Lektura czasu pandemii – Andrzej Manasterski

Pandemia niejako wymusiła na nas, by powrócić do zajęć na które w czasie przed-pandemicznym po prostu nie mieliśmy czasu. Na przykład do przeczytania książek, które odkładaliśmy na bok, zapewniając sobie i innych, że kiedyś je przeczytamy. I to kiedyś w końcu przyszło.

0
825

Pandemia niejako wymusiła na nas, by powrócić do zajęć na które w czasie przed-pandemicznym po prostu nie mieliśmy czasu. Na przykład do przeczytania książek, które odkładaliśmy na bok, zapewniając sobie i innych, że kiedyś je przeczytamy. I to kiedyś w końcu przyszło.

Z moich odłożonych lektur łaskawym okiem spojrzałem na Aleksandra Hercena „Rzeczy minione i rozmyślania”. To pięciotomowe dzieło, stanowiące podsumowanie życia człowieka aktywnego jako działacza politycznego i publicysty, było tworzone w latach 1852-1868. Wielka szkoda, że jedyne polskie wydanie dzieła miało miejsce blisko 70 late temu, w 1951 roku. Może ktoś pokusi się, by je wznowić? Tym bardziej, że autor był przyjacielem Polaków. Takim szczerym przyjacielem, nie malowanym, który za witryną przyjaźni chciał budować mocarstwo rosyjskie. W 1853 r. Hercen pisał: „Wyzwolenie Polski jest połową wyzwolenia Rosji”. W czasie Powstania Styczniowego opowiadał się za Polakami, co przysporzyło mu wielu wrogów wśród Rosjan – także rosyjskiej emigracji politycznej. W konsekwencji pismo, które stworzył „Kołokoł” („Dzwon”), zostało zamknięte z powodu bojkotu jego czytelników, którzy rezygnowali z abonamentu pisma.

Rzeczy minione i rozmyślania miały być w zamyśle autora wspomnieniem. Stały się zaś jego„spowiedzią”, dziełem które zabiera czytelnika do wędrówki po większej części XIX wieku. Mamy zatem obraz z koronacji cara Mikołaja w 1825 roku, burzliwe dyskusje wśród studentów rosyjskich w latach 30.XIX wieku, demonstracje uliczne we Włoszech i Francji w okresie Wiosny Ludów w 1848 roku.

Uważał, że aby spisywać swoje wspomnienia, nie trzeba być jednostką wybitną w jakiejś dziedzinie, wystarczy być osobą, która ma coś do przekazania i potrafi to zrobić („muszę się wyspowiadać na zewnątrz, muszę może tak samo, jak świerszcz musi cykać”). „(…) jeśli nie zaciekawia sama osoba, to interesuje środowisko, kraj i życie. Człowiek lubi wkraczać w inna egzystencję, lubi dotykać najdelikatniejszych włókien cudzego serca i przysłuchiwać się jego biciu….. Porównuje, sprawdza, szuka dla siebie aprobaty, współczucia, usprawiedliwienia”. Tym samym Hercen stworzył swoisty traktat filozoficzny o współczesnej Europie. „Przeszłość nie jest arkuszem korekty, ale nożem gilotyny: gdy spadnie, wiele rzeczy nie zrasta się i nie wszystko można poprawić. Pozostaje jak odlane z metalu, szczegółowe, niezmienne, ciemne jak brąz. Ludzie zapominają w ogóle tylko o tym, czego pamiętać nie warto albo czego nie rozumieją. Pozwólcie niejednemu zapomnieć o dwóch-trzech wypadkach, o pewnych rysach, o pewnym dniu, o pewnym słowie – będzie młody, śmiały, mocny, ale zachowując te wspomnienia idzie jak klucz na dno. (…) Zresztą zapominać wcale nie trzeba, to swego rodzaju kłamstwo; przeszłość ma swoje prawa, jest faktem, trzeba się z nią pogodzić, a nie zapominać o niej”.

Ważną kwestią podejmowaną w XIX wieku była sprawa narodowościowa. Jak to widział Hercen?

„Idea narodowościowa, sama przez się, jest ideą konserwatywną, jest to wyodrębnianie praw własnych, przeciwstawianie się innym narodom; zawiera ona w sobie zarówno judaistyczne pojęcie o wyższości plemienia, jak i arystokratyczne roszczenie sobie pretensji do czystości krwi i do majoratu. Hasła narodowościowe, jako sztandar, jako okrzyk bojowy, jedynie wówczas otaczane są aureolą, gdy naród walczy o niepodległość, gdy obala obce jarzmo. Dlatego też uczucia narodowościowe z całą ich przesadą tak pełne są poezji we Włoszech i w Polsce, a jednocześnie tak trywialne w Niemczech”. (…) „Wojna 1812 roku w silnym stopniu rozwinęła poczucie świadomości narodowej i miłości ojczyzny, lecz patriotyzm 1812 roku nie miał słowiańskiego charakteru. Patriotyzm ten widzimy u Karamzina, u Puszkina, nawet u samego Aleksandra. W praktyce był on wyrazem owego instynktu siły, jaki odczuwają wszystkie potężne narody, zaczepiane przez narody obce; potem było tryumfalne poczucie zwycięstwa, dumna świadomość odparcia wroga”. A jaki był początek rosyjskiego imperium?

„Po to, by Rosja przekształciła się w księstwo, potrzebni byli Waregowie. By stała się państwem – Mongołowie. Europeizacja uczyniła z caratu moskiewskiego olbrzymie imperium petersburskie”.

A co w Europie? „Cała Europa uważa obecnie, że despotyzm niezbędny jest dla obrony obecnego ustroju państwowego przed naporem idei socjalnych usiłujących wprowadzić nowy porządek, do którego Zachód pomimo obawy i oporu zdąża z niesłychaną siłą. (…)Przywrócona została równość niewolnictwa. Jesteśmy obecnie świadkami zadziwiającego widowiska: nawet te kraje, w których pozostały jeszcze wolne instytucje, domagają się despotyzmu. Ludność nie widziała nic podobnego od czasów Konstantyna, gdy wolni Rzymianie chcąc uwolnić się od ciężarów społecznych prosili o zrobienie z nich niewolników.”

Dla misji Hercena, ważną – jeśli nie najważniejszą cezurą było stanowisko jakie zajął podczas Powstania Styczniowego. „Tymczasem zbierała się burza polska. Jesienią roku 1862 przybył do Londynu na kilka dni Potiebnia. (…) Coraz częściej zjawiali się Polacy z kraju; przemawiali językiem wyraźnym i ostrym, dążyli do wybuchu wprost i świadomie. W przerażeniu chodziło mi po głowie, że idą na niechybną zagładę. (…) „Prywatnie, osobiście mogliśmy często lubić tego czy innego Polaka i zbliżać się do nich, ogólnie jednak biorąc, niewiele było między nami jednomyślności w ujmowaniu rzeczy; toteż stosunki nasze były naprężone, rzetelnie nieszczere: robiliśmy sobie nawzajem ustępstwa, innymi słowy – osłabialiśmy sami siebie, uszczuplając się wzajemnie w swych najlepszych bodaj siłach. Dogadać się do jednakowego rozumienia rzeczy było niepodobieństwem. Wychodziliśmy z różnych stanowisk – i drogi nasze przecinały się tylko w punkcie wspólnej nienawiści do samowładztwa petersburskiego. Ideał Polaków był poza nimi: szli ku swej przeszłości, przemocą uciętej, i tylko stamtąd mogli odbywać dalej swą drogę. Oni mieli mnóstwo relikwii, my – puste kolebki. We wszystkich działaniach i w całej ich poezji jest tyle rozpaczy co wiary gorącej. (…) Oni dążą do wskrzeszenia zmarłych, my chcemy jak najprędzej pogrzebać swoich. Formy naszego myślenia i nadzieja nasze są inne; nasz duch narodowy, cały skład naszej umysłowości nie wykazuje żadnych podobieństw z nimi. Nasz związek z nimi wydawał się ni to mezaliansem, ni to małżeństwem z rozsądku. Z naszej strony było więcej szczerości, ale nie więcej głębi; zdawaliśmy sobie sprawę ze swej winy pośredniej, kochaliśmy ich odwagę i szanowali ich nieugięty protest. Cóż oni mogli w nas kochać? Co szanować? Przełamywali siebie zbliżając się do nas; kilku Rosjan robili zaszczytny wyjątek. W więziennych mrokach panowania mikołajowskiego siedząc pod kluczem jako towarzysze więzienni, współczuliśmy sobie raczej niż znaliśmy nawzajem. Lecz gdy się okienko nieco uchyliło, odgadliśmy, że sprowadzono nas tu różnymi drogami i że się różną drogą rozejdziemy. Po wojnie krymskiej westchnęliśmy radośnie; ich nasza radość uraziła: zmiana klimatu w Rosji przypomniała im o ich stratach, nie o nadziejach. Myśmy się rwali naprzód, gotowi łamać wszystko; dla nas nowe czasy zaczynały się od wyniosłych żądań; dla nich – od nabożeństw i modłów żałobnych. Ale rząd po raz drugi zespolił nas z nimi. Wobec strzałów do księży i dzieci, do krucyfiksów i kobiet, wobec strzałów do hymnów i modlitw umilkły wszystkie pytania, zatarły się wszystkie różnice… Ze łzami i szlochem napisałem wówczas szereg artykułów, które głęboko wzruszyły Polaków.

Sens aktu polegał na tym, żeby za naszym pośrednictwem powiedzieć Rosjanom, że powstający Rząd Narodowy jest w zgodzie z nami i za podstawę swej działalności bierze: „uznanie prawa włościan do ziemi przez nich uprawianej oraz pełne prawo każdego narodu do rozporządzania swym losem”. (…)

Przystałem na niejakie poprawki i zaproponowałem im ze swej strony, ażeby mocniej została wycieniowana i przejrzyściej wypowiedziana myśl o samookreśleniu się prowincyj. Zgodzili się. Ten spór o słowa dowodził, że nasz stosunek uczuciowy do tych samych zagadnień nie był jednakowy. (…) Oddając do druku odezwę Komitetu Centralnego, powiedziałem właśnie o powyższym Gillerowi i jego towarzyszom, tłumacząc im niewczesność polskiego powstania. (…) Chcę wyjaśnić Gillerowi, dlaczego tak upierałem się przy słowach. Jeśli w Rosji na waszym sztandarze nie zobaczą: nadania ziemi i samookreślenia prowincji, to nasza sympatia nie będzie wam w niczym pożyteczna, nas zaś zgubi, ponieważ siła nasza zasadza się na jednakowym biciu serca; być może, serce nasze tu bije nieco mocniej i skutkiem tego o sekundę prędzej niźli tam serca przyjaciół naszych, ale ich wiąże z nami sympatia, nie służba! (…) Na kilka dni przed wyjazdem Bakunina przyszedł Martjanow(…). Dręczyła go tęsknota do kraju i nosił się z myślą powrotu. Dyskutowaliśmy o powstaniu. (…)

– Nie gniewajcie się na mnie, Aleksandrze Iwanowiczu: tak czy inaczej – zaprzepaściliście „Kołokoł”. Po co się wam wtrącać do polskich spraw? Może Polacy i mają rację, ale ich sprawa szlachecka, nie wasza. (…)

Postąpił jak powiedział: na wiosnę 1883 r powrócił do Rosji i poszedł umierać na katorgę, zesłany przez swego „cara ludowego”, za wiarę w niego, za miłość do Rosji.

Z końcem 1863 r nakład „Kołokoła” z 2500, 2000 spadł do 500 egzemplarzy i nigdy się już nie podniósł powyżej tysiąca.”

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię