13,4 C
Warszawa
poniedziałek, 29 kwietnia, 2024

RZECZNICY NIEMIECKIEGO INTERESU W ŁAWACH POLSKIEGO PARLAMENTU

26,463FaniLubię

Polacy w stopniu totalnym zdominowali zarówno Turniej Czterech Skoczni, jak i konkurs w Titisee – Neustadt. Jednak pomimo tego, że mamy najlepszą na świecie drużynę skoczków narciarskich – z sukcesu tego mogłoby nie być literalnie nic. Dające nam tak wiele radości sportowe triumfy oczywiście są zasługą genialnych i pracowitych zawodników, świetnych trenerów i innych członków naszej doskonałej ekipy. Nie byłoby nam jednak dane cieszyć się pięciokrotnym graniem „Mazurka Dąbrowskiego” i ciągłą obecnością naszych na szczytach stawki, gdyby Polską rządził dziś ktoś inny.

Niemcy zrobili wszystko, co było w ich mocy, żeby do startu polskich skoczków w ogóle nie dopuścić. Decyzja RFN – owskiego odpowiednika naszego SANEPID – u od początku do końca stanowiła istne kuriozum. Tę historię, w której na podstawie jednorazowego, w najwyższym stopniu wątpliwego wyniku testu, eliminuje się z całej sztafety zawodów całą narodową drużynę – powinniśmy na zawsze zachować w swojej pamięci. I to wraz z katalogiem wszystkich późniejszych krętactw, butnym odrzucaniem najbardziej oczywistych argumentów, że przy przyjętych przez Niemców kryteriach – stokroć więcej przemawia za wyeliminowaniem np. całej drużyny gospodarzy Turnieju. Po raz nie wiadomo który było nam dane się przekonać, że dla naszych zachodnich sąsiadów najmniejszym wstydem nie jest wyszukiwania źdźbła w oku swojego rywala, kiedy sami paradują z wielkimi belkami, umieszczonymi w obydwu własnych oczach. Kilka pokoleń temu mawiało się w Niemczech, że były państwem prawa. Znający praktykę choćby rugów pruskich zawsze widzieli, że „Niemcy – państwo prawa” to klasyczny oksymoron, po lwowsku mówiąc „bujda na resorach”. Czasem jednak ten i ów prosty poddany kajzera miewał powody do stwierdzenia z satysfakcją, że „są jeszcze sądy w Berlinie”. Jakie są standardy prawa w Niemczech widzimy dziś na forum Unii Europejskiej, gdzie wszyscy stosować się mają do wyższości prawa unijnego, tylko nie oni. A także w niemieckiej codzienności, w której w zgodzie z tym, co w RFN uchodzi za „prawo” – „prawomocnie” zakazać można nawet rozmawiania z dzieckiem w polskim języku. Dziś koktajl z niemieckiej buty, praktyki podwójnych standardów i wrodzonej skłonności do krętactwa służyć ma także eliminowaniu konkurentów ze sportowych aren. Trudno przy takiej okazji nie przypomnieć sobie oszołamiających olimpijskich triumfów, na kolejnych igrzyskach odnoszonych przez wschodnio niemieckich lekkoatletów. Z wyglądu zawodnicy ci często przypominali jakieś monstra, co po latach znalazło wyjaśnienie w środkach chemicznych, które im aplikowano przez lata poprzedzające start w zawodach. Podziwiać wtedy nam przyszło nie osiągane rezultaty, ale to, że zawodnicy ci w ogóle przeżyli podawane im dawki potwornych preparatów. Jeszcze większe zdumienie wzbudziła kreatywność autorów sukcesu wschodnioniemieckiego sportu, wykorzystujących np. nadzwyczajne zdolności mobilizacyjne organizmu kobiety, osiągające swój szczyt w bodaj dwudziestym siódmym dniu ciąży. Najzwyczajniej w świecie działacze sportowi zza Odry robili wszystko, by odpowiednią ilość dni przed startem np. na sprinterskiej bieżni – młodziutkie często zawodniczki zostały – zapłodnione. A na udekorowane olimpijskimi medalami czekali już w swych gabinetach specjaliści od wykonywania skrobanek…

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

NRD – owskie pomysły skończyły się po tym, gdy szereg tragedii, które wstrząsnęły światem sportu, przyniósł nowe realia walki z dopingiem. Równocześnie, pomimo rozsławiających polską naukę teorii prof. Płatek o wysokiej rozrodczości par jednopłciowych, prawdopodobnie nadal nie ma jednak możliwości zapładniania niemieckich skoczków narciarskich. W niemieckich rękach pozostały więc te metody, jakie praktykują niemieckie sfery polityczne. Czyli trzypunktowe „zasady Kalego”, tyle że wyższej generacji. Te niepisane „zasady” mogłyby brzmieć następująco: Punkt pierwszy: co jest dobre dla Niemiec – jest zgodne z prawem. Punkt drugi: wszystko, co może być dla Niemiec niekorzystne – jest łamaniem prawa. I punkt trzeci: w przypadku zaistnienia czegokolwiek, co byłoby niekorzystne dla Niemiec a zarazem zgodne z prawem – patrz punkt pierwszy.

Skuteczność powyższej istoty niemieckiej praworządności mieliśmy okazję poznać wiele razy. Do bólu znamy np. „zasadę”, wg której polskie stocznie nie mogą dostać pomocy publicznej i muszą być zlikwidowane, podczas gdy równocześnie, i to w o wiele większym wymiarze, jak najbardziej otrzymać ją mogą stocznie niemieckie. Licząca 147 tys. mniejszość niemiecka w Polsce ma prawo do katalogu bezprecedensowych przywilejów, wraz z nie muszącymi przekraczać wyborczego progu posłami w każdej kadencji Sejmu, podczas gdy paromilionowa polska zbiorowość w Niemczech jest bytem „z mocy niemieckiego prawa” w ogóle nieistniejącym. Podobnymi przykładami można by zapełnić okazałą książkę. Lepiej więc w tym miejscu odpowiedzieć sobie na pytanie, co jest istotą skuteczności „standardów niemieckiego prawa” czy może po prostu realizacji niemieckich interesów – na terenie polskiego państwa. Odpowiedź jest prosta i zna ją każdy, kto naszą scenę polityczną i działające u nas media choć trochę śledził w dniach, w których Niemcy podjęły cyniczną próbę wyeliminowania polskich zawodników z całego szeregu zawodów Pucharu Świata w Skokach Narciarskich. Gazety, i to wcale nie tylko te będące wprost niemiecką własnością, od razu zaroiły się przecież stwierdzeniami, w rodzaju „ciężkie prawo, ale prawo”, „cóż zrobić – siła wyższa” itd. itp. Natychmiast też po stronie sprzyjającej Niemcom decyzji opowiedziały się postacie z polskiej sceny politycznej. Pewien wrocławski senator błyskawicznie pospieszył ze stwierdzeniem, że „To nie Niemcy eliminują polską reprezentację, lecz wirus!” Zawtórowali mu kolejni. Poszukując w tamtych dniach jakiegokolwiek promyczka optymizmu pomyślałem wówczas, że jeśli tak w stosunku do Niemiec usłużne elity przez ćwierć wieku rządziły Polską to Bogu należy dziękować, że na przekór temu cokolwiek jeszcze na terenie naszego kraju pozostało w nie – niemieckich rękach…

Nie dziwmy się więc antypolskiej furii, wzniecanej przez Niemcy nie tylko na arenie Unii Europejskiej. Po dziesięcioleciach sprawowania władzy w Polsce przez ludzi, na wyścigi zgadzających się z wszystkim, czego tylko zażyczą sobie Niemcy, nasi zachodni sąsiedzi ciągle nie mogą przecież wyjść z ciężkiego szoku. Nadal trudno im się przyzwyczaić do nieznanej im sytuacji, w której w Warszawie rządzić mogą ludzie potrafiący im powiedzieć „nie” i reprezentować nieznane wcześniej zjawisko – „interes Polski i Polaków”. Jeszcze im się to w główkach nie mieści, ale doszli u nas do głosu ludzie potrafiący się postawić na szczeblu federacji sportowej, ministerstwa i nie wahający się stanąć ławą przy premierze, kiedy trzeba zdolnym walnąć pięścią w stół w czasie rozmowy z kanclerzem RFN. Nie tylko dla siebie samych, ale i dla zdrowotności niemieckich pomyślunków postarajmy się utrwalić ten stan i przyzwyczaić do niego naszych partnerów zza Odry.

Artur Adamski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content