Na strajku dobrze się mieszka – Michał Mońko

Na osiedlu stoczniowców, Obłuże w Gdyni wychodzę przed budynek numer 10 przy Stolarskiej, gdzie nocowałem. Jest środa, 20 sierpnia 1980, siódmy dzień strajku na Wybrzeżu Gdańskim. Dzień zaczyna się deszczowo, mgliście. Z ulicy Stolarskiej ledwo widać bramownicę Stoczni Gdyńskiej im. Komuny Paryskiej.

0
1383

Składanym rowerkiem jadę do Bosmańskiej i dalej do Nasypowej. Po drodze spotykam znajomą dozorczynię ze szkoły podstawowej na Obłużu. Pytam, czy wie, gdzie może być otwarty kiosk z gazetami.

Dozorczyni pokazuje nieodległy budynek na górce.

– A za tym blokiem, gdzie mieszka ten, co to nie strajkuje.

– Stoczniowiec i nie strajkuje? – dziwię się.

– Ach, panie, taki wstyd!

– Może chory?

– Gdzie tam, panie, chory! Chyba na duszę! Podobno sekretarz partii tak nim pokierował. Tak, panie. Gorsze te sekretarze od Antychrysta!

Nie dość, że pada, to jeszcze zrobiło się chłodno. W strajkujących zakładach ludzie siedzą pod plandekami, pod kawałkami folii. Ci, co mają reumatyzm – a jest takich wielu – mają powody do narzekania.

Radio nadaje komunikat o rozmowach przedstawicieli komisji rządowej pod przewodnictwem członka KC, wicepremiera Tadeusza Pyki z komitetami strajkowymi zakładów, które nie przystąpiły do MKS-u w Stoczni Gdańskiej. Rozmowy trwają w gmachu Wojewódzkiej Rady Narodowej w Gdańsku przy ulicy Okopowej 21.

Tadeusz Pyka przyjmuje do realizacji wszelkie postulaty, oprócz tych, które nazywa politycznymi, podrzucanymi przez „elementy wrogie Polsce Ludowej”.

O dziewiątej członkowie komisji rządowej i przedstawiciele komitetów strajkowych, zebrani w Sali Herbowej WRN w Gdańsku, podpisują porozumienie w sprawie realizacji postulatów strajkujących załóg.

Kiedy podpisy składają ministrowie, sekretarze partii, dyrektorzy i przedstawiciele komitetów strajkowych, na parterze WRN rozrzucany jest krótki wierszyk – agitka:

Szkoda słów i naszych łez,

władzy waszej nadszedł kres!

Pyka, Pyka odejdź stąd!

Po dziesiątej piętnaście umowa między Komisją Pyki, a stroną strajkową, zostaje wysłana do KC PZPR w Warszawie. Wicepremier Pyka i wojewoda Kołodziejski są pewni, że Sekretariat KC i Biuro Polityczne zaakceptują porozumienie i nie dopuszczą do przejęcia inicjatywy strajkowej przez MKS w Stoczni Gdańskiej.

Wybiegam z gmachu WRN i rowerkiem, pustymi ulicami, pędzę do kolejki, żeby zdążyć do Gdyni.

Na rannym posiedzeniu komitetu strajkowego w Stoczni Gdyńskiej, Tadeusz Pławiński, inżynier z TE, szef służby informacyjnej i, w zastępstwie Andrzeja Kołodzieja, przewodniczący Komitetu Strajkowego Stoczni, mówi, że dochodzi do naruszania dyscypliny strajkowej, a nawet do łamania regulaminu strajku:

– Stoczniowiec z K3 rozmawiał z sekretarzem partii KZ, Litzbarskim. Jest świadek tej rozmowy, delegat K3. To złamanie regulaminu strajku! Proszę wezwać Stoczniowca, o którym mówimy, jest za drzwiami. Wezwać.

Marian Tyszka z W5 wprowadza do pawilonu stoczniowca, który rozmawiał z sekretarzem Litzbarskim.

– Rozmawiałeś? – pyta Tadeusz Pławiński.

– A czy to była rozmowa? – zastanawia się obwiniony. – Mnie się zdaje, że nie doszło do rozmowy.

– Nie doszło do rozmowy, powiadasz?

– Bo to było tak… – wyjaśnia stoczniowiec. – Wyszedłem na plac. Nagle, jak diabeł spod ziemi, pojawił się sekretarz Litzbarski. I pyta mnie, jak się mieszka na strajku. A ja do niego, że dobrze się mieszka. To on, że pogoda nienajlepsza. To ja, że pogoda na strajk w sam raz… To była cała rozmowa.

– Co robimy? – pyta Pławiński.

– Dać mu ostrzeżenie.

– Wystarczy upomnieć.

– Dobrze – zgadza się Pławiński. – Upominam kolegę, że z sekretarzami nie wolno rozmawiać. Po prostu stoczniowcowi nie przystoi rozmowa z komuchem. Kolega przyjmuje upomnienie?

– Przyjmuję.

– A co zrobimy z sekretarzem Litzbarskim? – pyta Leszek Krauze z K3. – Sekretarz samowolnie wyszedł z „Akwarium” i samowolnie łaził po stoczni.

„Akwarium” to kilkupiętrowy budynek stoczniowej administracji i partii. Zgodnie z regulaminem strajku, sekretarzom i dyrektorom nie wolno opuszczać „Akwarium” bez zgody Komitetu Strajkowego.

– Sekretarz dostanie ostrzeżenie na piśmie – mówi Pławiński. – Jeśli jeszcze raz wyjdzie z ‘Akwarium’ bez naszej zgody, to zostanie wyrzucony za bramę.

– Jeszcze kopa powinien dostać!

– Ja tak w ogóle to chromolę sekretarzy – odzywa się upomniany. – Mogę teraz iść do niego i mu dokopać.

– Panowie! – upomina Pławiński. – Nie będziemy kopać sekretarzy!

– Na razie.

– I potem nie będziemy kopać – powiada Pławiński – Wystarczy, że wyrzucimy ich za bramę.

Głosy zza stołu:

– Na pysk!

– Kopniesz gówno, a on będzie krzyczał, że kopnąłeś człowieka!

Wybuch śmiechu.

– Dosyć panowie!

Głos zza stołu:

– A jednak trzeba będzie chyba komuś dokopać, bo ci z „Akwarium” za nic mają regulamin strajkowy. Dzisiaj wyszedł z ‘Akwarium’ nie sekretarz, a dyrektor Fandrey. Żeby tylko wyszedł! On wyszedł i jednemu z AG podał rękę, a ten z AG rękę Fandreya uścisnął!

– No to ładnie! – mówi Pławiński. – Ładnie… Dyscyplina strajkowa rozłazi się, jak stare prześcieradło… Nie zdziwię się, jak zaczniemy zapraszać sekretarzy i dyrektorów na kawę. Czy się mylę?

– Nie jest tak źle – powiada Zdzisław Ślesarow z AG. – Przypadek… Dyrektor Willy Fandrey szedł służbowo do Andrzeja Kołodzieja, ale go jeszcze nie zastał. No i wracał do ‘Akwarium’. Spotkał ludzi i wyciągnął na przywitanie rękę. No i jeden się zapomniał… Podał dyrektorowi rękę. Ale nie uścisnął.

Odezwały się głosy:

– No, dobrze, że tylko jeden!

– O jednego za dużo!

– Jak zobaczył Fandreya, to się zapomniał! Dobre!

Pławiński uśmiecha się.

– Jeśli tylko się zapomniał…

Głos zza stołu:

– Supełek niech sobie wiążę. To się nie zapomni.

– Słuchajcie – mówi Pławiński. – Musimy popracować nad sobą. Ja też mógłbym się zapomnieć. Tu była dyktatura partii i dyrekcji. Na widok sekretarza albo dyrektora wszyscy kicali. Niektórzy, jak wiecie, chcieli nieraz całować sekretarza w rękę…

Wybuch śmiechu.

– Nie śmiejcie się. Baryczko, jak dostał ze stoczni wybrakowany tapczan, to pocałował sekretarza Mendalkę w rękę.

– A gdzie tam! Ledwo nosem dotknął ręki majstra, znaczy sekretarza. A wyglądało jakby całował.

– Słyszałem o niejednym takim, co całował majstra jak nie za tapczan, to za fotel albo za krzesła – ciągnie Pławiński. – Tak było, ale nie może być. Nikogo w rękę całować nie będziemy. A rękę podajemy tylko temu, kogo szanujemy. Kto nie jest świnią. Szacunek należy się i spawaczowi, i majstrowi, i inżynierowi. Jeśli na to któryś zasługuje. A nie dlatego, że jest partyjny, że ma funkcję w ORMO i tak dalej. Partyjnym nie podajemy ręki. A teraz dziesięć minut przerwy i przewietrzcie pokój”.

Tymczasem rządowe limuzyny zatrzymują się pod główną bramą Stoczni Gdyńskiej. W dobrym nastroju I sekretarz KW, Fiszbach i minister Jedynak zamierzają odwiedzić dwa najbardziej radykalne strajki na Wybrzeżu Gdańskim, strajk w Stoczni Gdyńskiej i w Zarządzie Portu Gdynia.

Komitet Strajkowy nie jest jednomyślny, gdy przychodzi podejmować decyzję: czy wpuścić do Stoczni sekretarza Fiszbacha i ministra Jedynaka? Pławiński jest zdecydowanie przeciw. Popierają go dwaj inni inżynierowie, członkowie Komitetu Strajkowego: Kozicki i Onuszko.

Przeważa w końcu decyzja Kołodzieja, który wyjątkowo 20 sierpnia 1980 przybywa z Gdańska do Stoczni i deklaruje, że powita i oprowadzi gości po stoczni.

– No to można się zabić! – komentuje sytuację Pławiński. – To się nazywa nie mieć poglądów i nie wiedzieć, co to komuna!

– Trzeba rozmawiać – tłumaczy Kołodziej.

– Z kim chcesz rozmawiać? – pyta Andrzej Kozicki. – Z komunistami się nie rozmawia.

Sekretarz Fiszbach przedstawia się jako przewodniczący Wojewódzkiej Rady Narodowej i w tej roli chce wejść za bramę. Minister Jedynak podaje się za reprezentanta rządu premiera Babiucha. Obydwaj – sekretarz i minister – stoją pokornie i czekają na wpuszczenie za bramę.

Za zgodą Kołodzieja, sekretarz Fiszbach i minister Jedynak mogą wejść do Stoczni. Przybyłych witają: Andrzej Kołodziej, wiceprzewodniczący MKS; Willi Fandrey, dyrektor Stoczni; Kazimierz Litzbarski, I sekretarz KZ; Zbigniew Maciejewski drugi dyrektor Stoczni.

Przy bramie minister i sekretarz starają się nie zauważyć narysowanej białą kreda na asfalcie kratownicy. Każda kratka oznacza jakiś wydział: K1, K2, K3, K4… W1, W2, W3, W4, W5… itd. Jedna obszerna kratka, podzielona na dwie części, przeznaczona jest dla mieszkańców „Akwarium”, czyli dla Dyrekcji Stoczni i Komitetu Zakładowego PZPR.

We wszystkich kratkach, oprócz kratki „Akwarium”, leżą paczki żywnościowe od rodzin i instytucji, zabierane co jakiś czas prze łączników wydziałowych. W kratce „Akwarium” leży miotła, tzw. drapaka, i wypisane są nazwiska adresatów miotły. To są nazwiska stoczniowych sekretarzy, dyrektorów i działaczy partii.

Na asfalcie, w kratkach „Akwarium”, wypisane są tytuły i nazwiska: przewodniczący ZZ ZSMP, Pankiewicz; przewodniczący Rady Zakładowej ZZM, Fryzowski; poseł na Sejm, delegat W5 na Konferencję Wojewódzką PZPR, Mendalka; I sekretarz KW, delegat K2 na VIII Zjazd partii, Fiszbach; członek Biura Politycznego, delegat K2 na VIII Zjazd partii, Kania; I sekretarz KZ, delegat K2 na Wojewódzką Konferencję PZPR w Gdańsku, Litzbarski; delegat na VIII Zjazd partii, Urbanek, monter rurociągów na K2.

Spotkanie I sekretarza KW, Fiszbacha i ministra Jedynaka z przedstawicielami strajkującej załogi odbywa się nieopodal bramy głównej w pawilonie zajmowanym przez Komitet Strajkowy Stoczni Gdyńskiej.

Po lewej stronie stołu (patrząc od wejścia) zasiadają stoczniowcy – członkowie Komitetu Strajkowego: Andrzej Kozicki, Piotr Onuszko, Andrzej Kołodziej, Zbigniew Mrozowski, Zdzisław Ślesarow, Piotr Mikołajczyk, Tadeusz Pławiński, Władysław Pawelec, Henryk Woźniak; w drugim rzędzie Marian Tyszka, Leszek Krauze, Henryk Mierzejewski. Mnie nie widać, bo robię zdjęcia.

Po prawej stronie stołu zasiadają: I sekretarz KW, Tadeusz Fiszbach; minister przemysłu ciężkiego Andrzej Jedynak; dyrektor Stoczni Gdyńskiej, Willi Fandrey; I sekretarz KZ, Kazimierz Litzbarski; dyrektor ds. produkcji Zbigniew Maciejewski i osoby towarzyszące I sekretarzowi KW.

Andrzej Kołodziej oświadcza sekretarzowi i ministrowi, że Komitet Strajkowy może zaznajomić ich z sytuacją w stoczni. Minister Jedynak prosi o zezwolenie na wejście na W2, a sekretarz Fiszbach chce odwiedzić K2, gdzie jest członkiem POP.

Pławiński, nie oglądają się na Kołodzieja, mówi zdecydowanie:

– To niemożliwe. Na wydziały nie macie wstępu. U nas stoczniowcy nie rozmawiają z funkcjonariuszami partyjnymi. A wy jesteście funkcjonariuszami.

Przewodniczący Kołodziej, wbrew opinii Pławińskiego i Kozickiego, zezwala funkcjonariuszom na wejście i oprowadza ich po Stoczni. Fiszbach pyta stoczniowców o jedzenie, o zdrowie.

– Czy starcza, czy brakuje?

– Najadamy się – odpowiada Bronisław Suchański z K2, członek KS.

– A może potrzebne leki?

– Na chorobę nam leki? – mówi Mieczysław Grzegorczyk, mąż zaufania na w2.

– Nie chorujemy – Bogdan Bojko, członek KS.

Minister pyta o porządek, o sprawność urządzeń portowych.

– Dbamy – odpowiada Andrzej Kozicki, inżynier z TK, członek Komitetu Strajkowego. – Wszystko jest w należytym porządku.

– Ciężko wam? – pyta sekretarz Fiszbach.

–Radzimy sobie – powiada Tadeusz Pławiński, inżynier z TE, p.o. przewodniczącego KS. – Wam też pewnie nielekko. Załatwicie nasze postulaty, będzie wam lżej.

Kiedy delegacja partyjno – rządowa opuszcza stocznię, Fiszbach podchodzi nagle do mnie, podaje rękę. Znamy się od połowy lat siedemdziesiątych. Zawsze, kiedy byłem na jakiejś konferencji czy spotkaniu w Domu Technika w Gdańsku, I sekretarz KW przychodził do pokoju 304 na III piętrze, gdzie przebywali dziennikarze. Witał się, rozmawiał, opowiadał jakieś dowcipy.

– A czemu was nie widzę w KW? – pyta. – Kolegów pańskich z „Kultury”, Kozickiego i Kapuścińskiego, widzę codziennie… Widzę Giełżyńskiego z „Polityki”, ile to kaw z nim wypiłem?! Pewnie razem mieszkacie w „Monopolu”, serdecznie zapraszam na obiad, na kawę do mnie.

Wyjaśniam, że Kapuściński, rzeczywiście, mieszka w gdańskim „Monopolu”, natomiast Kozicki ma pokój w gdyńskim „Bałtyku”. Ja znowu przemieszkuję w Stoczni Gdyńskiej albo w Stoczni Gdańskie, czasami w Zarządzie Portu Gdynia.

– Doprawdy? – dziwi się Fiszbach.

Minister Jedynak przypomina sobie, że nie tak dawno byłem u niego w Warszawie. Tej scenie przypatrują się z zainteresowaniem stoczniowcy. Widzę, że ich zaufanie do mnie przechodzi próbę. Postanawiam rzucić na szalę swoją bezpartyjność. Ale jak to zrobić, żeby nie wyglądało to na demonstrację?

Mówię o życiu strajkowym. O nocach i dniach w stoczni. Że rozmawiamy nawet nocami. Śpiewamy, modlimy się. Fiszbach uśmiecha się, mówi, że on też ma potrzebę rozmowy z ludzi. No i ma dobrą kawę.

– Kawa u mnie naprawdę doskonała… Osobiście zapraszam. Nad wieczorem zbiera się u mnie cały salon dziennikarski…

–Nie jestem partyjny – mówię wreszcie i robi mi się lżej, a na twarzach stoczniowców widzę odprężenie. – Nigdy nie byłem w KW.

Fiszbach zapewnia, że w sytuacji, jak powstała, jest tylko jedna partia.

– To Polska. To partia wszystkich Polaków.

Sekretarz Fiszbach żegna kierownictwo Stoczni i kieruje się do bramy Zarządu Portu Gdynia. Przed bramą stoi w obstawie portowców Henryk Tarasiewicz, przewodniczący Komitetu Strajkowego Zarządu Portu. Za plecami Tarasiewicza widzę Klemensa Piernickiego z Goręczyna, ojca zabitego w 1970 roku Zbigniewa, pracownika Stoczni Gdyńskiej.

– Panowie! – mówi Tarasiewicz. – Nie wejdziecie!

Sekretarz nagle czerwienieje na twarzy, minister dostaje nerwowych tików policzka.

– Chcemy tylko porozmawiać – wyjaśnia zaskoczony minister Jedynak.

– Chcecie rozmawiać, to jedźcie do Stoczni Gdańskiej. Tam jest MKS. Oni czekają na rozmowy z władzą.

Fiszbach tłumi drżenie rąk. Z trudem próbuje mówić spokojnie.

– Podobno jesteście za demokracją, za wolnością – mówi. – Ale ja tu widzę, że oszczędnie gospodarujecie wolnością.

Tarasiewicz patrzy wyzywająco w oczy Fiszbacha i rzuca mu w twarz słowa z naszych nocnych rozmów o wolności, o prawdzie, o dyktaturze:

– Nie ma wolności dla przeciwników wolności! Nie wiecie o tym wy, komuniści, zwolennicy cenzury i obozów dla przeciwników politycznych! Uczyli was dyktatury sowieccy nauczyciele! A my dyktatorów nie dopuszczamy do głosu. U nas nie mają głosu sekretarze partii. U nas agitacja antystrajkowa surowo zabroniona!

Sekretarz z ministrem bez słowa odchodzą spod bramy. Tarasiewicz uśmiecha się i powiada do Piernickiego:

– Chcieli się dogadać… Ale tylko pogadali.

Piernicki ściska mocno Tarasiewicza i, ze łzami w oczach, szepcze:

– Pięknie im powiedziałeś, pięknie. Mój syn tam w niebie to słyszał i gdzieś tam się cieszy! Tam mu lżej będzie od dzisiaj i mnie lżej. Niech cię Bóg nagradza!

Koło pawilonu Komitetu Strajkowego Zarządu Portu Gdynia, jak zwykle, małe zgromadzenie portowców. Rozmawiają o tym i owym, śmieją się, dowcipkują.

– Cwane komunisty!

– Chytre!

– Mam znajomego na lotnisku – odzywa się młody portowiec, ten, co przywozi kwiaty na portowy ołtarz przy bramie. – Mój znajomy, on dużo wie o polityce, no i on powiada, że władza na górze musi się dogadać sama ze sobą…

– A to ciekawostka! – śmieje się Nikielski. – On się troszczy o władzę!

– Nie troszczy się, on pies na komunę… Opowiada, że Kania raz po raz przylatuje z Warszawy. I, co ciekawe, z lotniska jeździ prosto do Komendy Wojewódzkiej, a nie do Komitetu Wojewódzkiego.

– Ten twój znajomy to dużo wie… A jakby Kania jeździł prosto do KW a nie do KW to by było lepiej?

– Nie wiem, czy lepiej, czy gorzej. Chodzi o to, że Kania podobno nie znosi Fiszbacha i nie znosi Pyki.

– Temu Pyce to na lotnisku Kania ręki nie podał! – włącza się do rozmowy ten, co ma teściową na lotnisku w Rębiechowie.

– No, panowie, nie podać ręki!? To źle wróży Gierkowi. Bo Pyka jest człowiekiem Gierka.

Tymczasem w dużej Sali BHP Stoczni Gdańskiej aktorzy Teatru Wybrzeża, prowadzeni przez Macieja Prusa, recytują wiersze Miłosza, Słowackiego, Norwida. Zapadnie mi w pamięć wiersz adresowany do tyranów świata:

Drżyjcie, tyrany świata,

Lud podniósł sądny głos,

Drżyjcie, tyrany świata…

W dużej sali BHP siedzą delegaci kilkuset strajkujących zakładów, a przed nimi występują aktorzy, piosenkarze i poeci. W sąsiedniej małej Sali BHP siedzą przywódcy strajku, siedzi Prezydium MKS. To sala władzy. Widzę, jak Mazowiecki, późniejszy premier RP, wyrzuca z małej Sali profesora Kurowskiego. Bo doradcami MKS mogą być tylko ludzie unurzani w PRL.

Niewielu zauważy, że gdy w dużej Sali słychać poezję, modlitwy, nabożne śpiewy i szlachetne deklaracje, to w małej Sali kipią ambicje, toczy się uporczywa, niekiedy zażarta walka o przywództwo w strajku i o miejsce w historii Polaków.

Tekst „Na strajku dobrze się mieszka” jest fragmentem niepublikowanej książki „Krew i Rdza”.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię