4,5 C
Warszawa
piątek, 19 kwietnia, 2024

ZMIERZCH PAX AMERICANA – Artur Adamski

26,463FaniLubię

Mieliśmy w historii parę okresów, w których potęga jakiegoś wielkiego, dominującego państwa zapewniała długotrwałą, względną stabilizację polityczną całych kontynentów. Często odbywało się to ze szkodą dla podmiotowości wielu narodów, ale nawet spora część tych zniewolonych mogła cieszyć się pokojem a często nawet mniejszymi czy większymi szansami rozwoju.

W starożytności taki właśnie okres trwał od roku 27 przed narodzinami Chrystusa, kiedy to ustanowiony został pryncypat Oktawiana Augusta, aż do śmierć cezara Aleksandra Sewera w roku 265 po narodzinach Chrystusa. Potęga Imperium Rzymskiego była wówczas tak wielka, że przez 265 lat nie pojawiło się żadne poważne zagrożenie dla świata ówczesnej łacińskiej cywilizacji. Wiele ludów cierpiało ucisk, powstania były tłumione, ale nie dochodziło do żadnej wojny o skali mogącej zakłócić porządek, panujący w całej południowej Europie, północnej Afryce, na części obszarów Bliskiego Wschodu czy w Azji Mniejszej. Upowszechniało się wtedy rzymskie prawo, na ogromnych obszarach wyrastały tysiące kilometrów akweduktów, powstawały dziesiątki tysięcy kilometrów dróg (czasem nawet, pokrytych asfaltem, użytkowanych jeszcze dzisiaj). Wraz ze słabnięciem Imperium Rzymskiego uruchomiony został czas coraz bardziej wyniszczających wojen, najazdów i wewnętrznego rozkładu. Procesu tego nie zdołano już odwrócić. W V wieku upadło imperium zachodniego Rzymu. W następnych stuleciach nie było już komu powstrzymać ekspansji Arabów. Wschodnie wybrzeże Morza Śródziemnego i cała Afryka Północna znalazły się w rękach całkowicie nowych właścicieli. Chrześcijaństwo, od wieków kwitnące w tamtejszych krajach, zostało z nich brutalnie wyparte.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Z podobnymi sytuacjami, choć przez krótszy czas i na mniejszą skalę, mieliśmy do czynienia jeszcze kilkakrotnie. Przez około dwustu lat stabilizację Europy środkowej i wschodniej zapewniała potęga Polski i Litwy, zabezpieczająca równocześnie kontynent przed ekspansją Turcji. Ówczesna granica między Polską a państwami niemieckimi, właśnie dzięki potędze naszego państwa, była jedną z najdłużej nie zmieniających się spośród wszystkich granic w dziejach Europy. O naszym państwie tamtych wieków mawia się, że było to imperium. Najczęściej bowiem przyjmuje się, że status taki ma mocarstwo o powierzchni liczącej milion kilometrów kwadratowych. A bywało, że nasze państwo rozmiar ten przekraczało. Przy czym dość niezwykłe było to imperium, gdyż wielka Rzeczpospolita Obojga Narodów nie zaprowadzała ładu niewolniczego i nieznana jej była zasada uprzywilejowania jednej, dominującej nacji. Wręcz przeciwnie – liczne rody Litwy czy Rusi weszły w skład najściślejszych państwowych elit. Ich przedstawicieli szlachta całej Rzeczpospolitej wynosiła nawet na królewski tron! Polsko – litewskie imperium nie tylko więc stabilizowała i zabezpieczała ogromną część kontynentu, ale też upowszechniała nieznane indziej standardy wolności. W żadnym innym kraju tak wielki odsetek mieszkańców nie cieszył się podobną podmiotowością. O tym, jak doniosła była stabilizacyjna rola Polski świadczą katastrofy, do których doszło, gdy jej zabrakło. Bez unicestwienia Polski przez ościenne satrapie nie wypoczwarzyłyby się najbardziej agresywne mocarstwa dziejów nowożytnych, czyli Niemcy oraz imperialna Rosja. Bez rozbioru i zdegradowania Polski – wiek XX nie stałby się stuleciem największych i najbardziej krwawych wojen w całej historii świata.

Od roku 1945 żyjemy w okresie, który przez wielu bywa zwany Pax Americana. Nie ulega bowiem wątpliwości, że względna stabilność świata, w którym od 75 lat nie doszło do wojny na wielką skalę, to zasługa potęgi Stanów Zjednoczonych oraz roli, jaką mocarstwo to na siebie wzięło. Od trzech czwartych wieku US Army stacjonuje w Niemczech. Amerykańscy żołnierze, pytani o przyczynę, dla której tak długo i tak licznie są obecni w tym kraju często odpowiadają pół – żartem: „Po to, żeby nie urodził się tutaj nowy Adolf Hitler”. I całkiem serio przyznać należy, że to właśnie im należy zawdzięczać to, że jak dotąd żadne kolejne wcielenie Hitlera kanclerzem Niemiec nie zostało. Respekt przed Stanami powstrzymał nie tylko imperialne zakusy Związku Sowieckiego. Świadomość tego, że „mogą przyjść Amerykanie i zrobić porządek” nie powstrzymała konfliktów w wielu miejscach globu. Nie ulega jednak wątpliwości, że gdyby nie stacjonowanie amerykańskich sił zbrojnych w dziesiątkach zapalnych regionów – wojen i rozlanej krwi byłoby znacznie więcej. I inaczej, na pewno nie lepiej, wyglądałaby dziś mapa polityczna świata. Docenić też należy to, że Pax Americana oznaczało także dominację świata zachodniego, który daleko od swoich granic upowszechniał standardy swojej cywilizacji. Takie, jak prawa człowieka, wolność słowa, sumienia, gospodarowania. Na całym świecie podziw budziła zasada, w myśl której nie tylko całe związki taktyczne czy operacyjne, ale wręcz cała potęga Stanów Zjednoczonych mogła być angażowana w imię ocalenia jednego jedynego obywatela swojego kraju czy jednego tylko żołnierza swojej armii. Już tylko praktykowanie tej zasady milionom Afrykańczyków czy Azjatów uświadamiało, jaką wartością może być po prostu – człowiek. Spróbujmy sobie odpowiedzieć na teoretyczne gdybanie, czy jeśli Pax Americana zostałby zastąpiony przez np. Pax Chinese to czy praktyka takiego ładu mogłaby być podobna… Zdania nie kończę nawet znakiem zapytania, bo pytanie oczywiście – retoryczne…

W ostatnich dziesięcioleciach obserwujemy niestety proces słabnięcia amerykańskiej dominacji a tym samym roli Stanów jako głównego stabilizatora politycznego ładu na ogromnych obszarach świata. Do przeszłości należą już lata, w których militarny potencjał USA można było oszacować jako większy od razem wziętych wszystkich innych armii. W XXI wieku ta przewaga topnieje nadal i to w tempie coraz szybszym. Jeszcze dziesięć lat temu Amerykanie byli w stanie powstrzymać takie działania Chin, jak budowa na wodach międzynarodowych sztucznych wysp, wyposażonych w wojenne porty i lotniska. Gdyby zamiast prezydenta Obamy w Białym Domu rezydował wtedy niekoniecznie nawet Ronald Reagan, ale choćby J. F. Kennedy czy Jimi Carter – ten chiński proceder zostałby powstrzymany szybką akcją amerykańskiej floty. Czy Obama ten moment zlekceważył czy przegapił – jest już bez znaczenia. Pozostaje faktem, że ten jeden ze zdecydowanie najgorszych prezydentów w dziejach USA dopuścił do przekroczenia przez Chiny pewnego rodzaju Rubikonu. Takiego, po którym ekspansja chińska prawdopodobnie nie będzie już mogła być powstrzymana bez zbrojnego konfliktu o wielkiej skali. A jeśli Stany przestaną pełnić rolę, jaką pełnią od trzech ćwierci wieku, ruszyć mogą liczne groźne procesy, powstrzymywane dziś z coraz większym trudem.

Jednak to nie doganiany przez rywala potencjał gospodarczy czy militarny okazuje się być dzisiaj gwoździem, wbijanym do trumny Pax Americana. Zbigniew Brzeciński, który pisał rzeczy mądre i… „mądre inaczej”, pod koniec ubiegłego stulecia o pewnej zasadniczej sprawie wypowiedział się wyjątkowo trafnie. Powiedział bowiem, że Stany Zjednoczone mają na świecie unikatowy status państwa o wyjątkowych standardach wolności, praworządności i szacunku dla podmiotowości człowieka. Stąd nawet gdy odgrywają czasem rolę wielkiego policjanta, zaprowadzającego porządek daleko od swoich granic, to ta nadzwyczajna rola w szerokim świecie spotyka się z dość powszechną akceptacją. Najprościej rzecz ujmując – państwo mające markę pierwszego wzorca wolności jak żadne inne postrzegane jest jako mające prawo do pilnowania i zaprowadzania porządku. Bardzo często przyznawano, że Stanom, które przynosiły wolność zachodniej Europie, krajom Azji i Oceanii, wolno więcej. Właśnie przez wzgląd na ową „budowaną u siebie i niesioną innym wolność”, państwu ze stolicą w Waszyngtonie przyznawano prawo pilnowania i zaprowadzania ładu na kilku kontynentach. Podstawy tego przywileju, przyznawanego Stanom od kilkudziesięciu lat w kilkudziesięciu krajach, właśnie zostały naruszone. Nie może przecież uchodzić za latarnię wolności kraj, w którym szaleje cenzura. A cenzura w najpełniejszym słowa tego znaczeniu w ostatnim czasie w USA dosłownie się – rozszalała. Przybrała rozmiar kolosalny, niemal – totalny. Odebranie prawa swobodnej wypowiedzi samemu prezydentowi USA oznacza przecież, że w każdej chwili prawa tego można pozbawić absolutnie każdego obywatela. Musimy się dziś liczyć z do niedawna niewyobrażalną sytuacją, w której stojący na czele reżimów w Pekinie czy Fenianie mogą teraz zapytać: „Czyż w USA jest dzisiaj więcej wolności słowa, niż u nas?” Jeśli by teraz US Navy ruszyła z jakąś misją stabilizacyjną – spotka

się może z argumentem: „Nie przynosicie wolności!” I nie byłoby łatwo polemizować z takim zarzutem, bo czyż możne ktoś przynieść komuś coś, czego sam nie posiada? Kryzys wolności w Stanach nie będzie mógł się nie przełożyć na kryzys amerykańskiej pozycji w świecie.

Stoimy dziś w obliczu zmierzchu Pax Americana. Wynik ostatnich wyborów prezydenckich, coraz bardziej szokujące decyzje Kongresu – przesądzać mogą o tempie i skali tego procesu. Być może nawet – o jego nieodwracalności. Cokolwiek byśmy nie myśleli o dotychczasowym ładzie europejskim czy światowym – na pewno nie jest to dla nas dobra wiadomość.

Artur Adamski

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content