Moment zwrotny podczas strajku w Stoczni Gdańskiej nadszedł 16 sierpnia 1980 roku. Władze zaakceptowały główne żądania stoczni, ogłoszono więc jego koniec. Jednak, tak naprawdę to jeszcze nie był koniec. Kobiety zatrzymały przy bramach wychodzących robotników, wrócili. Zaczął się strajk solidarnościowy, w imieniu wszystkich.
Międzyzakładowy komitet strajkowy w nocy spisał 21 wspólnych postulatów, które stały się ogólnopolskim dekalogiem oporu. Ludzi opozycji było za mało, by dotrzeć wszędzie, ale postulaty rozumieli wszyscy.
Partyjni przywódcy uznali, że drobnymi ustępstwami wobec strajkujących nie da się odwrócić groźnej tendencji. Rozumieli niebezpieczeństwo. Niektórzy bardzo bali się rozlewu krwi, ostrzegano by tylko nie strzelać.
Oceniano, ze teraz partia nie ma szans, gdyby doszło do starcia. 16 sierpnia, czyli tego samego dnia co międzyzakładowy komitet strajkowy, powołano sztab Ministerstwa Spraw Wewnętrznych pod kryptonimem „Lato 80” z Generałem Bogusławem Stachurą na czele. Miał on podjąć przygotowania do rozwiązania siłowego.
To zwycięstwo nad władzą było dla wielu wielką szansą i nadzieją. Niezależna od partii, dostępna dla wszystkich organizacja Związkowa musiała naruszyć system. Stanowiła przyczółek wolnej Polski. Sądzono, że władza musi być bardzo słaba, skoro do tego dopuściła. 17 września przyjęto, że związek będzie jeden i że będzie nosił nazwę Solidarność. Był to znak porozumienia społecznego, nie układu z władzą, ale porozumienia wewnątrz społeczeństwa. Po kilku tygodniach związek miał kilka milionów członków.
Partia pod nowym kierownictwem próbowała mobilizować szeregi. Coraz mocniej żądali tego towarzysze Breżniew i Honecker. W przeddzień podpisania porozumień Gdańskich, pojawiła się myśl o wprowadzeniu stanu wojennego, z posiedzenia biura politycznego KC PZPR.
W październiku 1980 roku, najpierw Komitet Obrony Kraju, a potem sam Sztab Generalny Wojska Polskiego rozpoczął opracowanie planów wprowadzenia stanu wojennego. Komendy Wojewódzkie MO w połowie miesiąca podjęły pracę nad uaktualnieniem list ludzi opozycji, przeznaczonych do aresztowania. Ale Solidarność miała już poczucie własnej mocy. Skokowo rosnąca liczba członków, a także znaczące poparcie zachodu przekonywały, iż związku nie da się zniszczyć. Po zarejestrowaniu statutu przez Sąd Najwyższy 10 listopada Solidarność, jako legalny i niezależny Samorządny Związek Zawodowy daje poczucie oparcia wielu środowiskom w Polsce. Choć, gdy kilka dni wcześniej Sąd Wojewódzki w Warszawie dokonał nieuprawnionych zmian w statucie Solidarności i związek złożył odwołanie, ludzie opozycji zrozumieli, że władze podejmują próbę sił.
W listopadzie władze robią wyraźne kroki. Przygotowują operacje, blokady komunikacji i telekomunikacji po wprowadzeniu stanu wojennego. Określają jego rygory; zakaz strajków, wiecowania, zaostrzenie cenzury, mocna propaganda. Wcześniej czy później musi dojść do konfrontacji, która jest nieuchronna, do walki na ulicy zostało wyćwiczonych 30 tysięcy ludzi.
Jesień staje się okresem fali antysystemowych protestów. Dotychczasowa realizacja porozumień sierpniowych: podwyżki, wolne soboty, dostęp Solidarności do środków masowego przekazu, wydaje się wielu środowiskom daleko niewystarczające. Złagodzenie cenzury zachęca do walki o prawdziwą wolność. Każda arogancja władzy staje się źródłem gwałtownego konfliktu.
Przedstawiciele Wojska Polskiego zostali poinformowani w Moskwie 1 grudnia 1980r., że w związku z planowanymi ćwiczeniami „Sojuz 80” wojska Układu Warszawskiego zostaną przegrupowanie w pobliże dużych polskich miast. Oznaczało to interwencję zbrojną. Do Polski miało wejść 15 dywizji radzieckich, 2 czechosłowackie, 1 enerdowska.
Po informacjach w rozgłośniach zachodnich, że 3 grudnia prezydent USA Jimmy Carter stwierdził fakt bezprecedensowego zgromadzenia sił sowieckich, wzdłuż polskiej granicy oraz zagroził sankcjami wobec Związku Radzieckiego, atmosfera w Polsce zgęstniała. Ludzie wsłuchiwali się w przestrzeń czy nie słychać latających samolotów lub jadących czołgów…