16,7 C
Warszawa
wtorek, 30 kwietnia, 2024

Powrócić na Ojczyzny łono – Jerzy Pawlas

26,463FaniLubię

Szacuje się, że poza granicami kraju pozostaje ok. 20 mln naszych rodaków. Nie wiadomo, ilu z nich chciałoby, bądź powinno powrócić.

Za czasów rządów PO-PSL państwo scedowało na gminy i fundacje problemy związane z repatriacją i osiedlaniem się powracających. To było znaczene utrudnienie dla deklarujących chęć powrotu z terenów byłego Związku Sowieckiego. Co prawda, gmin jest blisko 2,5 tys., ale w 2015 roku wydano tylko 140 wiz repatriacyjnych. I chociaż w 2019 roku było ich już 871, to przecież pod koniec XX wieku tylko w Kazachstanie pozostawałao 50-100 tys. potencjalnych repatriantów.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Tymczasem samorządy troskliwie opiekują się bezdomnymi zwierzętami, przeznaczając na ten cel co roku ponad 280 mln zł. Hunanitarne podejście do zwiarząt nie pozostaje w żadnym związku z refleksją o losie rodaków, zesłanych niegdyś na „nieludzką ziemię”.

Oczywisty obowiązek państwa przeprowadzenia repatriacji wynika z przesłanek demograficznych (niski przyrost naturalny, emigracja zarobkowa), ale także moralnych (wszak to rodacy boleśnie doświadczeni przez sowieckiego zaborcę). Żadna z nich nie jest dostatecznie doceniana. Nic wiec dziwnego, że na krajowych uczelniach studiuje już ponad 40 tys. ukraińskich studentów, choć mogli by tu być rodacy z azjatyckich republik posowieckich czy krajów południowo-amerykańskich.

Tania siła robocza miała być – zdaniem transformacyjnych reformatorów – atutem konkurencyjnym polskiej gospodarki. I tak było, z niekorzyścią dla rozwoju gospodarczego (brak postępu technologicznego, innowacyjności). Po co kupować maszyny, gdy można zatrudniać tanich gastarbeiterów. Niemniej przykład zachodnich gospodarek pokazał, że słabo asymilujący się przybysze powodują więcej kłopotów niż pożytku. Filozofia multikulti nie sprawdziła się. Nie trzeba więc powtarzać błędów państw zachodnioeuropejskich. Repatrianci nie będą przecież tworzyli szariackich gett.

Z unijnego dobrodziejstwa (przysłowiowy londyński zmywak) zatrudniania za najniższe wynagrodzenie skorzystało ponad 2,5 mln polskich gastarbeiterów. Wyjeżdżali z państwa PO-PSL, gdzie proponowano im śmieciówki, banksterskie kredyty, wysokie czynsze za wynajem mieszkania. Jednak chętnych już coraz mniej, bo w 2018 roku – jak podaje GUS – emigrantów zarobkowych było 2,455 mln (rok wcześniej – 2,540 mln, czyli więcej o 85 tys.). Pozostaje mieć nadzieję na realizację strategii demograficznej i wielkiego powrotu Polaków, jakie zapowiadał premier Mateusz Morawiecki w swym ostatnim expose.

Rynek pracy

Totalna opozycja, która tak chętnie krytykuje rząd, nie wspomina, że w 2014 roku bezrobocie przekraczało 12,5 proc. (bez pracy pozostawało ponad 2 mln ludzi). Nie docenia też, że rekordowo niskie bezrobocie przed zamrożeniem gospodarki (w lutym 2020 roku – 5,5 proc.) niewiele się zwiększyło. Chiński wirus nie zrujnował dynamicznie rozwijającej się gospodarki (bezrobocie w lipcu 2020 roku – 6,1 proc.), tylko nieco spowolnił tę dynamikę, nie bez udziału tarczy antykryzysowej.

Rejestrowane w urzędach pracy bezrobocie oscyluje wokół miliona (w kwietniu – 965,8 tys., w lipcu – 1029,5 tys.). W pierwszym półroczu br. przeciętne wynagrodzenie brutto wzrosło o 3,7 proc.. W zasadzie pracownicy cenią sobie zatrudnienie, a pracodawcy – pracowników. Wszyscy wyczekują lepszych czasów (po pandemii). Nie wszyscy – szczególnie opozycja – doceniają niezłą sytuację na rynku pracy.

Z wrześniowych badań CBOS wynika, że prawie dwie trzecie ankietowanych pozytywnie ocenia sytuację na rynku pracy, i tyleż samo nie obawia się utraty zatrudnienia. Co do przyszłości, to większość badanych jest przekonana, że ich sytuacja w firmie nie ulegnie zmianie. Co więcej, również większość (75 proc.) respondentów ma poczucie pewności zatrudnienia. Spadek PKB w tym roku może być płytszy niż 3,5 proc. – przewiduje premier Mateusz Morawiecki. Wspiera go Tadeusz Kościński, minister finansów – o tej porze za rok będziemy już po recesji.

Tymczasem przedsiębiorcy koncentrują się na utrzymaniu miejsc pracy. Tylko 7,7 proc. firm sektora MŚP (małych i średnich przedsiębiorstw) zamierza zwolnić pracowników. Natomiast jedna piąta pracodawców przewiduje zwiększenie zatrudnienia. Analizy Krajowego Rejestru Długów „KoronaBilans MŚP” sugerują polepszającą się sytuację w zatrudnieniu. Nie ulega wątpliwości, że wychodzenie z kryzysu będzie potrzebowało rąk do pracy. Jak na razie, pomijając repatriantów i emigrantów zarobkowych, ukraińscy gastarbeiterzy chętnie pracują w naszym kraju (cztery razy większe zarobki). Nie ma więc potrzeby sprowadzania egzotycznych pracowników azjatyckich czy afrykańskich.

Repatrianci

Kolejne rządy III RP mają na sumieniu ciężki grzech zaniechania. Nie sprowadziły do kraju rodaków, zesłanych przez sowieckich najeźdźców na rozległe terytorium imperium zła. Uczynili to Niemcy już na początku lat 90-tych, sprowadzając do kraju blisko milion swoich rodaków z Kazachstanu. Uczyniły to Czechy czy Izrael. Także rosyjska gospodarka sięga po rodaków z byłych republik azjatyckich. Kazachstan przyjął milion swych rodaków, zesłanych do sowieckich łagrów. Na tym tle polska niemożność, a raczej obojętność musi zastanawiać i oburzać.

Musieli opuścić swoje domy i gospodarstwa, tylko dlatego, że byli Polakami. W latach 30. Rosjanie wygnali do Kazachstanu sto tysięcy Polaków. Następne fale zesłańców na rosyjskie azjatyckie bezkresy pognano po najeździe na Polskę w 1939 roku. Szacuje się, że liczba polskich wygnańców przekroczyła 1,2 mln.

Co prawda były powroty w 1922 roku, w 1946, w 1956, ale nie wszystkim udało się wrócić do ojczyzny. I nawet gdyby ci, którzy zostali zsowietyzowani (z autonomicznych okręgów Marchlewszczyzny i Dzierżeńszczyzny), mogliby być niemile widziani (nie zasługując na współczucie i solidarność rodaków), to wszyscy inni powinni powrócić.

Tymczasem na przeszkodzie stoi nie tylko niewydolność służb konsularnych wydających wizy, ale przede wszystkim brak sensownego, systemowego planu repatriacji. A przecież zapotrzebowanie na ręce do pracy będzie rosło, nie mówiąc o wypełnieniu obowiązku wobec rodaków.

Emigranci

Jak podaje GUS, w 2018 roku najwięcej polskich czasowych emigrantów zarobkowych przebywało w Niemczech (706 tys.), Wlk. Brytanii (695 tys.), Holandii (123 tys.), Irlandii (113 tys.), Norwegii (86 tys.). A jeszcze w 2016 roku szacowano, że wyjechało „za chlebem” ponad 2,5 mln polskich obywateli. Co więcej, 25 proc. ankietowanych młodych ludzi zamierzało wyjechać, licząc na większe zarobki. Teraz, gdy przeciętne wynagrodzenie sięga 5,4 tys. zł brutto, jest coraz mniej zainteresowanych emigracją zarobkową.

Przełomem był rok 2018, kiedy to emigranci zarobkowi zaczęli wracać do kraju, najwięcej z Wlk. Brytanii. Nie bez znaczenia była laicyzacja i genderyzacja szkolnictwa w krajach unijnych, brak poczucia bezpieczeństwa w społeczeństwie wielokulturowym. Motywacją była też coraz lepsza sytuacja materialna w kraju (polityka prorodzinna, łatwość znalezienia pracy). Gdyby jeszcze było więcej mieszkań z tanim czynszem, powroty byłyby znacznie liczniejsze. Z badania ankietowego, przeprowadzonego przez Narodowy Bank Polski w 2018 roku, wynikało, że 10-15 proc. emigrantów zamierzało wrócić do kraju w niedalekiej przyszłości.

Niskie bezrobocie (niższe od średniej unijnej), coraz lepsze warunki zatrudnienia, ułatwienia w zakładaniu firm, niskooprocentowane pożyczki – wszystko to czeka na emigrantów zarobkowych. Z kolei oni mogą wzbogacić krajową gospodarkę swoimi zagranicznymi doświadczeniami. Ostrożne szacunki podają, ze w najbliższych latach wróci do kraju przynajmniej 300 tys. emigrantów. Ta liczba nie jest – co prawda – imponująca, gdy przewiduje się spadek ludności kraju o 1/9 do 2050 roku, ale od czegoś trzeba zacząć. W końcu dobra kondycja krajowej gospodarki też jest niebagatelnym argumentem.

W stronę polityki

Ośrodek Badań nad Migracją Uniwersytetu Warszawskiego prognozuje, że do 2050 roku w naszym kraju będzie mieszkać około 3,5 mln cudzoziemców. Przedsiębiorcy postulują wprowadzenie legislacyjnych i organizacyjnych ułatwień w zatrudnianiu cudzoziemców. Ciekawe, że ani uczeni, ani biznesmeni nie przewidują powrotu do kraju repatriantów czy emigrantów zarobkowych. Nie wierzą też – jak z tego wynika – w możliwości prokreacyjne polityki prorodzinnej.

I niestety podobny sceptycyzm wydają się podzielać rządzący, skoro wprowadzają ułatwienia dla cudzoziemców (dostępność mieszkań), a nie przewidują podobnych dla repatriantów czy emigrantów zarobkowych. Nie forsują też ochrony krajowego rynku pracy przed dumpingiem, tanią siłą roboczą cudzoziemców, lecz raczej proponują otwarcie gospodarki dla coraz bardziej egzotycznych przybyszy (obok Ukraińców, Białorusinów, Mołdawian czy Gruzinów, Hindusi, Nepalczycy, Wietnamczycy).

Prezentowany przez ONZ w 2018 roku „Globalny pakt dla bezpiecznej, uporządkowanej i regularnej migracji” uznaje wędrówkę ludów jako „źródło dobrobytu, innowacji i zrównoważonego rozwoju w naszym zglobalizowanym świecie”. Będzie ona służyła zacieraniu racji bytu państw narodowych, zagrażając dobru wspólnemu danego społeczeństwa. To jednak nie musi być żadnym argumentem, gdyż „prawo do migracji” staje się prawem człowieka, zaś migranci mają rewolucyjną rolę do odegrania – są „agentami zmiany”.

Migranci jawią się więc jako neomarksistowski „nowy proletariat”, który ma przed sobą świetlaną przyszłość, zważywszy tezę o nieuchronności dziejów. Potwierdza to wypowiedź Jerzego Kwiecińskiego, b. ministra inwestycji i rozwoju, który zapowiadał, że w 2030 roku na rynku pracy będzie brakować 1,5 mln ludzi, stąd konieczność migracji. Rządowe programy mówią nawet o 3 mln rzeszy pracowników ukraińskich.

Byłoby to na rękę pracodawców (tanie siła robocza), ale czy byłoby to korzystne dla gospodarki, państwa i społeczeństwa – bardzo wątpliwe, chyba że jakoś mimo woli realizuje się politykę multikulti ze wszystkimi jej tragicznymi konsekwencjami.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content