Kondycja kultury – Jerzy Pawlas

W kraju, w którym połowa obywateli nie czyta książek, a pozostali dają się manipulować komercyjnym mediom antyrządowym lub „eksperymentom artystycznym”, bez żadnych przeszkód szerzy się ideologia genderyzmu-elgiebetyzmu, ekologizm i bezrefleksyjny multikulturalizm.

0
691

Laudacja Pera Waesterberga z Akademii Szwedzkiej na cześć Olgi Tokarczuk przypisuje Polsce „historię kolonializmu i antysemityzmu”. Laureatka „nie ucieka od niewygodnej prawdy nawet pod groźbą śmierci”. Z jakich żródeł laudator wydestylował te brednie, z czyich podszeptów – można domniemywać.

Wrocławscy studenci aktorstwa zbezcześcili „Chłopów” Władysława Reymonta. tak skutecznie, że wstydzili się zaprosić na spektakl swoje rodziny, żeby zrobić z powieści noblisty obsceniczno-bluźnierczy kabaret jako popis nowoczesnego aktorstwa, trzeba być zakompleksiałym burakiem.

Państwowy mecenat nigdy nie był tak wspaniałomyślny jak obecnie. Dotuje zarówno prywatny teatr Krystyny Jandy, jak i polonofobiczne wydawnictwo „Znak”. Niemniej rząd jest nieustannie poniewierany przez tzw. ludzi kultury. Narzekają na ograniczenia tematyczne i finansowe, choć nikt im nie broni działać prywatnie na wolnym rynku.

Odbiorcy czyli polskość to normalność

Ponad 12 proc polskich studentów przyznaje się do uzależnienia od pornografii. Wśród dzieci jeszcze gorzej. Zanim skończyły dwanaście lat zapoznały się z pornografią. (52 proc. chłopców, 33 proc. dziewcząt). Raport Stowarzyszenia Twoja Sprawa przekonuje, że nałogowe oglądanie wulgarnych przekazów seksualnych można porównać z głębokim uzależnieniem od narkotyków, hazardu czy alkoholu. Tymczasem nie od dziś wiadomo, że deprawacja, demoralizacja to początek skutecznego prania mózgów.

Brukselskie totalniactwo homo-elgiebetyckie nie daje za wygraną, a jego szkodliwość potęgują antychrześcijańskie bluźnierstwa i profanacje. Intensywność tych działań (media, manifestacje uliczne, partyzantka ideologiczna w szkołach) sprawia, że stają się środowiskiem naturalnym młodego pokolenia. I to ono ma być odbiorcą twórczości artystycznej – odmóżdżone, pozbawione tożsamości, podatne na dezinformacje, manipulacje, uwiedzenie, sugestie.

Strajk nauczycieli pokazał, że szkoła nie potrafi wykształcić świadomego odbiorcy kultury, nie mówiąc o świadomym obywatelu. Fatalnie napisane podręczniki do historii nie przekazują dziedzictwa kulturowego, Nauczyciele, nie dość znający prawdę historyczną, nie sytuują młodych w ciągu pokoleń, tworzących cywilizację łacińską. Nie inaczej jest na uczelniach wyższych, gdzie dominuje lewactwo i agresywne środowiska LGBT, gdzie rektorzy linczują profesorów (Aleksander Nalaskowski w Toruniu, Ewa Budzyńska w Katowicach) za parę słów prawdy, a studenci cenzurują wykłady lub uniemożliwiają organizowanie konferencji naukowych.

Tymczasem rynek kulturalny został zdominowany przez pogrobowców komuny, przebierańców lewicowo-liberalnych. W ich rękach media, nagrody artystyczne (paszporty „Polityki”, nagroda Nike), promocja i eksport (tłumaczenia na obce języki, gwarantujące zagraniczne nagrody literackie). Uczynienie go bardziej pluralistycznym zajmie wiele czasu. Jak na razie przykładem polskiego inteligenta jest poseł Cezary Tomczyk, który nie zna hymnu państwowego.

Poza kinem inne instytucje kultury filharmonie, muzea, teatry, galerie nie cieszą się zbytnią popularnością. Bez rzeszy świadomych odbiorców kultury, kibiców sztuki współczesnej trudno mówić o oddolnej aktywności obywatelskiej. Jedną z jej form jest także wolontariat. Bez niego nie ma dobrze funkcjonującej demokracji – mówił minister Piotr Gliński podczas IV Ogólnopolskiej Konferencji „Wolontariat w kulturze”. Dzięki niemu placówki kultury zwielokrotniają swe oddziaływanie. To ich przyszłość obok odpowiedniego finansowania.

Wojna nie tylko ekranowa

W III RP skażenie relatywizmem moralnym stało się zjawiskiem tak powszechnym, że nie mogło nie objąć produkcji artystycznej. Kolejne wersje „Psów” są najlepszym przykładem. Milicjanci i esbecy to prawdziwi bohaterowie, godni uprzywilejowanych emerytur. Uznany rzemiecha Władysław Pasikowski „przysposabia” także postać Ryszarda Kuklińskiego czy ofiar stalinizmu, „paląc” je, topiąc w atrakcyjnej formule warsztatowej.

Lewicowo-liberalni twórcy latami żerowali na hojnych funduszach Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, forsując polonofobię, ojkofobię, potoczny antyklerykalizm i nieoceniony antysemityzm. To gwarantowało festiwalowe nagrody, klakę polskojęzycznych mediów, przychylność dystrybutorów. To usprawiedliwiało odwalenie „Smoleńska” Antoniego Krauzego na korzyść jakiegoś „Pokłosia”, „Idy” czy „Ciemności”.

Dlaczego nie powstawały obrazy eksponujące polskie zwycięstwa, choćby hołd ruski, martyrologię-ludobójstwo katyńskie, bohaterskich kapłanów, broniących polskości na Kresach czy świętych obozowych, takich jak o. Maksymilian Kolbe, położna Stanisława Leszczyńska, która odebrała w Auschwitz ponad 3 tys. porodów, nie mówiąc o naukowcach, choćby Jan Czochralski – elektronik i budowniczych, na przykład Rudolf Modrzejewski.

A przecież historia naszego kraju to fascynujące scenariusze. Obok królów, Bolesław Chrobry, Henryk Pobożny, Kazimierz Wielki, Jadwiga, są sławni rycerze – Bolesław Wysoki, Zawisza Czarny, hetmani – Stanisław Żółkiewski, Jan Karol Chodkiewicz. Dlaczego oni nie zainteresowali filmowców. Pytań wiele, wszystkie retoryczne. Tak jak repolonizacji gospodarki, potrzebujemy repolonizacji kinematografii. Przydałaby się też ustawa demonopolizacyjna, by pluralizm zastępował dyktat lewicowo-liberalnej poprawności politycznej.

Tymczasem trzeba walczyć o wolność słowa i badań naukowych na uczelniach. Rektorzy polscy są im przeciwni, co szokuje, choć nie dziwi, zważywszy na żywotność peerelowskiej zarazy. Bo właśnie Maria Anna Potocka, dyrektor krakowskiego muzeum i galerii sztuki współczesnej, oświadczyła, że rezygnuje z patronatu medialnego Radia Kraków, gdyż w audycjach bierze udział abp Marek Jędraszewski. Do czego dochodzi? Publiczna placówka kulturalna cenzuruje publiczne media.

Oprócz filmów służących antypolskiej lewicowo-liberalnej propagandzie, powstają inne, zyskujące szeroką publiczność. Filmową biografię św. Faustyny „Miłość i miłosierdzie” pokazywano w 800 kinach (drugie miejsce w amerykańskim box oflisie). „Legiony” też mogły zyskać więcej widzów, gdyby nie „partyzantka” środowisk lewicowo-liberalnych. Czas pokaże, czy przeniesione na ekrany pasjonujące koleje losu Witolda Pileckiego „Ochotnik” nie doświadczą takich utrudnień.

Organizować wyobraźnię

Jeżeli amerykańska polityk, reprezentująca izbę niższą tamtejszego sejmu, uważa, że w Auschwitz ginęli więźniowie żydowscy, homoseksualni, elgiebetyccy czy romscy (nie wymienia Polaków, dla których Niemcy założyli ten obóz), to środowisko wiadomej gazety może oskarżać Wojciecha Korkucia, plakacistę, przypominającego niemieckie zbrodnie wojenne, o antyniemieckość, ksenofobię, i – oczywiście – nienawiść. Prawda stała się pojęciem manipulacji politycznej.

Odkąd nie ma dobra i zła, odkąd każdy ma swoją prawdę, ostatecznie wszystko jest sztuką, czego dotknie ręka artysty – sztuka stała się narzędziem propagandy neomarksistów-kulturtraegerów. I co najważniejsze – hojnie finansowanym z państwowej kasy. Stąd niezwykła żywotność szydzenia z tradycyjnych wartości, przedrzeźniania dziedzictwa kulturowego, chrystianofobii pod różnymi postaciami (w końcu wyobraźnia twórcza pracuje). Ale co tam skandale, skoro sztuka powinna skandalizować, obrażać, bluźnić, kłamać.

Charakterystyczne, że przedmiotem tych poczynań jest przeważnie bezczeszczenie katolicyzmu. W przypadku innych religii nie jest to opłacalne, a najczęściej ryzykowne, zresztą nie kariero-pędne.

Barbarzyńskie akty pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu w lipcu i sierpniu 2010 roku znalazły swą artystyczną interpretację w obrazie „Ukrzyżowanie” Zbigniewa Macieja Dowgiałły. Jego artystyczna wizja katastrofy samolotu rządowego „Smoleńsk” nie mogła być prezentowana ani w Muzeum Narodowym czy Zachęcie, ani w Centrum Sztuki Współczesnej czy Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Mógł ją wystawić w kościele kamedułów na warszawskich Bielanach.

Dominacja lewactwa i odmienności seksualnych nad dążeniem do prawdy czyli wolności twórczej. To patologia tym dotkliwsza, że w kraju nie ukształtowały się warunki do swobodnej działalności twórczej, nie mówiąc o sytuacji bytowej artystów (rynek sztuki właściwie nie istnieje).

Artyści-celebryci, pieszczoszki krytyków i salonów dobrze sobie żyją z fałszowania historii zwanego dekonstrukcją. Oskarżanie polskiego społeczeństwa o wszystko, co najgorsze, o rasizm, antysemityzm, homofobię, współsprawstwo w holokauście przynosiło sławę. Dlatego wydarzeniem stała się wystawa „Historiofilia – sztuka i polska pamięć”, rozbijająca lewacki kanon sztuki współczesnej. Bo historia nie jest tylko obciążeniem – trzeba ją rozliczać i wyciągać wnioski na przyszłość.

Okazało się, że rolę artysty można pojmować inaczej, co widać w pracach Jacka Adamasa, Jacka Lilpopa, Jerzego Kaliny, Zbigniewa Werpechowskiego), niż lewacko-historiofobicznie. Narodowy artysta organizuje wyobraźnię – pisał Cyprian kamil Norwid. Wreszcie zaistniała szansa. Centrum Sztuki Współczesnej zarządza Piotr Bernatowicz. Może powstrzyma nad reprezentację lewactwa.

Mecenat

Podczas gdy polska polityka historyczna poniosła dotkliwą porażkę w postaci literackiego Nobla, to polityka kulturalna może przynajmniej liczyć na większe fundusze. W 2020 roku po raz pierwszy przyznano na nią w budżecie ponad 5 mld zł. I chociaż wydatki na kulturę wzrosły o 54 proc. to nie zmienia to postawy tzw. ludzi kultury, którzy narzekają na „autorytaryzm wyborczy”, na „dyktaturę demokracji”. Ciekawe, że nie postulują innych form finansowania kultury, na przykład odpisy podatkowe dla osób fizycznych i prawnych.

Tymczasem koncern Orlen mecenasuje warszawskiemu Teatrowi Wielkiemu, finansuje wydarzenia artystyczne i edukacyjne. Samorządy też wspierają teatry, ale otwarte i postępowe, rozprawiające się z „Polską parafialną”. Nieoceniony stołeczny Teatr Powszechny („Klątwę” wciąż analizuje prokuratura przerabia „Matkę Joannę od Aniołów” Jarosława Iwaszkiewicza na „brawurowy feministyczny kabaret” zatytułowany „Diabły”. Poznański Teatr Polski „pochylił się” nad losem kobiet (fizjologia i męska przemoc).

Samorządowe teatry mogą liczyć na odbiorców, gdy jedna trzecia absolwentów uczelni nie czyta książek.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię