższe ci osoby jest okropne. To, że mają cię za gorszą, że popełnili błąd, decydując się na dziecko, mówiąc ci to prosto w twarz jest koszmarne. Słysząc to, czułam się, jakby ktoś igiełka po igiełce dźgał mnie w serce, następnie wyrywał je całe ze mnie, deptał i rozrywał na małe kawałeczki. Do tego nie da się przyzwyczaić, jedyne drogi, aby się z tym uporać to albo pozbycie się wszystkich emocji, albo zaakceptowanie to i myśle

, że juro będzie lepiej. Co da nam pierwsza opcja? W skrócie, nic. Nie da się pozbyć emocji, one zawsze będą. Ludzie naprawdę się ich nie pozbywają. One zawsze będą gdzieś się tlić i wydobywać. To co robią, to przyjmują postawę obronną i zakrywają je czymś. Przeważnie jest to smutek, strach czy odrzucanie wszystkiego, co się tylko da.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Jest też druga opcja, pozytywne nastawienie. Tak, teraz jest źle. Czy zawsze będzie? Nie. Zaakceptowanie sytuacji, pogodzenie się z nią i myślenie, że nadejdą dobre dni, jest trudne. Łatwiej się w końcu poddać. Czy pozbycie się emocji jest równoznaczne z poddaniem się? Po części tak. Odrzucając je, symbolizujesz, że nie dasz rady się przeciwstawić złym uczuciom. Zakładasz maskę. Boisz się dobrych rzeczy, bo gdzieś głęboko z tyłu głowy masz myśl: zawsze jak jest dobrze, to się dzieje coś, przez co jest źle. To tak jakby powiedzieć, że zawsze po słońcu przychodzi burza. Tak to prawda, jednak stwierdzenie tego, przyjęcie postawy obronnej świadczy o strachu. Strachu przed tym, że się nie da rady. To tak, jak z uzależnieniami. Lek przed tym, że nie poradzę sobie na trzeźwo. Konfrontacja z rzeczywistością jest ciężka, ale konieczna. Ja wybrałam opcję cięższą. Nie poddałam się, stwierdziłam, że jestem silniejsza, niż to co mnie krzywdzi. Osoby takie jak moja matka nie były mnie warte. Może ona też przeżyła coś ciężkiego. Coś z czym nie umiała sobie poradzić, dlatego wybrała łatwiejszą drogę. Może się po prostu wyżywała na mnie, bo nie radziła sobie z samą sobą. Nie wiem tego, ale nie czuje potrzeby, żeby się dowiedzieć. Czy ja postąpiłam słusznie wybierając trudniejszy sposób wyjścia z sytuacji? Było to ciężkie. Bolało bardzo, ale może dzięki temu jestem tu gdzie teraz jestem. Może gdybym się poddała, zobaczyłabym czy po śmierci jest tylko ciemność, czy nadzieja na ujrzenie kiedyś świata miała sens. Nie wiem, raczej też się o tym nie przekonam, ale w sumie nie chcę. Jest mi dobrze tak jak jest, więc po co to zmieniać.

Moje życie nie było tylko serią cierpienia i czekania na lepsze jutro. To, że moi rodzice byli tacy, jacy byli, nie sprawiało, że siedziałam wiecznie smutna. Jak już mówiłam, nie poddałam się. Doświadczyłam wiele. Latem 1978 r. zakochałam się. Uczucie te było dla mnie nowe, nie znałam go przedtem. Ludzie mówią na to motylki w brzuchu, brzmi to pięknie, jednak chyba tylko brzmi. Dla mnie był to raczej skręt kiszek. Miłość, miłość, miłość, każdy do tego dąży, szuka swojej drugiej połówki, kogoś z kim spędzi swoją przyszłość. Ja szukać nie musiałam. Ona przyszła sama. Adam, to była moja druga połówka. Dzień, w którym go poznałam, wspominam do dziś. Nie wiem jaka była pogoda, nie wiem nawet jak wtedy wyglądał, ale dla mnie się to nie liczy. Najważniejsze dla mnie było to, że mnie zaakceptował. Jednak nasza bajka taka piękna nie jest. Jeśli by ktoś mnie zapytał, czy nasza relacja jest zdrowa, bez wahania bym powiedziała – nie. Mimo wszystkiego,

każdej kłótni, awantury, tego że kilka razy nawet mnie uderzył, nie byłam na tyle silna, aby od niego odejść. W tym wypadku się poddałam. Wiedziałam, że Adam mnie niszczy, ale bałam się. On jako jedyny przez całe życie mnie zaakceptował taką, jaką jestem.

Wiedziałam o wszystkim. Mój z czasem małżonek do grzecznych nie należał. Na szczęście do inteligentnych też. Często mnie bawił. Lubiłam zadawać mu trudne pytania, na które byłam pewna, że nie będzie potrafił odpowiedzieć. Kiedy starał się z siebie wykrztusić byle co, było dla mnie tak komiczne, że wybuchałam śmiechem. To, co robiłam, obniżało go. Jednak musiałam to robić. Musiałam się zemścić w jakiś sposób za to, co on mi robił. Zdrady. To chyba był ulubiony sport mojego męża. Myślał, że jak będzie uprawiał sex w pokoju obok tego, w którym ja byłam, to się niczego nie domyślę. Otóż domyślałam się. Dodatkowo zapominał o jednej rzeczy. Mam świetny słuch. Słyszałam każde pisknięcie, jaki on bądź jego kochanka wydawali.

Adaś nie zamykał się na jedną płeć i mówił: „dziura to dziura”. Wybuchałam złością. Dla niego był to niewinny żarcik, dla mnie nie. Słowa te były bardzo uwłaczające. Za każdym razem uchodziło mu to na sucho, w końcu jestem słabsza, z łatwością można mnie zakrzyczeć. Ale nie tylko to było dla niego łatwe. Używał mnie jako koła ratunkowego. Ilekroć podpadł komuś, krzyczał, że ma niewidomą żonę i musi się mną opiekować. Kiedyś, sex homoseksualny nie był tak tolerowany jak dziś. Kiedy ktoś mu zarzucał takie rzeczy, mówił, że ma żonę i nigdy by mnie nie zdradził.

Ja zawsze mu wybaczałam. W końcu to mój mąż, którego kocham. Wiem, że mimo wielu błędów, jakie popełniał, coś do mnie czuł. Wiedziałam o tym. Serce mi mówiło. Popełniał głupstwa, ale mnie kochał i to się tylko liczyło.

Adasiu, piszę to dla ciebie. Leżę właśnie na łożu śmierci. Lekarze dają mi już tylko trzy godziny. Wiem, że zależy ci na mnie. Wiem też, że odejdę sama. Jako mój mąż powinieneś być przy mnie. To, że cię nigdy nie widziałam, niczego nie zmienia. Kocham cię i chcę, abyś to wiedział. Nic ci nie zarzucam, gdyby nie ty, moje życie byłoby prawdopodobnie smutne. Myślę, że mnie teraz zdradzasz, ale nie mam ci tego za złe. Wiem, że masz z tym problem. Rozumiem to, nie osądzam cię. Proszę tylko o dwie rzeczy. Chciałabym, byś się zapisał na terapię. Mamy rok 2020, więc to nic wstydliwego. Wiesz, że sobie z tym nie radzisz. Ja też to wiem. W końcu leżę sama, nie ma cię przy mnie. Lepsze jutro nadejdzie, musisz tylko chcieć się uporać w tym problemem. Proszę cię też, abyś spalił wszystko, co związane jest ze mną, a moje ciało skremował i popiół wysypał do morza. Każde zdjęcie, każdy dokument, na którym widnieje moje imię i nazwisko, wszystkie moje ciuchy. Nie potrzebuję sztucznego celebrowania pamięci, wystarczy mi, że ty będziesz szczęśliwy i czasami ci się przypomni coś radosnego związanego ze mną. Czytając to, możesz się przejąć. Znów popaść w alkoholizm, z którym się borykałeś po śmierci naszej córki. Jednak pamiętaj, zapominanie o problemie, to nie jego rozwiązanie. Pewnie cię zastanawia, dlaczego nie wspomniałam nic o naszej córce. Już śpieszę z wyjaśnieniem. Wystarczająco wycierpieliśmy po jej stracie. Wracanie do niej i opisywanie tego jeszcze raz

byłoby dla mnie zbyt bolesne, więc ominęłam jej temat. Czeka cię w życiu wiele rzeczy, z którymi będziesz musiał sobie poradzić. Pamiętaj tylko, aby się nie poddawać. Śmierć bliskich jest okropna. Wiem, co czułeś dziesięć lat temu, teraz znowu to poczujesz. Jednak nie martw się. Będę w lepszym miejscu. Kto wie, może w końcu coś zobaczę. Taką mam nadzieję. Trzymaj się. Twoja zawsze kochająca Monica. 06.01.20, 18:36, szpital Henry’ego Forda Meksyk.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content