13,4 C
Warszawa
piątek, 26 kwietnia, 2024

Wielki Jubileusz Pani Redaktor Marii Woś – Artur Adamski

26,463FaniLubię

1 lutego 2023 roku mija 65 lat od dnia, w którym przed mikrofonami Polskiego Radia Wrocław po raz pierwszy zasiadła osoba od kilku już dekad znana nam jako arcymistrzyni sztuki felietonu.

Maria Woś przyszła na świat w roku 1934 we Lwowie. I wystarczyło, że w mieście tym spędziła jedynie pierwszych dwanaście lat swojego życia, by na zawsze uformowana została jako kwintesencja wszystkiego, czym ten prastary gród jest dla polskiej historii, kultury, dla naszej narodowej świadomości. Brutalnie wyrwana ze swych stron ojczystych została ekspatriowana do miasta, które wydało jej się całkowicie obce. A do tego ponure i martwe, gdyż w większości składające się z wypalonych ruin i zwałów gruzu. Trudno było zapuszczać nowe korzenie w grunt będący przecież ziemią wygnania. Tym bardziej, że kolejne dziesięciolecia wcale nie koiły tęsknoty za pełnym narodowych i rodzinnych pamiątek miastem swych przodków. Żyjąc jednak w nowym miejscu, na ile to było możliwe, zaczęła mu nadawać cechy swej lwowskiej ojczyzny. Nie dokonywało się to za sprawą jakiegoś przyjętego i realizowanego planu. Stanowiąc żywą cząstkę Lwowa w sposób jak najbardziej spontaniczny, naturalny, jakby wręcz oczywisty – zaczęła emanować swoją lwowskością. Lwowskimi tradycjami zatętnił dom, który pośród wrocławskich zgliszcz zaczęła urządzać razem ze swoją, też przecież lwowską mamą. Ta lwowskość dawała o sobie znać w codzienności, w obyczajach, we wspomnieniach. Wszystko to składało się na to, że w jakiejś cząstce nowe miejsce na ziemi stawało się czymś w rodzaju reinkarnacji Lwowa. W tym momencie niemal pewien jestem, że jeśli pani redaktor Maria Woś przeczyta te słowa, to się na nie oburzy. Bo jakże można skopiować, sklonować, zmultiplikować zjawisko tak bezprecedensowe, tak niepowtarzalne i jedyne, jak Lwów. Protest przeciw takiemu postawieniu sprawy rozumiem, choć moja perspektywa nie jest tu w podobnym stopniu osobista czy głęboka. Ta moja perspektywa jest też jednak taka, że myśląc o pani redaktor Marii Woś mam wrażenie, że pośród bezliku innych niezwykłych przymiotów jej osobowości jest ona także naszym małym wrocławskim Lwowem. Takim Lwowem chodzącym, mówiącym, emanującym miłością do tego niezbywalnego wątku polskiej historii, jakim Lwów był i jest.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Miałbym kłopot z jasnym wyrażeniem tego, czym jest lwowskość pani redaktor Marii Woś. Oczywiście część tej lwowskości zawiera się w przejmujących, poruszających, niesłychanie barwnych opowieściach o tym mieście. O jego ludziach, zakątkach, budowlach, tradycjach i zdarzeniach. W tym, czym pani redaktor Maria Woś nas obdarowuje jest jednak coś więcej. Więcej nawet od tego, co zwane bywa duchem miejsca. Więcej od owego genius loci, powstającego w wyniku wieków działalności nadzwyczajnych ludzi i pokoleń budujących niepowtarzalną atmosferę. Ta lwowskość Marii Woś to też coś więcej od kultury, najczęściej w sposób nieświadomy przejawiającej się w najzwyczajniejszych nawet słowach i gestach. Ta lwowskość Marii Woś to bowiem także coś z nieuchwytnych kategorii duchowych. Coś sprawiającego, że w zasłuchanych kolejnymi felietonami zaczynają żyć cząsteczki tego skarbu, jaki w swoim sercu ze Lwowa przywiozła nam pani redaktor Maria Woś.

Bo przecież generalna zasada jest taka, że tym, za sprawą czego powstaje i formuje się jakaś ludzka zbiorowość, w dużej mierze są – opowieści. Jeśli są one prawdziwe a zarazem inspirujące, mające moc powoływania naśladowców zdolnych działać tak, jak bohaterowie przywoływanych historii, przyczynić się one mogą do awansu tejże zbiorowości. Do awansu oznaczającego, że zbiorowość ta w pełnym tego słowa znaczeniu staje się – narodem. A potem do jego uszlachetniania, umacniania, czynienia zdolnym do trwania przez długie stulecia. Zarazem wrogowie znający tę prawidłowość dążą do narzucania zwalczanym przez nich zbiorowościom różnych „pedagogik wstydu”. Bo jeśli przynależność jest powodem do wstydu to przecież lepiej z taką przynależnością zerwać. Dalsze trwanie zwalczanej zbiorowości zapewnić wtedy mogą ci, którzy ciągle ją wzbogacają opartymi na prawdzie opowieściami o należących do tejże zbiorowości pięknych ludziach. O szlachetnych, ofiarnych postawach. O trwających przy swojej tożsamości. O pielęgnujących dziedzictwo, o wiernie służących ziemi ojców. I to szczególnie wtedy, gdy obca przemoc depcze i wydziera najcenniejsze jej fragmenty. Albo zagarnia i niszczy jej całość. Dalsze trwanie zbiorowości zapewniają umacniający w przekonaniu o konieczności trwania. O obowiązku budowania przyszłości na przekór każdym niesprzyjającym okolicznościom.

Do takich niestrudzonych budowniczych naszej polskiej zbiorowości, ciągle nam przypominających o wspaniałych, bez reszty Polsce oddanych czy to lwowiakach czy Ślązakach, należy pani redaktor Maria Woś. Pani Redaktor od dziesięcioleci ojczysty gmach cementująca poruszającymi opowieściami. Za narzędzie mająca jedynie kartkę, ołówek i mikrofon. A dokonać nimi potrafiąca jakże wiele.

Artur Adamski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content